Aktualizacja strony została wstrzymana

Historyk: czy mamy być dumni z naszej największej tragedii w XX w.?

Powstanie Warszawskie stało się przedmiotem nowej polityki historycznej – zauważa historyk Marcin Zaremba.

Polacy chcą być dumni ze swojej historii, to oczywiste. Jednak rolą historyka nie jest budowanie ani podtrzymywanie narodowych mitów. Krzepienie serc pozostawmy innym. Historycy powinni się przeciwstawiać narodowej mitologicznej narracji, stawiać pytania, także te trudne i niewygodne. Choćby takie: czy mamy być dumni akurat z największej tragedii (poza Holokaustem) w naszej XX-wiecznej historii?” – pisze na łamach „Rzeczpospolitej” Marcin Zaremba.

Przedmiotem sporu w przypadku Powstania Warszawskiego jest najczęściej kwestia tego, czy w ogóle musiało ono wybuchnąć.

„Biorąc pod uwagę ówczesną sytuację (stan wiedzy o ruchach wojsk niemieckich, emocje społeczne, groźba sowieckiej okupacji) – uważa Zaremba – nie musiało. Tłumaczenie decyzji o podjęciu walk emocjami jest uzasadnione tylko częściowo. Emocje opisane w pamiętnikach i wspomnieniach powojennych są zmitologizowane. Mamy do czynienia z uzasadnieniem ex post decyzji z tamtego czasu. Przywódcy podziemia stanęli wobec wielu niewiadomych. Taką niewiadomą była reakcja Hitlera na zamach 20 lipca. To, co nastąpiło później – zwarcie szeregów i obrona do końca – było nie do przewidzenia w ostatnich dniach lipca 1944 roku” – pisze Marcin Zaremba.

Zdaniem historyka główną przyczyną niepowodzenia powstania był jego przedwczesny wybuch.

Dla mnie istotną kwestią dotyczącą powstania nie jest pytanie „czy”, tylko „kiedy”.  Mamy przecież przykłady udanych powstań miejskich – w Paryżu w sierpniu 1944 r. czy w Pradze w maju 1945 r. Problem polegał na tym, że powstanie w Warszawie wybuchło za wcześnie, a decyzja oparta została na wątpliwych informacjach wywiadowczych. Możemy wręcz mówić o podręcznikowym syndromie myślenia grupowego – decyzji podjętej w sytuacji znacznej utraty poczucia rzeczywistości przez najważniejszych dowódców podziemia” – uważa Zaremba. 

Zdaniem historyka przecenia się też znaczenie powstania dla Polaków w okresie PRL.  

Nie przekonuje mnie teza o decydującym znaczeniu doświadczenia powstania dla ruchu „Solidarności” – pisze Zaremba. – „W latach 70. mamy już do czynienia z inną kulturą polityczną, Aleksander Smolar pisał o „kulturze pokojowego protestu”. Myślę, że dla większości elit solidarnościowych, a także ruchu opozycyjnego lat 70., o wiele ważniejszymi doświadczeniami było stłumienie powstania w Budapeszcie w 1956 r. i praskiej wiosny w 1968 r. Jako przestroga” ­- uważa historyk.

Zaremba zwraca natomiast uwagę, że powstanie ogromnie wpłynęło na polską „tkankę społeczną”.

Gdy w latach 70. czy 80. jechało się z Warszawy do Krakowa, można się było przekonać, że to miasto ma zupełnie inny charakter. Inne obrazy wisiały na ścianach, stały przedwojenne meble, czuło się pamięć przeszłości zawartą w bibelotach, w rytuałach codzienności, wreszcie w ludziach, którzy tam mieszkali. Powstanie w Warszawie rozerwało tę tkankę społeczną. W powojennej stolicy trudno było prowadzić działalność opozycyjną. A teraz wyobraźmy sobie Warszawę, która nie uległa zburzeniu i przypomina Kraków z lat 70. czy 80″ – pisze Zaremba.

rp.pl/KRESY.PL

Za: Kresy.pl (01 sierpnia 2015)

 


 

Prof. Wolniewicz: W tym zrywie zabrakło rozwagi

Powstanie warszawskie powinno być ostatnim polskim powstaniem – taka nauka zdaniem prof. Wolniewicza płynie z dzisiejszej rocznicy.

Filozof prof. Bogusław Wolniewicz udzielił wywiadu portalowi Stefczyk.info, w którym podzielił się swoją oceną Powstania Warszawskiego.

Powiem krótko: to był dramatyczny zryw narodowy, w którym zabrakło rozwagi. Dowódcy myśleli, że w ten sposób odwróci się rezultaty II wojny światowej. To było jednak całkowitym złudzeniem”– powiedział prof. Wolniewicz.

Jego zdaniem od początku wiedziano, że zryw nie przyniesie oczekiwanych skutków. „W mojej ocenie i wtedy było to wiadome i zupełnie jasne. Powstanie robiono przecież po kryjomu, w ukryciu przed Aliantami” – mówi naukowiec.

Znanego filozofa nie przekonują argumenty, że powstanie i tak by wybuchło z powodu zapału młodzieży.

Jak to nie dałoby się utrzymać żołnierzy? To przecież było wojsko, a nie hołota, która robiła co chce. Takie stawianie sprawy mówi źle o AK. To sugeruje, że mamy do czynienia z bandą watażków, którzy zrobiliby Powstanie. To była przecież zdyscyplinowana armia, że gdyby nie było rozkazu, to by nie było Powstania. Jednak rozkaz był” – tłumaczy prof. Wolniewicz.

Na dywagacje co by było, gdyby powstanie nie wybuchło, emerytowany naukowiec odpowiada, że sytuacja wcale nie byłaby gorsza. „Rosjanie zrobiliby to samo, zajęliby Polskę, jak zrobili to przedtem. Jednak gdyby nie Powstanie nie wyginęłoby 30 tysięcy najbardziej ideowej młodzieży, nie zniszczono by stolicy, którą odbudowywaliśmy przez 40 lat” – mówi.

Mimo to powstanie warszawskie powinno być zdaniem prof. Wolniewicza trwale obecne w polskiej świadomości historycznej.

„Trzeba mówić o bohaterstwie i waleczności żołnierzy AK, ale jednocześnie wskazywać na nieodpowiedzialność polityczną dowództwa. Od Mikołajczyka poczynając. Powstanie powinni być w centrum polskiej polityki historycznej. Jak pisała poetka Anna Świrczyńska, która walczyła w Powstaniu, „Powstanie Warszawskie powinno być ostatnim polskim powstaniem”. Z tego płynie nauka, jak nie uprawiać polityki. Tak na to patrzę” – kończy prof. Wolniewicz.

Stefczyk.info/KRESY.PL

Za: Kresy.pl (01 sierpnia 2015)

 


 

Skip to content