Aktualizacja strony została wstrzymana

Fenomen mgielnego sitcomu

Po godzinie przesłuchania Wiśniewskiego pos. Sikora zaczyna swoją serię pytań monologiem nawiązującym do (i tak przecież nieustalonej, niewyjaśnionej na tym posiedzeniu) kwestii „polskiego dyplomaty”.Monolog Sikory jest kuriozalny i szkoda, że sobie go nie darowała (zresztą nie za bardzo jej ta wypowiedź wychodzi, bo posłanka, mówiąc, zerka parę razy na kartkę, co sugeruje, iż monolog przygotowała sobie w postaci notatki, którą niezbyt dobrze zapamiętała):

Dobrze, ja mam nie, niewiele czasu i właściwie… właściwie dla porządku chciałabym, bo wiem, że tutaj państwo będą na pewno zadawali panu pytania, jeden, jeden tylko – konstatacja taka (spogląda na kartkę). Widzę, że dołączył pan do sfory pisowskiej, mówiąc, że, że nie wierzy pan w re-, mmm…, wygląda na to, że nie wierzy pan w reset stosunków polsko-rosyjskich, mówiąc, że widząc Polaka…, poczuł się pan bezpieczniej, bo Rosjanie nie zrobią panu krzywdy. No ja też tak bym się czuła, więc bardzo, bardzo… jakby tutaj z panem się solidaryzuję.

Co ma piernik do wiatraka? Wiśniewski w „sforze pisowskiej”, bo sądził, że „polski dyplomata” mu pomoże podczas spotkania z ruskimi mundurowymi na „miejscu katastrofy”? I co to za określenie „pisowska sfora”?Zapewne miał to być jakiś żart posłanki, ale na sali posiedzeń jakoś nie słychać śmiechu. Być może Sikora coś przeoczyła, lecz przecież (jak wykazywałem w poprzednim odcinku „stenogramu”: http://freeyourmind.salon24.pl/494822,zagadka-moonwalkera-moonfilmu-i-filmiku-koli) Wiśniewski opowiada, że Ruscy na koniec potraktowali go z nadzwyczajną uprzejmością, sprzętu nie zabrali ani nie zniszczyli, a ponadto odwieźli do przylotniskowego hotelu, bo miał zabłocone spodnie. Krzywdy więc specjalnej mu nie narobili. Poza tym, skoro nie zdołano na tym posiedzeniu ZP niczego konkretnego ustalić, co do „polskiego dyplomaty”, to nawet nie można być pewnym, iż to był ktokolwiek z ambasady– równie dobrze mógł być to ktoś biegle mówiący po polsku (bez żadnego akcentu), a pracujący dla ruskich specsłużb (z relacji rodzin będących w moskiewskiej kostnicy wiemy, że takie osoby tam były spotykane, przedstawiające się np. jako „psychologowie” do pomocy). Gdyby materiał Wiśniewskiego kręcony był dużo wcześniej niż „godzina Morozowa” (a więc 8.40/8.41 pol. czasu), no to miało prawo na „miejscu katastrofy” nie być żadnych polskich dyplomatów.

butelka wybuchła

Pos. Sikora: Ale proszę pana, chciałam zapytać, przyjechał pan, powiedział pan, że przyjechał pan w, w niedzielę… obsługując obie wizyty… obie wizyty, i premiera, i prezydenta, czy mając obsłużyć obie wizyty – premiera i prezydenta. Proszę mi powiedzieć, czy… no bo Smoleńsk chyba nie jest wielkim miastem – nie wiem i pewnie się nigdy nie tego dowiem, ale…

SW: A dlaczego by nie? Zawsze można się… pojechać do Smoleńska. To nie jest tak daleko.

Pos. Sikora: No… ja jakoś tak…

SW: Nie no, Smoleńsk jest dość sporym miastem, bo on jest rozległym miastem.

Pos. Sikora: Aha, rozumiem, ale czy… bo rozumiem, że zameldował się pan w hotelu. Czy, czy przed wizytą, przed wizytą pana premiera Tuska, czy, czy widział pan, nie wiem, jakieś polskie służby, borowców, czy coś? Czy sobie rozmawialiście? No bo polska telewizja…, no, to zawsze wiadomo, jak się widzi Polaka, to zawsze, zawsze sympatyczniej. Czy…

SW: No właśnie.

Pos. Sikora: Czy kręcąc… No właśnie. Czy kręcąc,… czy, czy będąc obecnym przy wizycie pana, pana premiera Tuska, czy zauważył pan… albo rozmawialiście państwo z kimś, nie wiem, Polakami czy Rosjanami, że tam specjalne jakieś takie… urządzenia były montowane na lotnisku? Czy w ogóle coś, coś z tego pan sobie przypomina?

Bardzo to zawiłe dochodzenie do sedna sprawy w wypowiedziach Sikory (od wielkiego miasta do małego hotelu przy lotnisku). Brakuje zaś pytania o rzecz podstawową, co do której mógłby Wiśniewski co nieco wiedzieć i powiedzieć: jak wyglądała obsługa medialna podczas wizyt 7 kwietnia 2010? Wprawdzie ten wątek pojawi się pod koniec tych obrad ZP, gdy Macierewicz stwierdzi sentencjonalnie, że dobre wiersze nie giną, tak więckaseta, którą moonwalker miał „na wabia” przekazać Ruskom (na „miejscu katastrofy” podczas zatrzymania), też powinna gdzieś być; ale to będzie jedynie krótka wymiana zdań. Nie wiemy więc: w jaki sposób dziennikarze zabezpieczali przybycie delegacji rządowych 7-04-2010, jak dokładnie wyglądały kolumny i jaką trasą odbywał się ich przejazd z XUBS do Katynia. Nikt nawet nie dopyta Wiśniewskiego: w jakiej kolejności lądowały samoloty i jakie to były samoloty 7-04-2010 – i czy wszystkie lądowały na XUBS?

Czemu parlamentarzyści interesują się bardziej domniemanym „dodatkowym sprzętem” wspomagającym załogi przy lądowaniach na XUBS (7-04-2010), a nie tym, kto jakim statkiem powietrznym przylatywał? Czemu w tym momencie nie zostanie wezwana do odpowiedzi pos. Zuba, która przecież miała to szczęście, że dwukrotnie brała udział w katyńskich, kwietniowych uroczystościach (2010), przy czym 7-go przyleciała tupolewem, bo nawet zrobiła sobie pamiątkowe zdjęcia na smoleńskim wojskowym lotnisku,

Zuba

a czym przyleciała 10-go, nie wiemy. Może pociągiem, jak wielu innych parlamentarzystów PiS, więc chyba tajemnicy tu wielkiej nie powinno być i na pewno są jakieś pamiątkowe zdjęcia z tym związane? Pos. Zuba oczywiście zabiera na tym posiedzeniu głos, lecz akurat nie na temat swoich własnych przeżyć związanych z podróżami z 7-04 i 10-04, skoro zaś na pewno 7-go była na XUBS, to mogła co nieco zauważyć i podczas lądowania, i po wyjściu z samolotu.

Pos. Sikora: …Bo jak wiemy… coś takiego miało miejsce [skąd „wiemy”? Od Macierewicza? – przyp. F.Y.M.], więc na pewno, no, jakby… mogło być widoczne. Niemniej jednak zaraz po wizycie pana prezydenta, pana premiera Tuska i pana premiera Tu-, Putina, zostało to zdemontowane. Czy pan w ogóle, nie wiem, jako obserwator, czy ma pan na ten temat jakąś wiedzę?

SW: Proszę miłej pani, pytanie jest bardzo rozległe i… tak więc postaram się w miarę możliwości dość skrótowo…

I zauważmy, o czym będzie teraz Wiśniewski opowiadał – niekoniecznie w związku z pytaniami Sikory.

SW: Nie miałem możliwości być bezpośrednio przy ob-, jak był, byli, był premier Tusk i Putin, bo jestem montażystą i moje miejsce jest, no, powiedzmy sobie, w hotelu czy, powiedzmy, na montażowni.

Pos. Sikora: Mhm.

SW: Druga sprawa. Owszem, będąc w Katyniu w przeddzień [czyli 6-04-2010? – przyp. F.Y.M.], bo akurat była taka możliwość, no, wiadomo, moim obowiązkiem i moim przede wszystkim nadrzędnym elementem jest to, żeby przygotować materiały, być w gotowości do pracy. Czyli nie mam możliwości zbytnio pojeździć, pooglądać. Owszem, miałem godzinę czasu, żeby pojechać do Katynia i z powrotem.

Pos. Sikora: Mhm.

SW: Zrobić trochę zdjęć i wrócić [nikt nie pyta: a ma pan te zdjęcia przy sobie? – przyp. F.Y.M.]. Będąc już na miejscu, owszem, do hotelu przychodzili…, ale to w przeddzień wizyty… w przed-, przedzień wizyty prezydenckiej… [czemu naraz moonwalker przeskakuje do 8-04-2010? – przyp. F.Y.M.] To byli chyba przedstawiciele BOR-u, bo mniej więcej oni dość charakterystycznie się ubierają, a niektóre twarze jednak się zna. I troszeczkę, jak się… bywało tu i tam [gdzie się troszeczkę bywało, że się zna twarze borowców? – przyp. F.Y.M.], to jednak może nazwiska się nie pamiętać… Owszem, byli, ale jakichś specjalnych rozmów, typu np. co, gdzie, kiedy, co będzie. Owszem, wiadomo było, że o tej godzinie przyje-… Jakiś taki ogólny plan, nazwijmy to, działania , znaczy plan organizacyjny zawsze jest, bo mniej więcej trzeba wiedzieć, jak rozplanować pracę, jak przygotować montaże, bo nas tam było dwóch montażystów…

Ta bardzo intrygująca informacja zupełnie nie wzbudza zainteresowania obecnych na posiedzeniu ZP. Nikt z parlamentarzystów nie wpada więc Wiśniewskiemu w słowo i nie pyta: kto jeszcze oprócz pana zajmował się tam montażem? Czy może pan podać personalia? Czy ten drugi montażysta też, tak jak pan, miał taką „pasję dokumentalisty”? Czy drugi montażysta mieszkał z panem w pokoju 201, czy w innym? I kwestia najważniejsza: czy drugi montażysta był, tak jak pan, w hotelu Nowyj 10-04 w godzinach porannych i przedpołudniowych lokalnego czasu, czy spędzał czas w Katyniu? Jak wyglądała praca tego drugiego montażysty 10 Kwietnia?

SW: …jak przygotować sprzęt, jak dysponować kamerami, jak dysponować wozami. Bo to wiadomo, bo to jest podstawa, no bo bez tego, po prostu nie da się czegokolwiek takiego zrobić. Co do sprzętu technicznego, prawdopodobnież chodzi pani o sprzęt, nazwijmy to, obsługi lotniska… Niestety, nie mam takiej wiedzy bezpośredniej, że np. z mojego okna hotelowego czy gdześ w okolicy można byłoby zauważyć, że taki sprzęt jest instalowany. To jest jedna rzecz…

Pos. Sikora: Mnie bardziej chodzi o rozmowy takie pomiędzy Polakami…

SW (kręci głową): Nie, nie, o takich rz-…

Pos. Sikora: …że coś się dzieje, że przyjeżdżają…

SW: To, że przyjeżdżają, to, owszem, tak. Tylko z tego, co akurat wiem i no tutaj akurat pan Macierewicz będzie wiedział – ja mam trochę rodowód wojskowy i akurat trochę się nad tym orientuję – jest małe prawdopodbieństwo, że[by] ktoś, mówiąc delikatnie, powiedział, że, słuchajcie, będzie coś takiego instalowane.

I teraz będzie ciekawe rozwinięcie tej (powyższej) uwagi moonwalkera na temat, co tu dużo kryć, tajemnicy wojskowej, zwłaszcza że Sikora dopytywała przecież o sprzęt ułatwiający lądowania statkom powietrznym w dn. 7-04-2010:

SW: Bo wiem, że np. jak przyjeżdżał Ojciec Święty do Polski, to jeździł taki fajny mercedesik – taki czarny zaklejony wzdłuż i wszerz, który np. włączał specjalne urządzenie i żadna komórka nie działała w promieniu 15 kilometrów.

Wiśniewski zatem opowiada o specjalistycznej aparaturze (w posiadaniu zwykle specsłużb) służącej do zakłócania prac urządzeń elektronicznych. Posłowie siedzą i milczą.

SW: Tu akurat takiego czegoś nie było – nie miało takiego miejsca. Bo na pewno telefony komórkowe działały, na pewno działał Internet… mmm, miałem bezprzewodowy. Tak więc, jakieś urządzenie typu np. zakłócającego– jest mało prawdopodobne, bo na pewno telefon działał. A urządzenie zakłócające jako… zespół emis-, emitujący jakieś fale o jakiejś obojętnie, powiem, częstości, ale jednak o jakiejś mocy to… da się to zauważyć. Tym bardziej, bo, że nie było[by] możliwości rozmawiania przez telefon komórkowy.

Czemu moonwalker dzieli się taką specjalistyczną wiedzą o urządzeniach zakłócających? I czemu opowiada, że działania takich właśnie urządzeń nie odnotował, bo działał i Internet, i telefon – zwłaszcza że o te zagadnienia w ogóle parlamentarzyści nie pytali? Czemu też nie zatrzymują się oni przy tej znów istotnej kwestii? Jeśli bowiem elektroniczne urządzenia działały bez problemu, a więc nie nałożono na nie żadnej blokady, to jeszcze bardziej zastanawiający jest niezwykle powolny proces informowania o „katastrofie”. Co innego, gdyby elektronika siadła i trzeba byłoby korzystać z jakichś zastępczych środków komunikowania.

I dopiero po chwili Wiśniewski wraca do zagadnienia, o które pytała Sikora:

SW: Tak samo jak urządzenie, nazwijmy to, typu pomo-, pomo-, pomocnicze do, dla samolotu, żeby mógł lądować… też jest mało prawdopodobne, bo z tego, co wiem od fachowców wojskowych, bo, od fachowców – nie jest to moja wiedza typu, że byłem-widziałem – zamontowanie tego w ciągu jednego dnia jest raczej dość trudne.

Czemu „to” miałoby być montowane przez jeden dzień? Wizyty na 7-04 były zapowiedziane z dużym wyprzedzeniem, tak więc istniał spory zapas czasu, by „doprzyrządować” lotnisko XUBS. Pytanie raczej dotyczyłoby demontażu w okresie między 8-04 a 10-04. Czy także byłby on „dość trudny”?

SW: Bo tym bardziej, że trzeba to urządzenie… to, że się zamontuje – to i owszem, tylko trzeba to urządzenie sprawdzić z… urządzeniem odbiorczym, czyli… tak jak np. typu wojskowego: „swój-obcy”.

I teraz zacznie się ciekawsza część posiedzenia, bo Sikora sprawi, iż moonwalker zapozna nas z niezwykłą historią ze smoleńskimi, hotelowymi „blacharzami”.

Pos. Sikora: Rozumiem, a proszę mi tylko powiedzieć. Tego feralnego dnia, 10-04, wstał pan dość wcześnie rano? Tak? Bo wstał pan… no.. czy…

SW: Mniej więcej koło trzeciej…

Pos. Sikora: Czy słyszał pan, słyszał pan przelot np. tego mniejszego samolotu jaka-40, bo tego iła-76 tak, bo nawet (SW lekko kiwa głową), nawet zdążył pan nagrać?

SW: Jednego i drugiego…

Pos. Sikora: Przez okno.

SW: Jeden i drugi mam akurat… yyy… dźwięki tych samolotów mam nagrane na tym właśnie materiale, co się… dzieje… jest… kamera stoi w oknie i słychać to. Tylko słychać.

Zauważmy, że jeszcze w tej chwili Wiśniewski mówi, że nagrał się dźwięk jaka-40, za chwilę jednak nie będzie tego pewien.

Pos. Sikora: Tylko sły-, ale oba słychać? Tak?

SW: Oba… O… Na pewno iła słychać – z tym jakiem musiałbym sprawdzić.

Pos. Sikora: Czy ja po prostu go słyszałem, bo go słyszałem bezpośrednio…

Tymczasem na początku posiedzenia „polski montażysta” miał twierdzić, że od 6 rano pol. czasu rejestrował mgłę (Ta mgła była co najmniej od godziny 6 rano. Mówię to z pełną odpowiedzialnością, bo mam to akurat nagrane na, na innym fragmencie…; http://freeyourmind.salon24.pl/416196,posiedzenie-z-udzialem-moonwalkera-1) – bez problemu więc przylot, lądowanie i kołowanie jaka-40 z godz. ca. 7.15 w głuchej ciszy sobotniego poranka wokół północnego, wojskowego lotniska w Smoleńsku powinny się zarajestrować. Parlamentarzyści jednak nie proszą moonwalkera o sprawdzenie (przy nich), czy to się nagrało, czy jednak nie nagrało, tak jak i o to, by ustalił (jak w przypadku moonfilmu), z którą dokładnie godziną jest pierwsza klatka mgielnego wideo. Nie pytają go, czy zapis z parapetu jest ciągły, czy nie (tak jak Macierewicz drążył problem podejrzanej nieciągłości moonfilmu), tzn. jeśliby się nie zarejestrowało akurat lądowanie „Wosztyla”, to dlaczego „rejestracja mgły” była przerywana. Nie pytają Wiśniewskiego nawet o to, czemu plik z fragmentem mgielnego zapisu ma taki dziwny opis, tj. datę i godzinę: 24.4.2010 7:38 (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/03/mga-0.html).

1

2

Czy owego dnia było to wideo modyfikowane przez Wiśniewskiego, czy też… nagrane?

AM: A czy jaka widać? [Widać, skoro miała być straszliwa mgła? – przyp. F.Y.M.] Czy iła widać, czy nie?

SW: Nie. Jak było widać na materiale… znaczy, jak było nie widać na materiale… znaczy, jak… bo… na materiale… przepraszam, jeszcze raz: na materiale, który był, był pokazany przez komisję Millera był tylko… było trzy ramki, trzy klatki zarysu iła-76.

AM: Tak, ja miałem wrażenie, że go widzę. No ale to może (niezr.)…

Najpierw szef ZP pyta, czy iła widać, a potem stwierdza, że miał wrażenie, że go widzi.

SW: Nie, znaczy wrażenie tak, ale zarys, zarys! Przecież to jest wielka maszyna, to jest o sporo większa od tupolewa.

Pos. Sikora: Znaczy ona faktycznie na tej kamerze to tak… no takie jakby zarysy, ale są…

SW: No tylko zarysy.

Pos. Sikora: No i dobrze. I teraz…

SW: No jeśli… jeśli, przepraszam, że… bo to zapomnę, bo jeśli kontrolerzy lotów nie zauważyli tak wielkiej maszyny przed własnym punktem do-, dowodzenia, no to świadczyło, że ta mgła na pewno była gęsta i tym bardziej to nie jest, powiedzmy, malutka awionetka, która się przemknie.

Pos. Sikora: Co do tego nie mamy wątpliwości.

M

Wirtuozersko „polski montażysta” konstruuje (nie rekonstruuje, podkreślam) tu scenariusz wydarzeń – chciałoby się bowiem zapytać: a skąd SW wie, co widzieli, a czego nie widzieli „kontrolerzy” z XUBS; wszak w wieży szympansów nie miał chyba okazji siedzieć 10 Kwietnia (ani wcześniej)? Jak się domyślamy – wie on to z prezentacji „komisji Millera”. Na tę prezentację się Wiśniewski powołuje już na wstępie tego posiedzenia ZP, przypomnę (gdy wyjaśnia specyfikę „zegara kamery” na swym księżycowym wideo): Komisja, która badała moje materiały filmowe, stwierdziła, że ten czas jest na tyle wiarygodny, że właśnie komisja Mil-, pana Millera, yyy, użyła to jako odniosienia do swojej prezentacji właśnie też mojego materiału zrealizowanego wcześniej kamerą, która stała i nagrywała pogodę przez okno http://freeyourmind.salon24.pl/416196,posiedzenie-z-udzialem-moonwalkera-1).

To teraz musimy postawić następne, pomocnicze, pytanie: a skąd „komisja pana Millera” wiedzieć mogła o tym, co mogli widzieć „kontrolerzy”? Ze „stenogramów z wieży”? Wolne żarty. Czy „komisja Millera” czasem nie dokonała swojej „rekonstrukcji obrazu widzialności na XUBS” na podstawie właśnie mgielnego sitcomu Wiśniewskiego? W ten oto sposób na posiedzeniu ZP moonwalker odwołuje się do prac fachowców wojskowych, którzy odwołali się do jego parapetowego zapisu; taka argumentacyjna wańka-wstańka :) – i wszystko gra. Przynajmniej dla fachowców z ZP, którzy słonia w tej smoleńskiej menażerii nie widzą.

Pos. Sikora: Natomiast proszę powiedzieć, ponieważ rozumiem, że, że kamera stała, nie wiem, w otwartym oknie, tak? Podejrzewam.

SW (kiwając głową): W otwartym oknie. Tak.

Pos. Sikora: Mhm… …Pan pali papierosy?

SW: Nie, niepalący jestem.

Pos. Sikora: O, no to, to…

SW (śmiech): Nie…

Pos. Sikora: … to otwarte okno tak rano przy takiej mgle? Ale to dobrze.

SW: A dlaczego nie? Ja lubię taką mgłę(śmiech).

Ten humor i wesołość plus sympatia montażysty do „takiej mgły” znów nie intrygują parlamentarzystów, tak jak i to, że na mgielnym sitcomie widać raczej, że okno otwarte nie jest. Mało kto chyba zresztą siedziałby w zimny, mglisty poranek przy otwartym na oścież oknie niekompletnie ubrany(jak to potem przyzna Wiśniewski). Historia ta przecież nie trzyma się kupy. Wiśniewski otwarcie opowiada, że wstał bardzo wcześnie 10 Kwietnia, zapewne jeszcze przed świtem, a następnie (jak możemy się domyśleć) zainstalował na statywie kamerę i obserwował lotnisko wraz z jego okolicami, mimo gęstniejącej z godziny na godzinę mgły. Obserwował, nasłuchiwał, przyglądał się, zmieniał ustawienia kamery itd.

Trudno to działanie skojarzyć wyłącznie z pracą „amatora-dokumentalisty” chcącego na pamiątkę sobie nagrać parę przylotów – każdy amator zresztą machnąłby ręką, widząc taką niepogodę i zwyczajnie dałby sobie spokój z filmowaniem (tak właśnie doc. S. Amielin zrezygnować miał z fotografowania, które planował wieczorem poprzedniego dnia na 10 Kwietnia). O wiele bliżej tego rodzaju rutynie jest do prac przestawiciela służb specjalnych (zwłaszcza jeśli byłaby mu przekazana poufna informacja, iż może dojść do zamachu na prezydencką delegację). W takiej sytuacji ludzie polskich służb byliby na nogach już od północy z 9. na 10 Kwietnia (nie tylko oddelegowani do neo-ZSSR, ale i nad Wisłą i, czego nie można też wykluczyć, w Białoruskiej SSR).

Pos. Sikora: To bardzo dobrze, bo mamy (śmiech), bo mamy możliwość przynajmniej z panem porozmawiać. Dobrze. W takim układzie – … czy pan słyszał, bo tam był, był kłopot z tym iłem-76, tak? Niektórzy mówią, że prawie zahaczył skrzydłem gdzieś tam o…

SW (robi minę Stiopy ze skeczu Pszoniaka z Fronczewskim): Może i…

Pos. Sikora: Czy pan słyszał jakieś… czy coś pana zaniepokoiło? No bo, bo, bo było to nagrane, tzn. nie wiem, kamera była ustawiona – czy pan ją włączał, wyłączał? Jak to…?

SW: Nie, ona sobie stała – dlatego właśnie wcześniej i dlatego ten materiał jest trochę gorszej jakości, bo nagrałem w tej, w tej funkcji, powiedzmy oszczędnościowej…

Pos. Sikora: Mhm.

SW: …żeby się więcej zmieściło na kasecie.

Pos. Sikora: Pewnie.

SW: Ona… Kamera sobie stała w oknie… yyy… nagrywała to, co było, co nagrała. Ja akurat mając trochę czasu, bo, mówię, sen nie chciał przyjść – a jak się człowiek zerwał o tej trzeciej czy czwartej rano, no, to się kręcił.

Pos. Sikora: No tak.

SW: No coś trzeba robić. No nie powiem, że z nudów, bo to zabrzmiałoby do-, dość głupio, ale po prostu mam, miałem co do przygotowania, bo musiałem przygotować sobie jakiś materiał, powiedzmy, archiwalny, jakieś materiały do pomocy, żeby, po prostu, wiadomo, być w miarę możliwości jak najszybciej gotowy do pracy.

Zapobiegliwość godna pochwały, jak u solidnego gospodarza, co z kurami wstaje i obchodzi „gospodarkę”. Pytanie tylko, czy już od trzeciej rano musiał się tak „gotować” do roboty nasz montażysta, skoro uroczystości zaplanowane były dopiero na jakąś 9.30 i miały polegać generalnie na transmisji?

Pos. Sikora: Czyli, czyli jeśli chodzi o tego iła-76, to poza tym, że, że słyszał pan ten szum, bo to przecież bardzo blisko.

SW: No to nawet nie szum. To po prostu był huk…

Pos. Sikora: To huk.

SW: …że wszystko aż dudniało [czemu w takim razie na nagraniu z parapetu nie słychać tego dudnianiai np. nie ma dygotania szyb w hotelowych oknach? – przyp. F.Y.M.]

Pos. Sikora:…słyszał pan ten huk, to nic pana już później nie z-…, znaczy, w…, w…, tym momencie dalej, jak, jak, jak przestał pan go widzieć, to nic pana nie niepokoiło. To znaczy…, nie, nie zastanowiło. W takim układzie…

Czemu Sikora nie pyta o owo lądowanie wcześniej, które wedle Wiśniewskiego miało dotyczyć „prezydenckiego tupolewa”? Czemu też po prostu nie pyta: czy może pan opowiedzieć dokładnie, co się działo po odlocie iła-76?

zarys

SW: Znaczy zastanowiło mnie to, dlaczego ja go słyszę, a nie widzę.

Pos. Sikora: A, no tak.

SW: Myślałem, że, myślałem, że źle ustawiłem kamerę, że np. przyleciał z innego kierunku.

Pos. Sikora: A, no tak, faktycznie. Mogło tak też…

SW: Mówię, zaraz…

Pos. Sikora: Mhm, mhm.

SW: …przecież tu jest podejście.

Pos. Sikora: Jasne. Dobrze.

Z tego by wynikało, że było jakieś jedno podejście, które zastanowiło Wiśniewskiego – podejście wyglądające na przebiegające wedle zachodniej ścieżki (79º).Sikora nie pyta jednak o szczegóły tej sytuacji, a więc, np. jak rozkładał się dźwięk tego przelatującego statku powietrznego; z której strony narastał we mgle?

Pos. Sikora: I teraz… co… co stało się w chwili, kiedy pan postanowił się…, jak pan stwierdził, szybko ubrać i polecieć, polecieć tam, w te, w te, w te mokradła? Co to było? Czy to był huk? No bo huk już pan słyszał tego iła, nie? No ale ten ił sobie przeleciał, była mgła.

Nietrudno zauważyć, że Sikora, być może nieświadomie, a być może po prostu z gadulstwa, jakie towarzyszy jej pytaniom, wyręcza Wiśniewskiego w wypełnieniu (bardzo istotnej, było nie było) luki czasowej między „Frołowem” a „katastrofą prezydenckiego tupolewa” – nie ma więc szczegółowego dopytywania: co się działo po odlocie iła-76? Czy słychać było jakieś inne samoloty? Czy działo się coś przy/na lotnisku? Czy Wiśniewski rozmawiał/kontaktował się z kimś? Z kolei moonwalker też sobie ułatwi zadanie, bo przeskoczy od razu do chwili (dla posiedzenia ZP kulminacyjnej, gdyż parlamentarzyści będą ją drążyć niemiłosiernie) hotelowego widzenia zarysu skrzydła pionowo w dół.

Pos. Sikora: Co pan takiego usłyszał, że pana zaniepokoiło, że pan po prostu poszedł i dzięki panu mamy te, te pierwsze, te, te, te gorące zdjęcia? I to już jest ostatnie moje pytanie.

SW: I… rzecz w tym, że akurat, tak jak wspomniałem [no właśnie nie wspominał wcale na tym posiedzeniu jeszcze o tym, co teraz opowiada – przyp. F.Y.M.], zdejmując kamerę z okna, bo weszli ci pracownicy tam, naprawiając coś – właśnie usłyszałem dźwięk… taki nienaturalny, jeśli chodzi o pracę silników samol-, lotniczych. I to mnie za-, zastanowiło, bo słyszę i nie widzę. [Znowu brak pytań o rozchodzenie się tego dźwięku, kierunek tego rozchodzenia się, o narastanie odgłosu etc.; nikt też nie pyta: jakich pracowników ma moonwalker na myśli– przyp. F.Y.M.] Mówię: no, mgła, to trudno [na mgielnym sitcomie nie słychać, by cokolwiek Wiśniewski do kogokolwiek, nawet do siebie, mówił – przyp. F.Y.M.]. I w tym momencie, stojąc w otwartym oknie, patrząc w kierunku właśnie lotniska Siewiernyj, zauważyłem właśnie zarys pols-, ja-, jakiegoś samolotu, skrzydłem skierowanym pionowo w dół.

I pozostanie zagadką dla parlamentarzystów to, że Wiśniewski konsekwentnie będzie unikał twierdzenia, że widział wtedy polski samolot – nigdzie też nie powie, że widział spadającego tupolewa – tak jakby z czymś to mu się kłóciło. Naturalnie, moonwalker nie wyzna też otwarcie, że to nie mógł być „prezydencki tupolew”– aż tak daleko się nie posunie. Gdyby zresztą coś takiego głosił, to pewnie ZP nawet nie próbowałby go wysłuchać.

SW: Za chwilę było słychać… huk – i taki łomot – czuć, że ziemia lekko zadrżała. I za chwilę słup ognia. Taki mniej więcej wysokości dwu-, dwukrotność, dwa razy tyle, co wie-, wielkość drzew, czyli około 30 metrów mniej więcej. No i w tym momencie konsternacja. Co robić?

Reakcja Wiśniewskiego jest zupełnie niewspółmierna do powagi sytuacji (gdyby miał to być upadek „prezydenckiego tupolewa”), to przecież pracownik telewizji nie wpadałby w nastrój medytacyjny, tylko gnałby natychmiast po schodach na dół, na złamanie karku, by chociaż biec na pomoc poszkodowanym – co zresztą uczyniłby chyba każdy znajdujący się w pobliżu miejsca katastrofy, gdyby tylko mógł. Wiśniewski natomiast zastanawia się, czy i jak ewentualnie „zabrać się do filmowania”.

SW: Słyszę, że jak tam ludzie hamuj-, bo tam obok jest droga, że samochody się zatrzymują, że hamują, pisk opon… [Mówię?] No i co? Zo…

Czy Wiśniewski bawi się tą chwilą narracji patrząc na parlamentarzystów i wiedząc, że ci czekają na dalsze szczegóły, czy też już nie za bardzo chce odtworzyć nerwowość tamtej chwili? Może ona nie była wcale nerwowa, tylko jako taka była przedstawiana przez „polskiego montażystę” pod bramą XUBS? Tak czy tak ZP nie wie, co z tą chwilą za bardzo zrobić, a przecież znów cisną się podstawowe pytania na usta. Przede wszystkim: czy oprócz Wiśniewskiego ktoś był świadkiem tej właśnie sytuacji? Czy owi „pracownicy, co naprawiali” zareagowali w jakiś sposób na to, co się stało? Czy odezwała się słynna „syrena leśna” z XUBS (http://freeyourmind.salon24.pl/482537,syrena-lesna)?

(Ktoś z sali, kobiecy głos): [Trzeba lecieć.]

SW: No nie, no to nie. Nie, to nie było takie hop, siup: trzeba lecieć. No bo to jednak – no, nie oszukujmy się, jest to, jest to… Człowiek dostaje takiego… usztywnienia. Nie wie, co ma ze sobą robić. Zaraz – lecieć? Nie lecieć. Pójść? Nie pójść. Jednak to jest lotnisko rosyjskie. A jak mnie odstrzelą albo coś? Taka kalkulacja… I to na pewno trwało dobre kilka minut.

brama

Ewidentnie więc moonwalker nie spieszy się do „lotniczego wypadku”.

SW: No, zanim się ubrałem, bo byłem w stroju takim dość niekompletnym, ale pamiętam, że działałem w pewnym sensie tak metodycznie: kaseta – jest? Druga – jest? Za-, zapasowy akumulator – jest? Aparat – jest. Akumulatory – są. W drogę. Akurat założyłem półbuty, bo było mi najwygodniej, no i biegiem.

s

O wielu szczegółach swoich metodycznych przygotowań wspomina moonwalker, lecz nie ma tu mowy o zawiadamianiu (np. telefonicznym) kogokolwiek ani też o wymianie zdań z kimkolwiek na temat zdarzenia za oknami – choć akcja, jak wiemy, ma się toczyć w przylotniskowym hotelu i po drodze można by spotkać wiele osób, które mogły też coś widzieć/słyszeć. Z nikim nie zamienił słowa Wiśniewski, wychodząc na zewnątrz? Czy tylko on zauważył ową katastrofę?

SW: I człowiek pobiegł tam z ciekawości, no, najpierw idę, później biegnę, bo nie wiem – to jednak jest rosyjskie lotnisko – a jak mi coś się stanie? [Z tego też powodu Wiśniewski nie zabiera ze sobą dokumentów, zostawiając je w hotelowym pokoju – przyp. F.Y.M.] No dlatego właśnie wziąłem tą kasetę i z tą, dlatego też… chciałem iść tą drogą, powiedzmy, leśną, żeby mieć ewentualnie gdzie uciekać.

e

d

Znowu zaskakująca opowieść moonwalkera (korespondująca niejako z poprzednią moją notką i pojawiającym się tam przypuszczeniem, co do autorstwa filmiku Koli, przypuszczeniem zainspirowanym dopytywaniami Macierewicza z posiedzenia z Wiśniewskim: http://freeyourmind.salon24.pl/494822,zagadka-moonwalkera-moonfilmu-i-filmiku-koli). „Polski montażysta” przecież wcale się nie kryje, jak już to podkreślałem, ze swą obecnością na „miejscu katastrofy”. Można powiedzieć, że przedziera się przez „stawy” jedynie po to, by centralnie wylecieć koło ogona i „strażaków”, i uzyskać jeszcze lepszy widok na pobojowisko, a zarazem samemu się „uwidocznić” Ruskom. Gdyby zaś myślał o ucieczce, to przemykałby się chyłkiem, skulony, schowany, unikający wypatrzenia przez kogokolwiek. Przystawałby i operował zoomem, nie zaś paradował przez obszar, gdzie (co do tego było pewne) ruscy mundurowi natychmiast go dostrzegą i się nim zainteresują (ergo: skonfiskują sprzęt i/lub nagranie, a on sam dostanie po łbie i/lub wyląduje w areszcie w najlepszym wypadku).

Chyba że Wiśniewski mimochodem opowiada tu o początku swojej wędrówki… od strony zony Koli. Wtedy faktycznie, dostałby się ścieżką leśną na pobojowisko, a następnie mógłby okrężną drogą podejść od drugiej strony pobojowiska. Tak czy tak jednak, wiele wskazuje na to, iż nie obawiał się Rusków ani zatrzymania przez nich – nie obawiał się też nawet, że zostanie mu odebrany sprzęt. Czemu miałby się nie obawiać? No właśnie, może dlatego że zwykłym montażystą nie był. Zdrowy rozsądek przecież nakazywałby za wszelką cenę unikać zetknięcia się z ruskimi mundurowymi, jeśli chciałoby się spokojnie nakręcić taki dokumentalny materiał – szczególnie, powtarzam, szczególnie, gdyby się na „miejscu katastrofy” naraz okazało, iż to polski samolot przecież!, jak to powiedzieć ma ze zdumieniem Wiśniewski. Już w tym momencie należałoby zawrócić lub przynajmniej ukryć się i obserwować dalszy przebieg zdarzeń z bezpiecznej odległości, tak by móc spokojnie sfilmować jak najwięcej materiału. Tak właśnie jednak moonwalker nie robi. Wykonuje on rundkę przez „stawy” i wtacza się jak łunochod na polankę na wysokości ogona i na widoku wałęsających się „strażaków”. Zatrzymanie więc i kłopoty wprost wiszą w powietrzu – za chwilę nie będzie więc mógł filmować.

Jak więc to wszystko wytłumaczyć? Najprostsze wyjaśnienie, jakie mi się nasuwa jest takie: to nie miejsce autentycznej katastrofy („prezydenckiego tupolewa”), lecz teren (najwyraźniej słabo zabezpieczony) jakichś „strażackich ćwiczeń”, które (w jakich okolicznościach, to osobna sprawa, wymagająca dalszych przesłuchań moonwalkera) odkrywa Wiśniewski, stąd po zobaczeniu statecznika z polskimi malowaniami, pracownik TVP idzie dalej, właśnie w kierunku ludzi, by dowiedzieć się, co to w ogóle jest, o co w ogóle chodzi, co ci Ruscy tu wyrabiają. Innymi słowy: to nie jest jeszcze wtedy miejsce grozy – po zachowaniu Wiśniewskiego widać, owszem, zaskoczenie, zdziwienie, ale nie przerażenie.

SW: No ale nie wpadłem na pomysł, że będą, akurat mnie otoczą ze wszystkich stron[na moonfilmie nie ma żadnego otaczania – przyp. F.Y.M.]. Tak więc to było takie mieszane uczucie. Trochę strachu, trochę takiego pętu [? – przyp. F.Y.M.], trochę obawy, trochę lęku, dlatego też nawiązując do pani pytania [chyba chodzi o tę swobodną wypowiedź o „pisowskiej sforze” – przyp. F.Y.M.] – ja do Rosjan nie mam stosunku negatywnego, wręcz przeciwnie. Mam bardzo miły stosunek, bo kiedyś miałem narzeczoną Rosjankę i dzięki niej nauczyłem się języka rosyjskiego, ale tego tak zwanego grażdańskiego, nie takiego literackiego [czemu więc nie posługuje się nim podczas konwersacji z omonowcami? – przyp. F.Y.M.].

Ona nauczyła mnie pewnych zasad pos-, ob-, tego, jeśli chodzi o, kontaktów yyy… z… służbami tamtejszymi [to koleżanka była ze służb? – przyp. F.Y.M.]. To było dawno, bo to było na szczycie Gorbaczow-Reagan, no ale mimo wszystko – jednak pewne nauki, pewne nawyki i pewne standardy, nazwijmy, Rosjan, zostają. A tym bardziej – mimo wszystko – ja jestem w obcym kraju, na wojskowym lotnisku, z kamerą w ręku, w miejscu katastrofy, yyy… to człowiek odruchowo szuka jakiejś pomocy, jakiegoś wsparcia [pod warunkiem, że nie jest ten człowiek nastawiony na pomoc rannym lub choćby szukanie ich – przyp. F.Y.M.]. W tym momencie, jak się słyszy pols-, Polaka, no to… dobrze jest – jest szansa, że przeżyjemy.

Pos. Sikora: Jeszcze tylko jedno pytanie: a on, czy on powiedział coś do pana po polsku, czy on…

SW: Tak, żeśmy rozmawiali po polsku.

Pos. Sikora: Aha. I zaraz potem on powiedział: proszę tego człowieka…

SW: Ja tego człowieka nie znam, proszę go zabrać, aresztować i zniszczyć…

Pos. Sikora: Bo to już powiedział po rosyjsku, tak? Najpierw z panem rozmawiał po polsku, a potem…

SW: Z tego, co ja pamiętam, to powiedział to po polsku.

Pos. Sikora: Aha, dziękuję bardzo.

SW: Ale też się nie upieram przy tym na sto procent… mmm… z racji tego, że on rozmawiał i ze mną, i z tymi przedstawicielami, mogło to być np. pół na pół – po polsku, po rosyjsku, a że akurat człowiek jest, akurat zna i ten, i ten język, jak i drugi, no to jakoś sobie poradziłem, no.

Czy wszyscy polscy montażyści znają od lat język urzędowy ZSSR?

AM: Przepraszam, pan, pan poseł Chłopek i potem pan… Andrzej Melak.

Pos. Chłopek: Dziękuję panie przewodniczący – ja króciuteńko. Rozumiem, ponieważ takie wątpliwości pojawiały się na stronach internetowych, że okno z pokoju 201 wychodziło na lotnisko? Bez dwóch zdań. [Pytanie niezbyt trafione, jeśli bowiem okno pokoju 201 wychodziło na coś, to na hotelowe podwórze i na wschodnią ścieżkę podejścia (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/08/widok-z-hotelowego-okna-moonwalkera.html). Z okna nie widać przecież samego lotniska XUBS: pasa startowego, wieży szympansów etc. – przyp. F.Y.M.]

widok

SW: Bez dwóch zdań. Można to sprawdzić.

Pos. Chłopek: W związku z tym następne pytanie: czy kamera, która była na oknie, to ta sama kamera, którą pan zabrał ze sobą?

SW: Tak, jedyna kamera, którą posiadałem.

Pos. Chłopek: Dziękuję.

SW: Dlatego właśnie ten był, ten problem, że, jakby były dwie…

Pos. Chłopek: Tak jest.

SW: To bym zostawił, a tam poniósł drugą. [Później, podczas konwersacji z Macierewiczem na tymże posiedzeniu będzie mowa jednak o tym, że do pracy ma Wiśniewski jeszcze jedną kamerę – przyp. F.Y.M.]

Pos. Chłopek: Do uporządkowania pewnych spraw musiałem zadać te pytania, ponieważ różne krążą yyy… interpretacje. I ostatnie pytanie: przed chwileczką pan powiedział o tym, że ustawił pan kamerę na oknie, w kierunku, w którym samolot miał… podejść, prawda?

SW: Tak.

Pos. Chłopek: Skąd pan wiedział, że samolot będzie podchodził ze wschodniej strony?

[Ten wątek powraca, mimo że moonwalker już wyjaśniał, iż lądowania z 7 kwietnia miały być dla niego wskazówką, co do obowiązującej na XUBS ścieżki podejścia – przyp. F.Y.M.]

SW: Yyy… to jest…

Pos. Chłopek: Dziękuję.

SW: …może nie tyle co wiedział, że akurat ten samolot będzie podchodził od tej strony, ale mając tą wiedzę i doświadczenie, w tym sensie, że dwa dni wcześniej lądowały z tego samego kierunku – samolot… yyy… z premierem Tuskiem i z premierem Putinem, było to takie…, powiedzmy, założenie teoretyczne. Jeśli od tej strony te samoloty startowały i lądowały, znaczy lą-, lądowały od tego samego kierunku, to jest duże prawdopodobieństwo, że akurat to będzie ta strona. Jest to po prostu… no, nie wiem, że traf, ale na chybił-trafił. Albo trafi, albo nie. Jest to może się komuś wydać takie dziwne lub banalne, ale jeśli dwa dni wcześniej lądują samoloty od tego, z tego kierunku, to jest duże prawdopodobieństwo, że to też będzie z tego kierunku.

No właśnie niekoniecznie. „Trafienie” bowiem jest „aż nazbyt szczęśliwe”. O wiele bardziej zasadnie brzmiałoby wyjaśnienie, że właśnie od tej strony coś się „szykowało”, bo Ruscy coś w tamtej okolicy robili od paru dni, co dyskretnie było obserwowane przez „polskiego montażystę”, a może i jeszcze innych „montażystów” z naszego kraju. Taka wzmożona obserwacja lotniska byłaby całkowicie zrozumiała w sytuacji kontrwywiadowczego rozpoznania jakichś planów zamachu i w sytuacji, w której nie zgadzano się (a wcześniej odwlekano lub odwoływano) na rekonesans lotniska przez polskich przedstawicieli służb specjalnych właśnie. Nawet w Białej Księdze ZP pojawia się korespondencja między różnymi urzędnikami państwowymi dotycząca „nieczynnego lotniska” lub tego, że na XUBS „nie wiedzą” o tym, że ma przybyć prezydencka delegacja – wywiadowcza obserwacja zatem byłaby jak najbardziej wskazana.

Natomiast w warunkach gęstej mgły po wschodniej stronie smoleńskiego wojskowego lotniska o wiele bezpieczniejsze (ze względu na ukształtowanie terenu) byłoby podejście od zachodu (pisali o tym nawet autorzy Ostatniego lotu-2). Jak poza tym pamiętamy z tego posiedzenia ZP z Wiśniewskim, ten ostatni będzie się dziwił, iż ten samolot (z nienaturalnym odgłosem silnika) leciał i podchodził do lądowania nie tylko w gęstej mgle, lecz z wiatrem, a nie pod wiatr. Pomijam już to, o której dokładnie godzinie Wiśniewski mógł ten samolot (przez kilka sekund) słyszeć i widzieć – to bowiem też zagadka, na którą już zwracałem uwagę w poście: http://freeyourmind.salon24.pl/286838,bilokacja-o-8-38. Wracamy na posiedzenie:

SW: Takie… po prostu analiza typowa, powiedzmy sobie, techniczna. A że akurat tak się… tak miało to miejsce… Nie było to np. wykalkulowane, że ktoś mi powiedział, dostałem jakąś informację, czy jakiegoś maila, czy telefon, że na pewno z tej strony będą lądować. Po prostu – tak ustawiłem kamerę… (niezr.)

Pos. Chłopek: Dziękuję bardzo.

AM: Pan Andrzej Melak.

p. A. Melak: Wspominał pan o tym, że był pan obecny przy katastrofie samolotu rosyjskiego w Lesie Kabackim.

SW: Polskiego, przepraszam.

p. A. Melak: To był produkcji rosyjskiej samolot.

SW: No tak, rosyjski samolot, ale…

p. A. Melak: Tak, rosyjski samolot, który się rozbił w Lesie Kabackim.

AM (w tle): Wiem.

p. A. Melak: Ja mieszkam w Powsinie i w…

AM (w tle): Pamiętam.

p. A. Melak: …obserwowałem, że słup dymu to unosił się nad Lasem Kabackim ładnych kilka godzin.

SW (kiwa głową): Tak.

p. A. Melak: Mam takie pytanie do pana. Jaka była zasadnicza różnica i co pana zaskoczyło, pamiętając oczywiście o tej katastrofie w Kabatach i obserwując tą katastrofę… w Smoleńsku? I drugie pytanie – wspominał pan o wybuchu. Czy wybuch był jeden i kiedy pan go usłyszał? Stojąc jeszcze w pokoju? Bo zrozumiałem, że pan biegnąc też usłyszał jakiś wybuch.

Ponownie opisywana będzie chwila „widzenia katastrofy”. Wiśniewski konsekwentnie unika mówienia o PLF 101, czyli „prezydenckim tupolewie”, co po jakimś czasie zacznie wyraźnie irytować parlamentarzystów (i pod koniec posiedzenia Macierewicz wprost wymusi na Wiśniewskim w rozmowie, żeby ten przyznał, iż skrzydło, które widział we mgle, należało do tupolewa właśnie; ale do tego jeszcze dojdziemy).

SW: No nie. Po kolei. Czyli stojąc w oknie i widząc, jak właśnie spada ten samolot. Mówię ten – nie mówię konkretnie, bo chodzi o to, że, żeby nie ujmować całej sytuacji..

Pojawia się oczywiście pytanie innego typu: co właściwie szkodzi Wiśniewskiemu, by mówić, że po prostu widział „prezydenckiego tupolewa”? Czemu tak wzdraga się przed uznaniem, że ten samolot (a nie jakiś inny)miał okazję przez parę sekund oglądnąć, jak spada?

SW: …Źe spada jakiś samolot.Bo to chodzi o to, żebym wiedział o… yyy… do czego się odnieść. Spada jakiś samolot. Widzę, że…

Szef ZP nie wytrzymuje i znowu się zniecierpliwiony wcina (tak jakby na tymże posiedzeniu już Wiśniewski dokładnie tej sytuacji nie opisywał, choćby w rozmowie z Sikorą):

AM: Pan to widział.

SW: To mówię to, co widziałem. I wcześniej usłyszawszy, ten, ten nienaturalny dźwięk silników lotniczych [ale na czym polegała ta nienaturalność dźwięku?; takie pytanie nie pada – przyp. F.Y.M.]. Bo to słychać, że to, jak, jak kilka tych samolotów człowiek w życiu słyszał, to mniej więcej słyszy, czy są jednostajne – czy trochę latając samolotem mniej więcej się człowiek troszeczkę orientuje. I rzecz w tym, że usłyszałem ten… tego, spojrzałem w tamtym kierunku, skąd ten dźwięk dochodzi – zobaczyłemzarys samolotuskrzydłem pionowo w dół. Tak jak wspomniałem, usłyszałem taki łomot, takie łup [w tle słychać gadanie Macierewicza z kimś – już znudzony przesłuchiwaniem? – przyp. F.Y.M.], takie lekkie nawet ciut drżenie ziemi i za chwilę była, był słup ognia – taki typowy jak, powiedzmy sobie, można to na filmach oglądać yyy… eksplozji… samolotu.

Dla mnie wydało się to dziwne, że ten sł-, słup ognia, tego dymu jest stosunkowo niewielki. I stąd moje przekonanie, biegnąc z kamerą, że to jest samolot jakiś taki, powiedzmy, wojskowy, jakiś mały, nieznaczny[w tle cały czas gadanie Macierewicza].Dopiero też, właśnie było słychać… na miejscu zobaczyłem, że to jest właśnie polski samolot, tylko do końca nie byłem jeszcze właśnie… dopóty nie dostałem informacji sms-a z Polski, że to jest właśnie nasz, polski samolot z całą ekipą, z prezydentem na pokładzie.

Każdy, kto oglądał rozmaite „katastroficzne produkcje”, wie jak wygląda symulowana na planie filmowym eksplozja (spadającego) samolotu. Oczywiście nie mam na myśli jakiegoś wysoko budżetowego kina hollywoodzkiego, na którym „pół miasta wylatuje w powietrze” po upadku jakiegoś jumbo jeta – czegoś takiego zresztą nie widział i moonwalker (jeśli w ogóle widział upadek jakiegokolwiek samolotu).Czemu akurat skojarzenie z planem filmowym się nasunęło Wiśniewskiemu, skoro miał oglądać rzeczywistą katastrofę? Co było nierzeczywistego w tym, co zaobserwował? Do ustalenia tego potrzebne byłoby kolejne, drobiazgowe tym razem i rzeczowe przesłuchanie. Co gorsza, Wiśniewski, w wywiadzie dla L. Misiaka i G. Wierzchołowskiego (Musieli zginąć, s. 89) dopytywany o tę eksplozję odpowie jeszcze innym zdumiewającym skojarzeniem: Jak na wielkość samolotu była ona mikroskopijna. Trochę większy huk jak przy zderzeniu samochodów.

p. A. Melak: Drugie pytanie było o różnice pomiędzy katastrofą kabacką a właśnie smoleńską. Co panu się wydało takiego nienaturalnego?

SW: To tak jak był pan uprzejmy wspomnieć,… przede wszystkim, to co widać nawet na materiale filmowym – prawie żadnego ognia. Bo ten samolot z tego, co mi później było, zdążyłem się dowiedzieć, powinien mieć na…, co najmniej 10 ton paliwa. To jest dość dużo przecież. Nawet widać po tych…, skali tego, tych zniszczeń, można powiedzieć, że się niewiele zniszczyło. Przy takiej eksplozji to powinno zdmuchnąć to w promieniu kilkuset metrów albo jeszcze więcej.

1

2

W wywiadzie dla Misiaka i Wierzchołowskiego (Musieli zginąć, s. 89) Wiśniewski doda: gdyby wybuchła tam bomba – jak niektórzy sugerują – tym bardziej [powinienem odczuć falę uderzeniową]. Przede wszystkim wyleciałyby szyby w salonie samochodowym, który jest o wiele bliżej niż hotel, w którym byłem, a może i w samym hotelu. Jak wiemy doskonale, żadna szyba nie wyleciała ani w hotelu, ani nawet w salonie samochodowym, gdzie „padł monitoring” akurat, gdy „samolot spadł”, tzn. kamery pokazywały, lecz się „nie nagrywało” (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/04/widok-z-warsztatu.html).

niet hdd

SW: I to też jest zastanawiające, że… to właśnie wspomniałem, że ten słup ognia – według mnie, nie-fachowca – jest taki dość mały. W ogóle mi się skojarzyło z jakimś filmem fan-, powiedzmy, wojskowym, typu, że samolot wojskowy się rozbił, buch, czy śmigłowiec. I dlatego też była taka nie-, właśnie moja reakcja i ta niepewność, co ja zobaczę. Ale głównie… biegłem z przekonaniem, że to jest prawdopodobnie samolot wojskowy, jakiś niewielki i stąd właśnie szukałem drogi ewakuacji w przypadku, gdyby się zrobiło np. niezręcznie, żeby tam były jakieś służby wojskowe czy techniczne, które mogłyby mi zrobić, nie będę oszukiwał, krzywdę.

Jeśliby wierzyć tej relacji, to „polski montażysta” w owej chwili jest przekonany, że nie widział katastrofy „prezydenckiego tupolewa”, po prostu. W tle cały czas zagadywanie Macierewicza.

SW: Ale to taka podświadomość, no, takie o, trudno powiedzieć, jak to zdefiniować w tej chwili. No, człowiek czasami biegnie, np. ratując kogoś z pożaru – nie zastanawia się, że się poparzy – czy kogoś ratuje z wypadku samochodowego. To coś podobnego, taki dziwny mechanizm podświadomy zadziałał,… człowieka, który… troszeczkę tak lubi takiego lekkiego ryzyka [w tle gada Macierewicz – przyp. F.Y.M.], ale nie wariactwo, lubi dokumentować, ale na tej zasadzie – może nieładnie to zabrzmi: wolę być żywym tchórzem niż martwym bohaterem. Dlatego też taka asekuracja, typu sprawdzenie wszystkiego, czy mam kasetę, yyy…, czy mam…, też rozglądanie się, szukanie drogi ewentualnej ucieczki. Takie po prostu – może się to komuś wydać dziwne… Ale ja też się zastanawiam, jaki mechanizm we mnie zadziałał, że działałem po prostu, jakby to była po prostu – przepraszam za śmiałość, może nieładnie zabrzmieć – jak rutyna. Jak, powiedzmy, zwyczajne nakręcenie czegoś tam.

To nie to mówię, żebym, proszę mnie źle nie zrozumieć. No bo w takiej sytuacji człowiek nie myśli – tym bardziej, że teraz mając tą świadomość, jak-, jakiej katastrofy byłem świadkiem, jak wielokrotnie powiedziałem i wcale się tego nie wstydzę, usiadł-, usiadłbym i płakał, no. Nawet kamery do ręki bym nie wziął. Bo co innego mając świadomość, że dokumentuje się, przepraszam za śmiałość, jakąś katastrofę – a katastrofę, gdzie zginęło prawie 100 osób, a dużą część tych osób znałem osobiście [nie z widzenia? – przyp. F.Y.M.] – no to jest zupełny inny wymiar. No bo, nie oszukujmy się – każdy z nas, obojętne, czy jest mniej czy bardziej twardy, mniej czy bardziej odporny – ale ma jakiś próg wrażliwości. No i wydaje się, mówię, jakby nie ta świadomość i to, że nie wiedziałem, jaka skala, to bym nie zrobił tych zdjęć prawdopodobnież.

W tej wypowiedzi chyba możliwie najjaśniej Wiśniewski wyraża to, iż nie wiedział, że spadł „prezydencki tupolew”, choć niby miał być naocznym świadkiem tego „upadku”. Jak pamiętamy z innych jego zeznań zaś – o tym, że na pobojowisku leżą szczątki „prezydenckiego tupolewa”, także nie będzie wiedział, mimo przejścia przez „miejsce katastrofy”. Parlamentarzyści jednak nie będą w stanie pojąć, co właściwie za historię im moonwalker opowiada, przyznający, że teraz ma świadomość, jakiej katastrofy był świadkiem. Naraz w rozmowę Melaka z Wiśniewskim wetnie się szef ZP, tak jakby zniecierpliwiony jej przebiegiem.

SW: A wracając jeszcze do tego, do sytuacji w Kabatach…

AM: Przepraszam bardzo, ale… czy to pan…

p. A. Melak (poza mikrofonem przez chwilę):(niezr.) …sytuacji w Kabatach i…

AM: Czy pan chce…?

SW: Mówię…

AM: …kontynuowania pytań? Czy już pan zakończył pytania?

SW (nie patrząc na Macierewicza, lecz w stronę p. Melaka, kończy swoją odpowiedź): …żeby może dokończyć właśnie, to jeszcze to w Kabatach, że przede wszystkim yyy… tam był zdecydowanie większy samolot, ale to, co widziałem, właśnie, mając, porównując, jako odniesienie – tego szukałem w pewnym sensie wzrokiem podświadomie – nie było właśnie: foteli, no, przepraszam za śm-, no, nieładnie zabrzmi, szczątków ludzkich… No bo jednak w Kabatach, niestety, było to widać, mimo nawet ja byłem godzinę później – bo rowerem tam akurat…, bo mieszkałem wtedy na Mokotowie i właśnie, jadąc tam rowerem, to widziałem cały ogrom tego. I być może też w pewnym sensie szczęście w nieszczęściu [Macierewicz znowu zagaduje w tle – przyp. F.Y.M.], że nie udało mi się dotrzeć do tego, nazwijmy punktu zero, gdzie była cała, powiedzmy sobie, ta masakra, bo być może nie wiem, czy moja psychika byłaby w takim dobrym stanie, jak dzisiaj. Pomijając, że akurat z tym problemem sam sobie muszę radzić – żadnej pomocy znikąd nie otrzymałem.

AM: Dziękuję. Dziękujemy najmocniej.

I teraz Macierewicz, jak zobaczymy, zainteresuje się nagle „końcóweczką” mgielnego sitcomu – choć zaproponowana przez Melaka konwencja, by dokonać szczegółowych porównań między katastrofą w Lesie Kabackim, a „katastrofą smoleńską”, była jak najbardziej sensowna i odsłaniała coraz więcej osobliwości napotkanych przez naocznego świadka ze Smoleńska. Czemu akurat teraz i akurat na „końcóweczkę” zapisu z hotelowego parapetu kieruje naszą uwagę szef ZP, a nie np. choćby na „począteczek” tego dziwnego wideo, tak by można było sprawdzić, od której godziny zaczął „rejestrować mgłę” montażysta?Dlatego, jak można sądzić, żeby właśnie nie trzeba było dokładnie analizować mgielnego zapisu (nie tyle może klatka po klatce, co zdarzenie po zdarzeniu), np. pod kątem słyszanych przez Wiśniewskiego tych czy innych lądowań. Lądowań słyszanych przez niego osobiście lub… lądowań w innym miejscu, o których słyszeć mógł od kogoś.

Tak, lądowań – w wywiadzie z 12-04-2010 dla Faktu (http://www.fakt.pl/Wstrzasajacy-film-z-miejsca-katastrofy,artykuly,69072,1.html) moonwalker powie wszak coś wyjątkowo intrygującego a propos nie tylko „miejsca katastrofy”:

ja tam widziałem szczątki samolotu, ale nie widziałem żadnych ciał. Myślałem, że to jakaś mała maszyna. Albo że może samolot był pusty. Wysadził pasażerów na innym lotnisku, a do Smoleńska leciał odebrać delegację.

Czy o tego rodzaju detale nie warto byłoby wypytać świadka na posiedzeniu? Skąd miał pan wiedzę o wysadzeniu pasażerów na innym lotnisku? Kto panu coś takiego mówił? No, ale takie pytania nie padają. „Końcóweczka” mgielnego sitcomu zaś, którą naraz zainteresuje się Macierewicz, daje więc możliwość dopytywania po wiele razy o te same szczegóły (co na tym posiedzeniu ZP stanowi modus operandi), co z kolei przekłada się na bezcennie upływający czas i zarazem zmęczenie uczestników oraz publiczności.

AM: Ja mam takie jeszcze… prośbę – zanim jeszcze oddam głos p. Wargockiej, p. posłowi Wici, Wita i p. Zubie – mam… – pani, tak, pani poseł, pani poseł, oczywiście, też. Mam takie pytanie: a czy ma pan, mógłby nam to pokazać te, te klatki z…, stałej kamery?

Pytanie brzmi zrazu dziwnie, zważywszy na to, iż moonwalker już na samym początku posiedzenia (indagowany o widoczność przez Szczypińską) pokazywał fragmenty dwóch odrębnych zapisów ze „stałej kamery” – widać było 1) obraz słonecznego dnia oraz 2) zupełnie zamglonego dnia. Wtedy jednak, tj. w pierwszych minutach posiedzenia, dla szefa ZP właśnie nie owa „stała kamera” była istotna i nie te premierowe filmy, lecz akurat znany wszystkim na pamięć księżycowy materiał z księżycowej wędrówki i tego wideo się musieli uczestnicy posiedzenia trzymać. Po blisko 1,5 godz. pytań, odpowiedzi, monologów Macierewicz „odkrywa” naraz, że Wiśniewski coś rejestrował „stałą kamerą” – ergo szef ZP „odkrywa” też, że moonwalker mógł nagrać „samą katastrofę”, o której tak wiele przed chwilą świadek opowiadał, z takimi detalami. Komedia? Nie. Próba opanowania sytuacji w kwestii relacji świadka, który zaczyna opowiadać za wiele. Do czego bowiem „analiza końcóweczki” zaprowadzi parlamentarzystów? Do tego, że Wiśniewski kręci, skoro miał kamerę, a nie sfilmował niczego z tych najważniejszych chwil.

Wydawać wprawdzie by się mogło, iż pierwszym pytaniem do świadka, gdy ten włączył mikrofon, winno być: czy sfilmował pan przylot i upadek prezydenckiego tupolewa? – na tak proste postawienie sprawy nikt z zebranych jednak nie wpadł, z samym znakomitym szefem ZP na czele, znawcą tematu. Tymczasem, co warto przypomnieć i szczególnie podkreślić, nie kto inny, a właśnie tenże Macierewicz, wieczorem z 10-04 na 11-04, wracając pociągiem ze Smoleńska do Warszawy, opowiadał (przez telefon) na antenie RM o. T. Rydzykowi, iż istnieje ponoć film z zapisem samej katastrofy:

Podobno jest film pokazujący sam momentu upadku, jak już, jak już mówiłem. Jeżeli on zostanie wyemitowany, to zapewne będziemy mogli coś więcej powiedzieć na temat tego, jak do tego naprawdę doszło, co naprawdę się stało. Do tego czasu, proszę… myślę, że powinniśmy się wszyscy powstrzymać z jakimkolwiek osądem, a zwłaszcza z formułowaniem zastrzeżeń czy opinii na temat czy polskiego pilota, czy… strony polskiej, bo i z takimi negatywnymi opiniami się spotkałem, zresztą bardzo jestem tym zbulwersowany. Tak, że proszę na to, nie dawać temu wiary, nie dawać temu ucha. Czekamy na wyjaśnienie, czekamy na zapis czarnej skrzynki.

(…)

Oczywiście, skala dramatu też sprawia, że (…) być może się zachowywano zbyt nerwowo. Ja nie chcę w żaden sposób tego do końca oceniać, ale jest też prawdą, że na skutek tych zachowań prawie w ogóle nie ma dostępnych publicznie świadectw przebiegu wydarzeń, poza jednym filmem, który mi relacjonowano, pokazującym, przypadkowo zrobionym przez dziennikarza mieszkającego w hot…, który mieszkał w hotelu w pobliżu lotniska, który zobaczył schodzący do lądowania samolot, a następnie wybuch, sfilmował ten wybuch… uderzającego o płytę lotniska samolotu. Poza tym jednym przekazem, zdaje się, że żadnych innych, samego wydarzenia nie ma, najwyżej są zdjęcia pokazujące już to, to co się działo później… (…) Po uderzeniu…

(http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2012/05/problem-filmu-z-upadkiem-samolotu.html).

Czy zatem w pierwszej chwili (owego historycznego posiedzenia z tak ważnym świadkiem) szef ZP nie powinien był też od siebie powiedzieć paru słów na temat tego domniemanego filmu ze sfilmowanym wybuchem uderzającego o płytę lotniska samolotu? Kto bowiem inny, jak nie moonwalker kwalifikowałby się na „operatora” telewizyjnego stojącego za takim właśnie dokumentalnym nagraniem – jedynym w swoim rodzaju? Nawet jeśliby informacja o tym wideo to była li tylko plotka lub pogłoska (do takich wszak też się na tym posiedzeniu szef ZP odwołuje, dopytując np. czy Wiśniewski nie zrobił wideo odwróconych kół) – to wypadało się do niej odwołać i podać nazwisko osoby, od której się tę niesprawdzoną wieść zasłyszało. Pytanie więc, czy Macierewicz w momencie, gdy kieruje uwagę i świadka, i uczestników posiedzenia na „końcóweczkę”, wie, iż nie będzie tam zarejestrowanej katastrofy, czy też sprawdza Wiśniewskiego pod takim kątem, czy świadek (mimo że nagrał jakieś zdarzenie przy XUBS) pozostawił jakikolwiek ślad po sfilmowanym wybuchu uderzającego o płytę lotniska samolotu?

SW w milczeniu sięga do myszki i zaczyna szukać po laptopie: Chodzi o tą kamerę, nazwijmy to, okienną?

AM: Tak, tak, tak – okienną. Przepraszam państwa najmocniej, ale to może nam pomóc w kilku kwestiach.

SW (wpatrzony w laptopa): Już, proszę uprzejmie, proszę czekać na przyjęcie zgłoszenia.

I teraz zaczyna się cyrk, który urządzi przed kamerami sam świadek. Wiśniewski zapewne wyczuwa już, że Macierewiczowi chodzi wyłącznie o „końcóweczkę” i wcale się nie spieszy z jej prezentacją.

SW: Tu akurat pozwolę sobie pokazać fragment… yyy… i tu akurat, jak pan pyta… yyy… na temat ilyushina [o nagranie iła pytano już dawno, poza tym była mowa o prezentacji „komisji Millera” z „zarysem” (ponoć) ruskiego transportowca we mgle – przyp. F.Y.M.] – mam taki krótki… – prawda, zanim dojdziemy do tego… meritum, jeśli chodzi o… No? Dlaczego to nie idzie? (na telebimie ukazuje się obraz mglistego poranka) Mhm.

To z kolei zniecierpliwi szefa ZP (tak jakby należało się spieszyć gdzieś na tym posiedzeniu – mija wszak 1h24′ i 13 sekund spotkania ze świadkiem), który zdradzi się z tym, co chciał obejrzeć:

AM: Może ten końcowy fragment, prawda?

Końcóweczka, końcóweczka – nie tak prędko, w swoim czasie. Moonwalker sam rozgrywa tę partię. Cyrk z „okienną kamerą” dopiero startuje.

SW: Już chwileczkę, bo tu zaraz się… powinien się pojawić chyba dźwięk, jak dobrze… (pokazany jest fragment pliku wideo bez danych czasowych – plik opisany jest jako najprawdopodobniej LADOWANIE ILA76 (niezbyt czytelny zapis);

fr

po chwili słychać w oddali dźwięk nadlatującego samolotu; plik jest wycięty z większej całości, gdyż odtwarzany jest, jeśli mnie wzrok nie myli, od 00 – dźwięk silnika pojawia się w 00’41”) …I leci ilyushin… Słychać, a nie widać.

AM: To jest drugie zajście.

SW: To jest ten, to, znaczy, nie wiem, które – czy pierwsze, drugie, to mi tu trudno, tego, ale w tym momencie powinien być tu gdzieś widoczny ilyushin. Ni ma.

Owszem, ni ma. W tym teatrze telewizji parlamentarzyści siedzą jak zahipnotyzowani. Nikt nie wpadnie na pomysł, by Wiśniewski zaprezentował inne fragmenty z podejściami ilyushina, a może z innymi podejściami także. Macierewicz zaś od razu wraca do tego, co go najbardziej zainteresowało, lecz Wiśniewski, jak się przekonamy, wcale nie zamierza mu ułatwić zadania.

AM: A rozumiem. Czy możemy wrócić do tego…

SW: Już…

AM: …końcowego fragmentu?

SW (otwiera folder z subfolderami): Już wracamy do końcowego fragmentu. Chodzi o…? O…?

AM: Stałej kamery.

SW: Proszę uprzejmie.

Wiśniewski w tym momencie otwiera jakiś fragment mgielnego sitcomu (tym razem z „zegarem kamery”, a więc datowany na 10- 4-2010 i na godz. 7:19:16) i rozpoczyna się cyrk w postaci przewijania wideo, przewijania, które nie ma końca. Fachowiec od przewijania taśmy w kamerze przed pułkownikiem FSB na XUBS (włączyłem kamerę, przewinąłem kasetę do przodu, do pustego miejsca i pokazałem, że nic nie ma. On mówi: no, to jak nic nie nagrał, no to człowieka trzeba go puścić), przed szefem ZP nie jest w stanie przewinąć swojego pliku wideo na laptopie w sielskiej, bezstresowej atmosferze. Jest więc materiał wideo odtwarzany, przyspieszany, a Wiśniewski kursorem próbuje przeciągnąć do „dalszych chwil” mgielnego zapisu lub też najeżdża nim na pole odtwarzacza Windows Media Player z funkcją „forward”. I nic. Ale dobry humor montażysty nie opuszcza.

SW: Jakieś uparte to… No… Przepraszam, akurat ten odtwarzacz nie za bardzo lubi tego… ten format… Przepraszam, drobne problemy techniczne ze sprzętem, ale postaramy się jak najszybciej dojechać do końca.

Tym niemniej podczas tego przewijania można zobaczyć uskok czasowy (kilkuminutowy), na który już kiedyś zwracałem uwagę w poście: http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/07/ciagosc-zapisu.html,

a

b

pojawia się bowiem luka w godz.: 7:21:53-7:27:11. Jeśli więc moonwalker wziął do tej prezentacji jakąś inną „większą całość”, to ona już była poddana jakiemuś postprodukcyjnemu działaniu. Co zostało „wycięte” i dlaczego „wycięte”, a nie po prostu skopiowane we fragmencie? Czy Wiśniewski też dostrzega tę lukę, że nagle mówi: Spróbujemy z innej strony – i po chwili zwija plik? Po tym jednak działaniu ukazuje się jeszcze ciekawsza odsłona jego materiałów, którą też już sygnalizowałem: http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/03/mga-0.html. Plik bowiem, na który (po zamknięciu sprzed chwili) najeżdża kursorem Wiśniewski, oznaczony jest: 24. 4. 2010 7:38.

Znowu otwiera się mgielny sitcom z datą i godziną: 10- 4-2010 7:19:18, co Macierewicz kwituje:

AM: No, niestety, wróciliśmy do początku.

Tymczasem to wcale przecież nie musi być początek mgielnego zapisu montażysty. Historia jednak z przewijaniem się znów powtarza, ale… po paru sekundach odtwarzania (na zegarze kamery jest 7:19:30) słychać blacharskie pyknięcia i jakby czyjś głos (a, jak pamiętamy, to nagłe i niespodziewane najście blacharzy koło wpół do 9-tej miało moonwalkerowi uniemożliwić filmowanie – istnieje więc wielkie prawdopodobieństwo, że cała historia z blacharzami to zwykła ściema). Wiśniewski wyłącza więc fonię przy dalszym przewijaniu. Szef ZP jednak sprawia wrażenie zupełnie niezainteresowanego mgielnym sitcomem (a przynajmniej nie w tych prezentowanych fragmentach).

AM: A gdyby tak na centralną?

SW przewija dalej, w 7:20:37 włącza znowu fonię: Tu akurat ten odtwarzacz nie lubi akurat tego formatu. Widzę, że z uporem maniaka chce iść po swojemu. Jeszcze jedną chwilę…(i znowu słychać odgłosy, jakby nadchodzili blacharze – tym razem jednak moonwalker błyskawicznie zwija plik). Yyy… Mhm…(cyrk trwa dalej, Wiśniewski szuka alternatywnego odtwarzacza w laptopie; w tle słychać jedną z posłanek (Zuba?), która sygnalizuje szefowi ZP, że chciałaby jedno krótkie pytanie zadać)… Hm, hm, hm… Hm, hm, hm, hm, hm (słychać pogwizdywanie pod nosem). Gdzie tu jest „mój komputer”? No dobra.

AM: Czy ja mógłbym prosić kogoś w takim razie z… może pan, panie Bartku, może pan… pomoże, bo…?

SW (zapewne do kogoś z obsługi technicznej): „Mój komputer”, gdzie powi-, muszę odszukać,… yyy…, tu nie mogę znaleźć… Nie, bo chcę z płyty pojechać. Odtworzyć płytę… Bo to akurat nie z… pliku, tylko może akurat dysk się nie wyrabia… To są „ustawienia”… (nieco weselszym tonem i głośniej) No, no, to… Przepraszam, za kłopot…

AM: Ale tak bywa.

SW: …chwila na papierosa. Akurat nie znam tego…

AM: Technika…

SW: Nie znam tego komputera.

AM: Technika…

SW: Nie chcę go, mówiąc delikatnie… Już prze… tego… Mhm. [Cisza się przedłuża – nikt z parlamentarzystów nie zadaje żadnych pytań świadkowi]. …Już. [Zmieniony program do odtwarzania plików wideo – tym razem Power DVD 5].Trochę uporu, trochę wiedzy i może się uda.

Wiśniewski ponownie najeżdża kursorem na plik z oznaczeniem 24.4.2010 7:38 i znowu zaczyna się od kadru z godz. 7:19 (10-04). Kamera filmującego posiedzenie robi odjazd i widzimy rozmawiających, a po chwili wychodzących, zapewne do pilnych obowiązków, posłów (B. Kempa i A. Mularczyk) – przez to jednak nie możemy śledzić zmieniającego się obrazu na telebimie, niestety.

SW: O, tu mamy następny rozdział, następny. To jest to… 8:19 (ponowny najazd kamery od 8:27:21 według czasu na mgielnym sitcomie i tu od razu jest przeskok na 8:35:20, ale być może wywołany przewijaniem materiału, a nie jego nieciągłością). Blisko, coraz bliżej. I tu akurat widać, że… kamera ustawiona jest lekko w drugą stronę – w lewo przes-, przekręcona właśnie po… (już słychać zbliżających się znów blacharzy) po tej sytuacji, gdy widzia…, słyszałem samolot, a nie widziałem

AM: Czyli to jest ósma polskiego czasu, czyli dziesiąta

I na to odpowiada Wiśniewski w dość zagadkowy sposób:

SW: To jest… To jest wszystko u tego, ten, yyy…

AM: Tak.

SW: I… sprawa związana właśnie z… tym… Iii… że…

Nie ma więc potwierdzenia tego, o co pytał Macierewicz. Na posiedzeniu nikt nie pyta, czy tylko raz zmieniał Wiśniewski położenie kamery, czy więcej razy i czy w związku z tym była ona wyłączana?

AM: Czyli to jest widok z pana kamery…?

SW: To jest…

AM: …ustawiony na miejsce, które

I moonwalker, i szef ZP posługują się tu (powyżej) wyjątkowo ezopową mową, czyż nie? Już krócej pewnych rzeczy powiedzieć się nie da.

SW: …miejsce… Tu akurat dla ułatwienia (pokazuje kursorem na ekranie – w tle po chwili słychać rozmowy blacharzy) – z tej strony jest podejście na lotnisko Siewiernyj. Mniej więcej tu, lekko w lewo jest już te miejsce, gdzie tu kawałek dalej, jest droga wylotowa ze Smoleńska…

Na ekranie pojawia się 8:36:00 – nie słychać (tak jak i w poprzedniej minucie) absolutnie żadnego odgłosu silników żadnego samolotu, wbrew temu, co relacjonować miał A. Wosztyl w prokuraturze: Było to około godz. 8:35 polskiego czasu. Stojąc przy swoim samolocie usłyszeliśmy dźwięk silników Tu-154M podchodzącego do lądowania. Rozpoznałem go po charakterystycznym dźwięku pracy silników tego modelu samolotu http://www.panstwo.net/335-rozdzial-vi-%E2%80%93-katastrofa; nawiasem mówiąc: rozpoznanie „prezydenckiego tupolewa” PLF 101 z 96 osobami na pokładzie (wedle oficjalnych danych) – zaledwie po dźwięku pracy silników tego modelu samolotu – to na pewno wyczyn nie tylko akustyczny, lecz i kryminalistyczny. Oczywiście nieprawdziwy może być czas kamery z mgielnego sitcomu – ale też nie do końca prawdziwe muszą być zeznania Wosztyla. Tych zeznań i tak jednak nie ma pod ręką na posiedzeniu z Wiśniewskim Macierewicz, który już pragnie widzieć „końcóweczkę”, tę jednak będzie momentami moonwalker niemiłosiernie zagadywał:

SW: …i kawałek dalej…, tu, powiedzmy, bardziej jeszcze w lewo (coraz głośniejsze efekty „pracy blacharzy”),niestety, kamera tego w tej chwili… O… I tu słychać łomot wchodzących pracowników na ten daszek, bo tam mieli jakieś coś do zrobienia…

AM: 8:36.

SW: O, i tutaj właśnie… I to był powód, dla którego kamera przestała na-, rejestrować całą

Sama kamera przestała rejestrować, ma się rozumieć.

AM: Gdyby pan mógł to do końca doprowadzić.

Otóż to, „końcóweczka” się liczy.

SW: Tak, bo to już jest chwila-moment, zaraz to się powinno, zaraz… to się powinno skończyć.

AM: Wchodzą robotnicy…

Nie tyle wchodzą, co już od dłuższego czasu są na „daszku”. Nikomu jednak nie przyszło do głowy, by spytać: od kiedy ci robotnicy pracowali owego dnia?

SW: Wchodzą robotnicy i krę-, kręcą mi się przed obiektywem, no, jak mi się ktoś, mówiąc, kręci i przeszkadza, no to, yyy… trochę traci się na sensie re-, tym bardziej, że blisko się kręcili, yyy… mieli jakieś blachy w dłoni, no, tak więc, chcąc nie chcąc, po prostu mogli albo potrącić, uszkodzić… No, mam jakiś sens, stosunek emocjonalny do tej kamery, bo to mimo tego, że to jest prosta, w miarę tania, ale troszeczkę świata ze mną zwiedziła… A tym bardziej…

Nikt nie pyta: a o czym rozmawiali ci „robotnicy”? A pan z nimi nie rozmawiał? Nie prosił pan, by może zeszli z „planu zdjęciowego”? Nikt też nie prosi, by Wiśniewski po prostu się zamknął, a nie plótł trzy po trzy o swoim sentymencie do „prostej i w miarę taniej kamery”, i dał po prostu ludziom posłuchać tego, czy w ogóle w tle dochodzą dźwięki silników tupolewa.

AM: Przede wszystkim to sprzęt pracy.

A skąd wie szef ZP, na jakim sprzęcie pracuje „polski montażysta”? I tu w odpowiedzi się Wiśniewskiemu wyrywa:

SW: Bardziej dla hobby niż do pracy (na ekranie 8:37:00). Do pracy mam lepszą kamerę.

Ta niezwykła uwaga uchodzi uwadze uczestników posiedzenia, którzy zapewne w pełnym napięciu oczekują jak z kapelusza wyskoczy królik. Niestety, magic moonwalker prezentuje publiczności pusty czarodziejski kapelusz.

AM: 8:37.

Tu dopiero nastaje cisza, słychać szum za oknem – bez żadnych samochodów, strzępy rozmowy blacharzy. I nic.

AM: Dajmy temu wybrzmieć, prawda, bo to… (blacharze gadają, podśmiechują się)

SW (niejako przygotowując publiczność, że jednak wielkiego finału na mgielnym sitcomie nie będzie): Tak, bo to, no, niestety, mówię, niestety, bo jakbym… kilka minut… trzy minuty dłużej… byłby ten… Niestety… (8:37:21 – kamera wędruje w górę i w stronę pokoju hotelowego)… No i tu właśnie, w tym, niestety mom-, w tym momencie została kamera właśnie zabrana

Nikt nie pyta: czemu pan używa formy bezosobowej? To nie pan zabrał kamerę? Nie był pan sam w pokoju?

AM: Pan ją zdejmuje?

SW: Tak, zdejmuję, no bo (8:37:27 – kadr z blacharzem na tle zamglonych drzew), jak się kręcą robotnicy, przeszkadzają w pracy (widać, że okno było zamknięte) i tu nawet przez chwilę… mmm… No i jest… (zapis urwany, wyświetla się błękitne pole z kreskami na cyfry) niestety…

W tym momencie zacznie się emocjonujący dialog Macierewicz-Wiśniewski na temat tego, że moonwalker, mając kamerę i taką nadzwyczajną okazję, nie filmuje tego, co się dzieje. O tym intrygującym dialogu przy następnej okazji – teraz na koniec jeszcze zatrzymajmy się przy innej kwestii, o wiele poważniejszej niż przekomarzania szefa ZP z montażystą, z którego Macierewicz chce zrobić niewiarygdonego świadka: dlaczego nikt z ZP nie interesuje się tym, co pokazał właśnie Wiśniewski? Gdy prezentowano moonfilm, pytano o każdy detal niemalże, widzialny i niewidzialny, w zasięgu „oka kamery” i w polu wzrokowym moonwalkera – tu zaś nikt o nic nie pyta, z tego, co było pokazywane, choć wszyscy widzą fragmenty mgielnego sitcomu pierwszy raz, jak można podejrzewać. Czemu nie jest zapis z parapetu nagle interesujący, niewarty uwagi ZP? Przecież to ma być Smoleńsk 10-04 i ostatnie chwile przed katastrofą smoleńską. Czy nie jest więc interesujące nagle to, iż ta kompletna, głucha cisza za oknami hotelu jest dość nietypowa, jak na sobotnie przedpołudnie i godzinę ca. 10:30 (lokalnego czasu) w dużym, parosettysięcznym, ruskim mieście? Wszyscy śpią wtedy? Siedzą w milczeniu w chałupach? Nie słychać ani aut, ani ruchu na ulicy, ani nawet głosów przechodniów. Nie słychać też oczywiście żadnego samolotu do ostatnich sekund materiału.

Macierewicz nie mógł się doczekać prezentacji „końcóweczki”, a gdy ją właśnie obejrzał, wcale go to, co pokazano, nie interesuje – a przecież jest to materiał zupełnie premierowy i wypadałoby o wiele szczegółów wypytać – jak o ten jeden podstawowy: a czemu pan, panie z telewizji, nie pogonił tych durnych blacharzy sprzed okna? O ciągłość zapisu można by pytać, o nieciągłość także, tak jak i o to, co widać było „poza planem” itd.

bl

Co więc naraz będzie bardzo interesować szefa ZP po tej z kolei premierowej prezentacji? Co? Jak Państwo sądzą? Co będzie interesujące dla niego? Czy jeszcze „końcóweczka” mgielnego paradokumentu, która chwilę temu była tak niezwykle ważna, że aż Macierewicz poganiał Wiśniewskiego, by przewijał mgielny sitcom do ostatnich minut – i warta dokładnego obejrzenia (dajmy temu wybrzmieć)? Absolutnie nie. Ona już nie. Nieważna „końcóweczka” właśnie. Teraz szefa ZP będzie interesować wyłącznie to, co się akurat nie nagrało.

To się nazywa gonić coraz to nowego króliczka właśnie. Tylko że łowczy doskonale wie, kiedy którego króliczka (nawet dogonionego) zostawić w krzokach.

Free Your Mind

Za: 'Układ Warszawski - rekonstrukcja' - Free Your Mind (21.03.2013) | http://freeyourmind.salon24.pl/495284,fenomen-mgielnego-sitcomu

Skip to content