Aktualizacja strony została wstrzymana

Na swobodzie, czy pod kontrolą?

Wariat na swobodzie największą klęską jest w przyrodzie” – pisał Czesław Miłosz, który niestety nie wyjaśnił, czy nie miał na myśli kogoś konkretnego, czy pisał tak tylko ogólnie. Bo to spostrzeżenie jest bardzo trafne, zarówno ogólnie, jak i konkretnie – o czym możemy przekonać się każdego dnia, słuchając, a zwłaszcza – odczuwając na własnej skórze rezultaty radosnej twórczości Umiłowanych Przywódców. A cóż dopiero, gdy taki jeden z drugim zaczyna dawać upust słowotokowi, odzwierciedlającemu gonitwę myśli, którą mój przyjaciel z lat studenckich, Zenon Soja charakteryzował mową wiązaną jako sytuację, w której „myśl jedna drugą jak królika…” – no, mniejsza z tym. Któż z nas nie był ani razu mimowolnym i bezradnym świadkiem takiego popisu?

A właśnie w dniach ostatnich odbywał się w Warszawie zjazd laureatów Pokojowej Nagrody Nobla. To bardzo ciekawe towarzystwo, na widok którego przypomniała mi się humoreska z przedwojennego tygodnika „Na Szerokim Świecie”, który prenumerował mój ojciec, a którego rocznikami zaczytywałem się w dzieciństwie. Otóż ta humoreska była opowieścią o dwóch płomiennych obrońcach pokoju mieszkających w sąsiadujących ze sobą bananowych republikach Ameryki Środkowej: profesorze i poecie. Profesor nie ustawał w wymyślaniu coraz to nowych sposobów walki o pokój, a z kolei poeta z wydajnością karabinu maszynowego produkował wiersze o pokoju, albo przynajmniej przeciwko wojnie. Nawiasem mówiąc, przeciwko wojnie i o pokoju pisywał również „miełkij frant, poet iz Polszy Iwaszkiewicz”. Leopold Tyrmand w rozmowie ze Stefanem Kisielewskim pochwalił jeden z takich wierszy Jarosława Iwaszkiewicza o pokoju – że bardzo ładny. Ładny – zgodził się Kisiel. – O wojnie też ładnie by napisał. Jakby mu kazali.

Wracając tedy do bohaterów humoreski, to z racji swojego zaangażowania ubiegali się o pokojową Nagrodę Nobla. Towarzyszyły temu piekielnie skomplikowane intrygi, a w miarę przybliżania się termin u ogłoszenia werdyktu, nienawiść między obydwoma pretendentami rozpaliła się do białości. – Ach, gdybyśmy mieli chociaż kilka tanków – wzdychał profesor – to w try miga zniszczylibyśmy tę nędzną Icaraguę. Bo w „nędznej Icaragui” mieszkał konkurent-poeta. On też snuł rozmaite ponure marzenia. I wreszcie komitet noblowski ogłosił werdykt, przyznając pokojowa Nagrodę Nobla profesorowi. Ten kiedy tylko usłyszał szczęśliwą nowinę, pobiegł do ministra wojny i całą sumę zaoferował na zakup tanków, przy pomocy których jego kraj mógłby położyć kres istnieniu „nędznej Icaragui”. Otóż warszawski szczyt zebrał się w 30 rocznicę przyznania pokojowej Nagrody Nobla byłemu prezydentowi naszego nieszczęśliwego kraju Lechowi Wałęsie, który z tego tytułu na szczycie brylował.

Między innymi wygłosił przemówienie, w którym zauważył, że politycy wymknęli się spod kontroli i żeby kontrolę nad politykami przywrócić, trzeba im wszczepić „czipy”, dzięki którym w każdej chwili będzie wiadomo, co taki jeden z drugim polityk robi. Wprawdzie kto słucha byłego pana prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju, ten sam sobie szkodzi, niemniej jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Lech Wałęsa nie tyle snuł projekty na przyszłość, co po prostu dzielił się z zebranymi swoimi własnymi doświadczeniami. Bo pomyślmy: któż to niby po wszczepieniu „czipów” miałby sprawować nad politykami kontrolę? Przecież nie wyborcy, nieprawdaż? Taką kontrolę mogliby sprawować oficerowie prowadzący, bo któż inny mógłby mieć dostęp do aparatury odbiorczej? A że istnieje bardzo wiele poszlak wskazujących, że Lech Wałęsa nie tylko w okresie, że tak powiem, heroicznym, ale i później, w epoce chwały, znajdował się pod nieustanną kontrolą, to dlaczego mamy wykluczać możliwość, że już jako kandydat na prezydenta został zaczipowany? Ciekawe, kto mógłby mieć przez ten czas dostęp do aparatury odbiorczej, ale ktokolwiek by to nie był, musiałby mieć sporo uciechy.

Jednak to był dopiero wstęp, bo potem rozpoczęła się już prawdziwa gonitwa myśli w głowie byłego „mędrca Europy”. Zaproponował on ni mniej, ni więcej, by pod egidą Organizacji Narodów Zjednoczonych powstał światowy parlament, światowy rząd, a w nim – „ministerstwo obrony globalnej”. Skoro rząd byłby „światowy”, to przed kim to ministerstwo miałoby bronić świata? Logika gonitwy myśli wskazywałaby, że przed inwazją kosmitów, ale taka konkluzja byłaby zbyt wesoła nawet jak na światowy szczyt laureatów pokojowej Nagrody Nobla. Okazało się więc, że nie, że o kosmitach nie ma mowy, przynajmniej na razie, bo „wyznaczeni generałowie” mieliby „natychmiast” likwidować „antysemityzm i rasizm”.

Ta deklaracja byłego prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju byłaby dobrą wskazówką, dobrą poszlaką, wskazującą na to, kto może kontrolować odbiorczą aparaturę – gdyby oczywiście Lech Wałęsa był zaczipowany. Źe mianowicie kontrolę nad aparaturą sprawowałaby ta bezpieczniacka wataha, która w ramach przygotowań do transformacji ustrojowej przewerbowała się do Mosadu. Trudno bowiem inaczej wytłumaczyć takie zaangażowanie naszego Kukuńka w walkę z „antysemityzmem” i „rasizmem” zwłaszcza w sytuacji ewidentnego konfliktu interesów między Polską, a Izraelem i żydowskimi organizacjami wiadomego przemysłu, używającymi oskarżeń o „antysemityzm” w celu doprowadzenia Polaków do stanu psychicznej bezbronności. To oczywiście nic dobrego, zwłaszcza gdyby likwidowaniem „antysemityzmu” mieliby się zajmować „generałowie wyznaczeni” przez rząd światowy. Ale nawet w takiej sytuacji można dostrzec pewną dobrą stronę – że mianowicie były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju nadal znajduje się pod kontrolą i jeśli nawet bryluje na światowym szczycie laureatów Pokojowej Nagrody Nobla, to przecież nie jest na swobodzie.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    tygodnik „Nasza Polska”    30 października 2013

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2941

Skip to content