Aktualizacja strony została wstrzymana

Grey, Pasterz, Waga? To połowa prawdy. Co z Bolkiem?

Gdyby ktoś całą swą wiedzę o Polsce czerpał wyłącznie z wielkonakładowych gazet oraz serwisów informacyjnych mediów elektronicznych musiałby uznać, że jedynymi, którzy współpracowali z bezpieką byli księża katoliccy (właściwie to oni budowali w Polsce komunizm i oni odpowiadają za jego potworności), o agentach wywodzących się z innych grup społecznych nic nie wiadomo, przypuszczalnie takowych nie było…

Lustracja Kościoła jest zadaniem arcyważnym. Bez tego ta zasłużona dla Polski instytucja nie przetrwa nawet 10 lat. Trzeba demaskować tych, którzy niszczą ją od środka, którzy hańbili siebie (to najmniej istotne) i Kościół. Tych, którzy z miłości do pieniędzy i zaszczytów niszczyli ludzi, sprzedawali Jezusa, szkodzili Polsce. Tych, którzy dziś udają autorytety moralne a jeszcze wczoraj za plik banknotów trzydziestosrebrnikowych wystawiali Sanhedrynowi swoich przyjaciół. Ich trzeba tropić, obnażać, tępić. Bez litości i grama skrupułów. Jak Brudny Harry. Wielgusa trzeba było powstrzymać – dla dobra Polski, by ocalić dobre imię Kościoła i by nie zbrukać pamięci ks. Popiełuszki.

Jednak tworzenie atmosfery, jaka obecnie panuje w mediach jest nieodpowiedzialne. Sądzę, że większość dziennikarzy poddaje się jej bezmyślnie i bez złych intencji (a nawet mając najlepsze intencje). Owszem – niech tropią konfidentów w sutannach, ale nie wolno w pogoni za upadłymi księżmi zgubić z pola widzenia łotrów świeckich! Media powinny przedstawiać prawdziwy obraz świata. A ten nie jest taki, że wszyscy (albo choćby i połowa) agentów SB to duchowni. Nie! Sutanny nosił drobny procent donosicieli. Dlaczego o tych pozostałych nikt teraz nie mówi? Ewentualna sugestia, że owa dysproporcja wynika z opóźnień w lustracji Kościoła jest tylko częściowo słuszna. Przecież jest całe mnóstwo agentów świeckich, o których działalności wiadomo od lat a tzw. „poważne media” do dziś nie zajęły się ich tematem. Jeśli agentem jest ksiądz wtedy wystarczy by znaleziono jeden zapis archiwalny z pseudonimem i prawdziwym nazwiskiem delikwenta by informację tę zamieszczano na pierwszej stronie gazety czy w cover story tygodnika (i jak sądzę w większości wypadków słusznie).

A weźmy np. takiego kapusia o pseudonimie Bolek.

Powiedzmy sobie szczerze: dokumentacja dowodząca współpracy L.Wałęsy z SB jest dokładnie tej samej jakości co materiały, które pogrążyły arcykapusia Wielgusa. Z tą różnicą, że zachowała się treść części donosów Bolka a w sprawie Wielgusa mamy jedynie zobowiązanie i ogólne wskazówki na temat tego, że wykonywał on zlecenia bezpieki. Reszta jest identyczna. Włącznie z tym, że i jeden i drugi zestaw papierów jest kopią zniszczonego (zdeponowanego gdzie indziej?) oryginału. Dlaczego więc ci sami dziennikarze i historycy z całkowitą pewnością stwierdzają, że dokumenty Wielgusa są autentyczne a nad identycznymi materiałami dotyczącymi Wałęsy cmokają, drapią się w czubek głowy, dłubią palcem w uchu i przez gardło im przejść nie może, że to także obraz prawdziwych zdarzeń? Dlaczego Dziennik, Rzeczpospolita czy Fakt nie rzucą na pierwszą stronę newsa następującej treści: „w IPN znajdują się dokumenty potwierdzające, że w latach 70ch Lech Wałęsa przez co najmniej 8 lat współpracował z SB”? Znając praktykę sądu lustracyjnego ks. Wielgus zostałby przez ów sąd oczyszczony z zarzutu współpracy. Nie ma oryginalnych dokumentów, nie ma treści donosów… nie ma winy – takich wyroków sądy wydawały w ostatnich latach na kopy. Dokładnie tak samo oczyszczono Wałęsę (z tego wyroku Wałęsa czyni dowód swej niewinności) – niby jest zarejestrowany, niby nawet są donosy, są jakieś podpisy… ale brak oryginałów (bo te Wałęsa wypożyczył z UOP za swej kadencji i je zniszczył, co zresztą było przedmiotem dochodzenia prokuratorskiego). Co więcej – w przypadku Wałęsy są jeszcze dowody innej natury. Są zeznania świadków! Są ludzie, którzy twierdzą, że Wałęsa na nich donosił. Kto nie wierzy niech obejrzy zakazany film pana Brauna „Plusy dodatnie, plusy ujemne”.

Bolek nie jest jedynym, który z jakichś powodów podlega ochronie. Jest taki pan, którego Rafał Ziemkiewicz nazywa „senatorem z ograniczoną odpowiedzialnością”. Tak, chodzi o Stefana Niesiołowskiego. Z zapisów inwentarzowych pozostawionych przez SB wynika, ze pan Stefan był zarejestrowany jako TW Leopold. Ze szczątków dokumentów można się domyślać, że rejestracja miała miejsce w okresie gdy dzisiejszy senator przebywał w więzieniu. Czyżby dał się wtedy złamać? Warto zauważyć, że w środowisku, z którego wywodził się Niesiołowski krążyła wówczas informacja, że „Niesiołowski kapuje”. Wg ocalałych skrawków dokumentów dokumenty TW Leopold przekazano Warszawie (z Łodzi) dopiero po 8 latach (tj. w 1979), co robił Leopold między tymi datami? Dlaczego media nie zadają panu senatorowi tego pytania? Przypadek? A może narażać się politykowi jest mniej rozsądne niż denerwować księży?

Swoją drogą – senator Niesiołowski zaangażował się w obronę Wielgusa równie mocno co ks. Rydzyk i michnikoidy. Bredził coś po swojemu o „lustracyjnych hienach i szakalach”. Wspólnota interesów?

Jedyną szansą na oczyszczenie Polski z brudu przeszłości jest Lustracja Totalna. Ujawnić wszystko i wszystkich. Księży, polityków, prawników, artystów, dziennikarzy, itd. Dlatego raduje się serce moje gdy widzę kolejną maskę spadającą z twarzy Judasza w sutannie. I z tego samego powodu boleję gdy widzę, że niepomiernie bardziej wpływowi niż Wielgus kapusie wciąż mogą udawać nieskalane niewiniątka.

 

PS. Zupełnie bez związku z tematem notki – niedawny ulubieniec warszawskich salonów psychoterapeuta Samson właśnie dostał wyrok 8 lat więzienia za pedofilię. Na tych samych salonach przez lata brylował pewien czarnuch-zboczeniec, który miał hobby polegające na zarażaniu durnych (przyznajmy to) bab wirusem HIV. Chroń nas Panie Boże przed warszawskimi salonami i ich ulubieńcami…

 

Za: Prawy Prosty

 

Skip to content