Aktualizacja strony została wstrzymana

Tak mordowali komuniści z Sorbony

W Kambodży ruszył proces członków jednej z najbardziej krwawych tyranii komunistycznych. Szczegółowych informacji na ten temat na próżno jednak szukać w światowych agencjach. Nic dziwnego, oskarżeni to lewicowa elita wyedukowana na paryskiej Sorbonie.

Do 16 marca 30 sędziów, w tym 13 spoza Kambodży, będzie przesłuchiwało 133 świadków w procesie członków komunistycznego reżimu Czerwonych Khmerów. Po tym terminie sąd ustali datę kolejnych rozpraw. Na ławie oskarżonych zasiadają cztery osoby: Kaing Guek Eav – zwany „Duchem”, Nuon Chea – „Brat Numer Dwa”, Ieng Sary i jego żona Ieng Thirith oraz Khieu Samphan. Akt oskarżenia w procesie „Ducha” to 45 stron opisu brutalnych przesłuchań i makabrycznych mordów. Materiał dowodowy jest nie do podważenia, proces powinien zakończyć się w drugiej połowie tego roku. Zdaniem obserwatorów, przed ONZ-towskim trybunałem powinni stanąć także ci, którzy na Zachodzie wspierali reżim Czerwonych Khmerów.

Doprowadzenie do procesu było niesłychanie trudne ze względu na fakt, że sądzeni komuniści przez wiele lat po obaleniu rządów Czerwonych Khmerów pełnili ważne funkcje w Kambodży. Oskarżeni o ludobójstwo to intelektualna elita, wychowankowie paryskiej Sorbony. Samphan otrzymał tam nawet doktorat. Sam „Duch” jest byłym nauczycielem matematyki. Jeden z adwokatów komunistów to francuski prawnik Jacques Verges, znany z obrony niemieckiego SS-Hauptsturmfuhrera, kata Lyonu, Klausa Barbiego.
Jak twierdzi dyrektor Centrum Dokumentacyjnego Kambodży (odpowiednik polskiego IPN) Youk Chhang, w procedurę składania zeznań przeciwko komunistycznym zbrodniarzom zaangażowanych jest tysiące ludzi. – Pomagają nam setki tysięcy ludzi. Nie jesteśmy jedynymi, którzy to robią, a szczególnie ofiary, mieszkańcy wiosek, którzy dostarczają nam informacje, dokumentację i składają zeznania. Dlatego myślę, że jako ofiary powinniśmy wypełnić nasze obowiązki. Centrum nie może tego dokonać bez wsparcia ze strony rządu, agencji międzynarodowych i tysięcy poszkodowanych na całym świecie. Dlatego powinniśmy udokumentować tę zbrodnię – powiedział Chhang. – Ulgą jest, że to się dzieje, ale to bardzo mały, choć ważny krok. Przed nami jeszcze długa droga – dodał.
„Spojrzałem na 'Ducha’ i wydał mi się taki stary, bardzo łagodny. Nie jak 30 lat temu” – tak swoje spotkanie na sali sądowej w stolicy Kambodży – Phnom Penh, z Kaing Guek Eav, czyli z „Duchem”, opisuje Vann Nath. 30 lat temu „Duch” kierował więzieniem Tuol Sleng, gdzie przetrzymywany był Nath i rzeczywiście nie można było wtedy szefowi więzienia „zarzucić” łagodności. Wprowadzony przez niego system tortur miał wymusić lawinowe przyznawanie się więźniów do wszystkich stawianych im zarzutów. Bicie, elektrowstrząsy, przypalanie rozżarzonym metalem, duszenie plastikową torbą to tylko niektóre ze sposobów na wymuszenie potwierdzenia winy. Na porządku dziennym były też gwałty więźniarek, polewanie ran alkoholem czy tzw. waterboarding (symulacja topienia przesłuchiwanego po przywiązaniu go do deski). Strażnikami więźniów byli przeszkoleni komunistyczni bojówkarze w wieku od 12 do 15 lat. Z 17 tys. przetrzymywanych w Tuol Sleng więźniów żywych wyszło tylko… 12 osób, w tym Nath, któremu pomogły zdolności plastyczne.
– „Duch” zauważył, że ładnie rysuję, i kazał mi rysować podobizny Pol Pota [przywódcy Czerwonych Khmerów]
– opowiada Vann Nath. Dziś on i trzech innych współwięźniów są głównymi świadkami w procesie liderów Czerwonych Khmerów, jaki rozpoczął się w Kambodży. Pierwszego dnia przesłuchań przed Trybunałem ONZ ds. osądzenia zbrodni popełnionych przez Czerwonych Khmerów (ECCC) „Duch” przyznał się do winy. Nick Dunlop, irlandzki dziennikarz, który w 1999 roku odnalazł ukrywającego się „Ducha”, zapytany, jakie znaczenie ma proces, odpowiada: „Duch” to nie tylko główny oskarżony, ale i główny świadek, który może objaśnić, jak działał reżim, a także wskazać innych odpowiedzialnych. – „Duch” jako bliski współpracownik Pol Pota może wyjaśnić, w jaki sposób podejmowano decyzje o egzekucjach, i potwierdzić, że masowe morderstwa były częścią świadomej polityki rządu – mówi Dunlop. To właśnie w wywiadzie z Dunlopem opublikowanym pod koniec lat 90. w „Far Eastern Econimiv Review” „Duch” przyznał, że pozostali przywódcy Czerwonych Khmerów doskonale wiedzieli, co się działo się w kierowanym przez niego więzieniu.
„Niewinni” wychowankowie paryskiej lewicy
Oskarżeni przywódcy Khmerów mówią o sobie, że są niewinni. Obrońcą Khieu Samphan, byłego prezydenta Demokratycznej Kampuczy, jest francuski prawnik Jacques Verges, który wcześniej reprezentował niemieckiego zbrodniarza Klausa Barbiego i terrorystę „Carlosa”. Linia obrony przyjęta przez Vergesa polega nie na negowaniu zbrodni, ale twierdzeniu, że Samphan jako głowa państwa nie był za nie bezpośrednio odpowiedzialny. Także Ieng Sary, odpowiedzialny za czystki w kierowanym przez siebie MSZ (część personelu trafiła do więzienia Tuol Sleng) czy jego żona, a jednocześnie szwagierka Pol Pota – Ieng Thirith, nie poczuwają się do winy. Nuon Chea, główny ideolog komunistycznego reżimu, nazywany „Bratem Numer Dwa”, wyraził skruchę w dość specyficzny sposób. Stwierdził, że „żałuje śmierci nie tylko ludzi, ale i zwierząt, które zginęły podczas wojny”.
W 1975 r. po zakończeniu wojny domowej Czerwoni Khmerzy witani byli w Kambodży jak prawdziwi wybawcy. Wierzono, że głoszone przez nich idee doprowadzą do stworzenia normalnego, sprawiedliwego państwa. To były jednak płonne nadzieje. Przywódcy Khmerów zdobywali przecież wykształcenie na uczelniach paryskich, a rewolucyjne szlify – współpracując z francuskimi komunistami. Podstawą ideologii Pol Pota stały się myśli propagowane przez europejską lewicę. Lider Czerwonych Khmerów w czasie wykładów swojego mistrza, filozofa egzystencjalisty Jeana Paula Sartre’a, zafascynował się stalinizmem i marksizmem. Na światopogląd Pol Pota miały także wpływ myśli Mao Tse-tunga, a także ideologia Chińskiej Republiki Ludowej z okresu tzw. rewolucji kulturalnej. Chiny odwdzięczyły się Czerwonym Khmerom, ukrywając w latach 80. niektórych z współpracowników Pol Pota. I tak na przykład sądzony obecnie „Duch” pracował w Pekińskim Instytucie Języków Obcych (dzisiejszy Pekiński Uniwersytet Języków Obcych) jako specjalista do spraw nauki języka khmerskiego.
Khmerzy głosili, że stworzą lepsze społeczeństwo oparte na równości i ateizmie. W 7,5-milionowej Kambodży zginęło prawie 2 mln ludzi. Doszło do masowej eksterminacji inteligencji – powodem otrzymania wyroku śmierci mógł być nawet fakt posiadania okularów lub zbyt delikatnych dłoni. Mieszkańców miast przesiedlano na wieś, niszczono szpitale, świątynie oraz szkoły. Budowany „raj na ziemi” miał składać się tylko z chłopów, a podstawą ekonomii miała być produkcja rolna. Ta jednak szła na eksport i ludność wymierała z głodu. Na łożu śmierci Pol Pot twierdził, że ma czyste sumienie, a o rządach Czerwonych Khmerów mówił: „byliśmy jak dzieci uczące się chodzić”.
Świat początkowo nie wiedział, co dzieje się w Kambodży, a gdy pojawiły się pierwsze doniesienia o rozgrywającej się tam tragedii, przyjmowano je z niedowierzaniem. Wielu informacjom zaprzeczali m.in. członkowie francuskiej partii komunistycznej.
Jednym z pierwszych, który przekazał informacje o zbrodniach Pol Pota w Kambodży, był ks. Fran?ois Ponchaud. W wywiadzie dla Radia Watykańskiego stwierdził, że przed trybunałem powinni stanąć także ci, którzy na Zachodzie wspierali reżim Czerwonych Khmerów. Ksiądz Ponchaud wspomina na przykład o szczegółowej dokumentacji, którą przesłał w 1978 r. do Amnesty International. Nie było jednak żadnej reakcji ze strony tej organizacji.

Trybunał
Zawarcie porozumienia pomiędzy rządem Kambodży a ONZ w sprawie powołania Trybunału ONZ ds. osądzenia zbrodni popełnionych przez Czerwonych Khmerów (ECCC) nie przebiegało łatwo. W latach 90. procesom członków reżimu Pol Pota sprzeciwiał się ówczesny premier Hun Sen, który sam należał do Czerwonych Khmerów. Pod koniec lat 90. Hun Sen zgodził się, aby procesy odbywały się przed sądem kambodżańskim podporządkowanym jemu samemu. Na to nie wyraziła zgody ONZ. Ostatecznie porozumienie zawarto w 2003 roku. Ustalono, że w skład trybunału wejdzie 17 sędziów i prokuratorów z Kambodży i 13 mianowanych przez ONZ ekspertów prawa międzynarodowego (m.in. sędzia z Polski – Agnieszka Klonowiecka-Milart).
John Ciorcari podkreśla, że aby prace trybunału odniosły sukces, to musi on „pracować szybko i czysto”. Szybko, bo oskarżeni to osoby już niemłode. Ta Mok, główny dowódca armii Demokratycznej Kampuczy, zmarł w lipcu 2006 roku. Była to jedna z czołowych postaci reżimu Czerwonych Khmerów, odpowiedzialna za wiele masowych mordów – stąd przydomek „Rzeźnik”.
To, że większość członków trybunału stanowią przedstawiciele Kambodży, wzbudza kontrowersje. ONZ długo sprzeciwiała się takiemu składowi trybunału, twierdząc, że „system sądowniczy w Kambodży cierpi na brak niezależności, korupcję i panują w nim niskie standardy zawodowe”. Sara Colm z Human Rights Watch, pozarządowej organizacji zajmującej się ochroną praw człowieka, uważa, że trybunał już udowodnił, iż zarzuty wobec niektórych jego członków o brak niezależności nie są takie bezpodstawne. W grudniu 2008 roku prokuratorzy z Kambodży zablokowali starania międzynarodowych przedstawicieli trybunału, aby powiększyć grono oskarżonych. Prokuratorzy twierdzili, że postawienie zarzutów 6 kolejnym osobom „nie będzie służyło idei narodowego pojednania”. Reprezentujący zagranicznych prokuratorów Kanadyjczyk Robert Petit twierdzi, że będą dodatkowe oskarżenia, ale już Chea Leang, prokurator z Kambodży, dementuje te doniesienia.
Pojawiły się także zarzuty korupcyjne. Gdy w lipcu zeszłego roku opublikowano doniesienia, że kambodżańscy przedstawiciele trybunału muszą płacić łapówki rządowi w zamian za utrzymanie stanowisk w trybunale, ONZ wstrzymała przekazywanie funduszy na prace trybunału.
Ale pomimo trudności i spięć pierwszy proces ruszył. Akt oskarżenia w procesie „Ducha” to 45 stron opisu przesłuchań i makabrycznych mordów. Według ekspertów, materiał dowodowy jest nie do podważenia i proces powinien zakończyć się w drugiej połowie 2009 roku. Czterej pozostali oskarżeni staną przed sądem prawdopodobnie na początku przyszłego roku.

Nie o zemstę chodzi
Poza informacjami o procesie w lewicowych mediach w Europie nie zabrakło głosów wątpiących w sens rozliczenia z przeszłością po 30 latach. Pojawiły się nawet tezy, że mieszkańców Kambodży nie interesują zbytnio rozprawy z przeszłością.
Youk Chhang nie dziwi się, że przeszłość nie zaprząta tak bardzo głów jego rodaków. Przypomina, że ponad połowa 14-milionowej ludności Kambodży urodziła się już po upadku reżimu Pol Pota. Youk Chhang i kierowany przez niego Ośrodek Dokumentacji w Kambodży (DCCAM) już od 1996 r. gromadzi dokumenty, zeznania świadków i fotografie zbiorowych grobów ofiar. Wiele z nich zostanie zaprezentowanych w czasie procesów. Według Chhanga, nazywanego „sumieniem Kambodży”, procesy „Ducha” i jego współtowarzyszy będą ważną lekcją dla społeczeństwa i pozwolą tym, którzy bezpośrednio nie zetknęli się z tyranią Czerwonych Khmerów, zrozumieć, co się tak naprawdę stało.
Podobnego zdania jest dr John Ciorciari z Uniwersytetu Stanford (USA), jeden z doradców Ośrodka Dokumentacji w Kambodży, który twierdzi, że proces i prace trybunału są niesłychanie ważne. – Po tylu latach bezkarności jest szansa na sprawiedliwość; wydaje się ważne, aby ofiary zobaczyły, że prawo istnieje i że nawet wysocy urzędnicy popełniający zbrodnie nie są bezkarni – zauważa Ciorciari. Wtóruje mu Youk Chhang. – Proces to wyraźny znak, że nawet po 30 latach od popełnienia zbrodni sprawiedliwość jest możliwa – mówi Chhang.
Nie zabrakło także głosów „obawiających się”, że proces rozliczania zbrodniarzy komunistycznych przerodzi się w akt zemsty. – Większość obywateli Kambodży nie myśli o zemście, ale sami chcą zrozumieć, jak coś tak okropnego mogło się zdarzyć – odpowiada na te zarzuty Ciorciari. Vann Nath, który po 30 latach na sali sądowej staje twarzą w twarz ze swoimi oprawcami, nie chce widzieć ich egzekucji, nie chce nawet, aby trafili do więzienia. – Chcę, aby przyznali się do popełnionych zbrodni i wyjaśnili nam, jak mogło do tego dojść – podkreśla Natha. Według niego, to lekcja, jaką winni są młodszym pokoleniom.
Procesy zbrodniarzy toczące się przed Trybunałem ONZ ds. osądzenia zbrodni popełnionych przez Czerwonych Khmerów mogą pomóc Kambodży. Misjonarz ks. Alberto Caccaro twierdzi, że życie w cieniu nierozliczonej zbrodni powoduje, iż w społeczeństwie kambodżańskim panuje niesamowita nieufność. – Podjęto próbę, aby spojrzeć w oczy ponurej przeszłości. Z tego powinno wyniknąć coś dobrego – twierdzi misjonarz.


Hanna Shen, Tajwan
Współpraca Wojciech Kobryń


Za: Nasz Dziennik, Piątek, 20 lutego 2009, Nr 43 (3364)

Skip to content