Aktualizacja strony została wstrzymana

31 rocznica masakry w Wujku

Od milicyjnych kul zginęło tam dziewięciu górników, a kilkudziesięciu innych zostało rannych. Była to największa tragedia stanu wojennego. Właśnie mija 31 lat od tragicznej w skutkach pacyfikacji katowickiej kopalni Wujek. 2 listopada tego roku, ważnym interesem prywatnym oskarżonego sąd uzasadnił utajnienie rozprawy, na której biegli mieli wyjaśnić, dlaczego uznali Czesława Kiszczaka za niezdolnego do uczestnictwa w procesie. Były szef MSW jest oskarżony o przyczynienie się do śmierci dziewięciu górników z kopalni , którzy zginęli w grudniu 1981 r. podczas pacyfikacji strajku.

Protest w kopalni Wujek rozpoczął się po wprowadzeniu stanu wojennego, na wieść o zatrzymaniu szefa zakładowej Solidarności Jana Ludwiczaka. Został aresztowany w nocy z 12 na 13 grudnia. Zomowcy rozbili drzwi jego mieszkania i wdarli się do środka. Pobili dwóch górników, którzy pilnowali wejścia.

W niedzielny poranek, 13 grudnia, na prośbę górników, do kopalni przyszedł z pobliskiego kościoła ks. Henryk Bolczyk, który odprawił mszę w zakładzie. Po jej zakończeniu pracownicy rozeszli się do domów. 14 grudnia pierwsza zmiana rozpoczęła strajk. Górnicy domagali się zwolnienia z więzienia Ludwiczaka i innych działaczy „S” z całego kraju, respektowania Porozumienia Jastrzębskiego oraz niewyciągania konsekwencji wobec protestujących.

Do strajku przyłączali się górnicy z dalszych zmian, którzy sformułowali kolejne postulaty – zniesienia stanu wojennego i przywrócenia działalności Solidarności. Przywódcą strajku wybrano Stanisława Płatka, sekretarza komisji rewizyjnej „S” w zakładzie. Negocjacje strajkujących z władzami nie przyniosły rezultatu. Zawiązał się komitet strajkowy. W pierwszych dniach stanu wojennego na Śląsku zastrajkowało w sumie ok. 50 zakładów. 15 grudnia do strajkujących zaczęły dochodzić wieści, że milicja i wojsko spacyfikowały niektóre strajkujące zakłady, m.in. kopalnię Manifest Lipcowy w Jastrzębiu Zdroju.

Górnicy, nie wiedząc jeszcze wówczas, że strzelano do robotników w „Manifeście”, rozpoczęli przygotowania do obrony swojego zakładu. Bronią stały się łopaty, kilofy, łańcuchy, zaostrzone pręty, cegły i śruby.

Następnego dnia kopalnię, gdzie strajkowało już ok. 3 tys. górników, otoczyły oddziały milicji, czołgi i wozy pancerne. Wokół zebrał się też tłum kobiet, młodzieży i dzieci. Do strajkujących poszli przedstawiciele wojska, by nakłonić ich do poddania się. Propozycja została odrzucona. Wtedy armatkami wodnymi, przy 16-stopniowym mrozie, zaatakowano ludzi otaczających zakład. Milicjanci obrzucili tłum gazami łzawiącymi i świecami dymnymi.

Przed godziną 11 czołgi sforsowały kopalniany mur, a oddziały ZOMO wkroczyły na teren zakładu. Górnicy byli ostrzeliwani pociskami wypełnionymi gazem łzawiącym i polewani wodą. W czasie walki górnicy ujęli trzech milicjantów, a resztę pacyfikujących zmusili do wycofania. Gdy do akcji wprowadzony został pluton specjalny, padły strzały. Na miejscu zginęło sześciu górników, jeden umarł kilka godzin po operacji, dwóch kolejnych na początku stycznia 1982 r.

Dla Józefa Czekalskiego, Krzysztofa Gizy, Ryszarda Gzika, Bogusława Kopczaka, Zenona Zająca, Zbigniewa Wilka, Andrzeja Pełki, Jana Stawisińskiego i Joachima Gnidy była to ostatnia szychta w życiu. Ponad 20 innych górników zostało rannych. Straty drugiej strony to 41 rannych, z których 10 wymagało leczenia w szpitalu.

Po zakończeniu pacyfikacji doszło do rozmów przedstawicieli obu stron. Górnicy zwolnili ujętych trzech milicjantów, oddali broń i zakończyli strajk. Wkrótce potem służby bezpieczeństwa zatrzymały osiem osób, które oskarżono o organizowanie i kierowanie strajkiem w „Wujku”. W lutym 1982 roku czterej z nich otrzymali wyroki od 3 do 4 lat więzienia, czterej inni zostali uniewinnieni.

20 stycznia 1982 roku sterowane przez władze śledztwo w sprawie odpowiedzialności milicjantów za użycie broni palnej podczas pacyfikacji kopalni Wujek umorzono. Prokuratura Garnizonowa w Gliwicach uznała, że milicjanci działali w obronie koniecznej.

Sprawa została wznowiona po upadku komunizmu. Prawomocny wyrok zapadł dopiero w 2008 r., po trzech procesach (dwa poprzednie wyroki uchylał sąd apelacyjny). Były dowódca plutonu specjalnego ZOMO Romuald Cieślak został skazany jedynie na 6 lat więzienia, dwaj jego podwładni na 4 lata, a 11 innych – na 3,5 roku więzienia.

Miesiąc temu, wynajęta przez Śląskie Centrum Wolności i Solidarności firma zaczęła renowację 33 metrowego krzyża-pomnika ustawionego przed katowicką kopalnią Wujek. Pomnik został najpierw gruntownie umyty, a potem pomalowany.  Pomnika nie udało się odnowić w zeszłym roku przed obchodami 30. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego oraz wydarzeń Grudnia 1981 roku, bo zabrakło pieniędzy. W tym roku udało się zdobyć m.in. dotację z Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.

Pomnik poległych górników kopalni Wujek odsłonięto 15 grudnia 1991 r., w dzień przed 10. rocznicą masakry w kopalni „Wujek”.

Za: niezalezna.pl (15.12.2012)

Na zapomnienie niech nie liczą

Generałowie Jaruzelski i Kiszczak zachowywali się, jakby to nie oni napędzali zbrodniczy system. To woła o pomstę do nieba – mówi Włodzimierz Ulański, były górnik z katowickiej kopalni „Wujek” w rozmowie z portalem Niezależna.pl

W grudniu 1981 miał Pan 25 lat, a pracę górnika w kolpani „Wujek” łączył ze studiami. Jaki był ten Pański 16 grudnia, gdy w „Wujku” zginęło dziewięciu górników?
Wszystkich bardzo zdenerwowała wiadomość o ciężkim pobiciu naszego przewodniczącego Solidarności. W dodatku ci, którzy przyszli mu pomóc też zostali pobici. Dlatego postanowiliśmy zastrajkować. Nie było agresji, tylko zdecydowanie i wola pokojowego protestu. Ale później, gdy zomowcy przystąpili do ataku, ludziom naprawdę puszczały nerwy. Byłem jednym z szesnastu oddziałowych, w mojej drużynie był Zbyszek Wilk. Kiedy zginął miał 30 lat. Tamtego dnia nie mogliśmy pozwolić, by zomowcy robili z nami co chcieli. Dlatego broniliśmy się, chowając się przed gazami, a potem przed kulami przy rurach cieplnych. A kiedy tylko się dało, goniliśmy ich, rzucając metalowymi śrubami. Wie pan, kopalnia to nie jest miejsce dla grzecznych chłopców, tutaj pracowali twardzi mężczyźni. Nie pozwoliliśmy sobie w kaszę dmuchać.

Zanim zomowcy użyli ostrej broni były gumowe kule i gazy.
Dostałem parę razy gumową kulą, ale gazy były gorsze. Ludzie dusili się nimi, dostawali krwotoków, dosłownie tracili głos. Próbowaliśmy odrzucać te puszki z gazami, którymi strzelali w naszą stronę. Źeby nie zacząć się dławić, twarze owijaliśmy sobie onucami albo jakimiś kawałkami gazy, które ktoś przyniósł. Po 16 grudnia nie byłem w stanie pracować normalnie. Chorowałem przez pół roku, miałem omdlenia, krwotoki. Zomowcy musieli naprawdę straszne ilości tych gazów użyć przeciwko ludziom. Koledzy przez długie miesiące wracali do zdrowia. Niektórym się nie udało, a lekarze stwierdzili u nich trwałe uszkodzenie systemu nerwowego. Oczywiście można powiedzieć, że mieli więcej szczęścia, niż dziewięciu chłopaków, których zomowcy zamordowali.

Tragedia „Wujka” naznacza na całe życie?
Zostaje ślad w pamięci, którego się nie da zamazać, wyrwać, wyrzucić. Człowiek w naturalny sposób ucieka od scen drastycznych, tragicznych. Ale w tym przypadku to bardzo trudne. Jeżeli tylko zaczyna się rozmowa o 16 grudnia, od razu wracają obrazy, wspomnienia. Bywa i tak, że zapachy – np. zapachy spalin – potrafią z miejsca przywrócić w pamięci tamte chwile. Chmury gazów milicyjnych nad kopalnią. Ale przyznam, że trzeba się starać uciekać od tych myśli. Gdyby nie, to człowiek chyba by musiał zwariować.

Mówimy o obrazach, a co ze świadomością? Tego, że zbrodnia w „Wujku” to wciąż zbrodnia bez kary?
Dzisiaj Jaruzelski jest starym, schorowanym człowiekiem. Zgoda, ale czy to znaczy, że nie powinien ponieść odpowiedzialności? Jestem, tak jak większość kolegów, bardzo rozczarowany, że włos mu z głowy nie spadł. Nie nazwano jego winy. Jak można było w ogóle nie osądzić stanu wojennego, oprawców? To będzie zawsze bolało i uwierało. Niech oni nie liczą, że ludzie zapomną. Poczucie krzywdy i niesprawiedliwości zawsze w nas siedzi. Generałowie Jaruzelski i Kiszczak zachowywali się, jakby to nie oni napędzali zbrodniczy system. To woła o pomstę do nieba. Ukarani i to w moim przekonaniu symbolicznie zostali zomowcy z plutonu pacyfikującego „Wujka”. Ale to tylko ręka, która dokonała zbrodni. A co z głową?

Środowisko górników z „Wujka” wciąż trzyma się razem?
Tak, a miejscem które nas skupia jest muzeum przy kopalni. Co roku chodzimy na uroczystości rocznicowe pod pomnikiem. Staramy się zachowywać już dystans, bo inaczej się nie da. Nie można pozwolić, by ponosiły nas emocje. Czas trochę zagoił rany, ale w dołku człowieka jeszcze wciąż ściska gdy przypomną się tamte chwile. I świadomość, że niektórzy najbliżsi zastrzelonych górników nie doczekali się poczucia elementarnej sprawiedliwości. Jak mama najmłodszego, Janka Stawisińskiego, która umarła w ubiegłym roku w Koszalinie.

A ma Pan to, co moglibyśmy nazwać poczuciem sprawiedliwości, patrząc na dzisiejszą Polskę?
Bardzo mnie boli, że choćby zmian w kodeksie pracy dokonuje się na korzyść pracodawców, zapominając o pracownikach. A te uprzywilejowane środowiska to często ludzie, którzy się uwłaszczyli na społecznym majątku. Dostrzegam źle pojętą restrukturyzację. Na Śląsku wyraźnie widać, jak wiele zakładów rozparcelowano i oddano nowym właścicielom. Dosłownie za grosze. Zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że po 1989 roku zbudowaliśmy system bardzo niesprawiedliwy społecznie. Ci, którzy nas w dawnym systemie gnębili a nawet katowali, dzisiaj mają się często dużo lepiej od nas.

Rozmawiał Rafał Kotomski

Za: niezalezna.pl (16.12.2012)

Skip to content