Aktualizacja strony została wstrzymana

Niemiecki „dron-Mengele” nad Polską. Aborcjoniści panicznie wystraszyli się dziewięciotygodniowych „małych Jasiów”

„Ten dron to dzisiejszy Mengele”  – tak akcję holenderskiej organizacji Women on Waves ocenia ks. Tomasz Kancelarczyk z Bractwa Małych Stópek w Szczecinie.  Feministki wysłały w sobotę z Frankfurtu nad Odrą (Niemcy) do sąsiednich Słubic niedużego drona z tabletkami aborcyjnymi.

Feministyczną hucpę ochoczo wsparły działające w Polsce „siostrzane” organizacje: Ciocia Basia, Fundacja Feminoteka, Porozumienie Kobiet 8 Marca, Berlin-Irish Pro Choice Solidarity, Codziennik Feministyczny i partia Twój Ruch.

Dron wystartował z nabrzeża Odry we Frankfurcie nad Odrą i po pokonaniu kilkuset metrów, po chwili wylądował na polanie, na drugim brzegu rzeki. Śmiercionośne tabletki zdjęła z drona – jak relacjonuje TVN24 –  Agnieszka Olszewska z organizacji Women on Waves, informując, iż że są przeznaczone dla niej i jeszcze jednej dziewczyny.

Do sprawy odniósł się w rozmowie z portalem niezalezna.pl ks. Tomasz Kancelarczyk z Bractwa Małych Stópek w Szczecinie. – Ze strony Niemiec, które wyrządziły nam tak wiele krzywd, mamy spodziewać się przerzutu przez granicę tabletek służących do zabijania polskich dzieci. Temu ma służyć proaborcyjny dron, który wpisuje się w system działań „doktora” Mengele. Ten dron to dzisiejszy Mengele – ocenił.

Szczecińscy obrońcy życia protestujący przeciwko „przesyłce” przywieźli ze sobą małe figurki tzw. „Jasiów” – Na tej aborcyjnej prowokacji mówiliśmy, że środki z drona mają właśnie uśmiercać takie dzieci z 9-10 tygodnia – relacjonuje ks. Kancelrczyk. Jak relacjonuje duchowny „osoby organizujące proaborcyjną akcję panicznie bały się Jasiów, które chcieliśmy im dać, bały się dotknąć plastikowego modelu człowieka”.

Źródło: TVN24, niezalezna.pl

luk

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2015-06-29)

 


 

Aborcja z morza i powietrza

Kaja Godek dla PCh24.pl

Nienawidzące poczętego życia aktywistki wraz z rozpoczęciem wakacji dostają rozpędu. Propagują aborcję coraz bardziej spektakularnymi metodami. Od kilku lat pływają po Bałtyku z aborcyjnym statkiem, teraz zrzuciły do Polski tabletki poronne z pomocą… drona. W rozmowie z PCh24.pl Kaja Godek z Fundacji PRO-Prawo do Źycia potwierdza, że takie akcje aborcjonistek świadczą o słabości i frustracji lewackich środowisk.

W ostatnich dniach Polskę obiegła informacja, że aborcyjne aktywistki z Niemiec przesyłają tabletki poronne do Polski z pomocą drona. O czym świadczy podejmowanie tego typu akcji? Chodzi tu o fajerwerki i pokazanie że pozbywanie się ciąży jest super, o rozgłos, czy zwykłą nienawiść do życia odczuwaną do tego stopnia, że domaga się ona tak spektakularnego ujścia?

Oceniam tę akcję jako wyraz słabości środowisk feministycznych w Polsce i patrzę na nią z pewnym politowaniem. Robi się z tego wielką sprawę, media to wydarzenie promują, a tymczasem sytuacja wygląda tak, że polskie feministki nie są w stanie zrobić żadnej większej akcji społecznej. Nie mają za sobą dużego ruchu obywatelskiego, w badaniach opinii publicznej ich chore postulaty cieszą się znikomym poparciem, próby stawiania przez nie proaborcyjnych projektów w Sejmie kończą się spektakularnym fiaskiem (vide losy „Tak dla kobiet”). Dochodzą sygnały, że środowisko jest skonfliktowane. Jedyne co mogą, to puścić sobie przez granicę drona z paczką pigułek poronnych.

Oczywiście trudno uniknąć skojarzeń z polityką nazistowskich Niemiec wobec krajów podbitych, ale w gruncie rzeczy po raz kolejny można stwierdzić, że w Polsce ideologia zabijania jest w odwrocie na tyle mocno, że głoszące ją organizacje muszą się uciekać do pomocy z zagranicy.

Wśród internautów pojawiło się pytanie – co mogłoby się stać, gdyby takie tabletki trafiły w nieodpowiedzialne ręce?

Ale przecież te tabletki nie mogą zostać użyte inaczej niż tylko nieodpowiedzialnie! One służą do zabijania małych ludzi! 

Dron to jednak nie jedyna zachęta to pozbywania się ciąży. Zaczęły się wakacje, wiele młodych kobiet będzie wypoczywać nad morzem. Od kilku lat feministki organizują akcję podpływania w okolice polskiego wybrzeża „statkiem aborcyjnym”. Czy wiadomo coś o skali „popularności” tej platformy wśród Polek?

To są akcje o znaczeniu przede wszystkim medialnym. Przypłynięcie takiego statku to nie jest odpowiedź na narastające zapotrzebowanie wśród Polek. Raczej robienie pretekstu do dyskusji o aborcji.

Na stronach internetowych „Kobiet na falach” widnieje taka oto wyliczanka. Zgłoś się do nas jeżeli zaszłaś w ciążę i chcesz: • utrzymać ciążę i zatrzymać dziecko • utrzymać ciążę i oddać dziecko do adopcji • przerwać ciążę. To symptomatyczne, że w trzecim wypadku nie ma już słowa o dziecku, co się z nim stanie jeśli „przerwie się” ciążę. Czyż nie oznacza to, że aktywistki aborcyjne doskonale zdają sobie sprawę, że aborcja to rzeczywiście mordowanie dziecka?

Oczywiście, że sobie zdają sprawę. To dlatego kampanie społeczne polegające na pokazywaniu, jak naprawdę wygląda aborcja, wywołują w nich taką złość. Mam na myśli np. wielokrotne dewastacje wystaw „Wybierz życie”, ostatnio kilka razy na terenie Wrocławia. Ale i w innych polskich miastach.

Na stronach prowadzonych przez feministki są zresztą i inne ciekawostki. Jest na przykład aplikacja dla kobiet, które przeszły aborcję i teraz mogą się podzielić swoim doświadczeniem. Zwracają uwagę dwie sprawy: po pierwsze ogromne skupienie na uczuciach kobiet z kompletnym pominięciem tego, co dzieje się w danym momencie z dzieckiem. Są pytania „jak się czułaś przed, w trakcie i po”, lista emocji do wybrania. Z drugiej strony relacje tych kobiet są, delikatnie mówiąc, niezbyt optymistyczne. One piszą, że płaczą, że do końca życia będą się zastanawiać, jakie by to dziecko było. Niektóre wprost piszą, że przeszły horror. Widać potężne zagubienie, poczucie straty i rozczarowanie. W mojej ocenie jest to kopalnia tekstów prolajferskich.

kra

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2015-06-29)

 


 

Skip to content