Aktualizacja strony została wstrzymana

Religia stadionów – jak futbol miesza się z wiarą

Brazylijski stadion na Maracanie to „przekleństwo”, holenderski napastnik Ruud Van Nistelrooy ma być popularniejszy niż Pan Jezus, zaś Maradona to „boski Diego”, którego słynny strzał ręką do bramki Anglików okrzyknięto mianem „ręki Boga”. Futbol dla wielu staje się nową religią, a przynajmniej jej substytutem.

Piłka nożna to dyscyplina, której tłumy ludzi oddają się z wielką pasją. Mecze budzą ogromne emocje i dostarczają kibicom niemałej dawki adrenaliny. Piłkarskie wydarzenia determinują rozkład dnia każdego kibica, zwłaszcza – jak obecnie – podczas wielkich turniejów.

Futbol może być tyleż piękny, co niebezpieczny. Różnica między zwykłym kibicowaniem a fanatycznym oddaniem wydaje się być wielka jak Ocean Spokojny, ale bynajmniej nie znaczy to, że nie można jej przekroczyć. A od fanatyzmu pozostaje tylko jeden krok do oddania się szałowi „futbolowej religii”. Religii mającej swoje „świątynie”, „proroków” i „ofiary”. Ofiary w sensie dosłownym – bo czciciele futbolu potrafią z rozpaczy złożyć daninę z… własnej krwi.

Świątynia

„Świątyniami” futbolowej „religii” są oczywiście stadiony. Dla każdego piłkarskiego fanatyka stadion ukochanego zespołu to jeden z centralnych punktów miasta. Mają swoją energetyczną atmosferę, rytuały (odśpiewanie hymnów i wzniesienie barw) i dostarczają solidnej dawki adrenaliny dającej poczucie wspólnotowości nierzadko obcym sobie ludziom.

Stadion to miejsce, gdzie rozproszeni kibice gromadzą się i łączą w jednej pasji. Zapalony kibic Liverpoolu, Alan Edge w książce „Wiara naszych ojców” napisał, że każdy mecz dla fanów piłki nożnej to „futbolowa msza”. Jego opowiadająca o futbolu książka pełna jest zresztą odniesień do religii, by tylko wspomnieć, że kolejne jej rozdziały zatytułowano: „chrzest”, „komunia”, „spowiedź”, „pokuta”.

Ale stadiony to także symbole – miejsca budzące respekt i wielki szacunek. Są potężne, zachwycają nowoczesnym wyglądem, a wielu kibiców usłyszawszy nazwę wybranego miasta Europy niemal natychmiast kojarzy go z konkretnym obiektem piłkarskim. Dość powiedzieć o Barcelonie, nad którą wznosi się piękna i pełna symboliki świątynia Sagrada Familia Antoniego Gaudiego. Jak wielu spośród kibiców w ogóle słyszało o tej budowli? Dla nich Barcelona to przecież głównie legendarne Camp Nou czyli stadion klubu FC Barcelona.

A Londyn? Ten natychmiast kojarzy się z Wembley – narodowym stadionem Anglików. Stary Wembley otwarł król Jerzy V 28 kwietnia 1923 roku (nowy wybudowano w 2003 roku). To na tym stadionie polska reprezentacja zremisowała w 1973 roku z Anglią 1:1. Wściekli kibice Albionu wrzeszczeli wówczas w stronę naszych piłkarzy: „animals!”. Byli tak rozżaleni, że pozostały im już jedynie chamskie odzywki, w końcu Polskę uznawano wówczas za piłkarskiego słabeusza, którego Anglicy mieli rozbić w proch.

Oczywiście najbardziej legendarnym stadionem świata jest Maracana. Historia obiektu w brazylijskim Rio de Janeiro znana jest chyba każdemu kibicowi piłki nożnej. 1950 rok, finał Mundialu w Brazylii. Canarinhos, grający pięknie w całym turnieju z kapitalnym graczem Flamengo na czele, Tomasem Soaresem da Silvą Zizinho, porywali fanów aż do teraz. Bo właśnie w tym momencie przegrywają z Urugwajem 2:1. Porażka była tym dotkliwsza, że do 66. minuty prowadzili 1:0. Jednak druga bramka Urugwajczyka Alcidesa Ghiggi uciszyła trybuny. – Tylko trzem osobom udało się uciszyć Maracanę – powie po latach bohater urugwajskich kibiców – Frankowi Sinatrze, Janowi Pawłowi II i mnie. Ghiggi nie tylko jednak uciszył Maracanę, ale wprawił zgromadzonych na niej kibiców w prawdziwą rozpacz. Część kibiców po meczu długo płakała. Znaleźli się i tacy, którzy, straciwszy sens życia, popełnili samobójstwo. Futbolowa religia wymagała od nich ofiary. – Przestałem wierzyć w Boga w dniu, w którym widziałem, jak Brazylia straciła na Maracanie Puchar Świata – te słowa brazylijskiego pisarza Carlosa Heitora Cony najlepiej oddają atmosferę, jaka ogarnęła kibiców Canarinhos. Na pocieszenie dodajmy, że Cony ponoć odzyskał wiarę, gdy osiem lat później reprezentacja jego kraju – ze słynnym Pele w składzie – zdobywała tytuł mistrza świata.

Maracanaco – jak nazwali wydarzenie z 1950 roku Brazylijczycy – jest uznawany po dziś dzień za klęskę narodową. Stadion ów nie tylko budzi wielkie emocje, ale także dreszcz przerażenia. W jego renowację przed tegorocznym mundialem wpompowano, według oficjalnych źródeł, 1,5 mld dol.! Mimo to, na Maracanie reprezentacja Brazylii ma szansę zagrać w tym Mundialu tylko jeden mecz – finał Mistrzostw Świata. Bo przesądni Canarinhos stadionu w Rio de Janeiro po prostu się boją.

„Prorocy” i „bogowie”

„Bóg”, „boski”, „mistyczny”, „magik”, „czarodziej” – te słowa w ustach piłkarskich kibiców nierzadko kierowane są pod adresem futbolowych idoli – piłkarzy. Jeśli pisaliśmy już o Brazylii to warto wspomnieć o największym idolu kibiców z Kraju Kawy czyli Garrinchy. Nazywano go „świętym grzesznikiem” i „radością ludu” (ten ostatni napis pojawił się na jego nagrobku). Garrincha był utracjuszem, miał mnóstwo kochanek, wiele ślubnych i nieślubnych dzieci, nadużywał alkoholu. A przy tym uwodził kibiców cudownym dryblingiem. Potrafił okiwać kilku piłkarzy, by przejść na połowę przeciwnika, po czym wracał, by rozpoczynać drybling od początku.

Argentyńczycy na zabój kochają z kolei Diego Maradonę. Do niesfornego, filigranowego napastnika przylgnął na stałe przydomek „boski Diego”. Jednym z jego najsłynniejszych wyczynów było bodaj największe oszustwo w dziejach piłki nożnej. W 1986 roku, w ćwierćfinale Mistrzostw Świata Albicelestes wyeliminowali Argentynę wygrywając 2:1. Zwycięstwo Argentynie dała bramka Maradony strzelona ręką. Napastnik nawet nie próbował udawać po meczu, że doszło do przypadkowej pomyłki. – To była ręka Boga – powiedział.

Inna historia mająca dowodzić „boskości” Maradony, opisana jest w jego autobiografii „El Diego”. Audiencja u papieża Jana Pawła II. Ojciec święty wręcza różańce Maradonie i jego bliskim. Mówi: „ten jest specjalnie dla Ciebie”. Piłkarz szybko porównał otrzymany dar, z tymi które Jan Paweł II dał jego rodzinie. I zobaczył, że są identyczne. Zapytał więc papieża, czym jego różaniec różni się od pozostałych. Ojciec święty tylko się uśmiechnął. – Wkurzyłem się na papieża – skomentował całą sytuację w swojej autobiografii.

Kibice w Europie nie ustępują swym kolegom z Ameryki Południowej w szaleńczym umiłowaniu piłkarskich idoli,. Słynny rozgrywający reprezentacji Francji, Zinedine Zidane określany był mianem „boga”, podobnie zresztą jak David Beckham. Z kolei w Holandii Ruud van Nistelrooy w rankingach popularności wygrywał rzekomo z… Panem Jezusem.

Szaliki w katedrze

Jednymi z bardziej fanatycznych kibiców są Włosi. Przed kilkoma laty Instytut Spraw Publicznych opublikował raport z badań, które wskazują, że piłka staje się we Włoszech popularniejsza niż katolicyzm i praktyki religijne. Według badań 88 proc. Włochów należy do Kościoła, a 90 proc. deklaruje swoje zainteresowanie futbolem. Z kolei 37 proc. mieszkańców Półwyspu Apenińskiego regularnie uczestniczy we Mszy Świętej, gdy futbolowe zmagania regularnie śledzi niewiele mniej, bo 35 proc. Włochów.

Ktoś powie, że to jedynie liczby, które niekoniecznie muszą niepokoić. Źe religia i sport należą do różnych porządków, więc nie muszą wcale ze sobą konkurować. Problem pojawia się jednak wtedy, gdy futbol naprawdę zaczyna mieszać się z wiarą w Pana Boga. Przed turniejem Mistrzostw Europy w 2008 roku, w Wiedniu – stolicy jednego z państw-gospodarzy, austriaccy duchowni wpadli na pomysł naruszający powagę świętego miejsca. W katedrze św. Szczepana otwarto wystawę, zestawiającą atrybuty kibica, takie jak szaliki, proporczyki czy autografy piłkarzy, z relikwiami świętych.

Ekspozycja cieszyła się dużą popularnością. Czy kibice zwabieni w taki sposób do kościoła pozostali tam na dłużej? Można w to wątpić.

Krzysztof Gędłek

Za: Polonia Christiana - pch24.pl (2014-07-02) | http://www.pch24.pl/religia-stadionow---jak-futbol-miesza-sie-z-wiara,23946,i.html

Skip to content