Aktualizacja strony została wstrzymana

Krzysztof Masłoń, Ks. Chrostowskiego trudny dialog z Żydami

Z dnia na dzień z wybitnego biblisty, znawcy judaizmu i zwolennika dialogu chrześcijan i Żydów ks. Waldemar Chrostowski stał się największą przeszkodą w dziele tegoż dialogu – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Księdza Waldemara Chrostowskiego poznałem kilka lat temu na warszawskich targach książki. Ogromny szum medialny poprzedzał właśnie pojawienie się w kinach ekranizacji bestsellera „Kod da Vinci”. Z tej okazji zorganizowano dyskusję, w której – między innymi – obaj wzięliśmy udział.

Grono dyskutantów, włącznie ze mną, było mocno rozemocjonowane. Na tym tle tym bardziej widoczny był spokój, z jakim ksiądz profesor przewidywał ewentualne skutki filmu wymierzonego – przypomnę – w Kościół katolicki. Mocno akcentował za to pozytywne przyjęcie przez polską publiczność innego głośnego filmu tamtego czasu – „Pasji” Mela Gibsona. Jego zdaniem przeważyć miało ono szkodliwość „Kodu”. Nie ukrywam, że stanowisko księdza wydało mi się wtedy nadto optymistyczne, choć również uważałem, że wytwarzanie psychozy przed obrazem, który okazać się miał sztampową, płaską produkcją, jest niepotrzebne.

Przypomniała mi się tamta dyskusja po przeczytaniu wydanej ostatnio przez Frondę rozmowy rzeki Grzegorza Górnego i Rafała Tichego z ks. Waldemarem Chrostowskim. Nie tylko dlatego, że w jej trakcie ksiądz opowiada o manipulacjach wokół „Pasji”, takich jak m.in. wymuszenie na twórcach filmu usunięcia sekwencji ze słowami: „Jego krew na nas i na dzieci nasze”. W efekcie wycięty został arcykapłan wznoszący ten okrzyk, natomiast tłum – po aramejsku – powtarza jego słowa.


Ksiądz Chrostowski zwraca też uwagę na podobne zdarzenie, w Jerozolimie, po remoncie kościoła św. Piotra o Pianiu Koguta (w tym miejscu prawdopodobnie odbył się sąd nad Jezusem). Otóż w ikonografii świątyni wyróżnia się scena tego właśnie sądu Sanhedrynu. Wisiał nad nią napis z cytatem z Ewangelii według św. Mateusza: „Oni odpowiedzieli „Winien jest śmierci””. Po remoncie malowidło wprawdzie zostało, ale napis zniknął. Tak to się dzieje w naszym pod każdym względem poprawnym świecie. W myśl znanej piosenki: „Po cichu, po wielkiemu cichu…”.


Bohaterska napaść

Ale bywa inaczej. Z wrzaskiem, przez który z trudnością dochodzi sens sprawy, z hałasem, z wszechogarniającą hucpą. Jak wtedy, gdy latem 1989 roku przybyły z Nowego Jorku rabin Avi Weiss chciał osobiście usunąć karmelitanki ze znajdującego się na zewnątrz oświęcimskiego obozu budynku starego teatru. Z Karmelu, który utworzono na życzenie Jana Pawła II, który, sprawując mszę świętą na terenie byłego obozu Auschwitz -Birkenau w czerwcu 1979 r., podczas swej pierwszej papieskiej pielgrzymki do ojczyzny, wyraził pragnienie, by w bliskości tego miejsca masowej zbrodni mogła płynąć do Boga chrześcijańska modlitwa.

Po napaści na klasztor prymas Józef Glemp mówił: „…wprawdzie nie doszło do zabójstwa sióstr, bo zostali powstrzymani, ale nie nazywajcie napastników bohaterami”. To po tych słowach premier Izraela orzekł, że „polski antysemityzm wyssany jest z mlekiem matki”, natomiast rabin Weiss stał się na pewien czas symbolem współczesnego judaizmu.

„Gdyby chrześcijanin – zauważa ks. Chrostowski – posunął się do czegoś podobnego wobec Żydów, na przykład wtargnął na teren jakiejś synagogi w Stanach Zjednoczonych, zostałby natychmiast zakuty w kajdanki i aresztowany, a przy braku szczęścia po prostu zastrzelony. Rabin Weiss wybrał sobie na protest dobry kraj, w którym własność prywatna ciągle nie jest należycie szanowana, a bezczelność i obrażanie innych pozostają całkowicie bezkarne”.

Co do tego możemy być pewni, ale cała ta gorsząca sprawa ma znacznie szerszy wymiar. Było to bowiem wydarzenie bez precedensu. „Nie zdarzyło się – mówi ks. Waldemar Chrostowski – że przeniesiono klasztor oddający się modlitwie kontemplacyjnej w inne miejsce na żądanie innej wspólnoty religijnej”.

W kontekście tematu określonego tytułem tego wywiadu rzeki „Kościół, Żydzi, Polska”, starcie o Karmel, starcie – trzeba to powiedzieć wyraźnie – przegrane przez stronę polską, a raczej chrześcijańską, było w ostatnich latach kluczowe. Nie tylko dla bohatera książki, który w konsekwencji zdarzenia z dnia na dzień z wybitnego biblisty, znawcy judaizmu i zwolennika dialogu chrześcijan i Żydów stał się największą przeszkodą w dziele tegoż dialogu, wstecznikiem, wreszcie – co tu się rozwodzić – antysemitą, jak nazwał go Paweł Śpiewak.

Waldemar Chrostowski odsłania kulisy faktów, które prezentowane na łamach „Gazety Wyborczej” i „Tygodnika Powszechnego” wyglądały zgoła inaczej niż w rzeczywistości. Krytycznie wypowiada się o roli, jaką w tym odegrali Jerzy Turowicz i ks. Stanisław Musiał. To oni, nazwani później przez biskupa Pieronka „samozwańcami”, byli faktycznymi sprawcami kompromitacji w Genewie w 1987 r., gdy po rozmowach z przedstawicielami strony żydowskiej, przy wydatnej współpracy przedstawicieli episkopatów Francji, Belgii i Holandii, na „przeniesienie” karmelitanek zgodził się kardynał Franciszek Macharski. I to uznane zostało za zwycięstwo! Zwycięstwo oznaczające nieobecność na terenie dawnego obozu śmierci wszelkich miejsc i symboli kultu religijnego.


Edukacja jednostronna

Ksiądz Chrostowski od jesieni 1986 roku brał udział w pracach Podkomisji (a później Komitetu) do spraw Dialogu z Judaizmem. Ani on, ani przewodniczący tej komisji w sprawie porozumienia genewskiego nie byli konsultowani, a o podjętych zobowiązaniach dowiedzieć się mogli z enigmatycznego tekstu w „Tygodniku Powszechnym”. Kiedy jednak później, w konsekwencji sporu o Karmel, wybuchł następny – o krzyże na Źwirowisku, a w gruncie rzeczy o jeden, wyjątkowy krzyż, pod którym Jan Paweł II odprawiał mszę w Birkenau – i trzeba było wiernym wyjaśnić stanowisko Kościoła, i Turowicz, i ks. Musiał odmówili.

W listopadzie 1990 roku do Oświęcimia pojechał ks. Chrostowski i była to, jak mówi – „jedna z najtrudniejszych decyzji w życiu i jeden z najtrudniejszych wieczorów, jaki przeżyłem”. A przecież trudno się z nim nie zgodzić, że w tym dramatycznym spotkaniu winni uczestniczyć ci, „którzy tego piwa nawarzyli”. Wystąpienie Waldemara Chrostowskiego odbiło się wówczas szerokim echem.

„Nie próbowałem nikogo przekonywać – wspomina – dałem tylko wyraz swojej wrażliwości i pewności, że sprawy zabrnęły tak daleko, że spokój wywiązania się z zobowiązań jest jedynym właściwym rozwiązaniem. A co się tyczy krzyża, nie może być mowy, by ktokolwiek odważył się go przenieść. Źwirowisko jest miejscem kaźni Polaków, a my musimy być wierni tradycji ojców i własnemu sumieniu”.

Wydarzenia związane z konfliktami z Oświęcimiem w tle zweryfikowały też postawę bohatera książki co do szans dialogu chrześcijańsko -żydowskiego. Niewątpliwie stał się bardziej sceptyczny, ale posiadł również niemałe doświadczenie, które w końcu spowodowało jego rezygnację ze współprzewodniczenia Polskiej Radzie Chrześcijan i Żydów. I to ono dyktuje mu następującą odpowiedź na pytanie, czy w ogóle taki dialog jest możliwy i czy istnieje.

„Skuteczność dialogu religijnego nie następuje automatycznie, bez pułapek i wysiłku. Po stronie katolickiej jest on o tyle zasadny i sensowny, o ile pozwala się zintegrować z całokształtem nauczania i działalności Kościoła. Dialog nie jest celem, lecz środkiem do osiągnięcia wartości wyższych i ważniejszych, a mianowicie pojednania i braterstwa. Powołaniem chrześcijan nie są rozmowy i debaty, lecz ewangelia i świętość. Wszystko, co temu służy, zasługuje na uznanie; wszystko, co się temu sprzeciwia, powinno zostać zdemaskowane i doczekać się odprawy”.

Tymczasem wzajemne stosunki chrześcijan i Żydów cechuje asymetria. Nasze kontakty winny mieć, oczywiście, charakter przede wszystkim edukacyjny, ale dlaczego chodzi o edukację jedynie jednej strony – retorycznie pyta ksiądz Chrostowski. „Jak po stronie chrześcijańskiej istniało „nauczanie pogardy” wobec Żydów, tak po stronie żydowskiej istniało „nauczanie pogardy” wobec chrześcijan. O ile jednak elementy tego nauczania są w chrześcijaństwie rozpoznawalne, piętnowane i przezwyciężane, o tyle po stronie żydowskiej nadal pozostają w zasadzie bezkarne i można je swobodnie powielać. Etykieta antysemity brzmi dla wszystkich groźnie, natomiast etykieta antychrześcijanina lub antyklerykała brzmi dla wielu jak komplement – i to jest chore!”.


Antypolska fobia

Objawów tej choroby jest multum i dają o sobie znać w nieoczekiwanych momentach. Dość przypomnieć żenujące pochwały antypolskich książek Jana Tomasza Grossa włącznie z niedorzecznością napisaną przez Adama Michnika, który w przedmowie do niemieckiej edycji „Sąsiadów” stwierdził, że „swą książką Gross wpisuje się w długi szereg najświetniejszych polskich intelektualistów, począwszy do Mickiewicza i Słowackiego, a kończąc na Gombrowiczu i Miłoszu”. Ks. Waldemar Chrostowski mówi: „Używanie słowa „prawda” w kontekście nawiązywania do Grossa jest obraźliwe dla pojęcia prawdy”, jeśli zaś chodzi o przyczyny aberracji jego promotora z „Gazety Wyborczej”, to – zdaniem księdza – jest to zadanie dla psychologa, który „powinien badać pobudki i motywy tak mocnego zakłamania, a może samozakłamania oraz tak silnych antypolskich fobii”.

Reinterpretacja Holokaustu, a i całej II wojny światowej, powoduje coraz większe przesunięcie środka ciężkości między ofiarami, świadkami i sprawcami zbrodni. Bynajmniej nie chodzi tylko o Niemców. Gdy w lutym 1994 roku rabin Byron Sherwin – na którego ks. Chrostowski powołuje się bardzo często jako na tego, kto rzeczywiście przyczynia się do dialogu judaistyczno-chrześcijańskiego – na spotkaniu z młodzieżą w Chicago mówił o męczeństwie Polski podczas wojny, młodzi ludzie zaprotestowali, wołając, że nie chcą go słuchać, bo to umniejsza i godzi w męczeństwo Żydów. Tak więc II wojna jest interpretowana jako wojna przeciwko Żydom”.

Trudno przecenić wkład, jaki w tę manipulację wnieśli autorzy utworów literackich i filmowych, prawem kaduka zwanych „świadectwami”. Przypomnijmy sobie Urisa z jego „Miłą 18”, „Malowanego ptaka” Jerzego Kosińskiego czy w swoim czasie tekst wręcz kanoniczny – „Wszystkim, których kochałem”, apokryf, napisany przez kłamcę. Tych kłamców było znacznie więcej.

Stosunkowo niedawno wybuchnął skandal wokół książki „Przeżyć z wilkami” reklamowanej jako „prawdziwa historia o przeżyciu Zagłady”. Przeżyła ją 72-letnia dziś Misha Defonseca, która dopiero po ponad dziesięciu latach od premiery „Przeżyć z wilkami” przyznała się, że rzecz cała jest tworem jej wyobraźni. I co? Oto już po demaskacji oszustki książka zostaje przed miesiącem wydana w Polsce i jestem pewny, że doczeka się wielu życzliwych recenzji.


Krzyż stoi

Waldemar Chrostowski – wyraźnie rozróżniający tradycyjny judaizm od nowoczesnego judaizmu rabinicznego – przypomina, że w Państwie Izrael nie wolno przynosić do szkoły ani posługiwać się wydaniem Biblii, w którym został umieszczony Nowy Testament. U nas nie brakuje egzegetów kabały, powstają uczone eseje o żydowskim Golemie, zachwycamy się mądrością chasydów. To jeszcze pół biedy, gorzej, że za dobrą monetę przyjmuje się haggady, powtarzane opowieści o rzekomo osobiście przeżytych wydarzeniach z antysemityzmem chrześcijan, a zwłaszcza chrześcijańskich kapłanów w roli głównej. Nic dziwnego, że w takiej sytuacji każdy, ale to każdy zostać może antysemitą (patrz: artykuł Rafała Ziemkiewicza w „Rz” z 28.02).

A czy w ogóle jest coś w tej kwestii optymistycznego, co może napawać nadzieją? To tylko, że, jak przypomina ks. Chrostowski, „Crux stat, dum volvitur orbis!”. (Krzyż stoi, choć zmienia się świat!).

Źródło: Rzeczpospolita


Za: ProPolonia


Skip to content