Aktualizacja strony została wstrzymana

Afera na 66 milionów

Z Magdą Groń, dziennikarką „Gazety Finansowej”, rozmawia Robert Wit Wyrostkiewicz.

– Każdy urząd marszałkowski, posiadający różnego rodzaju delegatury i jednostki nadzorowane (doradztwa rolniczego, zarządy dróg itd.) i chcący ująć całościowo sprawy województwa (od kultury po inwestycje), potrzebuje profesjonalnej strony internetowej. Jednak kwota, która pada w Pani śledztwie dziennikarskim prowadzonym wspólnie z Pawłem Miterem, po prostu powala: 66 milionów złotych. Tyle, według Pani, kosztowałaby platforma e-DolnySlask, którą miał zamówić Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego? Skąd się wzięła ta astronomiczna kwota?

– Zacznijmy od tego, że regionalna platforma informacyjna e-DolnySlask to typowy „Miś” za 66 mln zł, który powstaje dla Urzędu Marszałkowskiego Województwa Dolnośląskiego. Nie sposób nie przypomnieć słynnego dialogu z filmu Barei: „Powiedz mi, po co jest ten miś?”. „Właśnie, po co?”. „Otóż to. Nikt nie wie po co i nie musisz się obawiać, że ktoś zapyta. (…) Prawdziwe pieniądze zarabia się na drogich, słomianych inwestycjach”. Platformę e-DS możemy po prostu nazwać „portalowym misiem”. Hasła z Wikipedii, ortofotomapy, które lada chwila będę potrzebowały aktualizacji – to właśnie otrzymają mieszkańcy regionu. W ramach tej kwoty przewidziano również zakup telewizorów i telebimów, które będą nadawać programy promujące województwo i informujące o ważnych wydarzeniach. Rozumiem, gdyby te telebimy z filmami promującymi Dolny Śląsk były umieszczone w Warszawie. Ale po co promować Dolny Śląsk na Dolnym Śląsku? Chyba tylko po to, żeby Platforma Obywatelska miała gdzie uskuteczniać swoją polityczną propagandę. Bo kogo będziemy oglądać na tych telebimach? Założę się, że przecinających wstęgi polityków. Bardziej to przykre niż śmieszne, bo jak zwykle to wszystko odbywa się naszym kosztem. Odpowiedzialne za to marnotrawstwo są władze województwa dolnośląskiego. Oczywiście ponoszą odpowiedzialność moralną, bo urzędnicy przecież nigdy nie są winni. Smutne, że kiedyś, gdy takimi sprawami zajmowała się Najwyższa Izba Kontroli, winni wychodzili w kajdankach. A dzisiaj prawdziwi złodzieje są zwyczajnie bezkarni. Nie jestem specjalistką z branży IT, żeby odpowiedzieć na pytanie, czy można było zrobić to taniej, ale przypomnijmy, że urząd marszałkowski po zapoznaniu się z projektem miał zamiar przeznaczyć na niego o kilka milionów mniej. Pytanie, czy można taniej, powinniśmy zamienić na: po co w ogóle to robić?. Ostatecznie przetargu jednak nie unieważniono i wygrała go warszawska firma Qumak SA.

– O portalu zrobiło się głośno, przede wszystkim dzięki artykułom serwisu wDolnymSlasku.pl i „Gazety Finansowej”. Nie mniej niż cena bulwersują powiązania personalne…

– Nie tyle firma Qumak SA budzi kontrowersje. Wygrała przetarg składając najniższą ofertę. Pytanie powinno raczej brzmieć: w jakich okolicznościach zawarła umowę ze swoimi podwykonawcami? Jedna ze spółek powiązana jest rodzinnie z Aleksandrem Gradem, byłym ministrem skarbu i prominentnym działaczem Platformy Obywatelskiej. Z kolei drugi podwykonawca – spółka Data Techno Park z Wrocławia – w swoich władzach miała np. Dawida Komarnickiego (były wiceprezes), zięcia radnej z PO i byłej dyrektorki urzędu marszałkowskiego, dla którego powstaje portal. Ponadto w radzie nadzorczej zasiadał wieloletni dyrektor biura Jacka Protasiewicza oraz Jarosław Kurzawa, działacz PSL związany z samorządem województwa. Swoją drogą, jeden z dyrektorów urzędu marszałkowskiego został prezesem spółki córki Data Techno Park. Przypadek? Nie wiem. Na szczęście, Qumak rozwiązał niedawno umowę z tą firmą, płacąc jej 13 mln zł za prace, jakie zdążyła wykonać. Nie znamy również wszystkich podwykonawców, bo urząd marszałkowski tłumaczy, że umowa z generalnym wykonawcą jest zawarta tak, iż nawet urzędnicy nie wiedzą, kto pracuje nad projektem. I gdzie tu transparentność? W historii Dolnego Śląska już dawno nie było tak intratnego przedsięwzięcia. Zresztą portal stoi pod znakiem zapytania, bo firma Qumak miała oddać pierwszy etap do 15 grudnia ubiegłego roku. Prezes firmy w lokalnych mediach tłumaczy, że projekt jest innowacyjny i wymaga czasu stąd opóźnienie…

– Przygląda się Pani ruchom samorządowców i służb państwowych. Według Pani, afera portalu za 66 milionów zostanie wyjaśniona do końca, czy raczej „zasypana”?

– Jestem przekonana, że służby pracują nad tym od dawna. Pytanie, dlaczego dopiero po nagłośnieniu sprawy zajęły się tym oficjalnie. Ale mogę się założyć, że absolutnie nikt (z wyjątkiem podatników) nie poniesie konsekwencji – bez względu na stanowisko NIK i CBA. Sorry, jakie państwo, takie służby… skoro państwo istnieje tylko teoretycznie to i służb nie ma. Zresztą już wiem, skąd wzięło się powiedzenie: jak kraść, to miliony. Za kradzież milionów, po prostu nie grożą żadne konsekwencje. Prędzej emerytka pójdzie siedzieć za kradzież batonika w supermarkecie niż ktokolwiek odpowie za sprawy portalu za 66 mln zł, ale chciałabym się mylić i usłyszeć o ważnych dla sprawy działaniach NIK i CBA, które formalnie zajmują się dolnośląskim „portalowym Misiem”.

Za: Nasza Polska ( 14 luty 2015 ) | http://www.naszapolska.pl/index.php/categories/polska/18488-afera-na-66-milionow

Skip to content