Aktualizacja strony została wstrzymana

Demokracja jednak zwycięża – Stanisław Michalkiewicz

To są ciężkie czasy dla oszwiate” – żalił się pani Borowiczowej woźnica w „Syzyfowych pracach”. Nic dodać, nic ująć. Dla „oszwiate” czasy ciężkie są zawsze, podobnie, jak dla „służby zdrowia”, która właśnie premieru Tusku przed nosem chciała założyć „białe europejskie miasteczko”, żeby swoją niedolą kłuć go w chore z nienawiści oczy – ale podległy Hannie Gronkiewicz-Waltzowej Zarząd Dróg Miejskich nie wydał na nie zgody. Warto przypomnieć, że w 2007 roku, kiedy pielęgniarki założyły „Białe miasteczko” przed nosem premiera Kaczyńskiego, by swoją niedolą kłuć go w chore z nienawiści oczy, Hanna Gronkiewicz-Waltzowa sprzeciwiła się ówczesnemu wojewodzie warszawskiemu Sasinowi, który twierdził, że „miasteczko” jest nielegalne – że jest legalne i w ogóle – w jak najlepszym porządku. Ale wtedy w „białym miasteczku” prawie połowa pielęgniarek to były przebrane agentki z jakiejś bezpieczniackiej watahy. Czyżby dzisiaj pielęgniarki były autentyczne? Ładny interes! Tak czy owak – widać, że i dla „oszwiate” i dla „służby zdrowia” czasy są ciężkie, a skoro tak, to cóż dopiero – dla demokracji?

Jak wiadomo, cały postępowy świat, a zwłaszcza – bezcenny Izrael, który dla całego postępowego świata jest źrenicą oka – już nie może doczekać się zwycięstwa demokracji w Syrii. Zwycięstwo demokracji w Syrii jest bowiem koniecznym, a w każdym razie – korzystnym etapem w planowanej zarówno przez bezcenny Izrael, jak i miłujące pokój Stany Zjednoczone operacji przeciwko złowrogiemu Iranowi. Złowrogi Iran bowiem pragnie wyprodukować sobie broń atomową, żeby w ten sposób straszyć bezcenny Izrael, który, jak wiadomo, broni atomowej „nie ma”. Tymczasem wiadomo, że bezcennemu Izraelowi nie wolno się sprzeciwiać, nie mówiąc już o tym, żeby go straszyć.

Tedy pozór moralnego uzasadnienia operacji pokojowej przeciwko złowrogiemu Iranowi jest – i cały postępowy świat potrzebuje tylko zwycięstwa demokracji z Syrii, gdzie bezbronni cywile jęczą i płaczą w okowach tyrańskiego reżymu prezydenta Asada. A potrzebuje tego zwycięstwa nie tyle ze względu na bezbronnych cywilów, chociaż oczywiście ze względu na nich też, jakże by inaczej – co przede wszystkim ze względu na dwustronny układ wojskowy, jaki syryjski tyran zawarł ze złowrogim Iranem, który wyposażył Syrię w mnóstwo taktycznych rakiet. Gdyby tedy bezcenny Izrael chciał zrobić kuku złowrogiemu Iranowi zanim w Syrii nie zwyciężyłaby demokracja, mógłby zostać z terytorium Syrii zasypany rakietami, przed którymi mogłaby nie uchronić go „żelazna mycka”. W tej sytuacji zwycięstwo demokracji w Syrii jest koniecznym, a w każdym razie – pożądanym etapem postępowych przemian na świecie, których ukoronowaniem byłaby hegemonia bezcennego Izraela nad wszystkimi, mniej wartościowymi narodami, utrzymywana nie tylko za pośrednictwem okupowanych od wewnątrz, miłujących pokój Stanów Zjednoczonych, ale również, a może nawet przede wszystkim – za pośrednictwem finansowych grandziarzy, którzy pozostałą, mniej wartościową ludność świata, przerabiają właśnie na niewolników, bez przerywania jej snu.

Jak widzimy, wszystko zostało zaprojektowane w najdrobniejszych szczegółach, niczym komunizm w Związku Radzieckim – ale cóż z tego, kiedy zawsze znajdzie się jakaś Schwein, sypiąca piasek w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów? Tak właśnie jest w Syrii, gdzie tamtejszy tyran ani myśli słuchać się bezbronnych cywilów, wskutek czego zwycięstwo demokracji w odległą przyszłość się oddala. Okazuje się, że zwycięstwo demokracji w jednym kraju, nawet przy dyskretnym wsparciu sił nieubłaganego postępu, nie zawsze jest możliwe – na co zwracam uwagę nie tylko Umiłowanych Przywódców, ale wszystkich autorów rozlicznych projektów zbawienia świata. Rzecz w tym, czy w dzisiejszych czasach można uprawiać skuteczną politykę nie będąc niczym agentem – zwłaszcza w naszym nieszczęśliwym kraju.

Bo słuchajmy i zważmy u siebie, że skoro nawet potężny władca Ameryki Barack Obama opędza się przed bezcennym Izraelem, bo na razie musi podlizać się tamtejszemu mniej wartościowemu narodowi, żeby w drugiej kadencji, po której, jak wiadomo, już tylko le deluge, wykazać „większą elastyczność”, jaką wszak obiecał Władimiru Władimirowiczu Putinu, to cóż dopiero – Umiłowani Przywódcy drobniejszego płazu? Z drugiej jednak strony – periculum in mora, więc trzeba szukać dróg pośrednich. A skoro – jak zauważył Józef Mackiewicz – pierwszą ofiarą każdej wojny jest prawda, to nic dziwnego, że pewnego dnia okazało się, iż ze złowrogiego syryjskiego terytorium ostrzelano z moździerzy tureckie terytorium. Kto ostrzelał – czy bezbronni cywile, czy przeciwnie – siepacze syryjskiego tyrana – tego już nigdy pewnie się nie dowiemy. Dość na tym, że Turcja odpowiedziała ogniem. Znaczy – znalazła się z Syrią w stanie wojny. A ponieważ jest członkiem NATO, to tylko patrzeć, jak sformułuje się kwestia, czy do tego konfliktu odnosi się art. 5 traktatu waszyngtońskiego, czy nie. Nietrudno się domyślić, że się odniesie – a w tej sytuacji samoloty NATO, wśród których znajdą się pewnie i F-16 zakupione przez nasz nieszczęśliwy kraj (bo chyba coś takiego m.in. uradzono podczas, wizyty in corpore rządu premiera Tuska w bezcennym Izraelu w lutym 2011 roku?) zaczną bombardować Syrię, podobnie jak wcześniej – Serbię i Libię, przybliżając w ten sposób zwycięstwo demokracji i pozostałe konsekwencje.

W tej sytuacji nic dziwnego, że demokracja – jak nasładza się red. Michnik, bywalec klubu wałdajskiego, w którym Władimir Władimirowicz karmi i poi wybitnych przedstawicieli postępowej ludzkości – zwyciężyła właśnie w Gruzji. Wybory wygrało tam „Gruzińskie Marzenie” pod kierunkiem miliardera o paradoksalnym imieniu Bidzina. Ten paradoks pokazuje, że jak trzeba, to ruscy szachiści nawet z „bidziny” potrafią zrobić miliardera – bo wiadomo, że nic tak nie podnieca marzeń, gruzińskich, czy nie gruzińskich, jak miliardy. I kiedy samoloty NATO, pewnie z udziałem naszych askarisów – bo jakże by inaczej? – będą bombardowały złowrogą Syrię, by tamtejszych bezbronnych cywilów udelektować upragnioną demokracją, Władimir Władimirowicz przywraca Rosji, utraconą na skutek „smuty” z początku lat 90-tych, kontrolę nie tylko nad Ukrainą, ale i nad kaukaskim południem, umacniając w ten sposób podział Europy wzdłuż linii „Ribbentrop-Mołotow”, będący kamieniem węgielnym strategicznego partnerstwa.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    tygodnik „Najwyższy Czas!”    12 października 2012

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2639

Skip to content