Aktualizacja strony została wstrzymana

Lisy się licytują ? który odważniejszy – Stanisław Michalkiewicz

„Ksiądz biskup Ignacy Krasicki napisał był kiedyś bajkę, jak to lew, któremu już znudziły się pochlebstwa, ogłosił w królestwie zwierząt, a może tylko w folwarku zwierzęcym dekret jeszcze bardziej rewolucyjny, niż zarządzenie słynnej „głasnosti” przez Michała Gorbaczowa w Związku Sowieckim. „Głasnost`”, wbrew dzisiejszym, hagiograficznym opowieściom, wcale nie polegała na tym, żeby mówić, co się komu podoba, ale na tym, żeby od dzisiaj wszyscy myśleli „po nowemu”. W gruncie rzeczy „głasnost`” wpisywała się w sowiecką tradycję, którą bardzo dobrze ilustruje przykład z encyklopedią.[…]”

 

Lisy się licytują – który odważniejszy


Ksiądz biskup Ignacy Krasicki napisał był kiedyś bajkę, jak to lew, któremu już znudziły się pochlebstwa, ogłosił w królestwie zwierząt, a może tylko w folwarku zwierzęcym dekret jeszcze bardziej rewolucyjny, niż zarządzenie słynnej „głasnosti” przez Michała Gorbaczowa w Związku Sowieckim. „Głasnost`”, wbrew dzisiejszym, hagiograficznym opowieściom, wcale nie polegała na tym, żeby mówić, co się komu podoba, ale na tym, żeby od dzisiaj wszyscy myśleli „po nowemu”. W gruncie rzeczy „głasnost`” wpisywała się w sowiecką tradycję, którą bardzo dobrze ilustruje przykład z encyklopedią.

Otóż po zamordowaniu Wawrzyńca Berii, abonenci encyklopedii sowieckiej otrzymali od wydawnictwa nową stronę, którą należało wkleić do encyklopedii na miejsce dawnej, którą należało wyciąć i wyrzucić, a jeszcze lepiej – spalić. Nie potrzeba chyba dodawać, że na stronie skazanej na spalenie hasło „Beria” napisane było w tonacji hagiograficznej, a na nowej stronie – w ogóle go już nie było.

Dzięki temu abonenci encyklopedii mogli odtąd po nowemu myśleć, że Beria nigdy nie istniał, a partia po staremu ma zawsze rację. Mogli zatem myśleć zgodnie z rozkazem o „głasnosti”. Jeśli więc „głasnost`” za Gorbaczowa doprowadziła do ideologicznego rozchwiania, to nie od myślenia „po nowemu”, bo ta rzecz była w Związku Sowieckim znana od dawna i wcale dla komuny nie groźna, tylko od tego, że partia przestała dawać wskazówki, jak należy myśleć. Wskutek tego, zamiast myśleć „po nowemu”, każdy zaczął myśleć po swojemu, a to dla komuny było już ciosem śmiertelnym. Warto jednak pamiętać, że Gorbaczow wcale tego nie chciał, tylko zwyczajnie zaniedbał ten odcinek frontu ideologicznego.

Tymczasem lew z bajki księdza biskupa zarządził, że odtąd każdy może go krytykować, o czym w rozkazie o „głasnosti” nie było w ogóle mowy. Jak wiemy, lis natychmiast skrytykował lwa, że jest „zbyt dobry, zbyt łaskaw, zbytnio dobroczynny”. Lwu ta krytyka bardzo się spodobała. Zachęcona tym naiwna owca też postanowiła włączyć się do krytyki i krzyknęła „okrutnyś, żarłok, tyran!” – po czym przypłaciła ten eksperyment życiem. Trochę szkoda, że dzisiaj Księża Biskupi opowiadają nam bajki znacznie nudniejsze i na znacznie niższym poziomie literackim, ale mniejsza o to, bo chodzi o satyrę.

Oto dwóch dziennikarzy z „Die Welt”: Józef Engels i Mateusz Heine zaczęło chłostać biczem satyry różne obiekty, a ostatnio – Polaków. Zaprotestował przeciwko temu pan ambasador Prawda, na co obydwaj satyrycy zareagowali ostentacyjnym zdziwieniem. Skądże to panu ambasadorowi przyszło do głowy coś takiego, skoro obydwaj autorzy wychłostali już biczem satyry Koreę Północną, Iran, Luksemburg, Liechtenstein, Benedykta XVI, a nawet Niemcy – i nikt nie odważył się zaprotestować.

Być może pan ambasador rzeczywiście trochę się pospieszył, chociaż z drugiej strony katalog państw wychłostanych przez panów Engelsa i Heine przypomina mi anegdotkę, jak to Rosjanin spierał się z Amerykaninem, gdzie jest większa wolność. Amerykanin powiedział, że w USA każdy może skrytykować prezydenta. Słysząc to Rosjanin roześmiał mu się w twarz mówiąc, że w Związku Radzieckim też każdy może skrytykować amerykańskiego prezydenta.

W katalogu państw i narodów wychłostanych biczem satyry przez panów Engelsa i Heine z „Die Welt” brakuje mi takiego na przykład Izraela. Czyżby w Izraelu nic już nie nadawało się do wychłostania, a przynajmniej do wytknięcia nieubłaganym palcem, czy może obydwaj panowie satyrycy wolą przyjąć postawę lisa z bajki księdza biskupa Ignacego Krasickiego? Nie byliby w tym odosobnieni, bo takich odważnych lisów jest wśród coraz więcej nie tylko wśród satyryków, ale w ogóle – publicystów, a jeden z wybitnych przedstawicieli tego gatunku ma nawet na imię Tomasz.

 

Stanisław Michalkiewicz
  www.michalkiewicz.pl


Felieton  ·  „Tygodnik nr 1” (pow. poznański)  ·  8 listopada 2006  |  www.michalkiewicz.pl

 

Skip to content