Aktualizacja strony została wstrzymana

Opowieść o ciągłości

Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy” – powiedział Władysław Gomułka. Kogo miał na myśli – bo przecież już wkrótce po wypowiedzeniu tych słów, pod zarzutem „odchylenia prawicowo-nacjonalistycznego” wylądował w Miedzeszynie, gdzie mieściła się filia turmy na Rakowieckiej, ówczesny odpowiednik Starych Kiejtutów, gdzie w charakterze torturanta występował Józef Światło, który tak naprawdę nazywał się Izaak Fleischfarb, a potem, kiedy nastał kolejny etap, amerykańska razwiedka eksponowała go jako ofiarę reżymu? Chyba nie siebie, bo wygląda na to, że Władysław Gomułka tak naprawdę władzy nie miał, bo co to za władza, którą Józef Światło mógł gimnastykować w Miedzeszynie? To już prędzej władzę mógł mieć Józef Światło. Ale on też najpierw skakał przed Gomułką z gałęzi na gałąź i dopiero potem, kiedy padły inne rozkazy, było odwrotnie. A kto wydawał te rozkazy o „odchyleniu” i tak dalej? Te rozkazy wydawał inny Józef, mianowicie Stalin. Ale Józef Stalin osobiście w naszym nieszczęśliwym kraju władzy nie sprawował, wyręczając się różnymi zleceniobiorcami, czyli – jak się popularnie mówi – agentami.

Stanisław Mikołajczyk wspomina, że na czele prawdziwego rządu w Polsce stał generał NKWD Iwan Sierow. Następny w hierarchii był szef NKWD w sowieckiej ambasadzie, potem dopiero – ambasador Lebiediew, a na czwartym miejscu w hierarchii znajdował się Jakub Berman, formalnie pełniący skromną funkcję wiceministra. Ale Jakub Berman już w 1939, a najdalej 1940 roku, z obfitości serca opublikował we Lwowie deklarację i to mową wiązaną: „Mamy śliczne przyodziewy, wyszywamy burki. Wszyscyśmy syny Stalina i Stalina córki”. Wygląda na to, że tytułem do władzy był rodzaj agnatycznego pokrewieństwa ze Stalinem. Jakub Berman uważał się za „syna”, toteż, chociaż jewriej, kroczył zaraz po ambasadorze Lebiedziewie, podczas gdy taki Władysław Gomułka, który tylko żonę miał jewriejkę, jako dalszy krewny, władzę tylko miewał i to od czasu do czasu. Warto dodać, że synostwo Jakuba Bermana było uznawane do samego końca i sam generał Jaruzelski w roku 1983 udekorował go medalem Edukacji Narodowej. To bardzo trafna aluzja ta „edukacja” i tym właśnie tropem powinniśmy podążyć dalej.

W roku 1980 partia zaczęła się rozpadać i w wytworzoną w ten sposób próżnię polityczną wskoczyły tajne służby, z wojskowa razwiedką na czele. Przygotowuje ona i przeprowadza stan wojenny, na początku którego internuje m.in. Edwarda Gierka i jego pierwszego ministra Piotra Jaroszewicza, pokazując przy pomocy tej aluzji, gdzie przesunął się punk ciężkości władzy. Jak się wtedy przesunął, to już tam pozostał, czego charakterystycznym, chociaż trochę groteskowym świadectwem była konferencja prasowa premiera Tuska. Padło tam pytanie, kto właściwie podjął decyzję o zastosowaniu konwencji chicagowskiej do badania katastrofy smoleńskiej. Okazało się, że „trójka NKWD”, to znaczy – premier Tusk, Paweł Graś i Tomasz Arabski – chociaż ani pan Graś, ani pan Arabski nie byli konstytucyjnymi członkami Rady Ministrów. Skoro jednak wiceminister Jakub Berman już raz znalazł się na czwartym miejscu w hierarchii, to dlaczego w „trójce klasowej” nie mógł znaleźć się pan Graś, czy pan Arabski? To by jednak potwierdzało podejrzenia, że sławna transformacja ustrojowa nie wpłynęła na zmianę położenia punktu ciężkości władzy, że nadal spoczywa on w tym samym miejscu, na które przesunął się w roku 1980 – za czym dodatkowo przemawiał również fakt, że razwiedka wojskowa przeszła transformację ustrojową w szyku zwartym, podczas gdy taka SB już była weryfikowana. Przez kogo? Ano – przez tych, którzy decydowali o selekcji kadrowej, zarówno w strukturach podziemnych, jak i w bezpieczniackich watahach. Przez tych, którzy mieli władzę.

I oto mamy w Sejmie przepychany ponoć z wielkim pospiechem przez prezydenta Komorowskiego projekt ustawy o Trybunale Konstytucyjnym (druk 1590). Art.116 tego projektu przyznaje marszałkowi Sejmu prawo uznaniowego decydowania o „niemożności sprawowania urzędu przez prezydenta” , co może skutkować czasowym „zwieszeniem” sprawowania przezeń urzędu. Najwyraźniej razwiedka licząc się z ewentualnością przerżnięcia wyborów przez swojego faworyta, mimo zmobilizowania agentury również w postaci byłych ministrów spraw zagranicznych: Włodzimierza Cimoszewicza „Carex”, Andrzeja Olechowskiego „Must”, Dariusza Rostatiego „Buyer” i Adama Daniela Rotfelda „Raul” – ten oczywiście „bez swojej wiedzy i zgody”. Pewnym odmieńcem w tym gronie jest Radosław Sikorski, który też wprawdzie był odnotowany przez razwiedkę pod pseudonimem „Szpak” – ale nie jako konfident, tylko figurant. Od tamtej pory minęły jednak całe lata, w trakcie których Radosław Sikorski, podobnie jak pan mec. Roman Giertych, mógł przejść na jasną stronę Mocy. Jest nawet całkiem prawdopodobne, że tak się stało, bo czyż w przeciwnym razie razwiedka przyznawałaby akurat marszałkowi Sejmu radosny przywilej decydowania o „niemożności sprawowania urzędu przez prezydenta”? Już tam pan generał Dukaczewski wie, czy dzisiaj można temu całemu marszałkowi zaufać, czy nie – bo że Trybunałowi Konstytucyjnemu zaufać można, o tym wie każde dziecko od czasu wyroku uznającego uchwałę lustracyjną za sprzeczną z konstytucją. Pamiętam, jak pan prof. Zoll zamknął rozprawę o godzinie 14,30 informując zarazem, że ogłoszenie wyroku nastąpi o godzinie 16.00. I tak się stało; pan prof. Zoll odczytał wyrok uznający uchwałę lustracyjną za sprzeczną z konstytucją, a następnie – 30 stron maszynopisu uzasadnienia. Właśnie z powodu tych 30 stron pan mec. Bednarkiewicz, z którym już po wszystkim wracałem powiedział, że gdyby TK odroczył ogłoszenie wyroku chociaż o jeden dzień, to te 30 stron „przyzwoiciej by wyglądało”. Widocznie jednak nie można było czekać ani chwili.

Widać wyraźnie, że razwiedce nie wystarcza ustawa o „bratniej pomocy”, podpisana przez prezydenta Komorowskiego 24 stycznia 2014 roku i przy pomocy Umiłowanych Przywódców (iluż tam jest konfidentów – jeden Pan Bóg wie!) prokuruje sobie pozory legalności dla przejścia na ręczne sterowanie państwem. Bo nawet uzależniony od WSI pan prezydent Komorowski też może się zbisurmanić: „nawet i psina się zawzina i wtedy szczeka na człowieka”. Niech zatem każdy czuje nad sobą miecz Damoklesa w posłusznych rękach zawistnego marszałka No bo jakże ma być inaczej, skoro „władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy”?

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Felieton    tygodnik „Najwyższy Czas!”    29 maja 2015

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3397

Skip to content