Aktualizacja strony została wstrzymana

Franciszek chrzci dziecko pary niesakramentalnej …

… i dobrze robi! Ale że mógłby jeszcze lepiej, to trzeba napisać na ów temat sążnisty wpis.

Nie wiem, od kiedy dokładnie rozprzestrzenił się zwyczaj odmawiania chrztu dzieci par niesakramentalnych. Z pewnością jest on jednak konsekwencją wprowadzenia uznawanych przez państwo związków cywilnych. Teoretycznie są one dopuszczalne od jakichś 150 lat, niemniej ich narastająca plaga to jakieś czterdzieści ostatnich lat. Kościół słusznie z nimi walczył i walczy, jednak ofiarami tej walki mogą być nieśmiertelne dusze najmniejszych naszych bliźnich. Mogę przypuszczać, iż odmowa chrztu dzieci par żyjących z punktu widzenia Kościoła „na kocią łapę” powstała z przyczyn duszpasterskich pod dwoma warunkami:

– mniejszej śmiertelności niemowląt,
– zanikającego przekonania o zstępowaniu do piekła dusz z zaciągniętym jedynie grzechem pierworodnych.

Wszystko to wskazuje na współczesne źródła tej praktyki, które wiązałbym z wytycznymi wypracowanymi w pocie czoła po wprowadzeniu nowego rytu chrztu oraz ogłoszeniu Kodeksu Prawa Kanonicznego z 1983 r. W Polsce funkcjonowały one w dwu wersjach: pierwszej: odkładaniu chrztu dziecka par, które mogły wziąć ślub, lecz nie chciały oraz drugiej: traktowaniu w ten sposób wszystkich dzieci pozamałżeńskich, jeśli nie były wychowywane przez samotne matki. Obie one powodowały chrzczenie takich dzieci dopiero w 2giej klasie szkoły podstawowej, tuż przed Komunią świętą. Wytyczne te nie mają jednak podstaw w prawie kanonicznym, co widzimy w opracowaniach zwolennika tego podejścia, ks. Mariana Biskupa. Franciszek nie jest jednak jakimś prekursorem zmiany, bowiem identyczny (i katolicki) pogląd w tej sprawie wyrażał np. AD 2007 ks. Robert Kantor z diecezji tarnowskiej.

Przedsoborowa, jakże precyzyjna doktryna teologiczna, była w tej sprawie jasna. Jak pisze ks. Bączkowicz w swoim komentarzu do Prawa kanonicznego (tom II, wydanie 1958, str. 11):

obojętność religijna rodziców lub występne ich postępowanie nie stanowi przeszkody, by dzieciom ich udzielono chrztu, zwłaszcza jeśli sami o to proszą.

Dopiero w przypadku dzieci rodziców akatolickich, a więc nieochrzczonych, schizmatyków, heretyków, jako też odstępców i bezwyznaniowców wolno im chrztu udzielić tylko wówczas, gdy z jednej strony da się im zapewnić katolickie wychowanie, z drugiej zaś strony, gdy bądź uzyska się na to zgodę jednego przynajmniej z rodziców lub opiekunów. Pozostawanie w cudzołóstwie bynajmniej nie jest równoważne grzechowi schizmy czy pozostawania pod ekskomuniką. Omawiana praktyka jest więc również z dużą dozą prawdopodobieństwa kolejnym przejawem fiksacji znacznej części katolików i hierarchów Kościoła na grzechach powiązanych z VI przykazaniem.

Nie jest to moment na dokładną analizę porównawczą rytów chrztu: katolickiego i posoborowego, ale ewidentny jest związek pomiędzy teologią związanej z każdym z nich a praktyką Kościoła. Jak pisał arcybiskup wileński Romuald Jałbrzykowski przepiękną polszczyzną:

W kruchcie kościoła lub w miejscu na ten cel przeznaczonym kapłan ubrany w komżę i stułę koloru fioletowego przystępuje do rozpoczęcia obrzędów czynności chrztu św. Kolor fioletowy stuły to symbol smutku, wskazuje nieszczęśliwy stan człowieka w stanie grzechu pierworodnego. Kapłan przede wszystkim zapytuje rodziców, jakie imię chcą nadać dziecku? Zwykle nadaje się imię jednego ze świętych, aby przyjmujący to imię miał wzór do naśladowania i szczególniejszego patrona w niebie. Kościół św. zaleca nadawanie imion świętych chrześcijańskich i przestrzega przed nadawaniem imion pogańskich, zwłaszcza o brzmieniu dziwacznym, niezrozumiałym.
Kapłan zapytuje dziecko: „Czego żądasz od Kościoła Bożego?” W imieniu dziecka odpowiadają rodzice – „Wiary”. „Wiara co ci dawa?” – „Źywot wieczny”. – Kapłan po otrzymaniu tych odpowiedzi dodaje – „Jeśli chcesz wnijść do żywota wiecznego, chowaj przykazania. Będziesz miłował Pana Boga swego ze wszystkiego serca swego i ze wszystkiej duszy swojej i ze wszystkiej myśli swojej, a bliźniego swego, jak siebie samego”, czyli przypomina streszczenie wszystkich przykazań Bożych.
Następnie kapłan chucha trzykrotnie na dziecko, mówiąc: „Wyjdź z niego duchu nieczysty i daj miejsce Duchowi Świętemu Pocieszycielowi”. Używa się tego tchnienia już to na okazanie wzgardy szatanowi, już to na okazanie jego słabości – lada tchnienie może go odpędzić.

W rycie posoborowym wygląda to następująco:

Kapłan: O co prosicie Kościół Boży dla… ? (dla swoich dzieci)
Rodzice: O chrzest (lub: o wiarę, albo: o łaskę Chrystusa, albo: o przyjęcie do Kościoła).
Kapłan: Prosząc o chrzest dla swoich dzieci, przyjmujecie na siebie obowiązek wychowania ich w wierze, aby zachowując Boże przykazania, miłowały Boga i bliźniego, jak nas nauczył Jezus Chrystus. Czy jesteście świadomi tego obowiązku?
Rodzice: Tak (albo: jesteśmy tego świadomi)
Kapłan: (zwracając się do chrzestnych): Czy jesteście gotowi pomagać rodzicom w wypełnianiu ich obowiązku?
Chrzestni: Jesteśmy gotowi.
Kapłan: Drogie dzieci, Kościół Boży przyjmuje was z wielką radością. Ja zaś, w imieniu tej wspólnoty znaczę was znakiem krzyża, a po mnie naznaczą was tym samym znakiem Chrystusa Zbawiciela wasi rodzice (i chrzestni).

Dostrzeżmy różnicę między żądaniem chrztu a proszeniem oń, a także faktyczny brak egzorcyzmów w rycie posoborowym; brak wiary, iż dusza nieochrzczona znajduje się w niewoli szatana, z której musi być wyzwolona. To są faktyczne przesłanki do odmawiania chrztu dziecka z tak specyficznego powodu jak brak sakramentu małżeństwa u jego rodziców.

Napisałem na początku, iż chrzcząc takie dziecko Franciszek zrobił dobrze z punktu widzenia aktualnej praktyki Kościoła, ale mógłby zrobić jeszcze lepiej. Nie wydaje się, iż konieczne było dokonanie publicznego, tzw. „uroczystego”, chrztu nieślubnego dziecka przez papieża. Sytuacje powiązane z grzechem nie zasługują na nagrodzenie, jakim niewątpliwie jest uroczystość w Kaplicy Sykstyńskiej. Temu dziecku i jego rodzicom z pewnością powinna wystarczyć zwykła rzymska parafia oraz proboszcz, który na Mszy przed chrztem, w sobotnie popołudnie wyłożyłby podczas kazania, iż chrzest jest jedynie pierwszym krokiem na drodze do zbawienia, a wieloletnie pozostawanie w grzechu śmiertelnym jest igraniem ze śmiercią wieczną. Tego przekazu u Franciszka zabrakło.

Krusejder

KOMENTARZ BIBUŁY: Wbrew powyższej konkluzji, postawa Franciszka – nie tyle wobec samego udzielonego dziecku chrztu, lecz właśnie wobec ostentacyjnego udzielenia chrztu dziecku pary niesakramentalnej – musi być jednoznacznie oceniona krytycznie. Nie chodzi bowiem o przekaz rozpoczęcia jakiejś dyskusji nad problemem występującym w posoborowym Kościele z chęcią naprawienia go, nie chodzi o zastanawianie się, roztrząsanie i dywagowanie o konieczności udzielania chrztu dzieciom, i to jak najszybciej gdy to możliwe. Nie, ponieważ tego typu praktyka była – i często jest – dalej stosowana przez katolickich rodziców, nawet tych żyjących w nieuporządkowanych religijnie i nieuregulowanych prawnie związkach. Cytowane odstępstwa, w rodzaju chrzczenia dzieci dopiero przed przyjęciem I Komunii św., choć występują, są w marginesie statystycznym.

Franciszkowy gest jest jednak czymś innym i służy innemu celowi, jak wiele innych do tej pory jego gestów: jest bardziej kolejnym medialnym przekazem przełamywania rygorów i łamania wszelkich barier. Tak, dziecko to powinno zostać ochrzczone, alejak pisze w/w Autor, chociaż właśnie wychwalając gest Franciszka w ten sposób zaprzeczając sobie samemu – powinno być ochrzczone w zwykłej rzymskiej parafii, przez proboszcza, bez rozgłosu, no i z solidną towarzyszącą nauką.

Gest Franciszka jest jednak czym innym i stanowi jak gdyby kontynuację tego co wydarzyło się w Buenos Aires, kiedy to nijaki Bergoglio był biskupem tej archidiecezji. Oto jak przypomina pewien incydent Dextimus w swoim wpisie:

Swoją drogą uroczysty i publiczny chrzest nieślubnego dziecka to małe miki. Dwa lata temu w bazylice Najświętszego Sakramentu w Buenos Aires ochrzczono dwójkę dzieci poczętych „w szklance” z zakupionego materiału genetycznego, urodzonych w przez surogatkę i następnie po kontroli jakości nabytych drogą kupna przez parę homosiów (w tym jednego po tak zwanej operacji zmiany płci). Z początku nie chciano dzieci ochrzcić, gdyż proboszcz hipokryta, służbista, faryzeusz i pelagianin (sprawdzić czy nie tradziuch) czepił się takiego drobnego szczegółu, że „matka” ma w swoich papierach od chrztu imiona „Robert Karol”. Na szczęście w Buenos Aires duchowieństwo zgodliwsze, więc sprawę dało się załatwić od ręki. Ciekawe, kto tam był wtedy biskupem miejsca? Zdjęć czytelnikom oszczędzę. Jeśli ktoś bardzo chce, może kliknąć tutaj

Całość: Breviarium – dawniej: Kronika Novus Ordo

Raz jeszcze: w tym całym wydarzeniu nie chodzi o dobro dziecka, tu chodzi o przełamywanie pewnych kanonów, nawet pod pozorem i niekiedy z wykorzystaniem zdrowszych, tradycyjnych elementów.

Za: Młot na posoborowie (13 stycznia 2014) | http://przedsoborowy.blogspot.com/2014/01/franciszek-chrzci-dziecko-pary.html

Skip to content