Aktualizacja strony została wstrzymana

Liturgia według księdza profesora W. Hryniewicza

O krytyce Mszy św., całej liturgii Kościoła katolickiego oraz o sposobach na uatrakcyjnienie Novus Ordo Missae, w celu dopasowania do głoszonych przez siebie herezji, opowiada W. Hryniewicz w wywiadzie-rzece zatytułowanym „Nad przepaściami wiary”, który ukazał się w 2001 roku nakładem Wydawnictwa Znak. Fragment wywiadu cytujemy za opoka.org.pl

W książce „Pedagogia nadziei” napisał Ksiądz, że misterium chrześcijańskie, jego bogactwo, w „kulcie liturgicznym (…) staje się łatwo sprawą przyzwyczajenia”. Czy może być inaczej? W końcu księża sprawują liturgię codziennie, świeccy uczestniczą w niej przynajmniej raz w tygodniu. Rutyna i przyzwyczajenie zdają się tu czymś normalnym. Co robić, aby uchronić się przed liturgiczną rutyną, skostnieniem czy formalizmem? Jak Ksiądz w swoim życiu radzi sobie z tymi zagrożeniami?

Trzeba pewnej pomysłowości. Nie waham się tego tak nazywać. Trzeba inwencji. Rutyna naprawdę zagraża każdemu z nas. Szczególnie duchownym, od których w dużej mierze zależy to, jak przeżywają liturgię świeccy. Dobrze jest zmieniać formę sprawowanej Eucharystii. Ci, którzy uczestniczą w liturgii jedynie w świątyni, mogliby od czasu do czasu przeżyć Eucharystię w domu, na przykład wraz z osobą, która choruje. Można wtedy wprowadzić pewne elementy, które odświeżają celebrację misterium. Z Ziemi Świętej przywiozłem patenę, świece, małą menorę (siedmioramienny świecznik) oraz małą tackę z mozaiką przypominającą cud rozmnożenia chleba (stawiam na niej naczyńka z winem i wodą). Wszystkie te przedmioty służą mi podczas domowych Eucharystii. Czasami w jakimś momencie, szczególnie przed prefacją, zapalam menorę. Zmienia się natężenie światła, co w pewien sposób pomaga w przeżywaniu misterium. Dla mnie osobiście jest to kontynuacja obecności w świętych miejscach, w których przebywał Jezus. Celebracja tajemnicy dzięki tym prostym przedmiotom zbliża mnie do tych miejsc — tam chodził Jezus, tam się trudził, nauczał, umarł i zmartwychwstał. Czasami trzeba szukać bardzo prostych środków, aby wnieść jakiś świeży element. Kiedy bywałem u Rodziców, wiele lat przed śmiercią obojga, to sprawowaliśmy razem Mszę w domu. Te Eucharystie pozostaną mi w pamięci do końca życia… Przede wszystkim jednak — jeśli nie chcemy, aby zżarła nas rutyna — musimy wczuwać się w to, co się wypowiada, czyta, czyni. Trzeba w te czynności włożyć wiele serca. I każdy musi znaleźć własną drogę. Trzeba jej szukać, pracować nad tym.


Czy pozwala sobie Ksiądz Profesor na pewną swobodę podczas sprawowania liturgii, na przykład na odejście od tekstów ksiąg liturgicznych?

Tak, pozwalam sobie. Nie potrafię inaczej odprawiać Mszy — dodaję jakieś zdanie, zmieniam kolejność słów… Szczególnie dbam o to, aby już od początku celebracji przemawiały do zebranych teksty czytań. Włączam ich treść do modlitw liturgicznych, przed homilią i po niej — niech przesłanie słowa Bożego z konkretnej niedzieli przenika całą Eucharystię. Uważam, że pewien stopień spontaniczności jest dobroczynny. Przeciwdziała rutynie w celebracji Eucharystii. Zapobiega niebezpieczeństwu poruszania się po wyślizganym torze słów. Nawet niewielka zmiana przerywa przyzwyczajenie, budzi wrażliwość, skłania do zastanowienia, wyrywa z bezmyślności. Pewna doza odpowiedzialnej spontaniczności jest niezbędna. Odpowiedzialnej — to znaczy przemyślanej. Tu nie chodzi o „radosną twórczość”, o spontaniczność na chybił trafił. Odpowiedzialna spontaniczność rodzi się podczas przygotowywania się do liturgii i ma swój głęboki sens.

A zatem taka mądra i odpowiedzialna spontaniczność jest, zdaniem Księdza Proferosra, dopuszczalna?

Sądzę, że tak. Do tej pory miałem kłopoty tylko wówczas, gdy podczas modlitwy eucharystycznej do imienia papieża dołączałem imiona patriarchy Konstantynopola (honorowego zwierzchnika prawosławia), arcybiskupa Canterbury (honorowego przywódcę anglikanizmu) czy okazyjnie imię jeszcze innej wybitnej postaci chrześcijaństwa. Budziło to zgorszenie starszych kapłanów. Doszło to nieco wyżej. Trzeba było się bronić. Jedną z linii obrony podpowiedział mi pewien ksiądz, wskazując na ten fragment czwartej modlitwy eucharystycznej, gdzie modlimy się za tych, którzy szczerym sercem szukają Boga. Mamy prawo modlić się za ateistów i agnostyków, a modlitwa za zwierzchników chrześcijaństwa ma być zabroniona?

Przerwał Ksiądz tę praktykę?

Nie! Można by rzec, że wywalczyliśmy (myślę tu o lubelskim kościele akademickim) dla siebie ten „przywilej”. Owszem, były problemy, ale do dziś to czynię.

A co W. Hryniewicz sądzi o Mszy św.? Rubrycystyka, mamrotanie, niezrozumienie, nieporozumienie, paraliturgia różańcowa, podejście rytualistyczne, drobiazgowość, brak pełnej symboliki uczestnictwa w misterium Eucharystii przez przyjęcie tylko Hostii, itp, itd. Jednym słowem: „Przed Soborem Kościół jawił się przede wszystkim jako piramidalnie ukształtowana instytucja, w której większość nie miała wiele do powiedzenia. Wystarczy rzut oka na starą liturgię, aby to w niej odkryć.” Módlmy się o nawrócenie tego biednego, zagubionego człowieka.


Za: Kronika Novus Ordo
Napisał Wiedhold dnia 20.1.07

 

 

Skip to content