Aktualizacja strony została wstrzymana

Gloria kremówkowego pontyfikatu

Dodano: 2014-05-21 10:06 am

Jutro (13 maja) miną 33 lata od zamachu na Jana Pawia II. Jest to rocznica do radowania się o tyle, że Duch Święty cudownie ocalił wtedy Ojca Świętego (kule jednego z zamachowców nie zabiły, natomiast pistolet drugiego zamachowca się zaciął).

Wspominam o sprawie dlatego, że przed paroma miesiącami ukończono polskie śledztwo tyczące tamtego dramatu. Ze wszystkich tego rodzaju śledztw najgłośniejsze były, rzecz prosta, włoskie, zwłaszcza główne, którym kierował sędzia Ferdinando Imposimato.

Polskie trwało prawic X lat (śledztwo 12/06/ZK; prokuratorzy Ewa Koj i Marek Skwara z katowickiego IPN-u). Komentując to śledztwo „Gość Niedzielny” piórem Andrzeja Grajewskiego podsumował:

„Dostarczyło ono mocnych dowodów na uzasadnienie tezy, że zamach był wynikiem spisku, w którym kluczową rolę odegrały bułgarskie służby specjalne, posługujące się tureckimi terrorystami (…) Odkryto także ślady wskazujące na to. że cała operacja dezinformacji, podważania «bułgarskiego śladu» oraz kierowania śledztwu na mylne tropy, była koordynowana przez Moskwę”.

Dokładnie tak to wszystko przedstawiłem w powieści „Najlepszy” (1992). mam więc prawo przypomnieć wszystkim, którzy omawiają „dezinformacyjne podważanie «bułgarskiego śladu» „, że nikt mocniej nie przyłożył ręki do tej dezinformacji niż JP II, gdy oświadczył publicznie (czyli całemu światu):

Bułgarskie służby specjalne nie miały z tym nic wspólnego.

Później watykanolodzy tłumaczyli, że było mu to potrzebne, bo bardzo się wtedy starał o zezwolenie Kremla na pielgrzymkę do Rosji, ale tak czy siak konfuzja milionów wiernych, którzy ten dziwny przekaz usłyszeli,  była silna. Chociaż nie aż tak silna, jak kilkanaście innych.

[Teoria o sowiecko-bułgarskim sprawstwie zamachu na Jana Pawła II jest niewiarygodna. Zamach zorganizowali najprawdopodobniej nasi przyjaciele z USA celem rzucenia podejrzeń na ZSRR. – admin]

Pierwszej konfuzji katolicy wielbiący JP II doznali w maju roku 1982, gdy Karol Wojtyła modlił się razem z anglikańskim arcybiskupem Robertem Runcie wewnątrz anglikańskiej katedry w Canterbury. Ortodoksyjni książęta Kościoła sarkali wówczas, że „tym czynem papież pośrednio uznał prawomocność schizmy anglikańskiej”. Dwie dekady później (2003 ) JP II postawił szokującą kropkę nad i, przepraszając protestantów za kontrreformację i pocałował przy tym dłoń zwierzchnika anglikanów – jawnego homofila Rowana Williamsa.

Bardzo dużej konfuzji katolicy doznali roku 1986, gdy JP II zorganizował w Asyżu „ekumeniczne” spotkanie hierarchów rozmaitych religii, które zostały tam potraktowane jako całkowicie równorzędne. Ortodoksi Kościoła (m.in. kardynał Ratzinger) uznali to ( i publicznie gromili ) jako „gorszący spektakl”. Spośród asyżskich „gorszących incydentów” piętnowano szczególnie fakt, że JP II z milczącą aprobatą patrzył jak Azjaci stawiają na katolickim ołtarzu posążek Buddy obok krucyfiksu. Histo­ryk chrześcijaństwa. Roberto de Mattei,  jęknął wówczas: „Napawa mnie to przerażeniem i wstrętem”. Ksiądz Karl Stehlin: „To było sprzeczne z pierwszym przykazaniem Dekalogu, które mówi: «Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną»”.

Jeszcze większa konfuzja dotknęła kato­lików roku 1999. JP II przyjął wtedy w Watykanie delegację muzułmanów irackich, a kiedy ci wręczyli mu Koran, ucałował z czcią tę księgę, która pełna jest wersetów zionących nienawiścią wobec chrześcijaństwa i nawołujących do mordowania „niewiernych”, gdzie tylko się ich dopadnie. Ortodoksi załamywali ręce. a Wojtyła zdawał się tego nie dostrzegać: kilkakrotnie przyjął na prywatnych audiencjach herszta Palestyńczyków Jasira Arafata i podczas spotkań z muzułmanami unikał znaku krzyża (co nie bez bólu przypomina historyk Kościoła, Camillo Brezzi), budząc smutek owieczek i furię drapieżników.

Sławna dziennikarka, Oriana Fallaci, wściekła się: „Niech Wasza Świątobliwość weźmie sobie tych swoich muzułmanów na stałe do Watykanu tylko proszę uważać, by nie obsrali Kaplicy Sykstyńskiej, rzeźb Michała Anioła i fresków Rafaela!”.

Gwoli ”ekumenicznej” równowagi Wojtyła modlił się przy jerozolimskiej, świętej dla żydów, Ścianie Płaczu, przyjął w darze święte dla hinduistów popioły Siwy, ściskał się z Dalajlamą i uczestniczył w kulcie animalistów (Togo, Angola etc.).

Słowem – konfuzja za konfuzja. „Adwokaci” JP II starali się tłumaczyć krytykom „ekumenicznych szaleństw Karola Wojtyły”, że udział papieża w pseudoekumenicznych obrzędach takich jak „namaszczanie” krów ich łajnem, szamańskie okadzania, kacykowe zaklęcia, kontemplowanie tańców półgołych egzotycznych tancerek, pogańskie dary (fetysze, amulety itp.) wręczane przez bezbiustonoszowe tubylki, „modły” szczepowe i wszelkie  „tropikalne hece parałiturgiczne” to sprawka watykańskiego ceremoniarza, arcybiskupa Piero Mariniego (ucznia arcybiskupa Bugniniego, masona, który był głównym architektem Soboru Watykańskiego II). Jednak ta „obrona” nie została uznana powszechnie za „ben trovato”. Ratzinger, gdy został papieżem Benedyktem XVI, wykluczył tego typu pseudoekumeniczność.

Dla kościelnych intelektualistów konfuzją była nie tylko ona, lecz i to, co masy kochały: estradowość, spektakularność, pęd JP II ku gwiazdorskiej popularności, „parcie na szkło”.

Rudiger Suchsland: „Wojtyłę można porównać z gwiazdą popu. Był on medialnym «papieżem pop» dla rzesz wniebowziętych fanów. Benedykt XVI preferował mniej spektaklu”.

Paul Elie: „Kardynał Ratzinger starał się powściągać teatralne skłonności Wojtyły”. Powściągał  bez skutku, przypominając słowa Benedykta XV, krytyczne wobec tych książąt Kościoła, co „za cel główny mają zjednywanie sobie gromad miłym słowem” i cytując św. Pawła: „Jeżeli bym podobał się ludziom ”” nie byłbym sługą Chrystusa”. [Papież Buongiorno chyba prześcignął Jana Pawła II – admin]

Głośny watykanista Vittorio Messori powiedział Wojtyle w twarz: „Wasza Świątobliwość, potrzebujemy papieża nauczyciela, nie zaś cełebryty medialnego!”, a później pisał gorzko: „Rolą papieża nie jest podobanie się tłumom. Im hardziej papież podoba się światu, tym jest słabszy jako odbicie Chrystusa”.

Wtórowało mu wielu, m.in. belgijski kardynał Godfried Danneels: „Nie ma sensu być wielkim kaznodzieją, jeśli uwaga świata ma się skupiać wyłącznie na kaznodziei”.

Obecny papież (Franciszek) lekceważy takie uwagi identycznie jak JP II.

Niedziela 20 kwietnia, Sasko-Kępski kościół NM Panny Nieustającej Pomocy, ranne nabożeństwo rezurekcyjne pierwszego dnia Wielkanocnych Świąt. Ksiądz mówi:

l tak też sprawuje swe posłannictwo papież Franciszek. Jak prosty duchowny, niby zwykły proboszcz. Niech teraz każdy, kogo zachwycają jego proboszczowskie gesty, podniesie rękę. No,  podnosimy… [sic!!! – admin]

Stojąc przy wyjściu z kościoła widziałem całe wnętrze. Rękę podniosło kilka osób, może kilkanaście. Konfuzja księdza. I nie mógłby mi dziś przeczyć, mam tysiąc kilkuset świadków.

Wróćmy do Jana Pawła II.

Wyżej wzmiankowane wątpliwości bywały kontrowane perswazjami, iż Wojtyła kaptuje tym gwiazdorstwem rzesze młodzieży zwane „generacją JP II”.

Dziś już wiadomo, że „pokolenie JPII” to była iluzja, złuda, mit, bardziej „fakt medialny” aniżeli nawet byt chwilowy, obserwujemy bowiem zupełnie inne fale młodych („wykształciuchy z dużych miast” , „generacja loda” itd.), zaś tamci młodzi, co tłumnie oklaskiwali Wojtyłę, biegali na spotkania z nim dla adrenaliny, niby na koncerty gwiazd rocka, a teraz, jak słusznie konkluduje Zbigniew Kuklarz „oglądają por­nole w telewizorze, nad którym wisi fotografia ukochanego Ojca Świętego”.

Po tym felietonie bez wątpienia dopadną mnie gromy. Przyzwyczaiłem się już.

Wciąż uprawiam celtycką dewizę mojego Ojca: „Prawda przeciw światu!”.

Waldemar Łysiak

[Komentarz gajowego Maruchy:] Przepraszam za ewentualne błędy i literówki. „Gazeta Warszawska” jest, niestety, redagowana dość niechlujnie i prawdopodobnie nie wyłapałem wszystkich.
Swoją drogą gajowy z samozadowoleniem i satysfakcją przypomina sobie dawniejsze dyskusje o „przyciąganiu młodzieży do Kościoła” przez Jana Pawła II. Nie musi się wstydzić stanowiska, jakie wtedy zajmował i jakie teraz zajmuje: chodzenie „na papieża” nie miało dla wielu nic wspólnego z głębszym przeżyciem religijnym.

Admin

KOMENTARZ BIBUŁY: Również i my zmuszeni byliśmy wprowadzić kilka kolejnych poprawek do powyższego tekstu. Niechlujnie, chaotycznie prowadzona tzw. „Gazeta Warszawska” zamieszcza czasami interesujące teksty, jednak nie sili się, ani na ich estetyczną prezentację, ani na zwykłe wygładzenie literówek (powstałych – widać to jak na dłoni – z nieumiejętnego korzystania z programów OCR). Nie zamieszcza też źródeł, z których te teksty pochodzą, ale to jest przywara wielu innych stron pragnących bardziej zabłysnąć rzekomą unikalnością czy szybkością działania niż rzetelnością.

A jeśli chodzi o sam tekst W.Łysiaka: no cóż, jaki koń był każdy (powinien) widzieć. I nie pomogą tu posoborowe zaklęcia o świętości.

Za: Dziennik gajowego Maruchy (2014-05-21) | http://marucha.wordpress.com/2014/05/21/gloria-kremowkowego-pontyfikatu/

Skip to content