Aktualizacja strony została wstrzymana

Europejski punkt widzenia – Zdzisław Krasnodębski

Jednym z charakterystycznych aspektów tragedii smoleńskiej jest milczenie mediów zachodnich na jej temat. Jednak poza Polską nikogo zdają się nie interesować wykrywane nieścisłości, odmienne hipotezy i wnioski.

Tragedia w Smoleńsku, która przecież wstrząsnęła światem, powinna budzić zainteresowanie. Można by oczekiwać, że gdy pojawiają się nowe informacje, znajdą szybko swoje miejsce na łamach zachodniej prasy czy w telewizyjnych programach informacyjnych. Tymczasem raport MAK-u i potem raport komisji Millera przyjęto jako zakończenie sprawy. A przecież śledztwo, jak wiemy, toczy się nadal, publiczna debata w Polsce trwa. Jednak poza Polską nikogo zdają się nie interesować wykrywane nieścisłości, odmienne hipotezy i wnioski. Nigdy żaden z zagranicznych dziennikarzy nie udał się do Smoleńska, by sam na miejscu porozmawiać ze świadkami. Źadna większa gazeta czy telewizja nie próbowała dokonać bilansu ustaleń i skonfrontować ze sobą różnych wersji. Nie ma żadnych prób weryfikacji innych hipotez, choćby dla sensacji i zwiększenia nakładu lub oglądalności.

Polska przestaje być problemem…

Dlaczego tak się dzieje? Czy jest to tylko efekt rosyjskiej propagandy? Dlaczego tak łatwo jest uwierzyć w lądowanie pod naciskiem i tak trudno jest przyjąć do wiadomości, że ludzie podważający wersję oficjalną mogą mieć ku temu racjonalne powody?

Wiele wyjaśnia artykuł „Dlaczego Polska jest nową Francją Niemiec?”, który „eksperci od Europy” Konstanty Gebert i Ulrike Guérot opublikowali na portalu OpenDemocracy. Zaczynają od znamiennego zdania: „Trzeba było tragicznego wypadku lotniczego (airplane crash), w którym Polska straciła połowę swojej militarno-politycznej elity, by dokonał się zwrot o 180 stopni nie tylko w polsko-rosyjskich, ale też w polsko-niemieckich relacjach”. Oczywiście był to, ich zdaniem, zwrot ku lepszemu, porzucenie drogi wiodącej na manowce. Jak wyjaśniają autorzy, przedtem relacje te były niszczone przez populizm i irracjonalne spory. Teraz natomiast przyjaźń rozkwita, Polska się wzmocniła, a Niemcy prowadzą swoją politykę wschodnią po europejsku zgodnie z polskimi radami. Polacy i Niemcy razem poprawiają stosunki UE z Rosją. Autorzy wspominają o pewnych trudnościach, jak np. Nord Stream, ale tym bardziej cieszy ich, że polscy politycy nie zrażają się takimi drobiazgami.

Jednak Gebert i Guérot wydają się niezupełnie „up to date”, jeśli chodzi o stosunki polsko-rosyjskie. Przecież niedawno minister Radosław Sikorski, a także inni politycy PO i jej zwolennicy przebąkiwali, w związku z pojawieniem się zdjęć ofiar ze Smoleńska w internecie, że Rosjanie świadomie prowokują, by podzielić Polaków i osłabić rząd Tuska. Lepiej więc nie porównywać stosunków polsko-rosyjskich z polsko-niemieckimi, bo można dojść do niewłaściwych wniosków.

Artykuł dobrze jednak oddaje szeroko i celowo rozpowszechnione przekonanie, że polska polityka zagraniczna jest teraz o wiele lepsza, europejska, kompromisowa. Z niemieckiego punktu widzenia trudno nie być zadowolonym. Jak stwierdził odchodzący ambasador Polski w Niemczech Marek Prawda w wywiadzie dla „Tagesspiegel”: „Polska coraz rzadziej jest postrzegana w Niemczech jako problem”.

Polska „postępowa”, a nie „reakcyjna”

Co do tego, że 10 kwietnia 2010 r. był punktem zwrotnym, zgadzamy się wszyscy. Tyle tylko, że dla wielu Polaków był to zwrot w kierunku polityki słabości i podległości. Niektórzy, jak Barbara Fedyszak-Radziejowska, wskazują, że konsekwencje katastrofy smoleńskiej są takie, niezależnie od jej przyczyny, jakby to był zamach. Degradacja polskiej polityki zagranicznej i rosnące napięcia wewnętrzne są faktem.

W Europie śmierć polskiej elity w Smoleńsku zamienia się w pozytywne wydarzenie, od którego zaczyna się zmiana na lepsze – „pojednanie polsko-rosyjskie” i symbioza polsko-niemiecka. Kiedyś „reakcyjna” Polska miała zginąć, aby powstała Polska „postępowa”, socjalistyczna. Dlatego często, choć rzadko wprost, uznawano eksterminację przedwojennej elity za wprawdzie brutalny i godny ubolewania, ale pozytywny w swoich skutkach akt modernizacyjny, zgadzając się po cichu z tym, co wprost głosili komuniści.

A ile byłoby kłopotów, gdyby się okazało, że śmierć 96 przedstawicieli polskiej elity była nieprzypadkowa? Strach pomyśleć. Co byłoby, gdyby rząd polski zachowywał się, jak na rząd polski przystało, gdyby premier Donald Tusk rzeczywiście chciał być premierem RP, tzn. gdyby twardo domagał się od Rosji możliwości przeprowadzenia uczciwego śledztwa, energicznie dążył do odzyskania wraku i skrzynek, naciskał na sojuszników, by pomagali mu w tym względzie. Co by było, gdyby to Tusk mówił o niejasnościach, gdyby on wspierał badania niezależnych naukowców, gdyby to on piętnował mataczenie? Polska znowu byłaby problemem, jątrzyłaby i psułaby atmosferę.

Nic takiego się nie dzieje, więc jest wygodnie i tym bardziej można milczeć. Trzeba tylko uważać, by do opinii publicznej nie przebiły się jakieś niepotrzebne informacje, mogące zasiać wątpliwości. Dlatego np. „Frankfurter Allgemeine Zeitung” potrafi rzeczowo pisać o podejrzeniach, że prezydent Turcji został otruty strychniną, natomiast nieliczne doniesienia podważające oficjalną wersję katastrofy smoleńskiej ozdabia kąśliwymi zdaniami o teoriach spiskowych, jakby przepisanymi prosto z „GW”. Na próżno szukalibyśmy w europejskich mediach informacji o niedawnej konferencji naukowców. Wzmianki o śmierci chorążego Musia pojawiły się w mniej znaczących mediach. Przemilczano prawie zupełnie zamianę ciał smoleńskich ofiar. Wyjątkiem była korespondentka Deutschlandfunk Sabine Adler (niedawno zastąpiła fatalnego Ludgara Kazmierczaka), która przekazała szczegółową relację o zamianie ciał Anny Walentynowicz i Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej. Dopiero 3 listopada w telewizji publicznej ARD w programie „Europa-Magazin” znalazło się doniesienie o tej sprawie i zamianie ciała prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego, w tonie pełnym ironii, bez próby odpowiedzi na pytanie, dlaczego do tego doszło. Przy okazji wspomniano o publikacji „Rzeczpospolitej” i jej konsekwencjach.

Strażnicy komunikacji

Nad przepływem wiadomości czuwają strażnicy komunikacji, śluzowi słowa. Obieg informacji jest najczęściej zamknięty, jak pokazuje przykład niedawnego artykułu w „Le Monde”. Od czasu do czasu coś jednak wymyka się spod kontroli i jakiś dziennikarz napomknie, że nie wszystko się zgadza i że wątpliwości nie są pozbawione podstaw, jak zrobił to ostatnio Ulrich Kröckel w „Westdeutsche Zeitung”. Informacje o śladach materiałów wybuchowych podane przez „Rzeczpospolitą” były zbyt sensacyjne, a gazeta zbyt znana, by pominąć je milczeniem. Na szczęście prokuratura, a potem premier, stanęli na wysokości zadania – i Europa odetchnęła z ulgą. Można było przejść do zwykłych ostrzeżeń. Korespondentka TAZ.de donosiła z Warszawy, że „redaktorzy prawicowonarodowej (co w uszach przeciętnego Niemca brzmi jak coś zbliżonego do ichniejszego neonazizmu – Z.K.) »Gazety Polskiej Codziennie« spekulują (spielen gar mit dem Gedanken – Z.K.), że może dojść do »wojny między Polską a Rosją«”.

W Polsce wielką nadzieję wiąże się z ewentualną międzynarodową komisją badającą tragedię smoleńską. Niewątpliwie sam fakt jej powołania byłby znaczący, gdyż uświadomiłby opinii publicznej, że katastrofa jeszcze nie została wyjaśniona. Ale bardzo ważny byłby jej skład. W interesie Europy i USA nie leży wyjaśnienie, które mogłoby prowadzić do gwałtownego pogorszenia stosunków z Rosją i konieczności wspierania Polski jako członka NATO. Wcale więc nie będzie tak łatwo znaleźć niezależnych, nieuwikłanych w polityczne interesy ekspertów. Najlepszą drogą do prawdy jest zmiana władzy w Polsce, która ukazałaby światu zewnętrznemu prawdziwą twarz rządów Donalda Tuska.

Zdzisław Krasnodębski

Źródło: Gazeta Polska Codziennie

KOMENTARZ BIBUŁY: Jeśli opisujemy rzeczywistość to czyńmy to z pełną otwartością i akcentowaniem najważniejszych składników tych medialnych manipulacji. Prof. Krasnodębski słusznie pisze, iż „Nad przepływem wiadomości czuwają strażnicy komunikacji, śluzowi słowa.”, jednak nie dopowiada najważniejszego. Otóż tymi „strażnikami” są z reguły Żydzi obsmarowujący Polskę w prasie zagranicznej. Podany przykład (Konstanty Gebert) oraz autor innego tekstu (w Le Monde – Piotr Smolar, syn Aleksandra i wnuk Hersza, przedwojennego działacza komunistycznego), dobitnie pokazuje kto najczęściej manipuluje opinią światową i wykazuje się „wyssaną z mlekiem matki” nienawiścią do Polski i Polaków.

Za: niezalezna.pl (2012-11-05 ) | http://niezalezna.pl/34504-europejski-punkt-widzenia

Skip to content