Kiedy spojrzymy w okular mikroskopu, naszym oczom ukaże się zupełnie nieznany i tajemniczy świat, rzeczywistość zwykle ukryta przed naszymi oczami, jednak kierująca się dokładnie takimi samymi zasadami, jak świat postrzegany nieuzbrojonym okiem. Już starożytni i średniowieczni filozofowie byli przekonani o tożsamości zasad kierujących makro i mikrokosmosem. Ta reguła doskonale pasuje do związku zachodzącego pomiędzy współczesnym państwem a dzisiejszym laickim systemem edukacji.
Podstawowa kwestia – użyteczność czy cnota?
Jeśli więc przyglądniemy się funkcjonującemu systemowi edukacji, znajdziemy w nim niechybnie wszystkie zmory demokratyczno-liberalnego systemu politycznego. Szkolnictwo laickie jest po prostu systemem sprzecznym z naturą w skali mikro. Arystoteles w dziele Polityka rozważał dylemat nurtujący starożytnych, nie mających bynajmniej jednolitego stanowiska w kwestii, czego należy uczyć młodzież: „Czy przygotować ją do cnoty, czy do najlepszego życia. Stosowane obecnie sposoby wychowawcze utrudniają badanie i nie wiadomo wcale, czy ma się uczyć młodzież tego, co w życiu użyteczne, czy też tego, co do cnoty prowadzi (…) bo wszystkie te poglądy mają swoich obrońców” (ks. I, l).
Do dziś istnieje ta dychotomia, w wyniku ideologicznej rebelii 1789 roku wzmocniona nieuprawnionymi pretensjami państwa do poddania pełnej kontroli życia rodzinnego, a więc również kształtowania młodych pokoleń. Konsekwencją tych wydarzeń jest istnienie dwóch przeciwstawnych koncepcji edukacyjnych – pedagogiki liberalnej i katolickiej. Ta pierwsza, wyrastająca z aksjomatów oświecenia, gwałtem wprowadzonych przez rewolucję francuską, zasadza się na przekonaniu, że jedynie ogół obywateli tworzący państwo posiada niepodważalne prawo do kształtowania celów edukacyjnych. Ze względów praktycznych państwo przeniosło, pod pewnymi warunkami, to prawo na rodziców, jednak jest nieprzerwanie wyłącznym podmiotem praw i obowiązków wychowawczych. Wyrastający z rewolucji francuskiej XIX-wieczny liberalizm i socjalizm z wielką determinacją lansował to przekonanie, ponosząc odpowiedzialność nie tylko za fatalny rozdział Kościoła od państwa, ale wynikającą z niego również dechrystianizację szkolnictwa i poddanie go władzy państwa, dokonując destrukcji świętych, odwiecznych podstaw społecznych.
Trzy społeczności – rodzina, państwo i Kościół
Według nauki katolickiej, pierwszymi i najważniejszymi wychowawcami są rodzice. Ich władza wychowawcza wynika z natury, ponieważ są dawcami życia. Bóg dał rodzicom prawo i obowiązek wychowywania, czyli kształtowania życia fizycznego, intelektualnego i duchowego swoich dzieci. Rodzina, jako uświęcona wspólnota, posiada pierwszeństwo przed państwem w sprawowaniu władzy nad dziećmi, a z tej właśnie władzy wynika prawo do kształcenia potomstwa.
Papież Pius IX w encyklice Quanta cura atakował liberalizm, wskazując, że jest on odwróceniem naturalnego porządku rzeczy:
„Twierdzą, że społeczność domowa, czyli rodzina, całą zasadę swego istnienia czerpie jedynie z prawa cywilnego, a zatem tylko z prawa cywilnego wypływają i od niego zależą wszelkie prawa rodziców w stosunku do dzieci, a przede wszystkim prawo do troski o wychowanie i wykształcenie”.
Papież Leon XIII w encyklice Quod apostolici muneris (1878), przypominając na czym polega ustrój społeczno-polityczny oparty na zasadach prawa naturalnego, pisał:
„Społeczność domowa jest początkiem wszelkiego państwa i rządu„. Jest ona – jak pisał on dalej – prawdziwą, choć małą społecznością, starszą od wszelkiego państwa, i dlatego musi posiadać niezależne od państwa prawa i obowiązki. W zakresie wskazanego sobie celu rodzina ma odpowiednie, co najmniej równe z państwem prawo wyboru i stosowania środków, które są niezbędne do jej swobodnego rozwoju.
Papież Pius XI w encyklice Divini illius Magistri poświęconej wychowaniu, pisał:
„Wychowanie z natury swojej jest dziełem społecznym, a nie jednostki. Istnieją zaś. trzy społeczności różne, a przecież przez Boga harmonijnie ze sobą złączone, na których łonie rodzi się człowiek: dwie społeczności w porządku naturalnym, jakimi są rodzina i państwo, trzecia w porządku nadprzyrodzonym – Kościół”.
Wszystkie trzy, zdaniem papieża, posiadają ważny udział w wychowaniu, ale w pierwszym rzędzie za kształtowanie potomstwa odpowiedzialna jest rodzina. Państwo ma pomagać i chronić rodzinę. Rodzina jednak nie jest społecznością doskonałą, nie potrafi zapewnić sobie wszelkich dóbr koniecznych do bezpiecznej i dostatniej egzystencji. Gdyby tak było, nie istniałaby konieczność funkcjonowania państwa. Właśnie państwo posiada środki, które musi spożytkować dla dobra rodzin, czyli poddanych lub obywateli. Papież wyznaczał państwu w dziedzinie edukacji bardzo ważną rolę: ochrona i pomoc rodzinie w kształtowaniu i wychowywaniu dzieci.
Na etapie, w którym rodzice samodzielnie nie są w stanie kontynuować swojego zadania, państwo ma prawo i obowiązek uzupełniać tę działalność, „ponieważ państwo, więcej niż ktokolwiek inny, jest wyposażone w środki, oddane do swojej dyspozycji dla potrzeb wszystkich, i słuszną jest rzeczą, aby używało ich na korzyść tych samych, od których je bierze”.
Obowiązkiem państwa jest stworzenie moralnego klimatu odpowiedniego do wychowywania młodych pokoleń, jak również usuwanie wszelkich przeszkód, które uniemożliwiają rodzinie i Kościołowi kontynuowanie ich zadań w tej kwestii. Państwo także odpowiedzialne jest i posiada prawo do edukacji politycznej, o ile ta nie narusza instytucji rodziny lub nie występuje przeciwko uznanym zasadom moralnym.
Socjalistyczne i liberalne błędy
Liczne przykłady historyczne wskazują na fakt ignorowania nauczania papieskiego i dowodzą całkowitej rebelii przeciw prawu naturalnemu, dającemu rodzinie główne i niepodważalne prawo do wychowywania dzieci. Państwo pruskie, pomimo konstytucyjnego zapisu dającego katolikom prawo do swoich szkół, niemal niezależnych od władz, w czasach Kulturkampfu wprowadziło przepisy sprzeczne z konstytucją, odbierające katolickim rodzicom prawo do decydowania o wychowaniu swoich dzieci (Ks. W. Cathrein SI, Po co katolikowi Kościół, Warszawa 2001, s. 235-240).
Podobne przepisy wprowadzono w XIX wieku na terenie innych państw niemieckich, a także w Szwajcarii, Francji, Włoszech, Hiszpanii i Portugalii (Ks. J. Pelczar, Pius IX i Jego „’pontyfikat, t. 3, Kraków 1897). Te same zasady stanęły u podstawy szkolnictwa amerykańskiego, niemieckiego i rosyjskiego.
Zatriumfowały one po II wojnie światowej wraz ze zwycięstwem liberalnych demokracji i komunizmu. Lansowane przez socjalistyczne i liberalne środowiska Unii Europejskiej (zwłaszcza francuskie!) projekty legislacyjne napawają przerażeniem, tym bardziej, że posiadają one duże grono bezkrytycznych zwolenników w Polsce.
Program Francuskiej Partii Socjalistycznej, zwany „socjalizmem samorządowym„, zakładał stworzenie warunków społecznych poprzez wskazanie nowych celów konsumpcyjnych i budowę odpowiedniej infrastruktury państwowych żłobków i przedszkoli, aby powszechna i objęta obowiązkiem prawnym edukacja rozpoczynała się jak naj wcześniej (najpóźniej w wieku 6 lat). Pomysł odrywania potomstwa od rodziców, by poddać je wczesnej socjalizacji, dotarł już nad Wisłę w postaci przesunięcia obowiązku szkolnego z 7 na 6 rok życia (tzw. obowiązkowa „zerówka”). Jest to jeden z wielu przykładów liberalnego pojmowania hierarchii odpowiedzialności za wychowanie.
Polskie prawo oświatowe w bardzo mglisty sposób odnosi się do wzajemnych relacji pomiędzy obowiązkami wychowawczymi rodziców a zadaniami szkoły. Zadaniem szkoły jest „realizacja zadań opiekuńczych, wychowawczych i dydaktycznych uwzględniających poziom rozwoju psychofizycznego ucznia i jego sytuację rodzinną”. Józef Misiek, współpracownik Instytutu Edukacji Narodowej, zwraca uwagę na brak odniesienia w tej części dokumentu do prerogatyw rodziny, która zleca szkole podjęcie takich działań.
Warto w tym miejscu przypomnieć słowa Leona XIII z encykliki Sapientiae christianae:
„Dlatego konieczną jest rzeczą, żeby rodzice usilnie się starali, aby w tej sprawie nie byli krzywdzeni; aby w ogóle przeprowadzili to, żeby im pozostawiono prawo wychowania dzieci po chrześcijańsku i nieposyłania ich do tych szkół, w których lękać się mogą, że zatruwają im dzieci nauką bezbożności”.
Różne cele kształcenia – u katolików i liberałów
Powracając do nierozstrzygniętego dylematu Arystotelesa, katolik łatwo wskazuje na istotny cel wychowania i edukacji. Jest nim dla niego cel szerszy, czyli „przygotowanie do cnoty„, podczas gdy dla epigonów liberalizmu jest to nowocześnie pojęte „przygotowanie do najlepszego życia„, czyli wygodnego, dostatniego życia materialnego i podporządkowania obowiązującym, demokratycznym standardom. Logika jednak nakazuje przyjąć szersze cele wychowania, zawierające w sobie cele węższe.
Człowiek wychowany do życia w cnocie, nastawiony nie tylko na powodzenie materialne, będzie nie tylko dobrym człowiekiem, ale stanie się odpowiedzialnym rodzicem i obywatelem, wypełniającym sumiennie swoje powinności wobec państwa. Natomiast człowiek wychowany do tego, co użyteczne, może być bezwolnym obywatelem państwa ze względu na wyrachowanie, nie będzie jednak istotą uformowaną prawidłowo na wszystkich płaszczyznach ludzkiej egzystencji. Będzie egoistą, rezygnującym z realizacji swoich zamiarów tylko w obliczu bardziej licznej, mocniejszej lub lepiej zorganizowanej siły.
Liberałowie z niechęcią odnoszą się do katolickich postulatów wychowawczych, mając świadomość, że uformowane w ten sposób pokolenie będzie lojalne wobec ojczyzny, jednak wyrazi zdecydowane non possumus w kwestiach sprzecznych z wyznawanymi przez siebie wartościami. Społeczeństwo liberalno-demokratyczne jest ucieleśnieniem indywidualistycznego ideału jako zbiorowość jednostek, posiadających „równy start”, czyli równe szanse w powszechnym „wyścigu szczurów„. Kto silniejszy i szybszy, ten opanowuje „koryto” – wyśniony raj liberałów.
Katolicka pedagogika nie opiera się na fundamencie utylitaryzmu. Pius XI charakteryzował katolickiego wychowanka jako człowieka posiadającego życie nadprzyrodzone, kierującego się w swoim życiu zasadami logicznego myślenia, którego sądy i działania odznaczają się zdrowym rozsądkiem zakotwiczonym w wierze. Podsumowując, ma to być człowiek z charakterem – z umysłem przepojonym chrześcijańskimi zasadami, prowadzący bogate życie wewnętrzne, posiadający rycerską, heroiczną moralność.
W encyklice Divini illius Magistri papież definiował cele katolickiego wychowania jako „współpracę z Bożą łaską w formowaniu prawdziwego i doskonałego chrześcijanina”. Powyższe cele są niemożliwe do osiągnięcia w liberalno-demokratycznej szkole.
Francuski myśliciel i polityczny publicystaAlan de Benois twierdzi, że główną przeszkodą liberalnej szkoły jest egalitaryzm nie różnicujący celów stanowych edukacji, a kształtujący byłe jakich, takich samych obywateli Republiki.
Egalitaryzm obniża poziom nauczania
Egalitaryzacja polskiego systemu szkolnego, wyrażająca .się i choćby w propagandowo eksponowanym „upowszechnieniu wyższego wykształcenia„, które jest jednym z tzw. wymogów unijnych, uzyskała niedawno nowy impuls: przedłużono o dwa lata („zerówka” plus sześć klas szkoły podstawowej plus trzy klasy gimnazjum) obowiązkowy okres edukacji: Jak to wygląda w praktyce? Jest to nie tylko marnotrawienie środków, ale przede wszystkim zamach na poziom nauczania młodzieży zdolnej. Od samego początku dyrektorzy gimnazjów stanęli przed poważnym problemem budowy klas. Ponieważ gimnazja działają na zasadzie rejonizacji, dzieci zdolne są zmuszone kontynuować naukę wraz z dziećmi słabymi. Dyrektorzy omijają rejonizację poprzez tworzenie specjalnie wyselekcjonowanych klas. Po to jednak, by uniknąć oskarżeń o elitaryzm, do klas lepszych przyłącza się kilku uczniów gorszych, zaś do klas słabszych – kilku uczniów zdolniejszych. Nietrudno zgadnąć, jakie są efekty w obu przypadkach. Natomiast upowszechnienie matury i wyższego wykształcenia, reklamowane jako sposób na walkę z bezrobociem wśród młodzieży, w rzeczywistości tylko drastycznie obniża jakość nauczania. Następuje łatwo dostrzegalna dla nauczycieli szkół ponad-gimnazjalnych i wyższych dewaluacja wykształcenia, które może posiadać każdy.
Planowa areligijność i antyreligijność szkoły
Problem celu wychowania jest jednak głębszy niż samo zjawisko egalitaryzmu, pomimo trafnego rozpoznania ideologicznej bolączki systemu edukacji. Problemem jest planowa areligijność szkoły, ideologiczne odrzucenie wszelkiego nauczania opartego na transcendentnym pojmowaniu istoty ludzkiej. Dogmatem wychowawczo-edukacyjnym liberałów jest materialistyczny pogląd Protagorasa: „Człowiek miarą wszechrzeczy„, przyjmujący za Locke’em i Rousseau, że edukacja jest zapisywaniem „białej karty„, wydobywaniem doskonałości z natury ludzkiej i urzeczywistnianiem jej człowieczymi siłami. Chrześcijanie jednak doskonale wiedzą, że na takim fundamencie nie da się zbudować nawet trwałego związku pomiędzy dwojgiem ludzi, a co dopiero całego systemu wychowawczego. „Człowiek miarą wszechrzeczy, ale miarą człowieka jest Bóg” – stwierdził Platon, a za nim tę myśl powtarza chrześcijaństwo.
Problem ten omawiał wnikliwie Pius XI w encyklice Divini illius Magistri:
„Sztuka wychowania polega na urobieniu człowieka – jakim być powinien, jak powinien postępować w życiu ziemskim, żeby osiągnąć ów wzniosły cel, dla którego został stworzony. To jasne, że jak nie może być prawdziwego wychowania, które by nie było całe skierowane do ostatecznego celu, tak też w obecnym porządku Opatrzności, to jest po objawieniu się nam Boga w Jednorodzonym swoim Synu, który sam tylko jest «drogą, prawdą i żywotem», nie może być pełnego i doskonałego wychowania, jak tylko chrześcijańskie”.
Z tego właśnie powodu Kościół posiada konkretne uprawnienia wychowawcze. Wynikają one z Chrystusowego posłannictwa i nadanej Kościołowi przez Zbawiciela powagi nauczycielskiej. W encyklice poświęconej katolickiemu wychowaniu Pius XI przypomniał nauczanie swych poprzedników. Święty Pius X niejednokrotnie podkreślał, że każde działanie chrześcijanina powinno mieć wyraźny cel transcendentny, powinno być podporządkowane celowi ostatecznemu. Leon XIII w skierowanym do biskupów francuskich liście zwracał uwagę na fakt, że pozbawione takiego nadprzyrodzonego charakteru wychowanie stworzy „niezdrową kulturę ducha„, wystawiającą młode pokolenie na oddziaływanie wywrotowej propagandy: „Młodzieńcy, nieprzyzwyczajeni do poszanowania Boga, nie będą mogli znieść karności uczciwego życia i, przyzwyczajeni do nie odmawiania niczego swoim żądzom, z łatwością dadzą się pociągnąć do wywrotowej akcji przeciw państwom”.
Zmory liberalizmu – monopol państwa i przymus edukacji
Prawo Kościoła do wychowania, tak jak posłannictwo Kościoła, jest powszechne (dotyczy wszystkich narodów i państw), pełne (tzn. nie ma tu wyjątków), szczególne (w znaczeniu nadrzędnej władzy duchowej Kościoła) i harmonijne (współpraca z prawem rodziny i państwa). Z tej przyczyny Kościół występował zdecydowanie przeciwko dwóm zmorom liberalnej edukacji – monopolowi szkolnemu państwa i przymusowi szkolnemu. Oba te potworki zrodzone zostały z ideologicznych pryncypiów oświecenia: egalitaryzmu, indywidualizmu, racjonalizmu oraz przekonania o prawdziwości idei postępu.
Jak powyższe zasady mają się do obowiązującego w Polsce i innych krajach Unii Europejskiej systemu szkolnego? Warto przypomnieć w tym kontekście pochodzące z przełomu XIX i XX wieku słowa ks. Cathreina, ponieważ pasują idealnie do dzisiejszego stanu systemu edukacji w Polsce.
„Monopol szkolny jest też przyczyną wiecznych eksperymentów i coraz to nowych przepisów prawnych, tak że szkoła nie może nigdy przyjść do spokoju. Jakże wielu dziś sądzi, że wynaleźli nowy system, nową metodę nauczania. Pedagog, który chce wypróbować taki nowy system, musi naturalnie system obecny, zaprowadzony urzędowo, zmienić uprzednio. Trzeba zmieniać plany, opracowywać i wydawać nowe zarządzenia. Ale zaledwie zaczną się eksperymenty z jakimś nowym systemem, już stuka do drzwi inny jakiś teoretyk, który chciałby go zastąpić nowym, rzekomo lepszym. A to reformowanie i eksperymentowanie odbywa się zupełnie poza rodzicami, o których przypominają sobie dopiero wtedy, gdy trzeba nałożyć podatki” – pisał ks. Cathrein (op. cit., s. 235).
Nihil novi sub sole, jak mawiali rzymianie. System laickiej szkoły cierpi chronicznie na te same przypadłości w każdym czasie i miejscu…
Unijne wzorce, jawnie antychrześcijańskie
Pomimo trwającej nieprzerwanie od 1990 roku szkolnej anarchii, pogłębianej przez traktowanie kuratoryjnych stołków jako politycznych zdobyczy, kurs ideologiczny reformy szkolnej w Polsce jest niezmienny. Liczni krytycy zwracają uwagę na jego stały kierunek, zmierzający do trwałego usunięcia wartości chrześcijańskich z systemu edukacyjnego. Piotr Jaworski na łamach krakowskich „Arcanów” napisał: ,,Z niepokojem należy stwierdzić fakt, że niezależnie od osoby ministra i barwy sprawującego władzę rządu, kolejne projekty, łącznie z wchodzącymi w życie, były oparte o założenia ideologiczne sprzeczne z chrześcijańską wizją osoby ludzkiej i z chrześcijańskim systemem wartości”.
Warto w tym momencie podkreślić, że od kilku lat wdrażana jest reforma min. Wiatra. W roku szkolnym 2004/2005 pierwsi uczniowie (rocznik 1986) zdawali nowy egzamin maturalny, kończąc zreformowaną edukację na wszystkich szczeblach. Przyczyną tych reform był nie tyle przestarzały, pokomunistyczny system kształcenia, ile wymogi unijnych przepisów, oparte na francuskich, jawnie antychrześcijańskich wzorcach. Celem obowiązku szkolnego, celem edukacji i wychowania – według urzędników ministerstwa – jest „wspomaganie i ukierunkowanie rozwoju człowieka jako osoby funkcjonującej w odniesieniu do wybranego przez siebie systemu wartości i zdolnej do życia w ramach różnego typu wspólnot” oraz „rozwój człowieczeństwa, a nie tylko rozwój zredukowany do wymiaru sprawności intelektualnej człowieka, a uczeń jako człowiek w procesie rozwoju ma stać się zasadniczym punktem odniesienia przy konstruowaniu programu i treści kształcenia”.
Błędem kardynalnym kierunku przyjętego przez kolejnych ministrów odpowiedzialnych za wychowywanie i kształcenie młodych pokoleń jest „wydmowość aksjologiczna”, brak zakotwiczenia całości procesu kształcenia w jakimkolwiek (sic! – [MD]) stałym systemie wartości. W dokumencie ministerialnym czytamy: „Celem edukacji filozoficznej jest ukształtowanie zintegrowanego obrazu świata i wrażliwości pozwalającej na rozstrzyganie dylematów moralnych w poczuciu odpowiedzialności za los własny i innych ludzi”. Jednak myliłby się ten, kto sądziłby, że jest to wyłącznie cel nauczania obfitującej w subiektywne poglądy filozofii. W trakcie edukacji zdrowotnej „zadaniem szkoły jest stworzenie warunków do poszukiwania własnego systemu wartości”, a w szczególności szkoła powinna zająć się „zmianami w rozwoju somatycznym, motorycznym, psychicznym, seksualnym i społecznym w okresie dojrzewania; próbami kształtowania własnego systemu wartości” (sic!– [MD]).
Konkludując, szkoła podstawowa i gimnazjum powinny uczyć budowania „własnego systemu wartości i pozytywnego obrazu własnej osoby” (wszystkie cytaty za: Zarządzenie nr 8 Ministra Edukacji Narodowej z dn. 15 maja 1997). Jaki to będzie system wartości? Otóż nie będzie to z pewnością system wartości wyznawany przez rodziców dziecka, ale system wartości nauczyciela interpretującego w dowolny sposób ministerialne i kuratoryjne zarządzenia. Czy można zdać się na łut szczęścia i poprzestawać na mglistej nadziei, że nauczyciel naszego dziecka będzie religijnym, przyzwoitym człowiekiem?
Edukacja istot jedynie biologicznych…
Profesor Kostkiewicz napisał: „W moim przekonaniu rozwój człowieka jako osoby nie może odbywać się w aksjologicznej próżni, a także w oderwaniu od tradycji wypracowanej przez zbiorowość, w której ten człowiek przyszedł na świat, żyje i przebywa. Jak dziecko dziesięcioletnie ma wybrać system wartości?
Mój sprzeciw wywołuje enigmatyczna, ogólna i wieloznaczna formuła o odnajdywaniu harmonii i życiu w zgodzie z samym sobą. Jest to sprzeczne z trafną zasadą rozwoju i akceptacji. Owa równowaga wewnętrzna nie może być zawieszoną w próżni abstrakcją, musi mieć odniesienie do sfery aksjologicznej, inaczej jest pustym frazesem, nic nie znaczy”.
Jeszcze dosadniej wyraził swoją dezaprobatę J. Marlewski: „W epoce wulgarnego liberalizmu, który zdaje się stawać nową ideologią i – co gorsze – nowym obyczajem, owo życie w zgodzie z samym sobą brzmi jak wyzwanie rzucone całej tradycji wychowania chrześcijańskiego, polskiego i ojczystej kultury i, w istocie rzeczy – przy braku w tej wizji kształcenia ogólnego formacji duchowej i moralnej – będzie odczytywane jako zgoda i może nawet zachęta do skrajnego indywidualizmu, do niszczenia wspólnoty wartości, jak rodzina i naród”.
Piotr Jaworski zauważa, że zasady procesu edukacyjnego tylko pozornie nie posiadają stałego systemu wartości. Systemem wartości polskiej szkoły jest bowiem wizja osoby ludzkiej zredukowana do wymiaru materialnego, biologiczno-psychicznego, a system moralny jest prostym liberalnym relatywizmem, uznanym za niepodważalną normę społeczną. Aksjologiczne pryncypia polskiego systemu edukacji idealnie wpisują się w unijną wizję pluralizmu wartości, opartego na swoiście pojmowanej zasadzie tolerancji.
Lewacka Europa tolerancji
Józef Misiek wyodrębnił tolerancję jako podstawową wartość uniwersalną w zakończonej reformie polskiej szkoły, zauważając jej związek z „lewacką doktryną zwaną polityczną poprawnością”. Dokumenty ministerstwa potwierdzają tę opinię. „Ogólnym celem edukacji językowej jest rozwijanie postaw tolerancji i szacunku dla odrębności kulturowych i etnicznych” oraz „zapewnienie tolerancji dla zróżnicowanych zdolności językowych poszczególnych uczniów”.
Celem edukacji plastycznej jest uczenie „tolerancji dla różnych kultur, ras i narodowości”. Edukacja obywatelska na poziomie wczesnoszkolnym polega na uczeniu tolerancji - „inny nie znaczy gorszy„.
Również edukacja polonistyczna powinna uczyć tolerancji. Jej zadaniem jest „pogłębianie umiejętności rozumienia świata i ludzi, odnajdywanie w nim miejsca dla siebie, dostrzeganie różnych postaw i poglądów, tolerancji wobec nich”, Z kolei edukacja zdrowotna powinna uczyć „otwartości na potrzeby i poglądy innych”, a edukacja geograficzna „rozumienia i poszanowania innych kultur, systemów wartości, sposobów życia”. Myliłby się ten, kto myślałby, że matematyka służyć będzie uczeniu logiki, a więc poznawaniu prawdy.
Matematyka ma za zadanie uczyć „podejmowania działań ujawniających akceptowanie poglądów innych niż własne”. Czy także poglądu, że 2+2 = 5 ?
[…]
Zofia Jodłowska