Aktualizacja strony została wstrzymana

Tylko prawdziwa rzeczywistość jest ciekawa

Jakże cenny jest w oczach Zbawiciela wiek dzieciństwa, jego czystość i niewinność, będące fundamentem naszego zbawienia! „Zaprawdę mówię wam, ktokolwiek nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, nie wejdzie do niego” (Mk 10, 15). „A ktokolwiek zgorszyłby jednego z tych maluczkich, wierzących we Mnie, lepiej by mu było, aby mu uwiązano kamień młyński u szyi jego i wrzucono go w morze” (Mk 9, 41).

W słowach tych nie ma ukrytej przypowieści, tajemnicy, która mogłaby być wyjaśniona przy pomocy łaski mistycznej kontemplacji: są porażające w swojej prostocie, wyrażającej podstawowe warunki konieczne do osiągnięcia wiecznego zbawienia. Zbawiciel nie pozostawia miejsca na spekulacje, mówiąc o konieczności trwania w duchowym stanie dziecięcej niewinności – to jest zdolności do wierzenia i uznawania, bez uciekania się do uczonych dyskusji czy wyrafinowanego sceptycyzmu, że Bóg istnieje, że jest naszym Stwórcą, że przez Jezusa Chrystusa zbawił nas i pragnie doprowadzić do nieba dla naszego wiecznego szczęścia.

Wszyscy święci potwierdzają swoim nauczaniem i życiem absolutną konieczność duchowego dziecięctwa. Czyż cały plan Boży odnośnie do naszego zbawienia nie sprowadza się do tego, byśmy narodziwszy się na nowo, stali się dziećmi Bożymi? Rola Maryi, rozpoczęta u stóp krzyża, polega właśnie na tym, że oprócz bycia Matką Zbawiciela, jest również naszą Najświętszą Matką. A kiedy przestaje się być dzieckiem Maryi? W wieku 35 lat? 40? 80? Nigdy! Nawet w niebie nie „wyrośniemy” z wieku, w którym jest Ona naszą Matką, a Bóg naszym Ojcem.

Wszystko co wypacza rzeczywistość jest nieprzyzwoite

Skoro tak wygląda prawda, katolicy, a w szczególności katoliccy nauczyciele, powinni robić wszystko, co w ich mocy, by zapewnić warunki duchowego dziecięctwa u swych podopiecznych. Bez wątpienia żyjemy w czasach, w których w szatański sposób wykpiwa się ten ważny obowiązek, np. poprzez tzw. Rok Dziecka ogłaszany przez Organizację Narodów Zjednoczonych, która w swej schizofrenicznej dwulicowości wspiera aborcję i antykoncepcję, czyniąc w tym samym czasie dziecko tyranem w domu, szkole, na ulicach, a wkrótce w całym życiu publicznym. Musimy ustawicznie przeciwstawiać się takiej perwersji, robić wszystko, co w naszej mocy, by się przed tym bronić, gdyż z pewnością świat ze swej strony czyni co może, by zniszczyć tę właśnie zdolność, która doprowadziłaby go do nieba.

Orędownicy nowego światowego ładu czynią wszystko, co tylko mogą, aby w taki czy inny sposób zniszczyć duchowe dziecięctwo dorosłych. Jest to bez wątpienia prawda i łatwo to powiedzieć. Czy jednak my sami jesteśmy bez winy? W jaki sposób możemy zgorszyć naszych maluczkich, nasze katolickie dzieci? A czy może być większe zgorszenie, niż odrzucenie rzeczywistości? Myślę, że zwykle nie kojarzymy zgorszenia z relacją do rzeczywistości. Tradycyjni katolicy rozumieją przez nie zazwyczaj narażanie na nieprzyzwoitość moralną czy heretyckie nauczanie, wulgarne zachowanie itd. Z pewnością są to zgorszenia.

Istnieją jednak we współczesnym życiu, cechującym się wzrastającą tolerancją dla zła i niezaspokojoną pogonią za przyjemnością, subtelniejsze, aczkolwiek nie mniej zgubne nieprzyzwoitości i zgorszenia. Zanim do tego przejdziemy, musimy zrozumieć, że wszystko, co wypacza rzeczywistość, jest nieprzyzwoite, ponieważ Bóg jest stwórcą rzeczywistości i nie ma nic bardziej rzeczywistego, niż On sam. Telewizja, gry komputerowe, muzyka elektroniczna, zwłaszcza muzyka rockowa, disneylandy, bezwartościowa literatura, głupie filmy i niekończąca się pogoń za rozrywką są w istocie środkami uniemożliwiającymi kontakt z rzeczywistością. Jest to zabijanie płodnej z natury wyobraźni, pamięci i intelektu dziecka. Jeśli dziecko nie zacznie rozwoju od – jak pisze św. Paweł – rzeczy, które są widzialne (stworzenie, natura), wówczas nie nauczy się kochać niewidzialnego świata, niewidzialnego życia ducha, wyższej rzeczywistości życia Bożego i życia z Bogiem. Odpowiedzią i alternatywą dla zabawek elektronicznych współczesnej tzw. rozrywki na pewno nie jest życie w nudzie, smutku i przygnębieniu – chociaż z pewnością częściowo proces odzyskiwania dla dziecka rzeczywistości polega na wykształceniu u niego silnego zmysłu konsekwencji, poczucia własnych ograniczeń i nawyku zadowalania się bardzo niewieloma rzeczami. Odpowiedź ta polega raczej na konfrontacji dzieci z fundamentalną rzeczywistością w jej najbardziej bezpośrednich aspektach, już od najwcześniejszych lat. Dlaczego? Ponieważ rzeczywistość jest dobra – pochodzi od Boga.

Dzieci pod opieką ojców

Coraz bardziej przekonuję się, że wprowadzenie dziecka w rzeczywistość jest zasadniczo zadaniem mężczyzny, ojca. Matki mają skłonność do uporczywego trzymania przy sobie swych dzieci, zwłaszcza synów, podczas gdy powinny ich oddać ojcom. Począwszy od starożytnej Grecji i Rzymu po średniowiecze, a nawet do XIX wieku i początków XX, istniała na Zachodzie tradycja, zgodnie z którą syn wychodził z ojcem na pole, do stodoły, do warsztatu, do miejsca pracy. Ta sama tradycja utrzymuje się do dziś na Wschodzie i częściowo w krajach Trzeciego Świata. Ale dla nas, ludzi Zachodu, wszystko to uległo zmianie. Jednak ta potrzeba wejścia syna w świat ojca nie zmieniła się, ponieważ jest to początek podróży do najbliższej rzeczywistości natury, do tego, jak rzeczy funkcjonują, jak żyją i umierają, jak zostały uczynione i jak utrzymuje się życie na ziemi.

Matka otacza dziecko czułością, rozwija w nim głównie doświadczenia zmysłowe i emocjonalne, daje poczucie wygody, bezpieczeństwa i szczęścia – tych wartości oczekujemy u celu naszego ziemskiego życia – w niebie. Natomiast ojciec daje innego rodzaju bezpieczeństwo, płynące z wytrwałości i siły, z umiejętności praktycznych: hodowli zwierząt, zdolności rzemieślniczych i handlowych. Z umiejętności, które doświadczane przez syna, zaczynają formować go, tworzyć męską i racjonalną równowagę dla czułości matki, poprzez dodanie do początkowego doświadczenia bycia kochanym i zdolnym do kochania, umiejętności radzenia sobie samodzielnie w świecie, gdzie popełniać będzie błędy, doświadczać przeciwności i niepowodzeń. A jednak dzięki tej męskiej formacji poważne nawet trudności przyjmie ze spokojem i pokorą.

Niezależnie od tego, czy dziecko przebywało w zakładzie stolarskim, uprawiało ziemię, zajmowało się hodowlą zwierząt czy handlem – było zajęte rzeczywistością. Natura rzeczy była głęboko wszczepiona w jego umysł poprzez prawdziwy upał i mróz, poprzez pory roku, poprzez lata znaczone świętami i postami, spowiedziami i Komuniami, chrztami, ślubami, narodzinami dzieci, zgonami i pogrzebami – a ośrodek tego życia stanowiły proste codzienne modlitwy i regularne uczestnictwo w Mszy św. Pamiętajmy, że te zawody i rzemiosła praktykowane były i przekazywane w epoce przedindustrialnej, przed wynalezieniem światła elektrycznego i ogrzewania, lokomotyw, samochodów i fabryk, innymi słowy – wszystkich rzeczy, które stoją na przeszkodzie bezpośredniemu kontaktowi z rzeczywistością, której niegdyś doświadczano poprzez bliższy kontakt ze stworzeniem.

Nie mam zamiaru idealizować tamtych czasów, bo życie ówczesne było pod wieloma względami cięższe niż obecne, praca bardziej wymagająca, całodzienna. Jednak pod względem stosunku do rzeczywistości, życia zgodnego z naturą rzeczy i Bożym planem, takie życie było lepsze, choćby dlatego, że zmysły były wyostrzone i uwrażliwione przez doświadczenie. Dlaczego to takie ważne? Im bardziej wrażliwe i czyste są zmysły – drogi do intelektu – tym większa jest zdolność poznania rzeczywistości i prawdy. Jeśli przytępi się albo nadmiernie pobudzi zmysły, przytępi się albo wypaczy umysł. To proste.

Poczynając od św. Pawła, jak wspomnieliśmy wcześniej, stałe nauczanie Kościoła głosi, że możemy poznać Boga przede wszystkim ucząc się czytać Jego „księgę” – naturę, czyli Jego stworzenie. I jak w przypadku każdej innej księgi, chcąc zrozumieć jej znaczenie, trzeba wejść z nią w kontakt, trzeba nauczyć się ją czytać. Jeśli jednak codziennie umysł dziecka wypełniają żółwie Ninja, gry komputerowe, sport, muzyka i filmy, gdzie wówczas jest miejsce na rzeczywistość?

Inwazja tego, co nierzeczywiste

John Senior w swej książce Odbudowa kultury chrześcijańskiej pisze, iż kiedy przykładowo mówimy, że widzieliśmy wieloryba czy papieża w telewizji, już jesteśmy oszukani przez technologię, ponieważ w rzeczywistości nie widzieliśmy tego zwierzęcia, papieża czy też meczu. Widzimy elektronicznie wygenerowany obraz tych osób czy rzeczy, który ma na dziecko tak wielki wpływ, że w ciągu kilku lat – gdy dostatecznie często będzie wystawione na to, co nierzeczywiste – długie wędrówki po lesie czy górach, prosta gra w berka, słuchanie czytanej głośno opowieści, staną się dla niego nudne. Będąc na wycieczce w górach z dziećmi wychowanymi na filmach i podróżach metrem, nie jest się pewnym, czy widzą one to, co się tam naprawdę znajduje – być może jest to wszystko filtrowane przez kolorowy ekran w ich umyśle i słuchawki na uszach.

Koncentrujemy się tu na ataku na zmysły i zdolności umysłu do postrzegania rzeczywistości przy pomocy telewizji i komputerów, a przecież pamiętać trzeba również o treści tego, co się ogląda: bezsensownej przemocy, „rozrywkowym seksie” i innych bezbożnych zachowaniach, którymi przesiąknięte są tzw. komedie, sztuki teatralne, teleturnieje itd. Nie wspominając już o sprytnych, chytrych i pornograficznych reklamach. Podobnie ma się sprawa z muzyką – tak obecnie perfekcyjnie wygenerowaną. Im większa jest perfekcyjność, tym większe oszustwo.

Udoskonalone zostały urządzenia elektroniczne: w skomputeryzowanym studiu nagraniowym dźwięki, wydawane przez instrumenty przeważnie elektroniczne albo przetwarzane cyfrowo, nagrywane są przy pomocy zaawansowanego technologicznie sprzętu. Koncerty muzyczne na żywo obecnie rozczarowują, ponieważ brakuje im elektronicznej iluzji studia komputerowego, a miniaturyzacja umożliwia odsłuchiwanie muzyki za pomocą przenośnych odtwarzaczy. Trudno powiedzieć, czy jest jeszcze coś takiego, jak np. wykonanie na żywo muzyki pop. Abstrahujemy tu już od kwestii treści przekazywanych przez tę muzykę, mających poważny wpływ na osądy moralne słuchaczy.

Dzieci w śpiączce

Kilka lat używania mediów, czyli urządzeń mających wielki wpływ na umysł, i wchłaniania przekazu (wulgarnej, rewolucyjnej treści), przy bezmyślnej zgodzie czy nawet udziale rodziców, zawęzi, jeśli nie zniszczy, zdolność dziecka do poznawania i kochania rzeczywistości – czyli do poznawania i kochania pierwszych znaków, jakie Bóg daje nam o Sobie w Jego stworzeniu. Bez tej wiedzy będziemy niezdolni naprawdę poznać i pokochać Go tak, jak powinniśmy.

Ograbianie dziecka przy użyciu narzędzi technologicznej „rozrywki” z danych mu przez Boga zdolności poznawania rzeczywistości, a nawet wystawianie go na wypaczony obraz prawdy, dobra i piękna – własnych cech Boga, które przenikają wszechświat – jest ogromnym zgorszeniem, ponieważ atakuje się w ten sposób bezpośrednio istniejący w nas obraz Boga: władze rozumnej duszy. Przytępia to nasze zdolności, jeśli wręcz nie wypacza ich do tego stopnia, że rzeczywistość staje się dla zwiedzionej duszy fałszem, złem i brzydotą. Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że możliwe jest kochanie złych rzeczy – nasza wola może być pobudzana do dążenia do zła, jakby było ono dobrem!

Powróćcie do podstaw

Jeśli ojcowie nie mogą zabrać swoich synów i córek na pola, które obecnie zamieniły się w ogromne asfaltowe parkingi, albo do warsztatów, które przeobraziły się w sterylne biura, mogą zapakować telewizor w karton, schować go do szafy, by okazyjnie wyciągać go w celu obejrzenia jakiegoś naprawdę dobrego filmu. Powinni zabierać dzieci na łąki, wzgórza czy w góry, nad jeziora czy nad rzekę – i to nie raz czy dwa razy na rok, ale często. Uczcie się używać zwykłego kompasu i czytać proste mapy topograficzne. A następnie nauczcie się odnajdować w terenie bez mapy i kompasu.

Czy znacie główne konstelacje i najjaśniejsze gwiazdy każdej z nich? Nauczcie się tego nie przy pomocy teleskopu, ale korzystając z prostej mapy nieba, na waszym własnym podwórku w mroźną i bezchmurną, zimową noc. Znajdźcie Oriona i nauczcie się krótkiej legendy z nim związanej, a kiedy wrócicie do domu z zaczerwienionymi i kapiącymi nosami, niech mama poda wam gorącą herbatę, aby rozgrzać was po tej podniebnej podróży.

Matki, kupcie wałek do ciasta, mąkę, drożdże i trochę przypraw, zaróbcie i upieczcie świeży chleb, same albo z córkami. Napełnijcie wasz dom prawdziwymi zapachami. Ojcowie, uprzątnijcie garaż, kupcie kilka prostych ręcznych narzędzi, jedno czy dwa elektryczne, jeśli to konieczne, i zbudujcie z waszymi dziećmi prostą drewnianą skrzynkę, zabawkę, półkę albo może podstawkę pod świecę przez obrazem Najświętszego Serca Pana Jezusa.

Za niewielkie pieniądze można kupić naprawdę dobre książki, które aż proszą się o oto, by je czytać na głos. Czytajcie na głos w rodzinie co wieczór, chociaż przez krótki czas – ale bez telewizora czy sztucznej muzyki w tle. Nawet sama fizyczna obecność wyłączonych odbiorników oznacza możliwość ucieczki od rzeczywistości. Uczcie się gry na instrumentach, kupcie stare pianino i śpiewajcie wspólnie tradycyjne, ludowe piosenki.

Kupcie piec na drewno, nie po to, by się „sprymityzować”, ale z dwóch ważnych powodów: po pierwsze, by ojciec i chłopcy mogli rąbać drewno, używając siekiery lub piły elektrycznej, albo tylko młotka i klina do rozszczepiania. Niech chłopcy i dziewczęta noszą polana i zbierają drzazgi. Po drugie, aby nauczyć się pilnować ognia, gromadzić się wokół niego w zimowe wieczory. Przyjazne płomienie zastąpią szkło i plastik monitorów oraz skupią – poprzez tajemnicze ciepło odwiecznego ognia – rodzinę na powrót razem.

Poznać, kim tak naprawdę jesteśmy

Byłby to początek życia, które jest życiem katolickim, uzupełniającym niezastąpione życie Najświętszej Ofiary Mszy św. i sakramentów. Zacznijcie odmawiać wspólnie różaniec. Jeśli dotąd tego nie robiliście, na początku może być ciężko wprowadzić te zmiany. Szybko przekonacie się, że otrzymacie łaski, siłę oraz inne bezcenne dary, które tylko czekają, byście o nie poprosili.

Najcenniejszą rzeczywistością, jaką możemy odkryć w naszych beznadziejnie głupich i tandetnych czasach, w których rodzina uległa rozkładowi – jest rzeczywistość nas samych. To, kim naprawdę jesteśmy – dziećmi, przede wszystkim dziećmi Boga, wraz z ożywiającą obecnością Jezusa Chrystusa, który powróci znów, kiedy nasze płuca napełni świeże powietrze, kiedy nasze oczy znów będą widzieć, kiedy nasze ręce będą dotykać i tworzyć ponownie prawdziwe rzeczy, kiedy zwrócimy się ku gwiazdom i pochylimy ku ogniowi. Do nas odnosić się będą wówczas Jego słowa: „Pozwólcie dzieciom przyjść do Mnie. I przytuliwszy je, błogosławił, kładąc na nie ręce”.

James S. Taylor

Za: Zawsze wierni nr 4/2014 (173) | http://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/2034

Skip to content