Aktualizacja strony została wstrzymana

Reset zresetowanego resetu

Jak pamiętamy, 17 września 2009 roku, prezydent Obama, wcześniej „przekonany” przez izraelskiego prezydenta Szymona Peresa, który 18 sierpnia w Soczi obiecał był rosyjskiemu prezydentowi Miedwiediewowi, że „przekona” prezydenta Obamę do wycofania elementów tarczy antyrakietowej z Europy Środkowej, „zresetował” stosunki amerykańsko-rosyjskie do tego stopnia, że w ogóle wycofał Stany Zjednoczone z aktywnej polityki w Europie Środkowo-Wschodniej. W rezultacie prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu w jednej chwili zawaliła się cała koncepcja „polityki jagiellońskiej” – jak patetycznie nazywano dywersanckie usługi, których świadczenia Polska podjęła się, w dodatku za darmo. Próżnię polityczną, powstałą po wycofaniu się USA z aktywnej polityki w tym rejonie Europy natychmiast zaczęli wypełniać strategiczni partnerzy, co w naszym nieszczęśliwym kraju natychmiast objawiło się w postaci gwałtownego uwiądu Stronnictwa Amerykańsko- Żydowskiego, którego wpływy zaczęły przejmować rosnące w siłę stronnictwa: Pruskie i Ruskie oraz pojawieniem się „dyplomacji ikonowej”.

Oto zaraz po sławnej deklaracji prezydenta Obamy, na Jasną Górę przybyła delegacja świątobliwych mnichów z klasztoru św. Niła w Rosji, która otrzymała kopię cudownego obrazu Matki Bożej Częstochowskiej w celu umieszczenia jej w rosyjskim sanktuarium i otoczenia kultem. Ta „dyplomacja ikonowa” została uwieńczona podpisaniem w sierpniu 2012 roku na Zamku Królewskim w Warszawie deklaracji o pojednaniu między narodami polskim i rosyjskim. Podpisał ją ze strony rosyjskiej Patriarcha Moskwy i Wszechrusi Cyryl, a ze strony polskiej – JE abp Józef Michalik, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski. Doszło do tego nie tylko dzięki „dyplomacji ikonowej”, ale również, a może nawet przede wszystkim – dzięki dyplomacji strategicznych partnerów, którzy 19 listopada 2010 roku doprowadzili do przeforsowania na szczycie NATO w Lizbonie strategicznego partnerstwa NATO-Rosja. Proklamowanie strategicznego partnerstwa NATO -Rosja potwierdzało, że ramy polityki europejskiej wyznacza strategiczne partnerstwo rosyjsko-niemieckie i w pewnym sensie przypominało Święte Przymierze, które wzmacniało fundament wiedeńskiego porządku politycznego z roku 1815.

Oczywiście z faktu proklamowania strategicznego partnerstwa NATO-Rosja wynikało obowiązki również dla naszego nieszczęśliwego kraju, bo skoro całe NATO pozostaje w strategicznym partnerstwie z Rosją, to Warszawa nie może wierzgać przeciwko ościeniowi. Dlatego też, chociaż nie brakuje u nas płomiennych szermierzy zasady rozdziału Kościoła od państwa, to żaden z nich nie odważył się nawet pisnąć, kiedy deklarację o pojednaniu między narodami polskim i rosyjskim, a więc deklaracje par excellence polityczną, podpisali dwaj przedstawiciele kościołów: Cerkwi Prawosławnej i Kościoła Katolickiego. Najwyraźniej zdawali sobie sprawę, że gdyby któryś tylko pisnął, to Moce zaangażowane w ten proces tak by mu pisnęły, aż by sobie przypomniał, skąd wyrastają mu nogi. Toteż nic dziwnego, że i JE abp Józef Michalik w wypowiedzi dla prasy zauważył, iż „na tym etapie nie mogliśmy tego nie uczynić”. W tej sytuacji nikogo nie zaskoczyło podpisanie przez generała Noska porozumienia o współpracy Służby Kontrwywiadu Wojskowego z ruską FSB; jak partnerstwo, to partnerstwo, nieprawdaż?

Zanim jednak doszło do proklamowania na szczycie NATO w Lizbonie strategicznego partnerstwa NATO-Rosja, w październiku 2010 roku odbył się „nieformalny” szczyt w Deauville z udziałem Naszej Złotej Pani, rosyjskiego prezydenta Miedwiediewa i francuskiego arywisty Mikołaja Sarkozy’ego. Prezydent Sarkozy po wielu latach bezskutecznego molestowania Naszej Złotej Pani uzyskał tam wreszcie jej łaskawą zgodę na „pogłębienie integracji” w Unii Śródziemnomorskiej, projektowanej jako kieszonkowe imperium francuskie. Czy w zamian za to pozostawił w imieniu Francji wolna rękę Naszej Złotej Pani w Europie Środkowo-Wschodniej? Nie jest to wykluczone, na co wskazywałaby nie tylko obecność rosyjskiego prezydenta Miedwiediewa, który też jakieś nieformalne korzyści dla Rosji musiał tam sobie zapewnić, ale przede wszystkim – rozwój późniejszych wydarzeń.

Kiedy bowiem po szczycie w Lizbonie wyjaśniło się, że wszyscy popierają ustanowiony tam polityczny porządek lizboński, którego fundamentem jest strategiczne partnerstwo rosyjsko-niemieckie, umocnione strategicznym partnerstwem NATO-Rosja, w grudniu 2010 roku, w ramach technicznego „pogłębiania integracji” w Unii Śródziemnomorskiej, rozpoczęły się w Afryce Północnej „jaśminowe rewolucje”. W Tunezji, Egipcie i Libii doprowadziły one do obalenia tamtejszych tyranów przez lud pracujący miast i wsi. Ruscy szachiści pozostawili własnemu losowi Muammara Kadafiego, który przez dziesięciolecia był najukochańszą duszeńką Kremla i przyjacielem generała Jaruzelskiego. Coś musieli mieć za to obiecane, ale co – to zostanie nam objawione kiedyś w przyszłości. I wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby nie wtrąciły się USA, które postanowiły doprowadzić do zwycięstwa demokracji również w Syrii, ekscytując w tym celu i zbrojąc tamtejszych „bezbronnych cywilów”.

To zwycięstwo demokracji w Syrii było przez Amerykanów upragnione ze względu na interesy bezcennego Izraela. Otóż bezcenny Izrael niepokoi się irańskim programem atomowym i chętnie doprowadziłby do ataku niezidentyfikowanych samolotów które znad Oceanu Indyjskiego nadleciałyby na irańskie instalacje nuklearne i je zbombardowały. Jednak nie można tego zrobić, bo Iran ma dwustronny układ wojskowy z Syrią, którą wyposażył w mnóstwo rakiet, więc w razie czego bezcenny Izrael mógłby zostać nimi zasypany. Wprawdzie ma on system obrony przeciwrakietowej „Źelazna Mycka”, ale jeśli rój jest dostatecznie duży, to zawsze coś się przedrze. Zatem – żeby bezcenny Izrael, tzn. pardon – oczywiście żeby niezidentyfikowane samoloty… i tak dalej – najpierw musi zwyciężyć demokracja w Syrii.

Tu jednak ruscy szachiści się postawili – że to niby w Deauville inaczej się umawialiśmy, więc kiedy prezydent Obama odpowiadając na dramatyczne wezwania bezbronnych cywilów, którzy nawet dwukrotnie postarali się o użycie broni chemicznej, próbował zmontować koalicję dla interwencji w Syrii, spotkał się z kategoryczną odmową. W rewanżu za to upokorzenie USA zapaliły zielone światło dla przewrotu na Ukrainie, najwyraźniej uważając, że zimny czekista Putin będzie bezczynnie się temu przyglądał. Ten jednak , kiedy tylko Nasza Złota Pani oświadczyła, że interwencji wojskowej na Ukrainie nie będzie, błyskawicznie zajął Krym i wsparł wojnę domową we wschodnich, uprzemysłowionych obwodach Ukrainy, doprowadzając do rozbioru tego państwa de facto.

Nasz nieszczęśliwy kraj, któremu prezydent Obama znowu zaproponował podjecie się roli amerykańskiego dywersanta, nie tylko znowu podjął się jej za darmo, ale nie mogąc nic złemu Putinowi zrobić, wymyśla mu na całego, rozpętując przy okazji histerię wojenną, w której biorą udział zarówno niewierzący, jak i wierzący – zwłaszcza „poświęcony” portal „Fronda” w którym rozmaici gorliwi Zasrancen zostali rzuceni na odcinek tropienia ruskich agentów. Co z tego mają – tego, ma się rozumieć, nie wiem, ale pewnie jakieś gadzinowe fundusze zostały na ten cel w MSW i MON uruchomione.

Histeria wojenna stał się znakomitym pretekstem do dintojry między rozmaitymi bezpieczniackimi watahy, zgrupowanymi a to w Stronnictwie Ruskim, a to w Stronnictwie Pruskim, a wreszcie – w gwałtownie reaktywowanym Stronnictwie Amerykańsko-Żydowskim. Chodzi oczywiście o wywalczenie sobie lepszego dostępu do żerowiska, więc w tak poważnej sprawie wszystkie chwyty są dozwolone. Oto w Koszalinie umarł prokurator, który w czasach stalinowskich oskarżał „Inkę”, czyli ś.p. Danutę Siedzikównę i skutecznie zażądał dla niej kary śmierci. Ponieważ w tamtejszym środowisku polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej musiał zażywać znakomitej reputacji, pogrzeb odbył się z asystą wojskową. Wybuchł skandal, w następstwie którego minister obrony Tomasz Siemoniak zdjął tamtejszego dowódcę garnizonu. Na takie dictum Centralne Biuro Antykorupcyjne natychmiast wykryło mu ruskiego szpiega w samym Ministerstwie Obrony Narodowej, a następnego dnia – jeszcze jakiegoś cywila.

Wcześniej w TVN – stacji, którą podejrzewam, że została założona przy udziale tajnej kasy wojskowej razwiedki i jest przez nią dyskretnie kontrolowana, ukazał się reportaż o nielegalnym handlu bronią via Albania. Ponieważ handel bronią, również nielegalny, był i jest monopolem soldateski, widać wyraźnie, że zamęt spowodowany wysadzeniem przez Amerykanów porządku lizbońskiego na skutek zresetowania przez prezydenta Obamę swego poprzedniego resetu w stosunkach z Rosją z 17 września 2009 roku, przekłada się w naszym nieszczęśliwym kraju na przepychankę przy korycie, przy którym bezpieczniackie watahy próbują sobie wywalczyć najlepsze pozycje wyjściowe, gdy znów nastanie rok spokojnego słońca.

A to może być szybciej niż myślimy, bo prezydent Obama przekonał się, iż bombardowania z powietrza nie tylko nie rozproszą złowrogiego kalifatu, jaki pojawił się za sprawą jaśminowych rewolucji, które wymknęły się spod kontroli, ale nawet sprzyjają jego rozszerzeniu. Toteż w ostatni wtorek, 14 października, sekretarz stanu USA Kerry spotkał się w Paryżu z ruskim ministrem spraw zagranicznych Ławrowem i rada w radę uradzili, że USA i Rosja porozumiały się „w sprawach globalnych”. Wygląda na to, że zresetowanie przez prezydenta Obamę swego poprzedniego resetu w stosunkach z Rosją z 17 września 2009 roku właśnie zostało zresetowane. Znaczy się, w tej sytuacji zimny rosyjski czekista Putin znowu zostaje „sojusznikiem naszych sojuszników”, a w tej sytuacji podtrzymywanie histerii wojennej i wykrywanie ruskich szpiegów w MON i to w dodatku nie przez Służbę Kontrwywiadu Wojskowego, która po staremu chyba nadal współpracuje z ruską FSB, tylko przez CBA, świadczyć może jedynie o braku koordynacji, no i oczywiście – o całkowitej bezużyteczności tych wszystkich tajniaków, którzy z tej chciwości już w ogóle nie wiedzą, na jakim świecie żyją.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

 

Komentarz    tygodnik „Goniec” (Toronto)    19 października 2014

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3235

Skip to content