Aktualizacja strony została wstrzymana

System się rozszczelnia

Kto by pomyślał, że przez ostatnie 60 lat tak niewiele się zmieniło? To znaczy – zmieniło się bardzo dużo. Na przykład w latach 40-tych, a zwłaszcza – w latach 50-tych trudno było wyobrazić sobie Polskę bez Związku Radzieckiego, a Związku Radzieckiego – bez Józefa Stalina. Nawiasem mówiąc, niektórzy czytelnicy, a konkretnie – jeden – sztorcuje mnie za używanie przymiotnika „radziecki”, jako, że teraz należy używać przymiotnika „sowiecki”. Skoro jest taki rozkaz, to jasne, ale jak zwał – tak zwał – ważniejsze są podobieństwa. I oto po pierwszej turze wyborów prezydenckich okazało się, że od tamtych czasów nic się nie zmieniło, chociaż w międzyczasie miała miejsce przygotowana uprzednio starannie przez wojskową razwiedkę sławna transformacja ustrojowa, odwrócenie sojuszy i ustanowienie w naszym nieszczęśliwym kraju naszej młodej demokracji. Komentując mizerny rezultat pana prezydenta Komorowskiego pan red. Paweł Wroński z żydowskiej gazety dla tubylczych Polaków napisał, że to wszystko dlatego, że pan prezydent Komorowski „stracił kontakt z wyborcami”.

Co ci przypomina widok znajomy ten? Ależ naturalnie, jakże by inaczej! Dyć to żelazna przyczyna wszystkich politycznych przesileń, jakie miały miejsce za pierwszej komuny. Źyją przecież jeszcze ludzie pamiętający, że zarówno w październiku 1956 roku, czy to w marcu 1968 roku, czy to w grudniu 1970 roku, czy to w czerwcu 1976 roku, czy wreszcie w sierpniu 1980 roku, przyczyną politycznych przesileń była zawsze taka sama: partia traciła „więź z masami”. Dzisiaj partii już „nie ma”, podobnie, jak „nie ma” Wojskowych Służb Informacyjnych, chociaż jak tylko coś się u nas dzieje, to zaraz resortowa „Stokrotka” woła do telewizji jak nie generała Gromosława Czempińskiego, to generała Marka Dukaczewskiego, a ci w podskokach mówią nie tylko, jak jest, ale również, a może przede wszystkim – jak będzie – więc wiele wskazuje na to, że ta oficjalna nieobecność jest tylko wyższą formą obecności. Chodzi tylko o to, że jak w roku 1980 punkt ciężkości władzy przesunął się z partii w stronę tajnych służb, to już tam pozostał aż do dnia dzisiejszego. Rolę partii przejęła bezpieka, która aranżuje polityczną scenę i kreuje Umiłowanych Przywódców, żeby stęskniony naród miał się w kogo wpatrywać i z kim wiązać swe nadzieje: „Ach w kogóż nieszczęsny ma wpatrzyć się naród, by szukać jasnego idola w którego umyśle zbawienia tkwi zaród? To jasne, że w pana Karola!

Ale Polska, jak wiadomo, nie jest samotną wyspą i nad naszym nieszczęśliwym krajem, na podobieństwo tornada, przeciągają flukta państw poważnych, które raz robią resety w jedną, a innym razem – w drugą stronę – od czego nasz nieszczęśliwy kraj zatacza się od ściany do ściany. Raz z wielkim przytupem podpisujemy na Zamku Królewskim deklarację o pojednaniu między narodami polskim i rosyjskim, a zaraz potem o tym starannie zapominamy, bo okazuje się, ze ten cały naród rosyjski zakochany jest w zimnym czekiście Putinie, z którym prezydent Obama właśnie zresetował swój poprzedni reset. W rezultacie wytworzyła się sytuacja podobna do tej, jaka zapanowała w starożytnym Rzymie po zawirowaniach wokół cesarza Juliana Apostaty. Pięknie to przedstawił spiżowymi strofy Antoni Słonimski na przykładzie losów rabbiego Ben Alego ze Smyrny, co to był „na honory wszelakie pazyrny, więc gdy go grzeszna wabiła pokusa na katolicki dwór Constantinusa, wyrzekł się wiary ojców i Talmudu i zaczął kochać bliźnich – nie bez trudu.” Wszelako cezarem wkrótce obwołano Apostatę, który „całe rzymskie państwo z chrześcijańskiego obrócił w pogaństwo. Rabbi się tedy modli do Zeusa, uczy się mitologii, lecz psikusa los powtórnemu sprawił neoficie, bo Apostata w Presji stracił życie. Więc wrócił Kościół i rządy biskupie, a neofita znów dostał po doopie”.

Zatem gwałtowny powrót Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego musiał doprowadzić do poważnego rozszczelnienia hermetycznego dotychczas układu na tubylczej politycznej scenie, w następstwie czego przez powstałą w ten sposób szczelinę wdarła się tam ze swoimi upodobaniami zmiana pokoleniowa, niczym „swąd szatana do Świątyni Pańskiej”. Młodzi ludzie upodobali sobie w panu Pawle Kukizie, który wśród rozlicznych zalet ma również i tę, że nigdy nie był Umiłowanym Przywódcą, tylko muzykiem rockowym, tłumaczącym skomplikowane sytuacje w sposób dla każdego zrozumiały: „Bo tutaj jest jak jest – po prostu – i ty dobrze o tym wiesz!

Wygląda na to, że Wuj Sam postanowił dać naszemu nieszczęśliwemu krajowi na przeczyszczenie, co poniewczasie zrozumiał nawet pan prezydent Bronisław Komorowski, obiecując – podobnie zresztą jak Andrzej Duda – okazanie życzliwego zainteresowania pomysłowi wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych i odstąpienia od finansowania partii politycznych z budżetu. Najwyraźniej, zgodnie z nieśmiertelnymi wskazaniami Włodzimierza Lenina, pragnie odtworzyć utraconą więź z masami, nawet kosztem rozluźnienia niebezpiecznych związków z razwiedką, która, nawiasem mówiąc, też przeżywa dekompozycję w związku z rozterkami, jak podzielić 140 miliardów przeznaczonych na modernizację naszej niezwyciężonej armii. Jak mawiano w Hitlerjugend, – „co cię nie zabije, to cię wzmocni” – więc zobaczymy, czy rozluźnienie związków z niechby nawet zdekomponowaną razwiedką i zbliżenie z masami wzmocni pana prezydenta, czy tez przeciwnie – stanie się gwoździem do jego politycznej trumny.

Rzecz bowiem w tym, że dotychczasowy system wyborczy zapewniał bezpieczniakom całkowitą kontrolę nad polityczną sceną, zwłaszcza, że konstytucja ustanawia u nas polityczny system parlamentarno-gabinetowy, w którym – poza stanowiskiem prezydenta, pochodzącym z powszechnego głosowania, wszystkie inne organy państwowe albo bezpośrednio, albo pośrednio pochodzą od Sejmu. Zatem – kto kontroluje Sejm, ten kontroluje państwo. A kto kontroluje Sejm? Ścisłe sztaby partyjne, które zanim jeszcze odbędzie się jakiekolwiek głosowanie, decydują poza jakąkolwiek kontrolą, kto znajdzie się na listach wyborczych i na jakim miejscu. Stąd polityczni ambicjonerzy wiedza, że trzeba podlizywać się kierownictwu partii, a nie żadnym „wyborcom” i dlatego wszystkie partie w Polsce mają charakter wodzowski. Te ścisłe sztaby to około 30 ludzi w państwie, więc bezpieczniakom łatwo ich kontrolować zwłaszcza w sytuacji, kiedy pewnie połowa tego towarzystwa to konfidenci tej, czy innej watahy. Hermetyzacji politycznej sceny sprzyja dodatkowo ustanowiony w ordynacji wyborczej system przeliczania głosów na mandaty według d’Hondta, klauzula zaporowa, zmuszająca do prowadzenia kampanii od razu w skali kraju, co bez dostępu do telewizji jest niepodobieństwem, no i oczywiście – finansowanie partii politycznych z budżetu. I pan prezydent Komorowski, podobnie jak pan Andrzej Duda, gotowi są to wszystko zrujnować gwoli przypodobania się panu Pawłowi Kukizowi i jego zwolennikom? Trudno w to uwierzyć, chyba, że ta skwapliwa gotowość oznacza, że konfidenci dostali już rozkaz: w prawo zwrot! Do partii politycznych odmaszerować! W takiej sytuacji i nad jednomandatowymi okręgami można będzie jakoś zapanować, chociaż oczywiście jakieś rozszczelnienie musi nastąpić.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”

Felieton    tygodnik „Nasza Polska”    20 maja 2015

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3391

Skip to content