Aktualizacja strony została wstrzymana

UEFA z twarzą Che Guevary

Kara, jaką UEFA nałożyła na warszawską Legię za zachowanie kibiców w belgijskim Lokeren, jaskrawo pokazuje toporną i grubo ciosaną logikę rządzącą na piłkarskich salonach. Sprowadza się ona do bezmyślnego podążania za postępowymi trendami antydyskryminacyjnymi. Tło tej głupoty stanowią bezkarnie powiewające na stadionach flagi z sierpem i młotem.

Kibice Legii Warszawa narazili się europejskiej federacji piłkarskiej rasistowskimi okrzykami pod adresem jednego z czarnoskórego piłkarza belgijskiego klubu KSC Lokeren. Jeśli takie zachowanie miało miejsce, to trudno się dziwić, że gromy z piłkarskiej centralni nie minęły stołecznego klubu. Problem jednak w tym, że trzęsący europejską piłką panowie w garniturach, skrzętnie zajmują się tropieniem przejawów rasizmu na stadionach, pomijając działalność lewackich organizacji kibicowskich promujących komunę.

Dzieci komunistycznej partii

Trudno o klub bardziej zainfekowany komunizmem niż włoskie AS Livorno. Ale być może również trudno się temu dziwić, skoro ów klub powstał w mieście stanowiącym kolebkę Komunistycznej Partii Włoch. W 1921 roku Amadeo Borgdiga i Antonio Gramsci opuściwszy Włoską Partię Socjalistyczną postanowili założyć ugrupowanie wciągające na sztandary znacznie radykalniejsze hasła. Wydarzenie to stało się dla fanów AS Livorno nieomal mitem założycielskim, legendą budującą klubową wspólnotę kibicowską. Bo choć klub powstał z inicjatywy osób, których Gramsci i Bordiga nazwaliby burżujami, to jednak komunistyczne hasła szybko podbiły serca ludności robotniczej, zamieszkującej w większości włoskie miasto.

Komunizm zespala kibiców AS Livorno po dziś dzień. To dlatego najbardziej radykalną organizacją kibicowską klubu jest „Brigade Autonome Livornesi”, stanowiąca jedno z największych – o ile nie największe -komunistycznych stowarzyszeń kibiców w Europie. Próżno jednak wypatrywać jakichkolwiek reakcji UEFA rugowaniu lewaków ze stadionu. A szkoda, bo to, co dzieje się na trybunach włoskiego klubu normalnego człowieka może przyprawić o dreszcz odrazy. Fani bez zażenowania rozciągają transparenty z symbolem sierpa i młota, a logo klubu często zastępują wizerunkiem pospolitego bandyty i mordercy Ernesto Guevary.

Wielkim idolem kibiców Livorno jest piłkarz, Cristiano Lucerelli. Był on, przyznajmy, znakomitym napastnikiem, ale po przyjrzeniu się bliżej jego poglądom, trudno nie rzucić pod jego adresem obelgi: „komunista”. Swoje przekonania demonstrował podczas meczów, wznosząc po strzelonej bramce pięść ku górze, co miało być rodzajem hołdu ku czci jego idola – Guevary. Krążą o nim historie, które, wziąwszy pod uwagę deklarowane przez niego poglądy, wcale nie muszą być plotką. Chodzi na przykład o jego dzwonek w telefonie, grający ponoć muzykę pieśni europejskiego ruchu robotniczego „Czerwona flaga”. Inna historia pochodzi z okresu, gdy grał w młodzieżówce reprezentacji Włoch. Przed jednym z meczy ubrał podobno podkoszulek z wizerunkiem „Che” i dopiero na niego naciągnął niebieski trykot narodowej drużyny.

Czy wzniesiona pięść Lucarelliego bulwersowała piłkarskich działaczy we Włoszech lub w samej UEFA? Chyba niespecjalnie. Piłkarskie salony na Półwyspie Apenińskim kierowały bowiem uwagę przede wszystkim w stronę Paolo Di Canio. Ten piłkarz-symbol rzymskiego Lazio jest wiernym piewcą faszyzmu, a miłość do Mussoliniego zdarzało mu się okazywać gestem słynnego, rzymskiego salutu. Dlaczego Lucarelli nie oburzał tak samo, jak Di Canio? Przecież komunizm był bez porównania bardziej zbrodniczy niż faszyzm Mussoliniego!

Z kibicami Livorno blisko sympatyzują fani francuskiej Olympique Marsylii. Stadion tej pierwszej ekipy wypełnia się podczas meczy grupami najbardziej lewackich kibiców we Francji. Niemałą ich część stanowią imigranci. Do symboli, jakimi się chwalą – podobnie jak w przypadku Livorno – również należy wizerunek „Che” Guevary. Prawdziwą gratką dla francuskich lewaków jest starcie Olimpique z paryskim Paris Saint Germain. Ten drugi klub kojarzony jest bowiem z niemal bajecznym bogactwem, co budzi niesmak wśród lewacko zorientowanej części fanów z Marsylii.

„Witajcie w Katyniu”

Z lewackich sympatii słynie też część trybun stadionu klubu hiszpańskiej Sewilii – Sevilla FC. Powstały na początku XX wieku w bogatej dzielnicy stolicy Andaluzji klub, nie był kojarzony z nurtami lewicowymi. Wręcz przeciwnie – założyli go bogaci mieszkańcy jednej z zamożnych dzielnic.

Lewicowi fani Sevilli na dobre wylęgli na trybuny w latach 70. Nie bez znaczenia był tutaj wpływ zdecydowanie lewicującej Andaluzji. Polityczne barwy tego regionu ujawniły się podczas wyborów parlamentarnych w 1977, kiedy lewica z Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej oraz partii komunistycznej i Zjednoczenia Socjalistycznego uzyskała tam wysokie poparcie. Nie jest więc przypadkiem, że lewackie stowarzyszenie kibicowskie Sevilli, „Biris Norte” powstało w roku 1975.

Kibice klubu ze stolicy Andaluzji nie różnią się w ekspresji swoich poglądów od wspomnianego Livorno. Z dumą rozwieszają na trybunach transparenty z – jakżeby inaczej – wizerunkiem Guevary, deklarując w ten sposób swoje fanatyczne uwielbienie dla komunizmu. Obok transparentów, z pełną fani Sevilli z pełną świadomością dają dowód swojego poparcia dla zbrodni dokonywanych przez czerwonych rzeźników. Przykład? Gdy w ubiegłym roku Sevilla grała ze Śląskiem Wrocław, hiszpańscy lewacy wykrzykiwali w stronę kibiców naszej drużyny: „Witajcie w Katyniu!”. Rzecz jasna UEFA nie zareagowała na te skandaliczne okrzyki, przyjmując zapewne, że aprobatywne odwoływanie się do wymordowania przez Sowietów ponad 20 tys. Polaków jest niczym w porównaniu z rasistowskimi okrzykami.

Jak twierdzą w dość poprawnym politycznie opracowaniu „Polityczna ideologia i aktywizm w kulturze hiszpańskim kibiców piłkarskich: spojrzenie z lewicy” Ramon Spaaji i Carles Vinas, lewicowi fani futbolu na Półwyspie Iberyjskim opowiadają za separatyzmem (na przykład fani baskijskiego Athletic Bilbao, gdzie grający piłkarze są wyłącznie Baskami) czy „antyfaszystowskie” hasła. „Antyfaszystowskie” nie przypadkiem znalazło się w cudzysłowie, wszak „faszyzmem” lewicowi Hiszpanie określają reżim generała Francisco Franco, który z autentycznym faszyzmem miał tyle wspólnego co książki science fiction z nauką. Warto w tym kontekście dodać, że hiszpańscy lewacy, brojący na stadionach, nie chcą być nazywani radykałami czy ultrasami, bo terminy te wolą rezerwować dla… grup prawicowych. Czyż nie kojarzy się to ze starą, dobrą komunistyczną propagandą przypisującą radykalizm „reakcjonistom” i „wrogom ludu”?

Lewicowi fani w Hiszpanii nie są wcale marginalną grupą. Fankluby o takim profilu mają – poza Sevilla i klubem z Bilbao – także Deportivo La Corunia, Rayo Vallecano czy CD Tenerife.

Piłkarskie federacje wolą rasistów

Lewacy szaleją też m.in. na  stadionach w Grecji (AEK Ateny) czy na Wyspach (Celtic Glasgow). Ich stadionowa aktywność sprowadza się często do podobnych, prymitywnych działań. Zwykle manifestują swoje przywiązanie do komunizmu wywieszając transparenty z „Che” Guevarą czy opowiadając się wyraźnie po stronie lewackich partii politycznych (na przykład greccy fani AEK-u deklarują sympatie dla radykalnej lewicy z SYRIZY lub Komunistycznej Partii Grecji).

I choć wśród kibiców wymienionych tu drużyn znajdują się oczywiście fani o różnych poglądach, to jednak faktem jest, że silne bojówki lewackie na stadionach wielu drużyn europejskich stanowią poważny problem. Promują bowiem komunistyczne symbole, część z nich kojarzona jest także z bojówkarzami awanturniczej Antify. Jednak federacje piłkarskie UEFA i FIFA, zamiast zająć się zwalczaniem komuny na stadionach, wybierają politpoprawne kampanie. I tak UEFA wypowiada wojnę niedyskryminacji kobiet, homofobii czy rasizmowi. Federacja, postawiwszy na dwie pierwsze kwestie jednoznacznie wskazała na inklinacje prowadzonych akcji, znakomicie wpisujących się w nowoczesne trendy emancypacji kolejnych, rzekomo uciskanych grup. Podobnie rzecz ma się w przypadku światowej federacji FIFA, rzucającej – jakżeby inaczej – wyzwanie rasizmowi pod hasłem „Let’s kick out of racism football”. Trudno zaprzeczyć szczytności idei takiej kampanii, problem w tym, że ogniskuje się ona wyłącznie na przypadkach obrzucania wyzwiskami czarnoskórych piłkarzy, jak gdyby był to jedyny i najważniejszy problem stadionowych trybun.

Informacja o karze dla Legii Warszawa runęła w mediach niczym grom z jasnego niebo, dając do myślenia jedno: fani stołecznego klubu to chuligani i rasiści. Być może część z nich to chuligani pośród których nie brakuje zapewne lubujących się w miotaniu najgorszymi obelgami pod adresem piłkarzy przeciwnej drużyny. Trudno jednak dopatrzyć się w działaniach piłkarskiej federacji równej gorliwości w tępieniu komunistycznych hasłem i transparentów promujących zbrodniarzy, regularnie wywieszanych przez kibiców europejskich drużyn. Być może jednak stawiamy UEFA przed zbyt wysokim progiem, niemożliwym do przekroczenia przez jej działaczy. Nie może przecież dziwić, że europejscy władcy futbolu koncentrują się wyłącznie na bojach z rzucanymi na murawę skórkami od banana, skoro żyją na kontynencie, którego kraje honorują wielu polityków wyrosłych na lewackich buntach 1968 roku. Patrząc z tej perspektywy, sierp i młot to znak sprzeciwu wobec dzikiego kapitalizmu, a „Che” Guevara to wielki buntownik. Autentyczna sympatia dla komunizmu? Relatywizm? A może po prostu studium głupoty? Być może wszystko po trochu. Faktem jest jednak, że tolerancja dla panoszenia się komunistów nie może skończyć się inaczej, jak wielką czkawką powodującą niebezpieczny brak tchu.

Krzysztof Gędłek

Za: Polonia Christiana - pch24.pl (2014-12-10) | http://www.pch24.pl/uefa-z-twarza-che-guevary,32632,i.html

Skip to content