Aktualizacja strony została wstrzymana

„Unijnym popiwkiem” w polskie stocznie

Byłe NRD-owskie stocznie dzięki pomocy państwa (na co zezwala Niemcom unijne prawo) są unowocześniane, rozbudowywane i mają się dobrze, a będą się miały jeszcze lepiej po likwidacji polskich stoczni.

Stocznie gdyńska i szczecińska w świetle unijnego prawa nie mogły korzystać z pomocy środków publicznych i teraz wraz z procentami muszą je zwrócić. W tym celu mogłyby sprzedać część swojego majątku, opłacić należności i przy zmniejszonym potencjale kontynuować swoją działalność. Skąd zatem wziął się pomysł sprzedaży całego majątku stoczni, wielokrotnie przewyższającego zobowiązania, oraz ich likwidacji w sytuacji, gdy takie zalecenie nie leżało w kompetencji Komisji Europejskiej?

Funkcjonowanie w Polsce wolnego rynku według unijnych zasad nie przewiduje pomocy publicznej dla podmiotów gospodarczych, chyba że takie odstępstwo zostałoby uzgodnione z Komisją Europejską (KE). W negocjacjach związanych z naszym wstąpieniem do UE nie poruszono nawet możliwości specjalnego potraktowania przemysłu okrętowego w okresie jego restrukturyzacji, choćby w oparciu o niemiecki precedens.
Traktat ustanawiający Wspólnotę Europejską (TWE)1 w sekcji pt. „Pomoc przyznawana przez państwa” w art. 87 ust. 1 zastrzega, że państwo członkowskie nie ma prawa udzielać pomocy przedsiębiorstwom w jakiejkolwiek formie. Ale już ust. 2 ma brzmienie: „Zgodna ze wspólnym rynkiem jest: (…) c) pomoc przyznawana gospodarce niektórych regionów Republiki Federalnej Niemiec dotkniętych podziałem Niemiec, w zakresie, w jakim jest niezbędna do skompensowania niekorzystnych skutków gospodarczych spowodowanych tym podziałem”. Zauważmy, że w tym zapisie „pomoc (…) niezbędna” – jej skala, zakres i czas trwania są pozostawione do interpretacji rządu niemieckiego.
Oczywiście zasadniczą przyczyną zacofania gospodarczego w byłej NRD była księżycowa gospodarka socjalistyczna, a nie podział Niemiec, tylko tego nie napisano, bo takie same zasady socjalistycznej gospodarki obowiązywały w Polsce i we wszystkich pozostałych krajach bloku wschodniego, powodując podobne zacofanie gospodarcze, chociaż żaden z tych krajów nie był podzielony tak jak Niemcy. Dlatego powołano się w TWE na „podział” Niemiec, żeby innych krajów postsocjalistycznych wstępujących do UE nie postawić na równej z Niemcami, uprzywilejowanej pozycji.
Byłe NRD-owskie stocznie dzięki pomocy państwa są unowocześniane, rozbudowywane i mają się dobrze, a będą się miały jeszcze lepiej po likwidacji polskich stoczni. Podobnie zresztą jak stocznie w Holandii – ojczyźnie pani komisarz UE ds. konkurencji Neelie Kroes.
Gdyby nasi negocjatorzy ustalający warunki akcesji Polski do UE myśleli perspektywicznie o polskiej gospodarce, mogliby się powołać na następny ustęp wspomnianego wyżej artykułu TWE: „3. Za zgodną ze wspólnym rynkiem może zostać uznana: a) pomoc przeznaczona na sprzyjanie rozwojowi gospodarczemu regionów, w których poziom życia jest nienormalnie niski, lub regionów, w których istnieje poważny stan niedostatecznego zatrudnienia; b) pomoc (…) mająca na celu zaradzenie poważnym zaburzeniom w gospodarce Państwa Członkowskiego”.
Jeśli chodzi o pkt 3a, to po likwidacji stoczni gdyńskiej i szczecińskiej całe nasze Wybrzeże stanie się regionem wybitnie dotkniętym bezrobociem. Czy dopiero wtedy, tj. po likwidacji stoczni, państwo polskie będzie mogło udzielić pomocy publicznej temu obszarowi? Alternatywą likwidacji stoczni byłoby przyznanie pomocy przez państwo, aby nie kreować obszaru wybitnie dotkniętego bezrobociem. Z gospodarką jest jak ze zdrowiem – lepiej zapobiegać chorobom, niż je leczyć.
Z kolei pkt 3b ewidentnie upoważniał do uwzględnienia ratowania stoczni przez państwo, by nie wywołać poważnego zaburzenia w polskiej gospodarce. Niestety, temat ten nie został podjęty przez naszych negocjatorów, którzy dobrowolnie zrezygnowali z okresów przejściowych. To karygodne zaniedbanie.

Polski przemysł okrętowy w UE

Aby zrozumieć cały mechanizm prawno-finansowy, który doprowadził do decyzji KE o zwrocie przez stocznie długu publicznego, należy zapoznać się z kilkoma pojęciami z dziedziny funkcjonowania naszego przemysłu okrętowego w unijnym gorsecie.
Armator, który zamawia statek w stoczni, po położeniu stępki wpłaca zadatek, na ogół w wysokości 10 proc. wartości statku. Następne 10 proc. wpłaca po wodowaniu, a resztę przy ostatecznym odbiorze. Armator wpłacając zaliczki, musi mieć na nie gwarancje. W Polsce takich gwarancji udziela Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych (KUKE) i od tej instytucji nasze stocznie otrzymywały gwarancje. Należy podkreślić: tylko gwarancje, bo KUKE nie dopłaciła do stoczni ani złotówki.
Przemysł okrętowy jest skomplikowanym organizmem i opiera się na trzech filarach.
Pierwszym jest eksport statków, który winien być oparty na znajomości rynku stoczniowego na całym świecie i wyborze takiego produktu, którego np. nie potrafią jeszcze robić Chińczycy (wykonujący konstrukcje proste i tanie), ale posiadającego wyjątkowe cechy techniczne, a więc konkurującego z produktami stoczni krajów rozwiniętych. Do realizacji takiego celu jest potrzebne stabilne, apolityczne, interdyscyplinarne gremium fachowców, opiniujące bieżącą działalność stoczni i wyznaczające krótko- i długookresowe prognozy. Po likwidacji Rządowego Centrum Studiów Strategicznych w roku 2006 (niestety, dzieło PiS), powstała prognostyczna próżnia2. Takim interdyscyplinarnym i stabilnym gremium nigdy nie były rady nadzorcze stoczni; np. w ciągu ostatnich 4 lat skład rady nadzorczej Stoczni Gdynia SA zmienił się czternastokrotnie.
Drugim filarem, na którym opiera się przemysł okrętowy, są: zaplecze naukowe przemysłu okrętowego, wyposażenie techniczne stoczni i umiejętności załogi. Te wartości są u nas na wysokim poziomie, ale to one właśnie mają ulec destrukcji, zgodnie ze stoczniową „specustawą”. Stanie się tak dlatego, ponieważ to właśnie one stanowią podstawę konkurencyjności polskiego przemysłu okrętowego.
Trzecim filarem jest władza polityczna, która – poczynając od 2004 r. – w gąszczu unijnych przepisów nie potrafiła zawalczyć o właściwy status stoczni w okresie ich restrukturyzacji i programowo negowała działania i ustalenia poprzedników, bez ich głębszej analizy. Naszą tragedią jest to, że walka polityczna i deprecjacja poprzedników są dla rządzących ważniejsze niż pragmatyzm gospodarczy.
Nasze stocznie od lat były fatalnie zarządzane. Z informacji, jakie można otrzymać z Ministerstwa Skarbu Państwa (MSP)3 oraz bezpośrednio od osób kompetentnych zatrudnionych w stoczniach, wynika, że co najmniej od roku 2004 budowa wszystkich statków przynosiła straty. Próby usprawiedliwiania takiego stanu rzeczy osłabieniem kursu dolara czy wzrostem cen stali nie wytrzymują krytyki, gdyż to sprzedaż polskich banków (dzieło AWS) uniemożliwiła praktyczne kompensowanie wahań parytetu złotego (w pewnym zakresie), jak również sprzedaż hut w okresie boomu na stal (dzieło SLD) zaowocowała tym, że nowi ich właściciele z miejsca podnieśli ceny stali. Ówczesne rządy dokonujące wspomnianych „prywatyzacji” albo nie wiedziały o tym, że gospodarka stanowi system naczyń połączonych, albo wiedziały o tym i świadomie – zdając sobie sprawę ze skutków – realizowały czyjś plan.
Gdy poszczególne rządy stwierdzały, że na budowie statków ponosimy straty, należało natychmiast, w trybie nadzwyczajnym, dokonać dogłębnej analizy przyczyn takiego stanu rzeczy i wyciągnąć wnioski, nie wyłączając konsekwencji personalnych. Takiego rachunku sumienia nie zrobił żaden rząd i dlatego dopłacimy również do tych statków, których budowa ma się zakończyć w pierwszej połowie 2009 roku.

Wyrok na polskie stocznie

6 listopada 2008 r. Komisja Europejska przysłała ostateczną decyzję o zwrocie pomocy udzielonej przez państwo stoczniom4. Zwrotowi podlega otrzymana przez nie korzyść, którą wyraża tzw. ekwiwalent dotacji stanowiący „różnicę pomiędzy zapłaconym oprocentowaniem pożyczek a oprocentowaniem, jakie stocznia musiałaby zapłacić, uzyskując analogiczne pożyczki na rynku, uwzględniając zwłaszcza trudną sytuację ekonomiczną stoczni”. W tym miejscu KE zrobiła założenie, że zadłużonym stoczniom banki komercyjne udzieliłyby pożyczki pod wysoki procent z uwagi na duże ryzyko. Komisja Europejska ogłasza w poszczególnych latach tzw. stopę referencyjną (od 1 lipca 2008 r. zwaną stopą bazową) pożyczek komercyjnych. Przy czym, rozliczając pomoc, jaką otrzymały stocznie, KE do stopy referencyjnej dodała Polsce 600 punktów bazowych. W dokumencie jest podana tabela, której pierwsze dwa wiersze przedstawiam.
Opisany przez tabelę algorytm należy odczytać tak: jeżeli po wejściu Polski do UE stocznia otrzymała pomoc publiczną np. na 5 proc., to według Komisji jest to kłamstwo, gdyż w wymienionym roku banki od „trudnych klientów” żądały 9,56 proc. i ten procent jest bazą do dalszego liczenia. Powiększenie oprocentowania o 600 pkt bazowych jest operacją, do której – niestety – była upoważniona KE w oparciu o art. 9 ust 1 Rozporządzenia Komisji (WE) nr 794/2004, którego myśl przewodnia brzmi: „O ile decyzja szczególna nie stanowi inaczej, stopę procentową pomocy państwa (…) oblicza się na podstawie średniej stóp pięcioletnich (…) plus 75 punktów bazowych. W uzasadnionych przypadkach Komisja może zwiększyć stopę oprocentowania o więcej niż 75 punktów bazowych w odniesieniu do jednego lub więcej Państw Członkowskich” [podkr. – J.W.].
Źeby się nie pogubić w nazewnictwie, te dodatkowe punkty bazowe będę umownie nazywał „unijnym popiwkiem”. On się tym różni od „popiwku Balcerowicza”, że tamten niszczył przedsiębiorstwa dobrze prosperujące, natomiast KE swoim „popiwkiem” dobija przedsiębiorstwa borykające się z trudnościami. Z ostatniego cytatu uprawnień KE widzimy, że Komisja mogła zadłużonym polskim stoczniom doliczyć „unijny popiwek” 75 pkt bazowych i byłoby to zgodne z prawem. Tymczasem odpowiedni członkowie KE popatrzyli w sufit i odczytali, że „unijny popiwek” dla polskich stoczni ma wynosić 600 pkt bazowych.
Nawiązując jeszcze do wytłuszczonego cytatu Rozporządzenia, warto zwrócić uwagę na zaskakujący fakt, że nie została podana górna granica restrykcji. Tego rodzaju knot prawniczy przypomina w jednym miejscu Kodeks Hammurabiego.
Warto zaznaczyć, że gdy KE pisała swoją decyzję dla polskich stoczni, to już obowiązywała nowelizacja cytowanego Rozporządzenia (znowelizowane Rozporządzenie nr 271/2008), którego art. 9 ust. 2 zaczyna się od słów: „Stopa procentowa jest obliczana przez dodanie 100 pkt bazowych do rocznej stopy procentowej na rynku pieniężnym…”. 100 pkt bazowych – ani więcej, ani mniej! Wprawdzie prawo nie działa wstecz, ale skoro już sama KE zlikwidowała swój „artykuł Hammurabiego”, to zastosowanie do polskich stoczni sześciokrotnie większej restrykcji, niż przewiduje nowelizacja, mówi o myśli przewodniej działania Komisji: „Zniszczyć polskie stocznie”.
Z kolei gwarancje kredytowe KUKE, o których pisałem powyżej, KE potraktowała jako „Stawki KUKE dla wysokiego stopnia ryzyka”, powiększone o „unijny popiwek” 400 pkt bazowych. „Unijnemu popiwkowi” poświęcamy tyle miejsca, gdyż całkowite zadłużenie stoczni jest wyliczane według procentów składanych i 600 pkt bazowych doliczanych w każdym roku obliczeniowym, w liczbach bezwzględnych daje w końcowym efekcie horrendalne kwoty. Proste wyliczenie pokazuje, że po pięciu latach (lata 2004-2009) podwojenie długu ma miejsce przy oprocentowaniu 14,87 procent!
W piśmie KE do polskiego rządu są również wymienione: zwroty zysku stoczni z tytułu gwarancji kredytowych, gwarancji zwrotu pożyczek, nieegzekwowania spłaty zadłużenia, rozłożenia zobowiązań na raty oraz odroczenia ich płatności, umorzenia (ekwiwalent dotacji w tym przypadku ma być równy pełnej wartości umorzenia), przejęcia zobowiązań przez operatora, dokapitalizowania (traktowanego jak dotacja).
Rozdział III decyzji KE mówi o sposobie wykonania decyzji: odzyskanie pomocy przez państwo ma być skuteczne, niezwłoczne i w terminie 7 miesięcy, czyli do 7 czerwca 2009 roku. I jeszcze jedno ważne zdanie: „…zaskarżenie decyzji Komisji do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości (ETS) w trybie art. 230 TWE nie wstrzymuje jej wykonania (…)”.
Widać, że KE liczyła się z takim zaskarżeniem, gdyż tenże artykuł 230 TWE mówi właśnie o prawie zaskarżenia m.in. decyzji Komisji za naruszenie istotnych wymogów proceduralnych czy nadużycie władzy, a takim jest bezsprzecznie decyzja KE odnośnie do stoczni, gdyż łamie ona zasady opisane w Protokole nr 30 TWE: „w sprawie stosowania zasad pomocniczości i proporcjonalności (1997)”. Punkt 9 tegoż Protokołu brzmi: „…Nie naruszając swego prawa do inicjatywy, Komisja powinna: (…) – odpowiednio uwzględniać konieczność działania w taki sposób, aby wszystkie obciążenia finansowe, jak i administracyjne ciążące na Wspólnocie, rządach krajowych, władzach lokalnych, podmiotach gospodarczych oraz obywatelach były jak najmniejsze i stosowne do zamierzonego celu”.
„Unijny popiwek” zaaplikowany Polsce jest zaprzeczeniem powyższej zasady. Celem działań KE winno być wyegzekwowanie zwrotu publicznego długu i nic więcej! Czym wobec tego jest likwidacja stoczni uzgodniona z polskim rządem?
Przed podjęciem decyzji o wyprzedaży majątku stoczni i ich likwidacji KE i polski rząd winny porównać: majątek stoczni (ten fizyczny i ten intelektualny – biura rozwojowe, archiwa badań, konstrukcji, itp.5) i wielkość zadłużenia publicznego stoczni. Tymczasem majątku obu likwidowanych stoczni nigdy nie wyceniano (nie było takiej potrzeby), a więc nie był znany, zaś publiczne zadłużenia stoczni zostały wyliczone w UOKiK dopiero w styczniu br. i aktualnie wyliczenia te są sprawdzane w KE.
Decyzja KE odnośnie do zwrotu pomocy publicznej z 6 listopada 2008 r. zyskała wcześniej aprobatę MSP. 3 listopada 2008 r. PAP podała: „Dziś ok. godz. 19 resort skarbu przesłał komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes zapewnienie, że akceptuje jej propozycję ratowania [sic!!! – dop. J.W.] przemysłu stoczniowego – poinformował rzecznik MSP Maciej Wewiór”. Ostateczna decyzja KE nosi datę 6 listopada 2008 r. (to się nazywa działanie ekspresowe!).
Zestawienie dat wskazuje na to, że rząd, akceptując decyzję KE, nie znał ani wartości majątku stoczni, ani wielkości zadłużenia. W takim razie skąd rząd mógł wiedzieć, że należy sprzedać stocznie, aby móc spłacić pomoc publiczną?
Z wypowiedzi posła Dawida Jackiewicza (PiS) podczas debaty sejmowej toczącej się 3 grudnia ub.r., dowiadujemy się, że pani komisarz Neelie Kroes skierowała do ministra Aleksandra Grada list, który zawiera taką oto instrukcję:
„Sprzedaż [stoczni – dop. J.W.] musi dotyczyć samego majątku. Źadne zobowiązania nie mogą być przyjęte [chodzi o przerwę w zamówieniach na statki i w ten sposób zamrożenie działalności biur konstrukcyjnych – dop. J.W.]. Majątek musi być sprzedany po cenie rynkowej oferentowi, którego propozycja będzie najwyższa. Elementy majątku winny być wystawione na sprzedaż oddzielnie lub w dużej ilości małych pakietów, ustalonych w sposób zapewniający maksymalizację wpływów ze sprzedaży. Takie pakiety nie mogą stanowić zorganizowanych części przedsiębiorstwa lub działalności [aby nie stworzyć zalążka powrotu do produkcji statków – dop. J.W.] (…). Przetarg musi być niedyskryminujący, tzn. musi zapewnić, że sprzedaż jest otwarta dla wszystkich potencjalnych kategorii nabywców, bez jakiejkolwiek dyskryminacji dotyczącej celu planowanej inwestycji [chodzi o to, by kupcom nie stawiać warunku dalszej produkcji statków – dop. J.W.]”.
Podstawowe pytanie, jakie się narzuca przy lekturze instrukcji pani komisarz, dotyczy podstawy prawnej takiej instrukcji. W decyzji KE z 6 listopada ub.r., zawierającej 13 artykułów, nie ma ani słowa o sprzedaży stoczni, a tym bardziej o tym, jak ta sprzedaż ma wyglądać. Uprawnienia KE są wymienione w rozporządzeniach, które zostały powyżej wspomniane, i tam nie ma ani słowa o takich uprawnieniach KE, które upoważniałyby panią komisarz do formułowania poleceń zawartych w liście do ministra Aleksandra Grada. Automatycznie nasuwa się wątpliwość: czy rząd polski miał obowiązek dostosować się do poleceń pani komisarz, skoro wykraczały one poza ramy unijnego prawa?
W świetle powyższego nasuwa się podejrzenie, że mamy tu do czynienia ze zmową instytucji unijnej, pozaprawnie żądającej likwidacji polskiego przemysłu okrętowego, z rządem polskim, który godzi się dokonać tej likwidacji i to w sposób tak skuteczny, żeby uniemożliwić rewitalizację przemysłu okrętowego w Polsce.

Kryzys zasady równości podmiotów w UE

Dziś, w dobie kryzysu, Anglia udziela pomocy swoim bankom, Niemcy, Włochy i Francja udzielają pomocy swoim przemysłom samochodowym i okrętowym, ale to na pewno jeszcze nie koniec. Nasz rząd musi szybko zbadać, czy do KE wpłynęły prośby wymienionych krajów o zezwolenie na pomoc swoim przemysłom, jak są one umotywowane i czy te państwa otrzymały zezwolenia na pomoc publiczną (działania Komisji są jawne). Z uwagi na to, że kryzys wystąpił w ostrej formie po uchwaleniu specustawy stoczniowej, to w nowej, zmienionej sytuacji rząd winien natychmiast zainicjować nowelizację tej ustawy, uwzględniającej pomoc państwa w ratowaniu przemysłu okrętowego jako skuteczną walkę z kryzysem.
Nie będzie to zadanie łatwe, ale też nie beznadziejne, bo KE nie będzie mogła pozwolić sobie na oficjalne potraktowanie Polski gorzej niż krajów starej Unii. W przypadku krętactwa KE należałoby natychmiast oddać sprawę do Trybunału Sprawiedliwości i we wszystkich mediach nieprzerwanie nagłaśniać kwestię nierównego traktowania państw w UE. Prezydent i opozycja winni w tej sprawie maksymalnie współpracować z rządem – nie rozgrywać politycznie pojawiającej się szansy dla stoczni! W przypadku ociągania się rządu z nowelizacją specustawy, pod Sejm powinno przyjechać 100 tys. ludzi związanych z gospodarką morską i poprosić uprzejmie rząd o decyzję w sprawie nowelizacji ustawy stoczniowej w ciągu najbliższej godziny. Gdyby to nie poskutkowało, stoczniowcy winni zmienić żądania na rzecz wcześniejszych wyborów. Dodatkową szansą skuteczności działania stoczniowców są zbliżające się wybory do Parlamentu Europejskiego i na urząd prezydenta RP – niech każdy kandydat wypowie się na temat nowelizacji specustawy.

1 Dziennik Urzędowy Unii Europejskiej C 321E, Tom 49, z 29 grudnia 2006 r. Wydanie Polskie: Unia Europejska – wersje skonsolidowane Traktatu o Unii Europejskiej i Traktatu Ustanawiającego Wspólnotę Europejską.
2 Brak analiz i prognoz gospodarczych jaskrawo ujawnił się w czasie ostatniego kryzysu gazowego.
3 „Biała Księga prywatyzacji polskich stoczni – wyciąg”, strona internetowa pod tym hasłem. Uwaga: „Białą Księgę” należy czytać bardzo krytycznie, gdyż jest to w dużym stopniu dokument walki politycznej.
4 Pismo prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) z grudnia 2008 r. (bez dokładnej daty) opisujące zasady ustalania wartości pomocy podlegającej zwrotowi.
5 Majątek intelektualny stoczni w ogóle nie jest wymieniony w ustawie „O postępowaniu kompensacyjnym w podmiotach o szczególnym znaczeniu dla polskiego przemysłu stoczniowego”. Widać wyraźnie, że autorzy ustawy nie zdawali sobie sprawy z tego, że istnieje coś takiego jak dobra intelektualne.
 
Prof. Józef Wysocki

Autor jest doktorem nauk fizycznych, doktorem habilitowanym inżynierem elektroniki, emerytowanym profesorem Politechniki Częstochowskiej, autorem kilku oryginalnych konstrukcji, patentów i 23 publikacji naukowych w czasopismach o zasięgu międzynarodowym.

Za:  Nasz Dziennik, Piątek, 13 marca 2009, Nr 61 (3382)

 

Skip to content