Aktualizacja strony została wstrzymana

Szpital imienia Króla Heroda – Stanisław Michalkiewicz

Po pozostawieniu przez lekarzy warszawskiego szpitala im. Świętej Rodziny bez pomocy wyabortowanego dziecka, które wskutek tego zmarło, sprawa legalności aborcji znowu nabrała aktualności. Do Sejmu wpłynął społeczny projekt ustawy ograniczający możliwości bezkarnego zabijania dzieci przed ich narodzeniem. Według dotychczasowego stanu prawnego, bezkarność takiego zabójstwa jest zapewniona w przypadku, gdy ciąża zagraża życiu matki, gdy ciąża jest wynikiem przestępstwa i gdy „płód” dotknięty jest ciężkimi i nieodwracalnymi uszkodzeniami. Projekt przewiduje bezkarność tylko w przypadku gdy ciąża zagraża życiu matki, dając zarazem sądowi możliwość odstąpienia od karania matki takiego dziecka. To ostatnie postanowienie projektu przypomina mi mój własny projekt ustawy „aborcyjnej” z roku 1991, który składał się z jednego zdania, w postaci dodatkowego paragrafu do artykułu 148 kodeksu karnego, regulującego odpowiedzialność karną za zabójstwo człowieka. Zdanie to brzmiało następująco: „w razie zabójstwa dziecka jeszcze nie urodzonego, sąd może podżegacza uwolnić od kary”.

Jakie byłyby konsekwencje takiej regulacji? Po pierwsze, „aborcja” byłaby traktowana jako zabójstwo człowieka, a nie żadnego „płodu”. „Płód” bowiem jest rodzajem semantycznej sztuczki, pozwalającej postępactwu na uniknięcie rozciągnięcia „praw człowieka” na dzieci przed ich urodzeniem. Po drugie – wykonawca aborcji odpowiadałby za zabójstwo, które, jak wiadomo, zagrożone jest karą nawet dożywotniego pozbawienia wolności. Dolną granicą kary za zabójstwo jest 8 lat więzienia. Natomiast matka dziecka w tym przestępstwie zazwyczaj bywa podżegaczem, to znaczy – sama nie pozbawia nikogo życia, tylko namawia do tego kogoś innego. Zgodnie z zasadami prawa karnego, podżegacz odpowiada tak, jak sprawca. Z uwagi jednak na to, że bywają sytuacje, kiedy na matkę dziecka jest wywierana ogromna presja ze strony jej najbliższego otoczenia, sąd w konkretnym przypadku miałby prawo odstąpienia od karania takiej osoby. Regulacja ta uwzględniała także ogólne zasady odpowiedzialności karnej, to znaczy – tzw. kontratypy, a więc stany faktyczne, gdzie wprawdzie człowiek został pozbawiony życia, ale czyn taki nie jest przestępstwem z uwagi na stan wyższej konieczności. Taka sytuacja ma miejsce w przypadku, gdy ciąża zagraża życiu matki, bo stan wyższej konieczności polega na tym, iż sprawca czynu ratuje jakieś dobro prawem chronione za cenę poświęcenia innego dobra prawem chronionego. To jest uregulowane w części ogólnej kodeksu karnego, więc nie ma potrzeby powtarzania tego wszystkiego w części szczegółowej.

W tej sprawie, jak wiadomo, zwyciężył „kompromis”, w następstwie którego zabijanie dzieci stało się częściowo legalne, a w przypadkach, kiedy było nielegalne, uzyskało status przestępstwa „uprzywilejowanego” to znaczy – karanego znacznie łagodniej, niż zwykłe zabójstwo. W ten sposób zwolennicy kompromisu pośrednio przyznali rację postępactwu, że „płód” jednak człowiekiem nie jest, bo w przeciwnym razie trudno byłoby wytłumaczyć tę łagodność. Była to ilustracja rozszerzającego się w Polsce nowego kultu, mianowicie kultu Świętego Spokoju, który stopniowo zastępuje dominującą dotychczas u nas religię katolicką. To nowe bóstwo formułuje tylko jedno przykazanie, a mianowicie – żeby nikogo nie urazić. Dlatego kult Świętego Spokoju różni się od chrześcijaństwa zasadniczo, bo w chrześcijaństwie obowiązuje nakaz mówienia prawdy, a nie komplementów.

Kolejną ilustracją postępów kultu Świętego Spokoju był niechętny stosunek wyższego duchowieństwa do projektu zmiany konstytucji, zgłoszonego przez Romana Giertycha. Być może Roman Giertych, który teraz wyłazi ze skóry, by przejść na jasną stronę Mocy, wolałby, żeby mu o tym nie przypominać, ale co się stało, to się przecież nie odstanie. Jak tedy pamiętamy, zmiana konstytucji miała polegać na rozciągnięciu ochrony życia człowieka „od poczęcia do naturalnej śmierci”. Domyślałem się wtedy, że prawdziwą intencją Romana Giertycha było zablokowanie w ten sposób możliwości ratyfikowania przez Polskę traktatu lizbońskiego, bo gdyby ta zmiana konstytucji została dokonana, to traktat lizboński, podobnie jak inne regulacje unijne, byłby z polską konstytucją właśnie z tego powodu oczywiście niezgodny. Jak pamiętamy, w pierwszym odruchu przedstawiciele Episkopatu stanęli na nieubłaganym gruncie „kompromisu” i dopiero gdy ktoś musiał im zwrócić uwagę, że nie można głosić w tej sprawie „kompromisu” i jednocześnie grzmieć na „cywilizację śmierci”, to się zreflektowali. Ta sytuacja ilustruje też głęboki kryzys przywództwa, jaki po śmierci Prymasa Stefana Wyszyńskiego trapi nasz nieszczęśliwy kraj.

Kryzys kryzysem, ale jakoś przecież reagować trzeba. Toteż J. Em. Kazimierz kardynał Nycz wydał w sprawie incydentu w szpitalu im. Świętej Rodziny oświadczenie, w którym wyraził ubolewanie z powodu tego, bo się tam stało i wątpliwość, czy w tej sytuacji wspomniany szpital przy ulicy Madalińskiego w Warszawie nadal powinien nosić imię Świętej Rodziny. Na pewno już nie – chociaż z drugiej strony nie wypada, by szpital nie nosił żadnego imienia. Wydaje mi się, że nie tylko z powodu incydentu, do jakiego tam doszło, ale również z powodu demonstracyjnego okazywania i dowodzenia, że przecież „nic się nie stało”, szpital przy ulicy Madalińskiego w Warszawie powinien nosić imię Króla Heroda. Przemawiają na tym dwa powody. Po pierwsze – zarówno charakter incydentu, jak i linia obrony przyjęta przez sprawców i popleczników wskazują raczej na inspirację herodową, niż świętorodzinną, a po drugie – nadanie szpitalowi imienia Króla Heroda będzie świadectwem zaawansowania w dialogu z judaszyzmem i na pewno będzie dobrze przyjęte zarówno przez postępactwo, jak i prasę międzynarodową. Czegóż chcieć więcej?

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    tygodnik „Polska Niepodległa”    9 kwietnia 2016

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3623

Skip to content