Aktualizacja strony została wstrzymana

Samozagłada Zachodu

To jedna z najważniejszych książek, jaka się ostatnio ukazała w Polsce. I choć, na razie, bezpośrednio nas nie dotyczy, nie znaczy to, żebyśmy nie mieli się niepokoić. Paweł Lisicki, red. naczelny tygodnika „Do Rzeczy” opisuje samobójczą politykę Zachodu i Kościoła katolickiego w stosunku do islamu. Nie oszczędza nawet Jana Pawła II. Niestety, autor ma całkowitą rację. Zachód ochoczo kopie sobie grób. Oto jeden z fragmentów książki:

islamic-state-executes-tribe.si.jpg„Wezwanie [chrześcijan na Bliskim Wschodzie] do zaangażowania w budowę demokracji to wezwanie, żeby położyli głowy pod topór. No, może nie pod topór, ale pod nóż kuchenny czy pod lufę pistoletu. Jeśli chrześcijanie czegoś potrzebują, to nie demokracji, tylko stabilnej władzy, która będzie potrafiła kontrolować islamistów. Nic dziwnego zresztą, że doskonale to zrozumiał inny duchowny, patriarcha Kościoła koptyjskiego Tawadros II, który pojawił się w telewizji wraz z generałem Abd al-Fattahem as-Sisim 3 lipca 2013 roku, kiedy to wojsko ogłosiło usunięcie ze stanowiska prezydenta Mursiego i wprowadzenie stanu wyjątkowego.

Dla bliskowschodnich chrześcijan rządy ludu oznaczają śmierć. To, że papież zachęca ich w oficjalnym piśmie do tego aktu zbiorowego samobójstwa, pokazuje jedynie, że obecna polityka Watykanu służy utopijnym prawom człowieka i wolności religijnej, a nie obronie wspólnot chrześcijańskich, lub raczej ich pozostałość na Bliskim Wschodzie. Otóż inaczej niż papieże, którzy bronili chrześcijan przed muzułmańską agresją we wcześniejszych wiekach, ich współcześni następcy nie są w stanie dopuścić myśli, że ogół muzułmanów nie chce toczyć dialogu. Nie rozumieją, że ciągłe nawoływanie do dialogu uznawane jest za przejaw słabości i stanowi zachętę do tym bardziej zuchwałych i morderczych działań przeciw chrześcijanom. Tak samo nie rozumieją, że duże wspólnoty chrześcijańskie mogą się utrzymać w muzułmańskim otoczeniu tylko w systemie autorytarnym. Tylko władza niezależna od mas muzułmańskie może zapewnić chrześcijanom przeżycie. Jakkolwiek by to strasznie brzmiało, trzeba powiedzieć wyraźnie, że to pod rządami takich satrapów i dyktatorów, jak Hosni Mubarak, Saddam Husajn czy Baszar Al-Asad, chrześcijanie mogli być bezpieczni. W oczach fanatycznych tłumów są oni przecież reprezentantami znienawidzonego Zachodu, który podbija państwa islamskie. To tylko dhimmi, należy ich zatem upokarzać, prześladować, zniewalać i szykanować.

okl lisicki.jpg

Od kiedy jednak papieże ogłosili, że znają Koran lepiej niż zwykli muzułmanie, i od kiedy z uporem utrzymują, że jest to księga pokoju i miłości, nie mogą już bronić wspólnot chrześcijańskich przed muzułmanami, bo… muzułmanie nie są groźni. Dziś watykańska dyplomacja jest całkiem bezradna. Może apelować do sumień światowych przywódców, ale ci mają ważniejsze rzeczy na głowie niż los chrześcijan. Nawet słuszne i sensowne przestrogi papieża, kiedy to Jan Paweł II ostrzegał prezydenta USA przed atakiem na Irak, puszczane są mimo uszu. Papież może zwracać się do samych muzułmanów, tyle że ci w ogóle nie chcą go słuchać. W dialogu z katolikami uczestniczą muzułmanie z Zachodu, którzy w ten sposób bronią interesów swych wspólnot.

To swoisty paradoks, że pierwszymi ofiarami islamistów często padali ci księża i zakonnicy, którzy byli największymi krytykami reżimów i zwolennikami rozmów z muzułmanami. Nie rozumieli, że atakując dyktatorów i broniąc praw ludu, podcinają gałąź, na której siedzą, bo władza, przeciw której występowali, była gwarantem życia ich wspólnot. Kiedy tylko została nadwyrężona lub obalona, stanęli oko w oko z ludem. Najczęściej spotkanie to kończyło się dla nich tragicznie. Albo ścinano im głowy, albo podrzynano gardła, albo po prostu rozstrzeliwano. Wielu z nich, co naprawdę tragiczne, stało się ofiarami utopizmu, który konsekwentnie głosili”.

Paweł Lisicki, „Dżihad i samozagłada Zachodu, Lublin 2015, ss. 378.

Myśl Polska, nr 29-30 (19-26.07.2015)

Za: Mysl Polska (2015-07-14)

 


 

Książka Roku 2015: „Dżihad i samozagłada Zachodu” Pawła Lisickiego

Wprawdzie za nami dopiero siedem miesięcy bieżącego roku, ale już dziś pozwolę sobie nadać najnowszej publikacji Pawła Lisickiego miano Książki Roku 2015. Każdy dzień przynosi nam nowe wieści na temat inwazji islamu na Europę. Wizja kalifatów „Al – Berlin” i „Al – Paris” staje się coraz bliższa rzeczywistości, ale nic nie jest przecież przesądzone. Nie ma najmniejszego powodu, by poddać się fałszywemu determinizmowi dziejowemu i czekać na zagładę naszej cywilizacji. Ale ocalenie jej wymaga poznania własnych słabości i wyeliminowania ich. Wartość dzieła „Dżihad i samozagłada Zachodu” wynika z jego nowatorstwa, jeśli chodzi o polską publicystykę oraz z faktu, że dzisiejsza Polska dopiero styka się z agresywnym islamem. Nasze społeczeństwo nie jest jeszcze ogłupione polityczną poprawnością jego dotyczącą i przejawia zdrowe odruchy względem nadchodzącego zagrożenia. Na zakończenie niniejszej recenzji wymienię najistotniejsze obszary tematyczne, które nie zostały niestety poruszone przez Autora.

Książka Pawła Lisickiego dzieli się na dwie główne części. Pierwsza jest poświęcona wyjaśnieniu źródeł t.zw. dialogu chrześcijańsko – islamskiego i stanowi porównawczą analizę cywilizacyjną tych dwu światów. Już od pierwszych stron widać, że Lisicki postanowił nie brać jeńców. Pierwszą skrytykowaną postacią jest Franciszek. Spotykamy się z tym posoborowym papieżem w Błękitnym Meczecie w Konstantynopolu, gdzie ów modli się z muftim Stambułu. Pan mufti pięknie wyjaśnia, jak łagodny i pokojowy jest islam i odtąd Franciszek będzie piętnował bezdominacyjny fundamentalizm religijny. Tak jakby fundamentalizmy chrześcijański i islamski były sobie równe, choć jeden sprowadza się do modlitw przed klinikami aborcyjnymi, a drugi do mordowania Bogu ducha winnych ludzi na całym świecie. Franciszek sądzi, że poznał lepiej autentyczny islam od wszystkich abdullahów z Państwa Islamskiego i im podobnych szaleńców.

Następna scenka. Watykan, Wielka Sobota roku Pańskiego 2008. Ojciec Święty Benedykt XVI chrzci wyznającego dotąd islam dziennikarza Magdiego Allama. Poważne organizacje muzułmańskie mówią o prowokacji, bezimienni fundamentaliści grożą śmiercią nowoochrzczonemu, policja włoska nie lekceważy gróźb i przyznaje mu ochronę, jaką mają świadkowie koronni, a watykańscy urzędnicy średniego szczebla trzęsą się ze strachu i piszą, że nie mieli wrogich intencyj względem islamu. Kardynał Tauran, przewodniczący papieskiej rady ds. dialogu międzyreligijnego, wyznaje, iż nie wie, w jaki sposób Magdi znalazł się pomiędzy katechumenami. Sam Allam pyta, czy rzeczywiście można nazywać islam religią pokoju i dialogu, skoro konwersja jednego człowieka na chrześcijaństwo powoduje reperkusje nieporównywalnie większe niż tysiące transferów w odwrotnym kierunku. Allam opuścił Kościół Posoborowy w 2013 r. gdyż ów w jego przekonaniu legitymizował islam jako prawdziwą religię i Allaha jako prawdziwego Boga.

Skąd wzięło się to nowe podejście do islamu? Głównym winnym jest tu Sobór Watykański II. W interesującej nas problematyce najbardziej szkodliwe okazują się być trzy dokumenty: Konstytucja dogmatyczna o Kościele Lumen gentium, Deklaracja o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich Nostra aetate i Deklaracja o wolności religijnej Dignitatis humanae. Lisicki piętnuje ich oderwanie od rzeczywistości i błędy teologiczne. Na str. 124 możemy przeczytać: „Teksty dotyczące innych religii sformułowane są w taki sposób, że można odnieść wrażenie, jakby zdaniem ojców soboru Chrystus już wszystkich zbawił. Jakby automatycznie niejako każdy pojedynczy człowiek został wykupiony z grzechu pierworodnego i żył już, choćby o tym nie wiedział, w stanie zbawienia”. Rzeczywiście, podsumowanie to dotyka kwintesencji rahneryzmu, nowej teologii Kościoła Posoborowego. Ale my tradycjonaliści zwykle dostrzegamy tę herezję expressis verbis raczej dopiero w encyklice Jana Pawła II „Redemptor hominis” niż w dokumentach samego soboru.

Jeśli chodzi o dialog katolicko – islamski, jest u Lisickiego jeden nie do końca negatywny bohater. To Benedykt XVI. Autor docenia go za podjęcie próby dokonania analizy krytycznej islamu, ale równocześnie dostrzega niekonsekwencję czynów i wycofanie się po awanturze wywołanej t.zw. wykładem ratyzbońskim, podczas którego Papież analizował dialog cesarza bizantyńskiego Michała Manuela Paleologa z Abu Muhammadem ibn Hazmem.

Parę lat temu napisałem, że oceniam Sobór Watykański II jako przeżytek, którego wskazówki duszpasterskie są dziś po prostu nieaktualne i nie należy się nimi specjalnie zajmować. Paweł Lisicki nie formułuje żadnych ocen ogólnych V2, ale z książki o dżihadzie jednoznacznie wyłania się obraz V2 jako szaleństwa. Zauważmy też jedno: 50 lat temu islam nie był żadnym zagrożeniem dla Zachodu. Europejczycy i Amerykanie w pełni kontrolowali politycznie Bliski Wschód i dość skromnie wydzielali szejkom petrodolary. Sytuacja zmienia się dynamicznie, ale naprawdę źle dzieje się dopiero od kilkunastu ostatnich lat.

Druga część książki jest poświęcona analizie islamu. Autor streszcza jego zawartość i dokonuje analizy porównawczej głównych idej Biblii i Koranu, postaci proroka Mahometa, a także analizy naukowej obu ksiąg, stosunku Koranu do Jezusa Chrystusa oraz Najświętszej Maryi Panny. Dość powiedzieć, że podług islamu „autentyczny Jezus” cytowany w Koranie potępia koncepcję Trójcy Świętej. Z kolei podnoszony przez posoborowców argument, jakoby islam czcił Maryję, jest z gruntu fałszywy: Mahomet nazywa Jezusa prorokiem i „synem Maryi”, bo odmawia Mu boskości. Należy założyć, że ta część książki obarczona jest jakimiś błędami, które byłyby oczywiste dla bardziej wnikliwych badaczy islamu. Jednak daje nam ogólne pojęcie religioznawcze i cywilizacyjne, niezbędne w czasach narastającej konfrontacji.

Co jeszcze można by zarzucić publikacji Pawła Lisickiego ? Pierwsza część książki może być za trudna w lekturze dla osób bez przygotowania bądź zacięcia teologicznego. Nawet duchowieństwo posoborowe (a może zwłaszcza ono) będzie miało kłopot ze zrozumieniem, czemu krytyka Soboru, Pawła VI, Jana Pawła II czy Franciszka jest aż tak bezkompromisowa. Myślę jednak, że każdy średnio rozgarnięty czytelnik tej książki zrozumie, jak niemądrym czynem było ucałowanie Koranu przez Jana Pawła II , jakie są jego skutki propagandowe po dziś dzień.

Jeśli w tytule książki mamy „Zachód”, to dobrze byłoby szerzej odnieść się też do postawy państw wolnego niegdyś świata względem islamu. Mam bowiem nieodparte wrażenie, że 15 lat wojny z terroryzmem coraz bardziej wzmacnia mahometan. Terroryści jak byli, tak są, ale relacje sił oraz inicjatywa są coraz bardziej sprzyjające dla naszych wrogów. Bardzo chętnie przeczytałbym też analizę politologiczną i makroekonomiczną, która wyjaśniłaby, w jaki sposób powstało bogactwo krajów Bliskiego Wschodu. Czemu i jak dokonały one akumulacji kapitału, dlaczego światowe koncerny naftowe ani zachodni doradcy nie sprowadzili ich do poziomu neokolonialnego. Wreszcie – co jest najsłabszym punktem tych państw i gospodarek, a zarazem naszą nadzieją na ich destabilizację i załamanie.

A może takie książki, komplementarne względem pracy Pawła Lisickiego, istnieją i Czytelnicy niniejszego wpisu zechcą je zarekomendować, wpisując stosowne komentarze? Pod wpływem lektury „Dżihadu” uświadomiłem sobie, jak niewiele wiem o islamie i najwyższy czas to zmienić!

Krusejder

Za: Młot na posoborowie (31 lipca 2015)

 


 

Za: |

Skip to content