Aktualizacja strony została wstrzymana

Czuwać musi żołnierz

Między świętami Bożego Narodzenia i Nowym Rokiem, a niekiedy aż do Trzech Króli, nasz nieszczęśliwy kraj pogrąża się w nirwanie. Wszystkie problemy schodzą na plan dalszy, podczas gdy na plan pierwszy wysuwają się Święta i świętowanie. Z jednej strony tak powinno być, bo – powiedzmy sobie szczerze – nawet święta sprawa obrony demokracji nie ma specjalnego znaczenia w porównaniu z Wcieleniem w postać ludzką Syna Stwórcy Wszechświata. Coroczne obchody Bożego Narodzenia zdążyły nas z tym fenomenem oswoić, ale jeśli się zastanowić nad jego znaczeniem, to przerasta ono możliwości umysłu ludzkiego, a nawet możliwości wyobraźni artystycznej. Inna rzecz, że wyobraźnia dzisiejszych artystów wcale nie musi być specjalnie bogata, nie mówiąc już o umiejętnościach. Widać to choćby na przykładzie jakości większości obrazów, czy rzeźb, które dobrze jak odpowiadają standardom rzemieślniczym – bo często i tego nie można się doprosić – czy na przykładzie filmów i seriali. Nie mówię o takich produkcjach jak „Pokłosie”, czy (Gn)”Ida” – bo to są propagitki na obstalunek i żadne „oskary” tego nie zmieniają, ale o produkcji bieżącej. Akcja obraca się albo wokół pieniędzy, albo wokół spółkowania, albo wokół choroby – bo najwyraźniej muszą to być jedyne kategorie mające walor autentyczności. Wprawdzie jeszcze Konstanty Ildefons Gałczyński odgrażał się, że „też by napisał „Dziady”, jakby się uparł”, gdzie „różne takie dziewice mdlałyby pod księżycem, a Gustaw by udawał, jak zwykle, trupa”, ale przecież jednak nie napisał, zaś dzisiaj nikt już się nawet nie odgraża.

Ale co tu wymagać od artystów, kiedy wydaje się, że zrozumienie wagi Bożego Narodzenia w dziejach świata sprawia coraz więcej trudności również Przewielebnemu Duchowieństwu, które postępujące wyjałowienie życia duchowego coraz częściej próbuje sztukować sobie różnymi socjotechnikami, no i oczywiście podlizywaniem się wszystkim dookoła w nadziei, że ta – jak to nazywa prof. Bogusław Wolniewicz – „organizacyjna krzątanina” wypełni wkradającą się pustkę. Stąd coraz więcej rozmaitych ekumenicznych sympozjonów, których uczestnicy spijają sobie nawzajem z dzióbków różne zbawienne prawdy, ale cóż z tego, skoro coraz mniej z nich pewności, a coraz więcej rozterek?

Weźmy na przykład niedawny dokument Stolicy Apostolskiej, wydany z okazji rocznicy ogłoszenia deklaracji „Nostra Aetate” poświęconej Żydom. Wynika z niego, że Żydzi mają własną, szybką ścieżkę zbawienia, niezależną od Chrystusa, chociaż powiedział On, że „nikt (NIKT!) nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie”. Skoro polityczna poprawność zaczyna dzisiaj znaczyć więcej, niż deklaracje Syna Bożego, to dobrze to nie wygląda i chowanie się za „niepojęte, boskie tajemnice” niewiele tu pomoże. Można oczywiście jeszcze i ze sto lat jechać na sentymentach ludzi do wzruszeń z dzieciństwa – ale co potem? Wileński bazylianin Atanazy Nowochacki miał powiedzieć słynnemu złodziejowi i karciarzowi, biskupowi Massalskiemu, że „dzisiaj duchowieństwo sprzedaje dary Ducha Świętego za pieniądze, ale skończy tak, że ani Ducha Świętego, ani pieniędzy mieć nie będzie, bo Pan Bóg swoje, a diabeł swoje odbierze”. Może więc nie pokładać tyle nadziei w spółce z Żydami, bo skoro mają własną, szybką ścieżkę zbawienia, to dlaczego nie mieliby mieć też swojego nieba, w dodatku – pierwszej klasy? Gdyby tak miało być rzeczywiście, to gorsi wspólnicy mogą znaleźć się w „ciemnościach zewnętrznych”, skąd, jak wiadomo, dochodzi tylko „płacz i zgrzytanie zębów”.

Okres nirwany może sprzyjać rozmyślaniom nad tymi sprawami, ale przecież nie wszyscy u nas popadają w nirwanę. Jak poucza popularna w czasach stalinowskich piosenka: „rosną w miastach domy z czerwoniutkiej cegły, domy wznosi murarz, bo w tej pracy biegły (…), ale żeby murarz domy wznosić mógł, czuwać musi żołnierz, by nie przeszkodził wróg!” Trudno oczywiście wymagać od naszej niezwyciężonej armii, żeby in corpore „czuwała” przez cały okres nirwany, bo wiadomo, że przyjemniej jest wypić i zakąsić – ale jeśli nawet większość niezwyciężonej armii oddawałaby się niespiesznemu świętowaniu, to jej najtwardsze jądro w postaci RAZWIEDUPR-a w żadną nirwanę nie popadnie, tylko będzie „czuwać”. Nie tylko „czuwać”, ale czuwając – również obmyślać nowe, jeszcze skuteczniejsze taktyki „obrony demokracji”.

Jak bowiem wiadomo, okupujący nasz nieszczęśliwy kraj RAZWIEDUPR, będący liderem beneficjentów kapitalizmu kompradorskiego, siłą rzeczy jest przeciwny wszelkim zmianom, podobnie jak rozrośnięty krąg jego pieszczochów i pupilów zarówno spośród konfidentów, jak i autorytetów moralnych, żeby nie wspomnieć o rozmaitych „legendarnych postaciach” w rodzaju byłego prezydenta Lecha Wałęsy. Uwili oni sobie wygodne, a niekiedy nawet komfortowe gniazdka w różnych miejscach zezwłoku Rzeczypospolitej, więc nic dziwnego, że sama myśl o konieczności ich opuszczenia budzi w nich zgrozę i wściekłość, niczym u człowieka o zszarpanych nerwach, wziętego do Platformy Obywatelskiej na chłopaka do pyskowania, czyli posła Stefana Niesiołowskiego. Gremialnie poparli oni tedy RAZWIEDUPR, kiedy przystąpił do realizowania prowokacji obliczonej na wywołanie zewnętrznej interwencji w Polsce „w obronie demokracji”, w następstwie której najwyraźniej spodziewał się pozostawienia go w charakterze okupanta niechby na resztówce Rzeczypospolitej i niechby nawet w roli tubylczego burgrabiego u żydowskiej szlachty. Taką funkcją RAZWIEDUPR kontentował się przez całe dziesięciolecia, tyle, że wysługując się Sowietom, więc i tutaj nic by się nie zmieniło bo pewnie obyłoby się nawet bez konieczności przeprowadzania drobnych zabiegów chirurgicznych.

Kiedy jednak czyjaś Mocna Ręka, jak przypuszczam – Naszego Największego Sojusznika, który nie życzy sobie żadnego zamętu w naszym bantustanie, by nie narażać na szwank wizerunku PAX AMERICANA – RAZWIEDUPR musiał od pierwotnego scenariusza póki co odstąpić, chociaż Niemcy nadal nie rezygnują, najwyraźniej wiele sobie po takiej interwencji obiecując, podobnie jak i Żydzi, liczący pewnie na realizację tak zwanych „roszczeń”. Jednak Niemcy – Niemcami, ale wpisany na listę „naszych sukinsynów” RAZWIEDUPR musi liczyć się przede wszystkim z Naszym Największym Sojusznikiem, toteż wykorzystując okres nirwany musi obmyślić scenariusz alternatywny. I obmyśla – czego świadectwem jest wysunięty przez naszego Kukuńka, czyli byłego prezydenta Lec ha Wałęsę pomysł zorganizowania referendum w sprawie skrócenia kadencji Sejmu. Okazuje się, że wymowni Francuzi mieli rację mówiąc, iż kto raz był królem, ten zawsze zachowa majestat – a ta zasada odnosi się również do konfidentów, którzy, jeśli nawet oficerowie prowadzący zostali odwróceni – nadal pozostają w służbie narodu.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

Felieton    tygodnik „Nasza Polska”    23 grudnia 2015

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3544

Skip to content