Aktualizacja strony została wstrzymana

Ice Bucket Challange z zabójstwem dziecka w tle

Wylanie na siebie wiadra zimnej wody, plus datek na wsparcie dla osób ze stwardnieniem rozsianym – ta akcja robi furorę w internecie. Tymczasem instytucja charytatywna, która za nią stoi, prowadzi badania z użyciem komórek uzyskanych po zabiciu nienarodzonych dzieci.

Na portalach społecznościowych kolejne osoby wrzucają filmiki, na których polewają się zimną wodą i ogłaszają nominację dla innych mających postąpić dokładnie w ten sam sposób. Cała akcja związana jest charytatywną inicjatywą organizacji ALSA zbierającej datki na chorych na stwardnienie rozsiane.

Nakręcana przez organizację akcja jest bardzo popularna wśród celebrytów czy gwiazd sportu. Jednak ALSA skrywa mroczną stronę swojej działalności. Finansuje ona badania z użyciem linii komórkowej, uzyskanej poprzez zabicie nienarodzonego dziecka.

Informację tę potwierdza rzecznik ALSA, Carrie Munk. Jak mówi, badania z użyciem tych komórek są finansowane ze specjalnej darowizny i wkrótce się zakończą – czytamy na portalu gość.pl.

W związku z tymi informacjami, amerykańska diecezja w Cincinnati wydała specjalne oświadczenie, w którym nie zniechęcała co prawda do samego wylewania na siebie kubła zimnej wody, ale zaapelowała, by datki – zamiast na ALSA – przeznaczać na inne cele charytatywne.

Źródło: gość.pl

ged

Za: Polonia Christiana – pch24.pl (2014-08-26)

Zawody idiotów, czyli ratujemy niepełnosprawne dzieci i kalekich dorosłych

Chyba jestem sztywniakiem, konserwą, wapniakiem i tetrykiem jednocześnie, bo nic mi tak w ostatnim czasie nie podnosi ciśnienia, jak rozsiewający się po świecie idiotyzm nazywany „szlachetną akcją”. O tym co było inspiracją dla kabotyńskiej „zabawy” polegającej na wylewaniu wody i wysypywaniu lodu na łeb, dowiedziałem się po kilkunastu scenach odegranych przez mniejszych i większych błaznów. Czy to świadczy o mojej wiedzy i inteligencji? Niekoniecznie, wszak ta „zabawa” dla mądrych inaczej miała właśnie nagłośnić poważne schorzenie, tymczasem i jak zwykle nagłośniła kilka zapomnianych gwiazd ekranu i estrady oraz podtrzymuje dochody wszystkim, którym ciężko ze sceny zejść pokonanym.

Zastanawia mnie jedno, dlaczego zawsze i prawie wszędzie schemat głupoty się powtarza. Najpierw pojawia się coś niezwykle prymitywnego, potem dodaje się do tego szlachetne motywacje i oczywiście nieodzowną charytatywność. Nie ma takiej siły, żeby szlachetność i odruch serca połączyć z rozumem albo chociaż pożytecznym działaniem.

Wiele bym dał, żeby zobaczyć te zblazowane gwiazdeczki, które nie zaliczyłby nowej matury, jak obsługują basen na sali szpitalnej i zajmują się ciężko chorym. Kupiłbym najmniej dwa bilety, jeśli tylko graliby taki spektakl, w którym blond artystka z łysiejącym prezenterem telewizyjnym zmieniają pampersa dorosłemu pacjentowi z porażeniem mózgowym lub inną nieuleczalną chorobą. I nawet gotów jestem obniżyć oczekiwania do kilku godzin spędzonych na rehabilitacji z dziećmi głuchoniemymi, byle raz jedyny ujrzeć normalność. Niestety nie da się, bo odbiorcy akcji nie są w stanie przeskoczyć pewnego poziomu estetyki, o intelekcie nie wspominając.

W najbliższym czasie nie należy się spodziewać, że ktoś zorganizuje akcję, w której celebryci będą wymieniać planety układu słonecznego albo podadzą wzór na pole koła. Przeciwnie, tylko patrzeć, gdy Brad Pitt wsadzi sobie cygaro w dupę, zwracając tym samym uwagę na wstydliwy nowotwór jelita grubego. Kwestią czasu pozostaje, kiedy ksiądz Lemański założy sobie kilogramowy ciężarek na mosznę i tą metodą da odpór rakowi prostaty. Nie trzeba będzie też długo czekać na nominację Dody przez nieodżałowanego Donalda Tuska, do wydłubania kozy z nosa i przyklejania na czole, co naturalnie przeciwdziała rakowi mózgu.

Przepraszam, wysiadam, chociaż widziałem parę rozsądnych ludzi, którzy się dali wciągnąć w głupotę, to zwyczajnie nie kupuję chłamu. Z jednej strony szantaż na obraz i podobieństwo spuchniętych i oblepionych muchami Murzyniątek, z drugiej kasa i promocja wizerunkowa dla cwaniaków i koncernów. Na szarym końcu chorzy na stwardnienie rozsiane dostaną parę złotych na kleik i jeszcze przed kamerami, ze łzami w oczach, będą musieli wyrazić wdzięczność szlachetnym gwiazdeczkom.

Coś obrzydliwego i to coś załatwia się nieustannie jednym zawołaniem: „najważniejsza jest pomoc, jeśli chociaż jedna osoba zwróci uwagę na problem tej strasznej choroby, to było warto”. Bez dwóch zdań było warto i „było” za chwilę stanie się faktem.

Jak długo to potrwa? Tydzień, dwa? Niech będzie i miesiąc, ale jedno jest pewne, że za dwa miesiące nikt o wiadrze z lodem i tym bardziej chorych na stwardnienie rozsiane nie będzie pamiętał. Pojawi się nowa frajda, kto głośniej pierdnie w obronie zagrożonego gatunku nietoperza, któremu prawdziwemu macho narzeczona założy biustonosz ku chwale kobiet po mastektomii, tudzież kto pocałuje psa pod ogon i uratuje bezdomne koty.

Świat kretynieje, nie ma już jednej poważnej rzeczy, przy której dałoby się odpocząć. Niepoważnie traktuje się życie i śmierć, niepoważnie miłość i nienawiść, śmiechu warta jest uczciwość i poświęcenie, rekordy bije idiotyzm usprawiedliwiony charytatywnością. No, ale niech tam! Też mogę się zbłaźnić i skretynieć do reszty, ale w zamian proszę o niezawodną metodę na nagłośnienie pasożytnictwa, prymitywizmu i cynizmu wśród organizatorów akcji zasłaniających się chorymi dziećmi i cierpiącymi dorosłymi.

Nie ma problemu przyjmę nominację, granicę skretynienia wyznaczam romantyczną kolacją przy świecach spożytą w dworcowej toalecie, ale oczekuję gwarancji skuteczności. Jeśli tylko usłyszę, że przynajmniej jeden geszefciarz od „charytatywności” po kolacji w kiblu skończy w pośredniaku, już dziś osobiście przygotuję menu i na końcu pozmywam naczynia w pisuarze.

MatkaKurka

Za: Kontrowersje (2014-8-26)

Skip to content