Aktualizacja strony została wstrzymana

Inżynierowie potępili inżynierów

Ajajajajajajaj! Przepraszam, że powtarzam ten okrzyk, ale jak tu go nie powtarzać, skoro do terenu byłego – tzn. chwilowo nieczynnego – obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, który obecnie, zgodnie z rozkazem, ma być nazywany niemiecko-nazistowskim obozem Auschwitz-Birkenau – więc skoro teren zajmowany przez ten obóz musi być prześladowany przez jakiegoś pecha? Oto przed kilkoma laty nieznani, to znaczy – początkowo nieznani, a potem już znani sprawcy skradli napis znad głównej bramy głoszący, że „Arberit macht frei”? Tyle się mówi o nieubłaganym postępie, ale nie ulega wątpliwości, że za Hitlera nic podobnego by się nie zdarzyło. Czyżby stylizujący się na Żyda pan dyrektor Piotr Cywiński pełnił swoje obowiązki mniej starannie, niż Rudolf Hoess? Nie można tego wykluczyć, bo na piknik, jaki z okazji 70 rocznicy wyzwolenia obozu urządzili sobie w Oświęcimiu polityczni celebryci i koronowani playboye, nie została zaproszona rodzina rotmistrza Witolda Pileckiego, który do oświęcimskiego obozu trafił dobrowolnie po to, by zorganizować tam ruch oporu i dać świadectwo prawdzie. Udało mu się z Oświęcimia uciec, czego niestety nie można powiedzieć o lokatorach Kołymy, ani Nowej Ziemi, z której nie wrócił NIKT – aż wreszcie został zamordowany przez UB po okrutnych torturach, o których sam mówił, że w porównaniu z nimi Oświęcim to było „przedszkole”. Kto wie, czy to właśnie ta niedyskrecja nie była przyczyną pominięcia rodziny rotmistrza Pileckiego w zaproszeniu na wspomniany piknik.

Rzecz w tym, że według powtarzanej tam na wszelkie możliwe sposoby mantry, Oświęcim był przypadkiem ekstremalnym, rodzajem „bieguna okrucieństwa” – jak Aleksander Sołżenicyn nazywał Kołymę – przede wszystkim dlatego, że wśród ofiar tego obozu Żydzi rzeczywiście stanowili zdecydowaną większość. A ponieważ zgodnie z żydowską polityka historyczną, holokaust ma stanowić wydarzenie bez precedensu w historii świata i jako porównywalne do biblijnego Exodusu przeżycie traumatyczne – pełnić funkcję fundamentu nowej, świeckiej religii – obecność na pikniku rodziny rotmistrza Pileckiego mogłaby stanowić rodzaj zagrożenia, zwłaszcza gdyby komuś przyszły do głowy jakieś porównania terroru hitlerowskiego z komunistycznym, który przecież został metodycznie zaplanowany przez wybitnych przedstawicieli narodu żydowskiego i przeprowadzony z nader licznym udziałem semickich czekistów. Dlatego rodzina rotmistrza Pileckiego była tam potrzebna, jak psu piąta noga, więc „przez roztargnienie” nie została zaproszona.

To roztargnienie, nawiasem mówiąc, pokazuje, że stylizujący się na Żyda pan dyrektor Piotr Cywiński doskonale powinność swej służby rozumie i pod względem staranności niczego zarzucić mu nie można. W tej sytuacji wniosek, jaki złożyło Prawo i Sprawiedliwość o jego odwołanie, na pewno nie zostanie uwzględniony, a kto wie, czy pan prezes Kaczyński, po starannym przemyśleniu sprawy, nie będzie z tego zadowolony. Podejrzewam nawet, że właśnie ze względu na gwarantowaną bezskuteczność PiS ten wniosek złożyło – żeby, jak to się mówi – „i pieniądze zarobić i wianuszka nie stracić”.

Ale wszystko to blednie w porównaniu z przeżyciami włoskich uczestników wspomnianego pikniku. Włoska delegacja, w skład której wchodził również przewodniczący żydowskiej wspólnoty Rzymu, poprosiła o możliwość pozostania w obozie na noc w związku z programem nagrywanym przez włoską telewizję. Warto w związku z tym przypomnieć o filmie Liliany Cavani „Nocny portier”. Rzecz dzieje się w Wiedniu, gdzie w jednym z hoteli jako nocny portier pracuje były oficer SS. Pewnego razu rozpoznaje go była więźniarka z obozu, w którym tamten pełnił służbę i zaczyna się perwersyjny romans w którym dawna ofiara czerpie wiele rozkoszy z torturek zadawanych jej z wprawą przez byłego SS-mana. Jak więc tam było, tak tam było, dość że telewizja uwinęła się wcześniej i delegaci też chcieli zostać wypuszczeni wcześniej, niż było to uzgodnione ze strażnikami. Ponieważ nie miał kto otworzyć im bramy (i znów wypada zwrócić uwagę, że za Hitlera nic podobnego zdarzyć by się nie mogło), przez okno dostali się do pomieszczenia, w którym znajdowały się kasy, księgarnia i bankomat. Oczywiście uruchomiony został alarm i wtedy zjawiła się straż, która chciała intruzów wylegitymować, ale ci odmówili. Wtedy wezwano policję, która wszystkich zawiozła na posterunek, skąd po całonocnym przesłuchaniu o 6 rano zostali wypuszczeni. Słowem – i tak źle i tak niedobrze – toteż ambasada polska w Rzymie musiała się gęsto tłumaczyć, że przyczyną były „względy bezpieczeństwa”, a nie antysemitismus.

Wracając do samego pikniku, to obecni tam polityczni celebryci i koronowani playboye spełnili pokładane w nich oczekiwania; potępili co trzeba, rozdarli szaty gwoli przestrogi i w ogóle zachowali się bez zarzutu. Jednak nie podobna nie zauważyć, że wprawdzie z oświęcimskich krematoriów nie wydobywały się w tym momencie żadne dymy, ale nad uczestnikami pikniku musiały unosić się gęste opary obłudy. Rzecz w tym, że wielu z nich, a może nawet wszyscy, w swoich krajach forsują, zresztą z dużym powodzeniem, społeczne inżynierie, w zasadzie bardzo podobne do hitlerowskich, chociaż oczywiście są i różnice. Podstawowym celem inżynierii hitlerowskiej – podobnie zresztą, jak i komunistycznej – było poprawienie świata, uczynienie go lepszym. Lepsze jednak jest zawsze wrogiem dobrego, toteż na tamtym etapie lepszy świat wymagał eliminacji pewnych grup ludzi dorosłych. W inżynierii hitlerowskiej – Żydów i pozostałych „podludzi”, w inżynierii komunistycznej – „wrogów ludu”, a w inżynierii forsowanej przez celebrytów i aprobowanej przez koronowanych playboyów – ludzi albo bardzo małych, albo bardzo chorych. W tej sytuacji trochę pokory by im nie zaszkodziło, bo z hitlerowcami, czy komunistami mogą spierać się tylko o różnicę łajdactwa, a nie o jakieś zasady. Kto wie, czy rotmistrz Witold Pilecki chciałby w ogóle przebywać w takim szemranym towarzystwie, więc może nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – że organizatorzy pikniku nie zaprosili nikogo z jego rodziny?

Stanisław Michalkiewicz

Komentarz    tygodnik „Goniec” (Toronto)    1 lutego 2015

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3311

Skip to content