Aktualizacja strony została wstrzymana

Zabójstwo Niemcowa, czyli dziennikarstwa podwójne standardy

Wiadomość o zabójstwie jednego z liderów rosyjskiej opozycji Borysa Niemcowa jest jednym z głównych tematów przewijającym się w polskich mediach. Głos zabrali politycy, dziennikarze i analitycy. Ton wypowiedzi jest jednoznaczny: Niemcow to męczennik, który zginął w imię walki z Władimirem Putinem o demokrację w Rosji. Santo subito!

W tym zgodnym chórze kreujących Niemcowa na „świętego” demokracji dają się zauważyć dwie ciekawe kwestie. Otóż praktycznie wszystkim komentującym umyka fakt, że nieżyjący lider opozycji nie był nieskazitelną postacią i nie wziął się znikąd.

Niemcow współrządził Rosją najpierw jako gubernator Niżnego Nowogrodu nad Wołgą, a potem, na przełomie lat 1997/98, jako wicepremier Rosji, kiedy do rządu ściągnął go ówczesny prezydent Borys Jelcyn. A więc Niemcow współrządził w czasie, gdy Rosję nazywano „kryminalną Rassiją” i gdy Kremlem z tylnego siedzenia zarządzali oligarchowie. To wówczas dochodziło do takich patologii jak działalność córki Borysa Jelcyna Tatiany Diaczenko, która była praktycznie biznesową udzielną księżną na Kremlu, a jedna z najgroźniejszych grup przestępczych w Eurazji „Sołncewska brać” bezkarnie wprowadzała do struktur państwa rosyjskiego wysoko postawionych ludzi, albo ich zwyczajnie przewerbowywała.

Wówczas podczas jelcynowskiej wielkiej smuty, gdy Niemcow był na świeczniku władzy nie było jakoś słychać jego głosu oburzenia i protestu przeciwko kryminalizacji życia na najwyższym szczeblu politycznym. Nie protestował przeciwko niezgodnym z prawem uwłaszczaniu się jego kolegów oligarchów. O tym dziwnym trafem „zapominają” komentatorzy, którzy teraz kreują Niemcowa na heroicznego bojownika o demokrację i sprawiedliwość.

Szkopuł w tym, że to właśnie dojście do władzy Władimira Putina zakończyło ten kryminogenny proces na Kremlu i w najwyższych strukturach państwowych Rosji. Putin pokazał oligarchom, gdzie w strukturach państwa jest ich miejsce i jakiej granicy im przekroczyć nie wolno. Podobnie ze zorganizowaną przestępczością, której co prawda do końca nie zlikwidował, ale osłabił ją i wyraźnie ograniczył jej wpływy.

Tak na marginesie tematu zorganizowanej przestępczości warto zwrócić uwagę na ciekawe zjawisko. Otóż także w Polsce na dużą skalę miał miejsce proceder zorganizowanej przestępczości w latach 90. i na samym początku XXI wieku. Takie grupy, jak „Pruszków” czy „Wołomin” hulały sobie w najlepsze, a polskie organy policyjne i wymiar sprawiedliwości najdelikatniej rzecz ujmując słabo sobie radziły w walce z nimi. Nie jest żadną tajemnicą, iż te zorganizowane grupy przestępcze były podporządkowane mafii rosyjskiej i stanowiły zbiór naczyń połączonych strukturalnie sięgający aż na Wschód. Np. „Pruszków” podlegał pod „Sołncewską brać”. Kiedy je rozbito? Kiedy zorganizowana przestępczość w Polsce „podpięta” pod wywodzące się z Rosji grupy przestępcze została rozbita? Krótko po tym, gdy Putin doszedł do władzy.

Wracając do głównej osi rozważań, to drugą kwestią rzucającą się w oczy jest fakt, że w polskich mediach dosłownie kilka minut po informacji, że Niemcow został zastrzelony ogłoszono urbi et orbi, iż za tym wszystkim stoi Putin. Cóż z tego, że śledztwo jeszcze na dobre nie ruszyło? Cóż z tego, że Niemcow miał powiązania z szemranymi „biznesmenami” i był uwikłany w różne dziwne „interesy” sięgające jeszcze czasów, gdy współrządził Rosją? Cóż z tego, że w chwili jego zabójstwa towarzyszyła mu ukraińska kobieta, która podczas feralnego zajścia – jak wynika z nagrania monitoringu miejskiego – dziwnie się zachowywała? Cóż z tego, że opozycja w Rosji jest tak słaba, że nie jest na chwilę obecną żadnym zagrożeniem dla Putina? Cóż z tego, że w interesie Putina było właśnie mieć taką opozycję pod przywództwem kogoś takiego jak Niemcow, który był w oczach dużej części rosyjskiego społeczeństwa skompromitowany tym, iż współrządził Rosją za czasów Jelcyna?

Wszak Rosjanie doskonale pamiętają czasy współrządzenia Niemcowa Rosją, gdy upadł rubel i nie wypłacano rent i emerytur. Nic to. Według dziennikarzy głównego nurtu mediów, polityków i analityków winny jest Putin i basta!

Paradoks i ironia losu polegają na tym, że te same osoby, które zarzucają prezydentowi Rosji ciągotki stalinowskie same stosują w swojej publicystyce i wypowiedziach metodę z teorii dowodów głównego teoretyka prawa z czasów stalinowskich prokuratora Andriuszy Wyszynskiego.

Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że takie tezy głoszą ci sami dziennikarze, którzy np. przy kwestii katastrofy smoleńskiej przytomnie zwracali uwagę zwolennikom hipotezy o zamachu, że nie ma żadnych dowodów na zamach. A więc przy kwestii katastrofy smoleńskiej zachowywali się zgodnie ze standardami dziennikarstwa i logiki, a teraz w przypadku zabójstwa Niemcowa zachowują się zgoła odwrotnie – dokładnie tak, jak zwolennicy tezy o zamachu w Smoleńsku. Nie ma dowodów, śledztwo dopiero co ruszyło, ale winny już jest. I jest nim – według nich – Putin.
Tylko co to wszystko, co się dzieje teraz w mediach głównego nurtu ma wspólnego z rzetelnym, obiektywnym dziennikarstwem, solidnym warsztatem politologicznym i analitycznym? No i wreszcie, co to wszystko ma wspólnego ze zdrowym rozsądkiem?

Tomasz Formicki

Za: Myśl Polska | http://mysl-polska.pl/node/383

Skip to content