Aktualizacja strony została wstrzymana

II wojna o inwestyturę – Stanisław Michalkiewicz

Polityczna wojna w Polsce zatacza coraz szersze kręgi. Po decyzji Komisji Europejskiej, która 13 stycznia br. uruchomiła bezprecedensową procedurę „sprawdzania” stanu praworządności w naszym i tak przecież nieszczęśliwym kraju, 19 stycznia w Parlamencie Europejskim odbyła się groteskowa inkwizycja, w ramach które część deputowanych wyrażała głębokie zaniepokojenie i niezadowolenie stanem demokracji i praworządności w Polsce, że poseł Janusz Korwin-Mikke musiał im przypomnieć, że demokracja, to tyrania Większości, więc PiS mając większość w Sejmie, może robić co chce. Jeśli zatem nie podoba im się to, co PiS robi, to nie powinni bredzić o demokracji, bo najwyraźniej nie zdając sobie z tego sprawy, odwołują się do zasady nomokratycznej, która z zasadą demokratyczną (im większa Liczba, tym słuszniejsza Racja) jest oczywiście sprzeczna. Ale czegóż można wymagać od zgromadzenia, które na swego przewodniczącego wysunęło niedouka i alkoholika Martina Schulza? Więc jeśli jedni posłowie lamentowali nad stanem demokracji i praworządności w Polsce i demonstrowali święte oburzenie, to znowu innym demokracja i praworządność w Polsce bardzo się podobała.

Wreszcie – 20 stycznia przyleciał do Polski z Ameryki pan Daniel Fried. Pretekstem jego wizyty było omówienie z warszawskimi władzami sprawy sankcji przeciwko złemu ruskiemu czekiście Putinowi i nawet jakiej rozhowory na ten temat przeprowadził, ale – jak to dwa tygodnie wcześniej ujawnił Główny Cadyk III RP Aleksander Smolar, tak naprawdę przyjazd pana Frieda był spowodowany „zaniepokojeniem” Waszyngtonu stanem demokracji i praworządności w Polsce, zaś nasz Drogi Gość ma tu wystąpić w charakterze rewizora, tyle, że nie „iz Pietierburga” tylko z Waszyngtonu i tubylczych dygnitarzy obsztorcować.

Dodatkowym wyjaśnieniem charakteru misji pana Frieda jest artykuł dwojga autorów: Bruce’a Ackermana i Macieja Kisilowskiego w periodyku „Foreign Policy”, wzywający prezydenta Obamę do karnego odwołania zapowiedzianego na lipiec szczytu NATO w Warszawie, albo przynajmniej – do zbojkotowania go, by w ten sposób pokazać warszawskiemu rządowi mores. Autorzy wyjaśniają, dlaczego prezydent Obama powinien tak postąpić. Otóż dlatego, by w dyscyplinowaniu Polski wyręczyć Niemcy, które w stosunkach z Polską mają zabagnione konto, więc nie bardzo im wypada Polskę zbyt ostro sztorcować. Ameryka, to co innego. Autorzy najwyraźniej zapominając o prezydencie Roosevelcie, który w Teheranie i Jałcie sprzedał Stalinowi Polskę tak, jak sprzedaje się krowę, uważają, że Ameryka w stosunkach z Polską ma czyste konto, więc może pozwolić sobie na znacznie więcej, niż Niemcy.

Celem zaś tych dyscyplinujących posunięć ma być przywrócenie w Polsce „równowagi”. Miedzy kim, a kim? Próżno łamalibyśmy sobie nad tym głowę, gdybyśmy nie przypomnieli sobie, że pan Daniel Fried w latach 1987 – 1989 był z ramienia Departamentu Stanu USA odpowiedzialnym za przeprowadzenie transformacji ustrojowej w naszym nieszczęśliwym kraju, która – jak pamiętamy – polegała na tym, że RAZWIEDUPR (Razwiedywatielnoje Uprawlienije), przy pomocy i współpracy „lewicy laickiej” wyselekcjonował sobie taką „reprezentację społeczeństwa”, do której miał zaufanie i do spółki z nią położył fundamenty ustrojowe III Rzeczypospolitej. Konieczność „przywrócenia równowagi”, na którą zwrócili uwagę autorzy artykułu w „Foreign Policy” oznacza, że w ocenie Waszyngtonu pozycja RAZWIEDUPR-a po ostatnich wyborach została zagrożona, czego dowodem jest właśnie polityczna wojna w Polsce.

Okoliczność, że postulat „przywrócenia równowagi” wyszedł akurat z Ameryki, z pisma kontrolowanego przez żydowskie lobby z USA, stanowi dodatkową poszlakę, że skierowana 18 czerwca ub. roku pod adresem USA oferta przedstawicieli najważniejszych ubeckich dynastii w Polsce, rekomendowana i żyrowana przez ubeków izraelskich przy okazji Międzynarodowej Konferencji Naukowej „Most”, musiała zostać przez Amerykanów przyjęta i RAZWIEDUPR został obok PiS wpisany przez nich na listę tzw. „naszych sukinsynów”, których Stany Zjednoczone, podobnie zresztą, jak inne poważne państwa, instalują na politycznej scenie w bantustanach branych przez nie pod kuratelę. Zatem w tej sytuacji „przywrócenie równowagi” oznacza że PiS może piastować zewnętrzne znamiona władzy w Polsce pod warunkiem respektowania okupacyjnych uprawnień RAZWIEDUPR-a, w sprawie których Stany Zjednoczone najwyraźniej uznały się za gwaranta.

Zwraca uwagę dodatkowa okoliczność, że ta diagnoza sytuacji politycznej w Polsce kropka w kropkę pokrywa się z diagnozą sformułowana przez lobby żydowskie w USA, któremu z kolei materiały do takiej diagnozy dostarcza żydowska gazeta dla Polaków w Warszawie. Co Żydzi będą mieli z „przywrócenia równowagi” w Polsce, jaki interes zamierzają przy tym ubić – nietrudno się domyślić. Chodzi oczywiście o tak zwane „roszczenia” szacowane na 65 mld dolarów, których przekazania Żydzi od Polski się domagają, ekscytując Amerykę na wywierania na nasz nieszczęśliwy kraj stosownych nacisków. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że RAZWIEDUPR w zamian za „przywrócenie równowagi” te „roszczenia” w podskokach spełni, no a PiS? No a wobec takiego stanowiska USA, PiS nie będzie miało innego wyjścia, jak rozpocząć z RAZWIEDUPR-em licytację, kto lepiej Żydom dogodzi, bo dogadzanie Żydom stało się ostatnio wytyczną postępowania nie tylko Umiłowanych Przywódców, ale i Przywódców Duchowych, którzy urządzają w Polsce coroczny Dzień Judaizmu z coraz większą zapamiętałością. W tej sytuacji, gwoli lepszego jej zrozumienia, warto zastanowić się nad przyczynami i możliwymi skutkami politycznej wojny w Polsce – oczywiście na tle międzynarodowym, bo wydarzenia międzynarodowe prędzej czy później – i raczej prędzej niż później – przekładają się na sytuację w naszym nieszczęśliwym kraju.

Sowieci uciekają do przodu

Początków należy doszukiwać się w roku 1980, kiedy to polityczny porządek jałtański zaczął się rozsypywać, co wkrótce skłoniło Sowieciarzy do postawienia pytania, czy bronić tego rozsypującego się porządku aż do upadłego – ale nie wiadomo, jak kosztowna, a przede wszystkim – czy skuteczna będzie ta obrona – czy też wykonać manewr ucieczki do przodu, proponując Amerykanom wspólne ustanowienie nowego porządku politycznego w Europie, który zastąpiłby rozsypujący się porządek jałtański. Zdecydowali się na tę drugą możliwość i w marcu 1985 roku Michał Gorbaczow złożył prezydentowi Ronaldowi Reaganowi w Genewie stosowną ofertę, która została przyjęta – o czym świadczyły doroczne, cykliczne spotkania obydwu przywódców. Już po kolejnym spotkaniu w 1986 roku w Reykjaviku na Islandii okazało się, że istotnym elementem nowego porządku będzie ewakuacja imperium sowieckiego ze Środkowej Europy. W tym czasie tubylczym hegemonem na politycznej scenie w Polsce został RAZWIEDUPR, dzięki zwycięstwu w wojnie, którą z perspektywy czasu można nazwać I wojną o inwestyturę. Najwyraźniej sowieckie rozterki musiały jakoś dotrzeć do tubylczych bezpieczniaków, którzy – choć dotychczas starali się zachować przynajmniej pozory zgody – zwarli się w konflikcie, którego spektakularnym początkiem było zamordowanie ks. Jerzego Popiełuszki przez oficerów SB. Piotrowskiego, Chmielewskiego i Pękalę. Generał Kiszczak poinformował był opinie publiczną, że to morderstwo miało w tajemniczy sposób „uderzyć” w generała Jaruzelskiego. Jeśli nawet miało „uderzyć” to nie uderzyło, bo generałowi w końcu nic się nie stało. Za to w maju 1985 roku ze wszystkich stanowisk partyjnych i państwowych zdymisjonowany została generał Mirosław Milewski, w UB chyba od urodzenia, co oznaczało, że SB została w następstwie tej wojny przez RAZWIEDUPR spacyfikowana. W efekcie to RAZWIEDUPR przygotowywał transformację ustrojową, zarówno uwłaszczenie nomenklatury, jak i selekcję kadrowa w podziemiu, w następstwie której, przy pomocy „lewicy laickiej” została spreparowana reprezentacja „społeczeństwa”, z którą RAZWIEDUPR zawarł umowę „okrągłego stołu”. Była ona aktem i zarazem mitem założycielskim III RP, a ten główny mit obrósł w mnóstwo mitów pomniejszych, tak zwanych „legend”, osnutych wokół „legendarnych” postaci w rodzaju Kukuńka, pani Krzywonos, czy Władysława Frasyniuka. Na straży tych legend stanęła niezawodna żydowska gazeta dla Polaków, która preparowanie legend i ich strzeżenie wyssała z „miszpuchy cycełesowatej”, która tymi umiejętnościami nasiąknęła jeszcze w czasach stalinowskich. Istotnym elementem „transformacji ustrojowej” było „odwrócenie” bezpieczniaków – o czym przedstawiciel CIA miał informować Macieja Zalewskiego, zasięgającego rady, co robić z ubeckimi dynastiami. Oni mieli być odwróceni i zostali odwróceni – powiedział rezydent CIA, dodając na koniec, że „tak ma być”. Znaczy – ubecy po staremu służą Związkowi Radzieckiemu, który tylko zmienił położenie, przenosząc się z Moskwy do Waszyngtonu. Ponieważ jednak tym systemowym przygotowaniom towarzyszyły również indywidualne przygotowania ubeków, którzy próbowali załatwiać sobie na własną rękę polisy ubezpieczeniowe poprzez przewerbowywanie się na służbę do naszych przyszłych sojuszników, to sojusznicze centrale zyskały w ten sposób bazę kadrową, która umożliwiła szybkie wykreowanie trzech (omne trinum perfectum) rządzących Polską stronnictw: Ruskiego, Pruskiego i Amerykańsko-Żydowskiego.

Niemcy, czy Ameryka?

Po 12 września 1990 roku, kiedy to w Moskwie podpisany został traktat „2 plus 4”, otwierający drogę zjednoczeniu Niemiec, państwo to zaczęło odzyskiwać swobodę ruchów. Niemcy, wraz z Francją, stały się wyznawcami politycznej doktryny „europeizacji Europy”, czyli delikatnego wypychania USA z europejskiej polityki, zwłaszcza z funkcji jej kierownika. Nawróciły się również na linię polityczną kanclerza Bismarcka, według której Niemcy zarządzają Europą w porozumieniu z Rosją, czego wyrazem było proklamowanie strategicznego partnerstwa niemiecko-rosyjskiego. Oczywiście Amerykanie wcale nie zamierzają się pogodzić ani z „europeizacją Europy”, ani żeby strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie wyznaczało ramy polityki europejskiej. I kiedy po safandulskim prezydencie Clintonie rządy w USA objął wojowniczy prezydent Jerzy Bush młodszy, Ameryka zaraz rozpoczęła aktywną politykę w Europie, nakierowana na okrążanie „Festung Europa”, czyli Niemiec. I kiedy wydawało się, że będzie można nawet reaktywować heksagonale – oczywiście „uzupełnione i poprawione” (ze Stanami Zjednoczonymi na czele” – jak pisał w artykule „Czy NATO jest zagrożone” Jan Nowak Jeziorański), 11 września 2001 roku nastąpił „atak terrorystyczny” na Amerykę, wskutek czego na czoło listy amerykańskich priorytetów wysunęła się „wojna z terroryzmem”, do której USA potrzebowały sojuszników, m.in. Niemiec, a w tej sytuacji ich okrążanie przestało być aktualne. Ale Amerykanie zostawili sobie resztkę aktywnej polityki w Europie w postaci podtrzymywania zarzewia konfliktu między Rosją i Niemcami. Gdyby bowiem taki konflikt rozgorzał, to Niemcy musiałyby prosić Amerykę o przyjaźń, którą USA by im zaoferowały – ale na swoich warunkach, co oznaczałoby koniec marzeń o „europeizacji” i powrót USA do europejskiej polityki – nie wbrew Niemcom, tylko na ich prośbę – w charakterze jej kierownika. Do tej polityki Amerykanie potrzebowali dywersantów i trzech się zgłosiło: Gruzja, Ukraina i Polska, w której ta dywersja przybrała postać „polityki jagiellońskiej” prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ale kiedy 17 września 2009 roku prezydent Obama Amerykę z aktywnej polityki w Europie Wschodniej wycofał, nie tylko skasował prezydentowi Kaczyńskiemu „politykę jagiellońską”, ale w dodatku próżnię po Ameryce wypełnili natychmiast strategiczni partnerzy: Niemcy i Rosja. I jeszcze nie przebrzmiały echa deklaracji prezydenta Obamy, jak w stosunkach polsko-rosyjskich rozpoczął się okres dyplomacji ikonowej. Oto z klasztoru św. Niła przybyła na Jasną Górę delegacja mnichów, którzy poprosili o kopię cudownego obrazu Matki Bożej Częstochowskiej, zeby umieścic ją w sanktuarium na terenie Rosji, otoczyć kultem i tak dalej. Prośba ta została spełniona, podobnie jak później wiele innych, podobnych próśb. Dyplomacja ikonowa została uwieńczona spektakularnym finałem; w sierpniu 2012 roku na Zamku Królewskim w Warszawie patriarcha Moskwy i Wszechrusi Cyryl podpisał z arcybiskupem Józefem Michalikiem, ówczesnym Przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski, deklarację o pojednaniu między narodami polskim i rosyjskim. Arcybiskup Michalik w wypowiedzi dla prasy wyjaśnił, co się stało: „na tym etapie – powiedział – nie mogliśmy tego nie uczynić”. Na jakim etapie? Ano na takim, że 19 listopada 2010 roku rozpoczął się w Lizbonie dwudniowy szczyt NATO, podczas którego, 20 listopada, proklamowane zostało strategiczne partnerstwo NATO – Rosja. Już nie tylko Niemcy miały pozostawać w strategicznym partnerstwie z Rosją, ale całe NATO – a więc Polska również. Ponieważ kamieniem węgielnym strategicznego partnerstwa niemiecko-rosyjskiego jest podział Europy na strefy wpływów prawie dokładnie wzdłuż linii Ribbentrop-Mołotow, a Polska leży po niemieckiej stronie kordonu, oczywiste było, kto przejmuje nad naszym nieszczęśliwym krajem kuratelę. Dlatego minister Radosław Sikorski złożył w Berlinie „hołd pruski” i nie mógł się już doczekać przejęcia odpowiedzialności za Europę przez Niemcy.

Prezydent Obama resetuje

Wydawało się, że porządek lizboński zastąpi zapomniany porządek jałtański znowu na jakieś 50 lat. Ale oprócz wspomnianego szczytu NATO w Lizbonie, w październiku 2010 roku odbył się jeszcze jeden szczyt – w Deauville, podczas którego Nasza Złota Pani z Berlina uległa wreszcie molestowaniom ze strony francuskiego prezydenta Sarkozy’ego i w obecności rosyjskiego prezydenta Miedwiediewa zgodziła się na „pogłębianie integracji w ramach Unii Śródziemnomorskiej”, co w przełożeniu na język ludzki oznaczało niemiecką zgodę na budowę przez Francję kieszonkowego imperium w basenie Morza Śródziemnego. W półtora miesiąca po szczycie w Deauville rozpoczęła się więc jaśminowa rewolucja w Tunezji, w następstwie której lud tunezyjski obalił tamtejszego tyrana. Dlaczego akurat w Tunezji? Bo kierownictwa wszystkich opozycyjnych partii tunezyjskich przebywały na emigracji w Paryżu pod czujnym okiem francuskiej razwiedki, więc taki początek był oczywisty. Toteż zachęcony tunezyjskim przykładem lud egipski obalił swojego tyrana w osobie prezydenta Hosni Mubaraka, a lud libijski – swojego w osobie Muammara Kadafiego. W obliczu takich postępów prezydent Obama, który w obalanie libijskiego tyrana już się włączył, zaproponował, by w takim razie doprowadzić do zwycięstwa demokracji w Syrii. Tu jednak natrafił na sprzeciw; najwidoczniej Syria nie była przewidziana podczas szczytu w Deauville. I chociaż prezydent Obama usilnie nalegał, sprzeciw był nieubłagany w następstwie czego do interwencji w Syrii nie doszło, a prezydent Obama powziął śmiertelną urazę do rosyjskiego prezydenta Putina, któremu przypisał inspirację tego nieubłaganego sprzeciwu. W rezultacie Stany Zjednoczone powróciły do aktywnej polityki w Europie Wschodniej, zapalając zielone światło dla przewrotu politycznego na Ukrainie, którego nieukrywanym celem było wyłuskanie Ukrainy z rosyjskiej strefy wpływów. W ten sposób USA wysadziły w powietrze polityczny porządek lizboński, a Polska ponownie dostała się pod kuratelę amerykańską, co pociągnęło za sobą konieczność przebudowy tubylczej sceny politycznej pod kątem potrzeb amerykańskiej polityki wschodniej. Toteż zaraz ujawnił się straszliwy spisek kelnerów, którzy w dążeniu do wysadzenia w powietrze III RP nagrali co najmniej 900 godzin rozmów rozmaitych dygnitarzy z Platformy Obywatelskiej, nie bez powodu uważanej przez Amerykanów za polityczną ekspozyturę Stronnictwa Pruskiego. Afera podsłuchowa – bo o niej mowa – nadwerężyła popularność Platformy Obywatelskiej, w następstwie czego prezydent Bronisław Komorowski – chociaż miał wygrać w cuglach – przegrał wybory z Andrzejem Dudą, zaś starający się o wpisanie na listę „naszych sukinsynów” RAZWIEDUPR postarał się o dodatkowe zablokowanie Platformy Obywatelskiej, wykreowując z dnia na dzień Nowoczesną Ryszarda Petru, który zanim jeszcze zdążył otworzyć usta, już został przez stęskniony naród obdarzony 11 procentami zaufania. W rezultacie zwycięzcą wyborów zostało Prawo i Sprawiedliwość, które z punktu widzenia potrzeb amerykańskiej polityki jest znakomitym kandydatem na „naszego sukinsyna”, bo nie trzeba go szczuć na złego Putina. Sam się poszczuje i to w dodatku – za darmo, więc czegóż chcieć więcej? Ano tegóż, że nikt nie stawia wszystkiego na jedna partię, bo cóż będzie, jeśli zacznie ona grymasić? Na wszelki tedy wypadek Amerykanie na listę „naszych sukinsynów” wciągnęli też RAZWIEDUPR, który z punktu widzenia potrzeb amerykanskiej polityki wschodniej jest jeszcze wygodniejszy. Za napiwek w wydokosci, dajmy na to, 15 mln dolarów, RAZWIEDUPR zrobi wszystko, co mu się każe, bez konieczności stwarzania pozorów jakiegoś partnerstwa i tak dalej. To się nazywa divide et impera i dlatego obecną wojnę polityczną w Polsce można nazwać II wojną o inwestyturę – kto zostanie najukochańszą duszeńką Waszyngtonu.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze miesięcznika „Opcja na prawo” (pow. poznański).

Artykuł • miesięcznik „Opcja na prawo” • 23 lutego 2016

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3589

Skip to content