Aktualizacja strony została wstrzymana

Wolność słowa w Polsce jak za Bieruta –wywiad z prof. A. Nowakiem

Nie spodziewałem się tego, ale na podstawie wydarzeń z ostatnich dni stwierdzam, iż wolność słowa nie jest w Rosji mniejsza, niż w Polsce – mówi portalowi Fronda.pl prof. Andrzej Nowak.


Pojawiły się niedawno sugestie, że powinno się Panu odebrać tytuł profesora w związku z tym, że był Pan promotorem pracy magisterskiej Pawła Zyzaka, autora książki „Lech Wałęsa. Idea i historia”. Jak Pan przyjmuje takie głosy?

Z dużym smutkiem. Nie spodziewałem się, że 20 lat po odzyskaniu przez Polskę niepodległości politycy będą posuwali się do tego rodzaju przekroczenia swoich kompetencji. To elementy nagonki, o których do tej pory mogłem tylko czytać. W tym kontekście przypomniała mi się konferencja metodologiczna w Otwocku na przełomie 1951 i 1952 roku – jedyna do tej pory konferencja na temat metodologii historii zorganizowana przez polityków. Pani minister Kudrycka zaproponowała właśnie konferencję metodologiczną – znów jej źle doradzono – jako sposób wyjścia z twarzą z sytuacji, w której sama się wpędziła żądając ingerencji politycznej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pani minister, specjalistka od prawa, żąda zwołania konferencji metodologicznej z dziedziny historii. Jest to dla każdego historyka sytuacja tak haniebna, że aż trudna do wyobrażenia. Nagle cofnęliśmy się o 57 lat.

Atak na Pawła Zyzaka to także atak na „Arcana”. Czy wydanie książki nie było błędem z punktu widzenia wydawnictwa?

Pytanie o roztropność musi zmierzyć się z pytaniem o odwagę. Ta odwaga nie kosztuje nas znów tak wiele, niemniej trzeba podejmować nieco śmielsze kroki jeśli mamy służyć prawdzie historycznej, która jest blokowana. Przykładowo, jeśli nie można było w inny sposób opublikować dokumentów dotyczących rozmów SB z Jackiem Kuroniem – autentycznych, bardzo ważnych, nie dających się podważyć, dotyczących ostatnich dwudziestu paru lat historii Polski – to pismo „Arcana” musiało to zrobić. Burza wokół publikacji, której nikt nie stawiał zarzutów merytorycznych, pokazała, że próbuje się postawić tamę publikacjom źródłowym, a takie muszą się ukazywać, jeśli mamy prowadzić normalne badania naukowe. Ta sama sytuacja powtarza się przy książce Pawła Zyzaka. Jeśli do tej pory nie powstała żadna naukowa biografia najbardziej znanego Polaka ostatnich 50 lat – nie biorę pod uwagę Jana Pawła II, który nie zawsze jest identyfikowany jako Polak, i o którym akurat sporo książek powstało – jeśli żaden z historyków zajmujących się od lat zawodowo historią PRL, posiadając autorytet naukowy nie zmierzył się z tym problemem, to jakim prawem ktokolwiek ośmiela się mówić, że nie wolno podjąć tematu młodemu człowiekowi? Gdyby na warsztacie było dziesięć naukowych prac o Lechu Wałęsie, to by można stwierdzić, że kolejna była niepotrzebna. Odrzucam absolutnie sugestię, że należy młodym ludziom utrudniać zajmowanie się trudnymi tematami.

Problem w tym, że przeciwnikom tej książki udało się, chyba skutecznie, przekonać Polaków, że to jest książka o nieślubnym dziecku Lecha Wałęsy, o sikaniu do kropielnicy i chuligańskich wybrykach, w dodatku oparta w całości na anonimowych źródłach. To oczywiście nieprawda. Jaka to jest właściwie książka?

Trudno dyskutować z książką wedle zaleceń Tomasza Lisa, czyli nie czytając jej. To dość oryginalna formuła recenzowania rzeczywistości. Aby zapoznać się z książką, która jest pewną rzeczywistością, należy ją przeczytać. Zdawanie się na przekazy medialne czy publicystyczne recenzje jest ryzykowne. Kilka recenzji skupiło się w sposób delikatnie mówiąc tendencyjny na kilku stronach tej książki, nawet na kilku zdaniach tej książki, redukując do nich całą jej zawartość – przypomnę że liczy ona 624 strony. Opiera się na ponad tysiącu relacji, materiałów wspomnieniowych, książek, wywiadów, artykułów, zbiorów archiwalnych… Baza źródłowa pod względem ilości jest wystarczająca dla pracy habilitacyjnej. Trzynaście anonimowych relacji, które w tej masie źródeł zostały uwzględnione przez autora, ma charakter metodologicznego ryzyka. Wykorzystanie źródeł anonimowych ma bardzo istotne uzasadnienie – nie można było bowiem zdobyć tej wiedzy w inny sposób. Przed Pawłem Zyzakiem żaden historyk nie pofatygował się, by zbadać biografię Lecha Wałęsy na etapie pierwszych dwudziestu paru lat jego życia. To pokazuje skalę terroru intelektualnego, jaki panuje w Polsce. Przed Pawłem Zyzakiem w rodzinne strony Wałęsy wybrał się jedynie Jerzy Surdykowski, który w 1982 roku wydał w drugim obiegu, za granicą, książkę na temat Lecha Wałęsy. Sprawa nieślubnego dziecka Lecha Wałęsy ma natomiast kluczowe znaczenie, gdyż jest to do tej pory jedyna poszlaka mówiąca nam, dlaczego Lech Wałęsa z dnia na dzień wyruszył do Gdańska. Nie może być biografii politycznej Lecha Wałęsy bez postawienia pytania, dlaczego podjął tą brzemienną w skutkach dla jego życia i historii Polski decyzję. Zwracam uwagę także na to, iż Paweł Zyzak nigdzie nie pisze, iż Lech Wałęsa miał nieślubne dziecko, jedynie wskazuje, iż w 1967 roku wybuchł w jego rodzinnych stronach skandal obyczajowy związany właśnie z takowym podejrzeniem, które podzielało bardzo wiele osób. Te osoby zresztą już po ukazaniu się książki zdecydowały się potwierdzić swoje słowa już pod swoimi nazwiskami w rozmowach z dwoma lokalnymi gazetami. Wypowiedzi te, zebrane niezależnie przez obie gazety, zgadzają się ze sobą w stu procentach i potwierdzają się z relacjami przytoczonymi przez autora książki. Znamienne, że żadna z ogólnopolskich gazet nie pofatygowała się w rodzinne strony Lecha Wałęsy, by zadać kłam słowom Pawła Zyzaka.

Wojciech Cieśla z „Dziennika” chcąc pobić Pawła Zyzaka jego własną bronią wybrał się do Bielsko-Białej, gdzie także zebrał informacje od anonimowych źródeł na temat autora książki o Lechu Wałęsie. Zyzak miał m.in. zniszczyć rower Grażyny Staniszewskiej i wspólnie z kolegami z technikum oglądać się za koleżankami z pobliskiego liceum. Podobała się Panu taka prowokacja?

To nie jest żaden problem dla Pawła Zyzaka, ani nic godnego uwagi. Jeśli dziennikarze chcą pisać tego typu rzeczy, niech piszą. Pojawia się jednak pytanie, dlaczego ten dziennikarz nie pofatygował się by sprawdzić biografię kogoś nieporównywalnie ważniejszego od Pawła Zyzaka, czyli Lecha Wałęsy? Bardzo łatwo jest szukać anonimowych źródeł na temat kogoś słabego, bezbronnego, kogoś, kto nie dysponuje potężną armią mediów, politycznych szczwaczy gotowych zaatakować każdego, kto chce zająć się takimi bohaterami, niż zaryzykować zmierzenie się z najtrudniejszym tematem, obwarowanym murem zmowy milczenia, jak życiorys Lecha Wałęsy. Łatwo jest kopać słabego.

Jaką według Pana reakcję wywołałaby tego typu książka na temat Wladimira Putina w Rosji?

Nie spodziewałem się tego, ale na podstawie wydarzeń z ostatnich dziesięciu dni stwierdzam, iż wolność słowa nie jest w Rosji mniejsza, niż w Polsce. W Rosji ukazują się biografie Putina w niszowych wydawnictwach – bo przecież o takim mówimy, nakład książki Pawła Zyzaka to 3 tysiące egzemplarzy. Oczywiście autorzy tych książek są narażeni na mniejsze lub większe nieprzyjemności, ale książki tego typu mimo to powstają. Kiedy zobaczyłem skalę tej niesłychanej nagonki bardzo zmartwił mnie fakt, iż telewizja Polsat pokazała klatkę schodową budynku, w którym mieszka pan Paweł Zyzak z żoną i półrocznym dzieckiem. Kiedy Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk opublikowali książkę poświęconą okresowi współpracy Lecha Wałęsy z SB, samochód pana Cenckiewicza uległ, nazwijmy to, zewnętrznym uszkodzeniom. Mamy w zasadzie sytuację podobną do tej w Rosji Władimira Putina.

Jak w Rosji zwalcza się nieprzychylne publikacje?

Książki tego typu są mało znane, bo sposób postępowania w Rosji jest nieco inny – raczej próbuje się wyciszać tego rodzaju publikacje i ewentualnie po cichutku wykańczać wydawców i autorów tych książek, co oczywiście świadczy na niekorzyść dla Rosji. Na szczęście w Polsce część mediów i instytucji myśli inaczej, niż nakazuje linia propagowana z jednego ośrodka kontroli umysłów w Polsce, dzięki czemu trwa walka o pluralizm, o to, by można było różnie pisać o Lechu Wałęsie, a nie tylko według jednego hagiograficznego wzorca. Ta walka ma także formę zapasów na scenie politycznej. W Rosji nie ma tych zapasów, bo nie ma sceny politycznej. Pod tym względem sytuacja jest oczywiście lepsza u nas, jednak jeśli pozwolimy zmonopolizować sposób myślenia o historii, stworzyć swoisty zarząd pamięcią, to zostanie nam tylko jedno centrum, które wcale nie mieści się w IPN. To ci ludzie, którzy zakazać działalności IPN, którzy nazywają pracowników Instytutu „moralnymi i intelektualnymi pierwotniakami”, o Pawle Zyzaku mówią jako o „robaku pływającym w szambie”, albo twierdzą, że należy go „odstrzelić”. Cytuję autentyczne wypowiedzi polityków.

A jak wygląda sytuacja w porównaniu z Zachodem, do którego tak ochoczo aspirujemy?

Na zachodzie pisze się bardzo ostre książki na temat aktualnych polityków, by przypomnieć choćby biografie Tony Blaira, George’a W. Busha, czy Segolene Royal i jej życiowego towarzysza. To książki pisane bez żadnej taryfy ulgowej i ich publikacja jest traktowana jako oczywistość, jako nieodłączny element debaty publicznej. Jeśli ktoś wyobraża sobie, że wolność naukowa polega na prawie do głoszenia tylko jego sądów, to jest to prosta droga do zerwania cywilizacyjnego z zachodem. Mamy do czynienia z walką, której rezultatem będzie albo pozostanie w kręgu cywilizacji zachodniej, albo znalezienie się w strefie, w której będziemy mogli uścisnąć ręce prezydentowi Łukaszence i premierowi Putinowi.

Rozmawiali Stefan Sękowski i Eliza Hartman


Prof. Andrzej Nowak jest historykiem, pracownikiem Uniwersytetu Jagiellońskiego, redaktorem naczelnym dwumiesięcznika Arcana. Był promotorem pracy magisterskiej Pawła Zyzaka, na podstawie której powstała książka „Lech Wałęsa. Idea i historia”.


Za: Fronda.pl

Skip to content