Aktualizacja strony została wstrzymana

Zapomniany fundament III RP – Stanisław Michalkiewicz


Akademia, jaką urządzono w Sejmie w 20 rocznicę rozpoczęcia obrad okrągłego stołu, była znakomitą ilustracją oceny, iż okrągły stół był umową między „stroną rządową”, której rdzeniem był wywiad wojskowy oraz „stroną społeczną”, której politycznym kierownikiem było środowisko „lewicy laickiej”, a więc – dawnych stalinowców, którzy w różnych okresach i z różnych przyczyn wystąpili przeciwko partii, tworząc jeden z dwóch nurtów opozycji demokratycznej – o podział władzy nad narodem polskim. Akademię zagaił Jerzy Szmajdziński, który wprawdzie stalinowcem nie był, ale tylko z powodu urodzenia na rok przed śmiercią Józefa Stalina, a honorowym gościem, obcmokiwanym przez wszystkich uczestników, był generał Jaruzelski.

Zorganizowanie z takim przytupem akademii w rocznicę okrągłego stołu miało na celu utrwalenie obowiązującej wersji historii, według której siły patriotyczne z jednej i z drugiej strony podjęły suwerenną decyzję o rozmontowaniu komunizmu, który – jak przytomnie i wbrew samochwalczym deklaracjom Lecha Wałęsy zauważył Jerzy Szmajdziński – wcale nie został „obalony”. Kto w tę wersję będzie powątpiewał, a zwłaszcza – dopuściłby się „kłamstwa transformacyjnego”, został usłużnie zakwalifikowany do wariatów przez samego legendarnego Władysława Frasyniuka. Onże legendarny Władysław Frasyniuk wystąpił z inicjatywą wzniesienia pomnika generałowi Jaruzelskiemu i Lechowi Wałęsie.

Skąd w legendarnych taka skwapliwość, skąd uporczywe podkreślanie szlachetnych intencji nie tylko własnych, bo to wiadomo, jakże by inaczej – ale również „strony komunistycznej”, a generała Kiszczaka w szczególności? Skąd takie upowszechnienie wśród nieugiętych legendarniaków „postawy służebnej”, z której zasłynął Tadeusz Mazowiecki, przećwiczywszy ją jeszcze w okresie heroicznym w PAX-ie – tym pierwowzorze „Źywej Cerkwi”, kierowanym przez Bolesława Piaseckiego na podstawie koncesji Iwana Sierowa?

Składać się musi na to szereg zagadkowych przyczyn, a na jeden z tropów wskazuje zastrzeżenie, jakie w roku 2006 podniosła grupa senatorów przeciwko ustawie o ujawnieniu informacji zgromadzonych przez UB i SB. Jak pamiętamy, zastrzeżenie, do którego przyłączył się również pan prezydent Kaczyński, sprowadzało się do obaw przed ujawnieniem „danych drażliwych”. Chodziło o ujawnienie czyichś skłonności do trunków, albo jakichś sekretnych romansów. Te zastrzeżenia zawsze wydawały mi się niewiarygodne, bo taki np. Jacek Kuroń miał do wódki już nie jakąś tam „skłonność”, ale prawdziwą zapamiętałość i wcale mu to nie przeszkadzało w wygrywaniu wszelkich rankingów popularności. Podobnie ujawnienie romansów sprzed 30 lat mogło wzbudzać tylko fale nostalgicznych westchnień. Zatem – nie o te informacje tak naprawdę chodziło. A skoro nie o te, to o jakie?

Czy w ogóle są informacje, które kogą być kompromitujące nawet po 30 czy 40 latach? A owszem. Ujawnienie agenturalnej przeszłości jest kompromitujące zawsze, podobnie jak informacja o nieuczciwości pieniężnej. W związku z tym warto przypomnieć, że zagraniczna pomoc finansowa dla Solidarności, zwłaszcza w stanie wojennym i później, kierowana była dwoma kanałami. Mniejszym i dyskretniejszym – chociaż w świetle informacji o „Cappino”, a zwłaszcza „Proroku”, nie jest to już takie pewne – kanałem watykańskim oraz większym i całkiem dla SB transparentnym – Międzynarodowym Biurem Solidarności w Brukseli, kierowanym przez konfidenta SB Jerzego Milewskiego, późniejszego dygnitarza III Rzeczypospolitej. Jak wyszło na jaw przy okazji afery z bankiem Ambrosiano, przez kanał watykański przeszło co najmniej 200 milionów dolarów, a w takim razie przez brukselski – co najmniej dwukrotnie więcej. I dzisiaj są to bajońskie sumy, a cóż dopiero – w tamtych czasach, kiedy średnia miesięczna pensja stanowiła równowartość 20 dolarów?

Monitorująca na bieżąco Międzynarodowe Biuro Solidarności w Brukseli Służba Bezpieczeństwa doskonale zatem wiedziała, kto ile wziął i gdzie schował. Czego jak czego, ale tego to już SB pilnowała. Najlepszą poszlaką, która na to wskazuje, jest brak IPN-owskich publikacji na ten temat. Przyczyną tej chwalebnej powściągliwości może być okoliczność, że te informacje „człowieki honoru” zachowały dla siebie w charakterze polisy ubezpieczeniowej. W takim razie byłby to niewzruszalny fundament III Rzeczypospolitej – oczywiście pod warunkiem, że legendarniaki wytrwają w „postawie służebnej” bez względu na okoliczności. Tego jednak można być pewnym, bo wprawdzie wszyscy obiecywali, że w „wolnej Polsce” nastąpi „rozliczenie”, ale jak dotąd – nie nastąpiło. Za całe „rozliczenie” musiało wystarczyć kapłańskie słowo honoru księdza prałata Henryka Jankowskiego, że wszystko odbyło się w jak najlepszym porządku. Czyżbyśmy w takim razie nadal czekali na „wolną Polskę”? To by oznaczało, że rację mają „wariaci” i „oszołomy”, tymczasem legendarniaki mówią coś zupełnie innego.


Stanisław Michalkiewicz

Felieton  ·  tygodnik „Nasza Polska”  ·  2009-02-17  |  www.michalkiewicz.pl

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

Skip to content