Aktualizacja strony została wstrzymana

Frankfurter Allgemeine Zeitung ujawnia przyczyny masakry na Majdanie

„Gdy pierwsi ludzie [z milicji] zostali ranni, wszyscy ruszyli naprzód do szturmu. Każdy kto był na barykadach ruszył w górę ulicy Instytuckiej… Nasi chłopcy użyli swojej broni tylko raz”, powiedział Parasiuk, „gdy nacierali [w górę wzgórza]”. Według Parasiuka, cytowanego przez FAZ, był to moment, w którym milicyjni snajperzy otworzyli ogień. „Zaczęli zapewniać ogień osłonowy wycofującym się [jednostkom milicji]” – powiedział Parasiuk.

Dwa oddzielnie śledztwa dziennikarskie przeprowadzone przez niemiecką gazetę Frankfurter Allgemeine Zeitung oraz telewizję BBC dostarczyły dowodów świadczących o tym, że opozycyjni demonstranci na kijowskim Majdanie strzelali do milicji 20 lutego 2014 roku, co było preludium do masakry. Dwa świadectwa pomagają wyjaśnić wydarzenia, których kulminacją była ucieczka z kraju prezydenta Wiktora Janukowycza.

We wczesnych godzinach rannych 20 lutego 2014 roku, ukraińskie siły bezpieczeństwa skutecznie użyły trzech pojazdów-armatek wodnych – świeżo ściągniętych z Rosji – by zepchnąć protestujących w dół stromego zbocza prowadzącego do położonej na wzgórzu dzielnicy rządowej, na sam Plac Niepodległości (znany jako Majdan). Nad ranem, milicja oraz oddziały ministerstwa spraw wewnętrznych wkroczyły tuż za armatkami wodnymi, by zająć pozycje na placu – pierwszy raz od początku założenia tam obozu przez protestujących na początku grudnia 2013 roku.

Najwyraźniej w obawie przed uniknięciem aktów przemocy, które mogłyby uruchomić sankcje przeciw rządowi, czym groziła UE, milicja porządkowa i siły MSW stosowały zachodnie metody kontroli tłumu. Wkraczano w ślad za armatkami wodnymi, łączono ramiona i wykorzystywano zmasowany ciężar, by rozdzielać protestujący tłum – liczący na początku dnia co najwyżej kilka tysięcy ludzi.

W sytuacji, gdy milicja zajmowała pozycje na Majdanie, zaś protestujący nie mieli możliwości przeciwdziałania armatkom wodnym (z wyjątkiem jednego pojazdu, który podobno został unieruchomiony „koktajlem Mołotowa”), wydawało się, że obóz demonstrantów wkrótce zostanie rozproszony.

Wówczas stało się coś, co w oczach protestujących uchodziło za cud – milicja nagle wycofała się z placu znikając z powrotem na szczycie wzgórza, na ulicy Instytuckiej, prowadzącej w stronę dzielnicy rządowej.

Widząc odwrót milicjantów, liczni protestujący – wyposażeni w charakterystyczne improwizowane tarcze, kaski górnicze, „koktajle Mołotowa” i metalowe trzonki – ruszyli za nimi biegiem w górę wzgórza, chcąc ponownie wznieść barykady dalej, na ulicy Instytuckiej.

To wówczas siły bezpieczeństwa zaczęły strzelać, zabijając licznych demonstrantów w ciągu kolejnych godzin. Owe przerażające sceny obiegły później świat dzięki serwisom społecznościowym.

Dlaczego milicja wycofała się tak nagle, zamieniając zwycięstwo w porażkę? I dlaczego powstrzymawszy się przez całą noc od użycia choćby pałek przeciwko protestującym, siły bezpieczeństwa nagle otworzyły ogień w ich stronę?

Ostrzelani

W roku chaosu, który nastąpił po wyjeździe Janokowycza i który doprowadził do globalnego kryzysu bezpieczeństwa, te pytania pozostają w większości bez odpowiedzi.

Jednak obecnie dwie relacje prowadzą w zasadzie do tego samego wniosku: milicja wkroczywszy na Majdan i najwyraźniej zdobywszy nad protestującymi przewagę, wycofała się tak nagle ponieważ została ostrzelana przez uzbrojone grupy demonstrantów.

Dwa świadectwa sugerują, że obóz protestujący na Majdanie faktycznie posiadał uzbrojony oddział strzelców, rozlokowany w Kijowskim Konserwatorium, który strzelał do milicjantów w tym momencie 20 lutego, gdy wydawało się, że mogą oni skutecznie rozproszyć całe zgromadzenie. Ponosząc straty, milicja gwałtownie wycofała się w górę wzgórza, zaś protestujący spontanicznie ruszyli biegiem za nimi, chcąc odbudować barykady. I to właśnie wówczas milicjanci masowo otworzyli ogień.

Reporterzy BBC przeprowadzili rozmowę z mężczyzną, który twierdzi, że jako członek uzbrojonego oddziału Majdanu, skoszarowanego w Konserwatorium, był wyposażony w sztucer o dużej prędkości wylotowej pocisku. Budynek ten wyraźnie góruje nad tą częścią Majdanu, którą od strony ulicy Instytuckiej wjechały pojazdy z armatkami wodnymi.

Mężczyzna nazywany „Siergiej” powiedział BBC, że jego oddział zaczął strzelać do milicji rankiem 20 lutego. „Strzelałem w dół, pod ich nogi” – twierdzi Siergiej. „Oczywiście, mogłem trafić kogoś w ramię czy gdzieś indziej. Ale nie strzelałem, by zabić”.

BBC cytuje proeuropejskiego deputowanego, byłego dziennikarza Andrija Szewczenko, który powiedział, że szef milicji odpowiedzialny za oficerów na ulicy Instytuckiej dzwonił do niego jak oszalały. Informował go, że jego ludzie są ostrzeliwani z budynku Konserwatorium, a liczba ofiar wśród milicjantów cały czas rosła. BBC zidentyfikowała również ukraińskiego fotografa, który widział i sfotografował uzbrojonych mężczyzn przebywających w tym czasie w Konserwatorium.

Mężczyzną, który najwyraźniej był dowódcą strzelców w Konserwatorium był 27-leni Wołodymyr Parasiuk – obecnie deputowany, ale wówczas zwyczajny lider jednej z sotni odpowiedzialnych za obronę obozu protestujących.

W wywiadzie dla znanego niemieckiego dziennika Frankfurter Allgemeine Zeitung (FAZ) Parasiuk powiedział, że wielu członków jego grupy było uzbrojonych. „Wielu chłopaków przychodziło wtedy do nas i mówiło, że powinniśmy chwycić za broń i walczyć… Wielu miało ze sobą broń, często sztucery myśliwskie” – cytuje go FAZ.

Parasiuk potwierdził w rozmowie z FAZ, że jego ludzie strzelali do milicji. Twierdził, że było to w odpowiedzi na wcześniejszy ostrzał z jej strony. Według niego milicja zaczęła strzelać ponad barykadami, a protestujący „bronili się używając broni”.

Początkowa dokumentacja strat milicji z tamtego tygodnia pokazuje, że trzech milicjantów zginęło 20 lutego pomiędzy 9:30 a 10:30 od ran, jakie odnieśli na ulicy Instytuckiej. „Gdy pierwsi ludzie [z milicji] zostali ranni, wszyscy ruszyli naprzód do szturmu. Każdy kto był na barykadach ruszył w górę ulicy Instytuckiej… Nasi chłopcy użyli swojej broni tylko raz”, powiedział Parasiuk, „gdy nacierali [w górę wzgórza]”.

Według Parasiuka, cytowanego przez FAZ, był to moment, w którym milicyjni snajperzy otworzyli ogień. „Zaczęli zapewniać ogień osłonowy wycofującym się [jednostkom milicji]” – powiedział Parasiuk.

Jak pisze FAZ, „sprawcy, kimkolwiek byli, mogli początkowy znajdować się w swego rodzaju pozycji obronnej, lecz wówczas przekroczyli wszystko, co mogłoby być uznawane za usprawiedliwione w takim położeniu. Samoobrona zamieniła się w zimne, bezładne zabijanie” – stwierdza FAZ.

Źródło przebywające w Hotelu Ukraina, górującym nad Majdanem i ulicą Instytucką także opowiedział bne IntelliNews o strzelcu-opozycjoniście, który domagał się dostępu do pokoi gościnnych, a później strzelał przez okno. Rola Parasiuka w wydarzeniach 20 lutego 2014 roku aż do teraz w znacznym stopniu pozostawała nieznana. Dopiero następnego dnia, 21 lutego zyskał rozgłos dzięki swemu dramatycznemu publicznemu debiutowi.

Rząd i opozycja z udziałem przedstawicieli UE osiągnęli porozumienie dotyczące podziału władzy około 1 w nocy 21 lutego. Przewidywało ono pozostawienie Janukowycza u władzy do czasu wyborów, planowanych na koniec 2014 roku. Wieczorem 21 lutego na emocjonalnym zgromadzeniu opozycji na Majdanie, mającym upamiętnić zabitych, nieznany wówczas szerzej Parasiuk przejął mikrofon, by ostro potępić samo porozumienie i parlamentarnych opozycjonistów, którzy je podpisali. Parasiuk powiedział Janukowyczowi, że jeśli do 10 rano następnego dnia nie zrezygnuje z urzędu, jego uzbrojeni ludzie przyjdą i wezmą szturmem rezydencję prezydencką.

Tłum w odpowiedzi wiwatował, zaś Parasiukowi przypisywano od tamtej pory skłonienie Janukowycza do ucieczki ze swej rezydencji jeszcze tej samej nocy, umożliwiając tym proeuropejskiej opozycji sięgnięcie po władzę.

Parasiuk w swoim pierwszym wywiadzie prasowym, udzielonym gazecie „Ukraińska Prawda” 24 lutego, trzy dni po jego dramatycznej interwencji ze sceny Majdanu, ani razu nie wspomniał o jakimkolwiek użyciu broni palnej podczas protestów. Jednak gdy został zapytany o to, dlaczego nosi na sobie mundur wojskowy, stwierdził, że niegdyś przeszedł przeszkolenie paramilitarne z szeregiem nacjonalistycznych grup na Zachodniej Ukrainie, skąd pochodzi. Powiedział również, że to jego grupa, licząca około 50 osób, zajmowała budynek Konserwatorium.

Ucieczka Janukowycza

Rzekome powiązania Parasiuka z niewielkim skrzydłem zbrojnym protestu może wyjaśniać jedną z największych zagadek dotyczących ukraińskiej rewolucji z lutego 2014 roku: dlaczego Janukowycz oddał władzę tak szybko po tym, jak uzyskał porozumienie, które mu ją gwarantowało?

Jednym z czynników mogła być bezpośrednia, fizyczna groźba pod adresem Janukowycza ze strony widocznego skrzydła protestujących, niekontrolowanego przez opozycję parlamentarną. Mogło to bardzo wystraszyć Janukowycza, gdyż popołudniu 21 lutego wszystkie oddziały sił bezpieczeństwa wycofały się z centrum Kijowa, jak również z posiadłości Janukowycza w Międzygórzu pod Kijowem, co było częścią politycznego układu. Nagle role się odwróciły: Janukowycz został niemalże bez żadnej ochrony, podczas gdy obóz Majdanu pozostał nietknięty, a wcześniej pokazał, że może strzelać.

Przed 16:00 21 lutego reporter bne IntelliNews poszedł bezpośrednio w górę ulicy Instytuckiej, gdzie jeszcze rano rozbrzmiewały odgłosy strzałów, do budynku administracji prezydenta i zapukał do drzwi. Jeden nieuzbrojony strażnik nonszalancko stał na zewnątrz, gdzie zaledwie kilka godzin wcześniej tłoczyło się setki funkcjonariuszy sił specjalnych i jednostek ministerstwa spraw wewnętrznych. Służby miejskie właśnie sprzątały bałagan, które po sobie zostawili.

Siły bezpieczeństwa 21 lutego wycofały się także z rezydencji Janukowycza w Międzygórzu, jak powiedział następnego dnia szef państwowej służby ochrony, Mykoła Reszetniak. Biorąc pod uwagę rzekome powiązania Parasiuka z uzbrojonym ugrupowaniem oraz to, że Janukowycz został pozbawiony ochrony, groźba Parasiuka mogła zabrzmieć w uszach prezydenta bardzo realnie.

Janukowycz uciekł helikopterem pod osłoną nocy na wschodnią Ukrainę, a stamtąd do Rosji. Był to niesamowity, polityczny zwrot, zważywszy, że dzień wcześniej milicja, jak się wydawało, uzyskała przewagę nad protestującymi.

Od tamtej pory kariera samego Parasiuka nabrała tempa. Dowodził oddziałem ochotników [w ramach batalionu Dnipro-1 – Kresy.pl] przeciwko wspieranym przez Rosję rebeliantom ze wschodniej Ukrainy, a następnie wszedł do parlamentu jako niezależny deputowany ze swojego rodzinnego regionu lwowskiego w wyborach 25 października. Tam w dalszym ciągu był cierniem w boku establiszmentu podczas sesji parlamentarnych i dyskusji telewizyjnych.

Z perspektywy czasu, wydarzenia sprzed niemal roku, na skrawku Kijowa wielkości boiska piłkarskiego, nie tylko zdeterminowały losy największego europejskiego kraju, ale także szanse na globalny pokój.

Graham Stack, Berlin, 13 lutego 2015

Tłumaczenie i opracowanie Marek Trojan

Zobacz także: 

Za: Kresy.pl (18 lutego 2015)


Skip to content