Aktualizacja strony została wstrzymana

Złoto, czy uran w orbicie Marsa?

Źeby nie zaczynać od Adama i Ewy, lepiej cofnąć się w czasie trochę bliżej, to znaczy – do 15 sierpnia 1971 roku, kiedy to amerykański prezydent Ryszard Nixon ogłosił, że Stany Zjednoczone wycofują się w porozumienia z Bretton Woods. Konferencja w Bretton Woods odbyła się w lipcu 1944 roku, a jej celem było ustanowienie nowego ładu finansowego na świecie, ponieważ dotychczasowy ład finansowy został zniszczony na skutek II wojny światowej. Wojna bowiem powoduje spustoszenia we wszystkich dziedzinach życia, a zwłaszcza w dziedzinie finansowej, ponieważ jest przedsięwzięciem szalenie kosztownym. Dzisiaj oczywiście żadnych wojen już nie ma, chyba, że prowadzi je znienawidzony zimny rosyjski czekista Putin. Zgodnie bowiem z odpowiedzą, jakiej udzieliło w swoim czasie Radio Erewań słuchaczowi pytającemu, czy będzie wojna (wojny oczywiście nie będzie, natomiast rozgorzeje taka walka o pokój, że nie zostanie nawet kamień na kamieniu), dzisiaj wojen już nie ma. Są tylko „operacje pokojowe”, „misje stabilizacyjne”, a w najgorszym razie – „kinetyczne operacje militarne”, kończące „rewolucje” podjęte w celu obalenia tyranów jakichś takich nie naszych. Bo tyranowie nasi, to znaczy – „nasze sukinsyny” w rodzaju np. Piotra Poroszenki, Arszenika Jaceniuka, czy władcy Arabii Saudyjskiej, Jego Wysokości Salmana ibn Abd al-Aziz Al Su’uda, są naszymi najukochańszymi duszeńkami i wszelka krytyka ich poczynań, aczkolwiek teoretycznie dozwolona, jest głęboko niesłuszna i bardzo źle widziana zarówno na tym świecie, jak i na tamtym. Te „operacje pokojowe” też są szalenie kosztowne, prawie tak samo kosztowne, jak wojna, ale nie ulega wątpliwości, że wojna jest jeszcze kosztowniejsza, zwłaszcza wojna światowa, więc nic dziwnego, że dotychczasowy ład finansowy na świecie uległ zniszczeniu i na okres powojenny trzeba było przygotować jakiś ład zastępczy. Jego fundamentem została waluta amerykańska, na co złożyły się co najmniej dwie ważne przyczyny. Po pierwsze, dolar był światową walutą transakcyjną, z czego Stany Zjednoczone nie tylko czerpały, ale i nadal czerpią spore korzyści i bardzo pozycji dolara pilnują. Ilustracją tej czujności jest choćby los straszliwego Saddama Husajna. Obwiniany był on o wyprodukowanie broni masowej zagłady, której wszelako nie można było nigdzie znaleźć. Pojawiły się spekulacje, że ta broń została ukryta na pomalowanym na czarno okręcie, który pod osłoną nocy pływa po morzach i oceanach – ale tego okrętu też nie można było nigdzie zlokalizować – aż dopiero pan red. Bronisław Wildstein, nie ruszając się z Warszawy, jednym rzutem oka spenetrował prawdę – że mianowicie straszliwy Saddam Husajn ukrył tę broń „w miejscach niemożliwych do wykrycia”. Od razu wszystko stało się jasne – ale, powiedzmy sobie szczerze – nie to zgubiło Saddama Husajna, tylko to, że zaczął się odgrażać iż w transakcjach eksportu ropy odejdzie od dolara na rzecz innych walut: japońskiego jena, albo europejskiego euro. Takiej zbrodni miłujący pokój świat nie mógł już tolerować, więc Saddam Husajn został schwytany i powieszony przez siły pokojowe – oczywiście na podstawie wyroku niezawisłego sądu, zorganizowanego przez dowództwo operacji pokojowej. Drugą przyczyną, dla której dolar stał się fundamentem ładu finansowego z Bretton Woods była okoliczność, że przynajmniej częściowo respektował on standard złota. Standard złota jest to zobowiązanie, jakie zaciąga emitent pieniądza papierowego, że na każde żądanie wymieni banknoty na złoto według ustalonego parytetu – w przypadku dolara – uncję złota za 35 dolarów. Wprawdzie od roku 1933, kiedy to zasoby złota w USA zostały znacjonalizowane przez prezydenta Franklina Roosevelta, dolar przestał być wymieniany na złoto w stosunkach detalicznych, ale zachował wymienialność w wielkich transakcjach międzynarodowych, więc respektował standard złota przynajmniej częściowo.

Ład finansowy ustanowiony w Bretton Woods funkcjonował sprawnie do połowy lat 60-tych. W połowie lat 60-tych coraz dotkliwiej zaczęło dawać się we znaki zjawisko w postaci rosnących ilości waluty amerykańskiej poza granicami Stanów Zjednoczonych – tak zwanych „eurodolarów” i „petrodolarów”. Eurodolary wzięły się stąd, że po zakończeniu II wojny światowej, rząd amerykański wystąpił wobec rządów z ofertą pomocy w odbudowie gospodarek ze zniszczeń wojennych w postaci tzw. Planu Marschalla. Plan ten składał się z dwóch zasadniczych elementów: po pierwsze – rząd amerykański stawiał do dyspozycji rządów państw objętych tą ofertą wielkie ilości amerykańskich towarów. Z ich sprzedaży rządy czerpały środki na odbudowę gospodarek, a przy okazji ten handel nakręcał koniunkturę. Drugim elementem planu było stworzenie całego systemu przywilejów w dostępie towarów pochodzących z krajów objętych planem, na rynek amerykański. W rezultacie gospodarki krajów objętych Planem Marschalla nie tylko szybko odbudowane zostały ze zniszczeń, ale wkroczyły w okres burzliwego rozwoju. Zatem nie tylko strumień towarów amerykańskich płynął do Europy przez Atlantyk, ale coraz zwiększy strumień towarów europejskich płynął przez Atlantyk do USA – a odwrotnie płynęła do Europy rzeka dolarów. To właśnie były „eurodolary”. Petrodolary natomiast wzięły się stąd, że pod koniec II wojny, a zwłaszcza po jej zakończeniu, nastąpił gwałtowny rozwój motoryzacji i komunikacji lotniczej. W rezultacie skokowo wzrosło zapotrzebowanie na ropę naftową, a ponieważ transakcje importu ropy rozliczane były w dolarach, w posiadaniu krajów naftowych znalazły się wielkie ilości waluty amerykańskie – petrodolary. Eurodolary i petrodolary stwarzały problem dla USA, bo w miarę wzrostu ich ilości, gwoli podtrzymania parytetu dolara, Ameryka musiała rzucać na rynek coraz to nowe partie złota. Budziło to głosy krytyki w Ameryce. Krytycy podnosili, że chociaż cały świat korzysta z tego, że ustanowiony w Bretton Woods ład finansowy jest stabilny, to tylko Ameryka musi ponosić tego koszty. Najwyraźniej korzyści czerpane przez USA z fakty, że dolar jest światowa walutą transakcyjną, traktowali jako „oczywistą oczywistość”, w związku z czym konieczność sprzedaży złota nie była już uważana za rodzaj inwestycji, tylko -niesprawiedliwego obciążenia. I kiedy w 1971 roku Francja zagroziła, że zażąda wymiany wszystkich swoich eurodolarów na amerykańskie złoto, prezydent Nixon uznał, że zabawa posuwa się za daleko i wycofał Amerykę z porozumienia w Bretton Woods.

Ta decyzja doprowadziła do odejścia świata od standardu złota. W obiegu pojawiły się puste waluty o płynnych kursach, czyli tzw. pieniądz fiducjarny. Definicja pieniądza fiducjarnego jest taka, że ma on wartość, ponieważ ludzie myślą, że ma wartość. W rezultacie upadła ostatnia bariera hamująca chciwość banków emisyjnych i w ogóle banków. Źeby lepiej zrozumieć w jaki sposób banki czynią zadość swej chciwości, musimy postawić głupie pytanie: co to jest bank. Czasami warto zadawać głupie pytania, ponieważ bywają one szalenie inspirujące. XVIII-wieczny niemiecki astronom Henryk Olbers postawił głupie pytanie, dlaczego właściwie w nocy jest ciemno? Odpowiedź pozwoliła na ustalenie, że Wszechświat nie jest nieskończenie wielki. Ośmieleni tym precedensem wracamy do głupiego pytania: co to jest bank. Każdy wie, co to jest bank. To jest magazyn do przechowywania cudzych pieniędzy. Wyobraźmy sobie, że mamy 100 kg złota. Nie chcemy trzymać go w domu, bo złodzieje tylko na to czekają, więc zanosimy je do wyspecjalizowanego magazynu, który wydaje nam kwit magazynowy. Jeśli potem chcielibyśmy kupić sobie samochód, czy dom, to moglibyśmy odebrać z banku nasze złoto, zanieść je sprzedawcy, ale możemy tego nie robić i wręczyć sprzedawcy ów kwit, a on już sobie dalej z nim poradzi. Ten kwit nie jest pieniądzem, bo pieniądz cały czas leży w piwnicy banku. On jest tylko substytutem pieniądza, ale to nic nie szkodzi, skoro za jego pośrednictwem można regulować zobowiązania, czyli – mówiąc potocznie – można nim płacić. I jeśli banki wydają tylko tyle kwitów, ile mają depozytów, to to się nazywa systemem stuprocentowej rezerwy bankowej. Banki jednak uważają, że skoro kwitami magazynowymi można płacić, to dlaczego miałyby sobie żałować – i wypuszczają znacznie więcej kwitów, niż maja depozytów. Nazywa się to elegancko systemem częściowej rezerwy bankowej. Banki pracujące w systemie częściowej rezerwy – a obecnie w tym systemie pracują wszystkie banki – wypuszczają kwity fałszywe. Problem polega na tym, że nie wiadomo, które są fałszywe, bo wszystkie są jednakowe. Źeby sprawdzić, które są fałszywe, trzeba by zgromadzić wszystkich posiadaczy kwitów z jednym miejscu w jednym momencie – a wtedy ktoś stojący na końcu kolejki nic by za swój kwit nie dostał i wtedy by się wydało, że to kwit fałszywy. Jednak taka możliwość jest tylko teoretyczna. Ludzie może nie chcieliby przyjmować kwitów co do których mają wątpliwości, czy aby są prawdziwe – ale są do tego zmuszani przez rządy na podstawie przepisów o prawnym środku płatniczym. Musimy w walucie emitowanej przez bank, którego rząd przeważnie jest właścicielem, płacić podatki, wnosić rozmaite opłaty i kary, rozliczać transakcje itd. Mamy zatem do czynienia z przestępczą formą zmowy rządów z bankami – ale na czyją szkodę?

Dotychczasowy mechanizm kreowania przez banki pieniądza z niczego sugerowałby, że banki wypłukują złoto z powietrza. Ale złota w powietrzu nie ma – w każdym razie tak nam podpowiada doświadczenie życiowe. Inna sprawa, że i na doświadczeniu życiowym do końca polegać nie można, bo na przykład podpowiada nam ono, że zawsze umiera kto inny. W tym jednak przypadku doświadczenie życiowe chyba nas nie zawodzi; złota w powietrzu nie ma. W takim jednak razie tym bardziej intrygująca staje się kwestia, skąd właściwie banki wypłukują złoto – bo że wypłukują, to rzecz pewna. Na trop tego miejsca naprowadza nas zjawisko zwane inflacją. Zgodnie z prawem podaży i popytu, jeśli na rynku gwałtownie przyrasta ilość jakiegoś towaru, a ilość innych towarów albo wcale nie przyrasta, albo przyrasta, ale nie tak gwałtownie, to pogarszają się proporcje wymiany towaru, którego jest na rynki nadmiar, na wszelkie inne towary. Z tego punktu widzenia pieniądz jest takim samym towarem, jak każdy inny, zatem jeśli na rynku pojawia się coraz więcej pieniędzy, to pogarsza się proporcja wymiany pieniądza na wszelkie pozostałe towary, czyli mówiąc potocznie – rosną ceny wszystkich towarów, bo wszystkie one wyrażone są w jednostkach pieniężnych. I to właśnie jest inflacja. Jeśli, dajmy na to, mówimy, że inflacja wynosi 10 procent rocznie, to znaczy, że banknot 100-złotowy, który 1 stycznia wart był 100 – 31 grudnia wart będzie już tylko 90. To znaczy, że każdemu posiadaczowi każdego banknotu 100-złotowego – i odpowiednio innych nominałów – ktoś ukradł 10 złotych bez przerywania snu. I to jest odpowiedź na pytanie, skąd banki wypłukują złoto; nie z powietrza, bo go tam nie ma, tylko z portfeli i kieszeni ludzi zmuszonych przez rządy do posługiwania się walutą przez nie emitowaną na podstawie przepisów i prawnym środku płatniczym.

Ale samo wyprodukowanie pieniądza fiducjarnego przez bank, jeszcze nie daje mu dochodu. Pojawia się on w dopiero momencie wprowadzenia pieniądza do obiegu gospodarczego, to znaczy – w momencie znalezienia osoby fizycznej, albo prawnej, która ten pieniądz przyjmie, zaciągnie z tego tytułu zobowiązanie – a wtedy już go mamy, już musi pracować dla nas aż do śmierci. Najprostszym sposobem wprowadzenia pieniądza do obiegu gospodarczego jest pożyczenie go. Ludzie chętnie pożyczają, bo pożycza się cudze, a dopiero oddać trzeba własne. Rządy o niczym innym nie myślą, tylko jakby tu obywatelom przychylić nieba, to znaczy – żeby byli szczęśliwi. A kiedy są szczęśliwi? Wtedy, kiedy mają pieniądze. Wprawdzie wiadomo, że pieniądze szczęścia nie dają, ale każdy dlaczegoś chce przekonać się o tym osobiście. Wreszcie banki dławiące się od nadmiaru pieniądza, jeden przez drugiego szukają kogoś, komu by mogły go wtrynić i uczynić w ten sposób swoim niewolnikiem, a przynajmniej – wyrobnikiem. Wydawałoby się tedy, że łańcuszek szczęścia jest zamknięty, gdyby nie pewna nieprzyjemna okoliczność – że mianowicie są ludzie, co pożyczają, a potem nie chcą oddać. Gdyby ryzyko „złych długów” obciążało jedynie banki, to w pewnych sytuacjach mogłoby okazać się nie do udźwignięcia. Dlatego w 1938 roku w USA powstała instytucja potocznie nazywana Fannie Mae – początkowo jako rządowa, potem została sprywatyzowana, ale nawet jako prywatna, korzysta z pieniędzy publicznych. Jej celem jest zdejmowanie z banków ryzyka złych długów i rozkładanie go na wszystkich podatników. W 1970 roku powstała druga taka instytucja, potocznie zwana Freddie Mac. Dzięki rozłożeniu na wszystkich podatników ryzyka złotych długów, nic już nie hamuje banków przed rozszerzaniem oferty kredytowej. W ten sposób, dzięki odejściu od standardu złota i kolaboracji z rządami, które w zamian za pożyczki na sfinansowanie deficytów budżetowych zastawiają dochody z przyszłych podatków, banki zdobyły nie tylko władzę polityczną, pozostawiając z demokracji tylko pustą skorupę, ale w dodatku są na najlepszej drodze do stopniowego przejmowania własności milionów ludzi.

Już w podziemiach synagog wszystko złoto leży, amunicję przenoszą czarni przemytnicy, naradzają się szeptem berlińscy bankierzy, dzwoni tajny telefon w warszawskiej bóżnicy” – pisał Julian Tuwim w wierszu „Anonimowe mocarstwo”. Miała to być satyra na Adolfa Nowaczyńskiego – że bełkot i oszołomstwo – ale oto minęło kilkadziesiąt lat i oto co się stało. W październiku 2009 roku przetoczyła się przez portale internetowe wiadomość, że Chiny kupiły w USA 5 700 sztabek złota. Nie byłoby w tym może nic osobliwego, gdyby nie to, że po zbadaniu owych sztab, pochodzących ze sławnego Fortu Knox okazało się, że to nie żadne złoto, tylko pozłocony po wierzchu wolfram. Dochodzenie wykazało, że już przed kilkunastu laty w jednej z amerykańskich fabryk przetopiono na sztabki 16 ton wolframu i pozłocono. 640 tys. tych sztabek miało być zdeponowanych właśnie w Forcie Knox, a pozostałe 840 tysięcy zostało sprzedane na światowych rynkach. Czy to wszystko prawda, czy nie – trudno zgadnąć, bo Amerykanie nałożyli na tę informację surdynę, a i wykiwany nabywca też nie będzie się chwalił, jak to został wyrolowany. Przeciwnie – będzie udawał, że naprawdę ma złoto. Jednak z obfitości serca usta mówią i wychodząca w Warszawie pod redakcją Adama Michnika żydowska gazeta dla Polaków, a więc mająca do takich spraw specjalnego nosa „Gazeta Wyborcza”, w numerze z 18 listopada 2010 roku, ni stąd ni zowąd zamieściła notatkę pod tytułem: „Złoto coraz droższe. Czas na obrączki z wolframu”. Ciekawe skąd żydowska gazeta dla Polaków dowiedziała się, że przyszedł czas na obrączki i to właśnie akurat z wolframu? Czyżby stąd, że jeszcze w czasach sławnego Alana Greenspana, co to został obcmokany jako finansowy Wunderkind, mając wiedzę o światowej gospodarce w małym palcu, dwa banki „złotego kartelu” czyli JP Morgan i Goldman Sachs, „pożyczyły” od FED 15 tys. ton złota. W jakich podziemiach je schowały i kto pilnuje interesu?

Co jeden człowiek próbuje zakryć, to drugi wkrótce odkryje. Dlatego też w kwietniu 2011 roku Brazylia, Rosja, Indie, Chiny i RPA zawarły porozumienie pod nazwą BRICS, którego celem jest stworzenie nowego systemu finansowego w skali światowej, powrót do standardu złota, a tym samym – zdetronizowanie fiducjarnego dolara z funkcji światowej waluty transakcyjnej. Pamiętając, jaki los spotkał Saddama Husajna, który tylko się na ten temat odgrażał, czegóż można spodziewać się w sytuacji, kiedy nie pojedynczy dyktator, tylko grupa państw o poważnym, jeśli nie bardzo poważnym potencjale gospodarczym i militarnym, deklaruje identyczny zamiar? Wprawdzie USA nadal mają najwyższy budżet wojskowy, wynoszący około 640 miliardów dolarów, ale nie jest to już więcej, niż budżety wojskowe wszystkich pozostałych państw świata razem wziętych, a co ważniejsze – ta przewaga z roku na rok stopniowo się zmniejsza. Dlatego najbliższe 10 lat mogą okazać się decydujące dla przyszłych losów nie tylko systemu finansowego, ale w ogóle – przyszłych losów świata, a polityczny przewrót na Ukrainie, dla którego USA w 2013 roku zapaliły zielone światło i wyasygnowały około 5 mld dolarów, może byś zwiastunem nadchodzącego zamętu.

Stanisław Michalkiewicz

Artykuł    miesięcznik „Opcja na prawo”    22 czerwca 2015

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3413

Skip to content