Aktualizacja strony została wstrzymana

Zdumienie i oburzenie – Stanisław Michalkiewicz

Mówią, że Pan Bóg tylko dlatego nie zsyła kolejnych potopów, bo przekonał się o bezskuteczności tego pierwszego. Jeśli nawet to tylko dowcip, to bardzo trafny, o czym można przekonać się na podstawie sprawy JE abpa Stanisława Wielgusa, a konkretnie – przemówienia J.Em. Józefa kardynała Glempa podczas tzw. mszy dziękczynnej, która odbyła się w warszawskiej katedrze pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela w Warszawie – zamiast ingresu.

Kardynał Glemp powiedział m.in., że arcybiskup Wielgus został poddany jakiemuś samozwańczemu sądowi i że „my nie chcemy takiego sądu”. Jest to stwierdzenie zarazem zdumiewające i oburzające.

Zdumiewające – ponieważ „sądem” który wydał opinię o arcybiskupie Wielgusie, była kościelna komisja historyczna złożona z księży – historyków Kościoła, której przewodniczył prof. Wojciech Łączkowski, człowiek prawy i odważny. Warto przypomnieć, że prof. Łączkowski, jako sędzia Trybunału Konstytucyjnego, jako jedyny napisał votum separatum do orzeczenia TK uznającego uchwałę lustracyjną Sejmu z 28 maja 1992 za sprzeczną z konstytucją.

Ta komisja zbadała dokumenty dotyczące abpa Wielgusa na jego wyraźną prośbę, więc przez analogię można przyjąć, że arcybiskup dobrowolnie poddał się temu arbitrażowi. Inny sąd nie wchodził bowiem w ogóle w rachubę, ponieważ w myśl konstytucyjnej zasady autonomii Kościoła i państwa, biskupi nie są funkcjonariuszami publicznymi w rozumieniu prawa i nie podlegają ustawie lustracyjnej. W tej sytuacji nie można przeciwko nim wdrożyć przepisanej w ustawie procedury przewidzianej dla sądu lustracyjnego.

Właśnie z tego powodu utworzona została kościelna komisja historyczna, którą w drodze analogii można uznać za rodzaj lustracyjnego sądu polubownego dla biskupów, bo w odróżnieniu od zwykłych księży, akta biskupów komisja może badać jedynie na ich wyraźne życzenie. Tę komisję dla Archidiecezji Warszawskiej utworzył sam Prymas Józef Glemp, ale wygłaszając swoje przemówienie w katedrze najwyraźniej o tym zapomniał.

W przeciwnym razie nigdy nie wydziwiałby nad komisją, że „cóż to za sąd”. Jak się okazuje – „i panowie chorują, czemuż lwy nie mogą?”. Ludzie miewają dobrą pamięć, ale czasami niestety krótką, jak ów pacjent, który zwierzał się lekarzowi. – Panie doktorze, tracę pamięć. – Od kiedy – pyta lekarz. – A co: od kiedy? – dziwi się pacjent.

Ale przemówienie Prymasa Glempa było również oburzające. Prof. Wojciech Łączkowski zgodził się przewodniczyć kościelnej komisji historycznej na prośbę Prymasa, który nie oczekiwał chyba od niego, że zgodzi się na „chłopaka od tuszowania” kościelnych skandali. Jeśli się zgodził – to w przekonaniu, że zarówno Prymasowi, jak i pozostałym członkom Episkopatu, chodzi o rzetelne wyjaśnienie różnych trudnych spraw z przeszłości. I w tym duchu komisja, której przewodniczył, dokonała oceny dokumentów dotyczących abpa Stanisława Wielgusa i stwierdziła, iż wynika z nich jego gotowość do tajnej współpracy, która „została podjęta”.

Tymczasem Prymasa Glempa najwyraźniej rozgniewał ten, zdaje się oczywisty, wniosek – i w katedrze urządził coś w rodzaju karczemnej awantury. Widocznie oczekiwał od komisji, że będzie rodzajem listka figowego, zakrywającego różne wstydliwe figi i kiedy zawiódł się w swoich oczekiwaniach, puścił wodze instynktom. Ten rodzaj reakcji zdarzał mu się ostatnio coraz częściej; nie tak dawno ks. Isakowicza-Zaleskiego określił mianem „nad-ubowca”, co różnych obserwatorów skłoniło do zastanowienia, czy takie maniery rzeczywiście pasują do księcia Kościoła.

W tej sytuacji może być trudno skłonić w przyszłości ludzi mających poczucie godności osobistej do bliższej współpracy, czy spełniania innych próśb hierarchii. Oczywiście chętnych karierowiczów zawsze znajdzie się sporo, ale czy aby na pewno właśnie na tym najbardziej nam wszystkim zależy?

Okazuje się, że Polska nie bez powodu ma reputację kraju wyjątkowo skorumpowanego. I chociaż dotychczas opinia publiczna skłonna była przypisywać winę za ten stan rzeczy raczej kołom politycznym, to wygląda na to, iż żadne środowisko nie jest od tej brzydkiej przypadłości wolne. Esperons tedy, że zbawienna interwencja Benedykta XVI w jednej sprawie okaże się równie stanowcza i skuteczna w pozostałych.

Stanisław Michalkiewicz
  www.michalkiewicz.pl

Komentarz  ·  „Tygodnik nr 1” (pow. poznański)  ·  9 stycznia 2007  |  www.michalkiewicz.pl

 

Skip to content