Aktualizacja strony została wstrzymana

W mrocznych początkach ? po omacku – Stanisław Michalkiewicz

Gwidon Sorman powiedział mi kiedyś, że „początki każdego kapitalizmu są mroczne„. Z pewnością jest to prawda, ale warto zwrócić uwagę na słowo: „każdego„. Sugeruje ono – i słusznie – że o ile socjalizm jest wszędzie, od Lizbony po Władywostok, taki sam – o tyle kapitalizmy różnią się między sobą, często znacznie.

Dlatego też warto zapuścić się w te mroki, żeby przynajmniej trochę, na ile to możliwe przed opublikowaniem raportu Komisji Weryfikacyjnej, która przebadała prawie 3 tysiące oświadczeń funkcjonariuszy razwiedki, je rozjaśnić i choćby w półmroku zorientować się, „kto czem dyszyt„.

Na przykład u początków kapitalizmu kompradorskiego, jaki został u nas zatwierdzony w umowie okrągłego stołu, leży zasada, że „pierwszy milion trzeba ukraść”. Dzięki temu już rozumiemy, skąd właściwie brała się taka ogromna niechęć działaczy Sojuszu Lewicy Demokratycznej, Unii Demokratycznej i Kongresu Liberalno-Demokratycznego do prywatyzacji przez licytację. Ba – rozumiemy znacznie więcej. Skoro udało się ukraść pierwszy milion, to dlaczego nie ukraść drugiego, trzeciego i kolejnego?

W ten sposób rozumiemy również, dlaczego „liberał” Balcerowicz i „liberalna” Unia Wolności w okresie swoich rządów zakres reglamentacji w gospodarce, doprowadzając w efekcie do pełnej recydywy socjalizmu, dzięki czemu SLD w roku 2001 nie musiał niczego w modelu państwa zmieniać.

Dzięki temu łatwiej nam zrozumieć mechanizm funkcjonowania kompradorskiego systemu gospodarczego dzisiaj. Otóż cienka warstwa związana z „grupą trzymającą władzę” prowadzi gospodarkę rabunkową w dosłownym tego rozumieniu, dzięki czemu skupia niemal całość spośród około 500 mld zł oszczędności, jakimi dysponuje polskie społeczeństwo.

Reszta – to niewolnicy, stopniowo odprzedawani przez tych pierwszych lichwiarskiej międzynarodówce, którzy od pewnego czasu dorabiają sobie żebraniną. Żebractwo bowiem staje się naszym przemysłem narodowym. Tak w każdym razie wynika z doniesień prasowych, z satysfakcją informujących o powstawaniu coraz to nowych firm, specjalizujących się w pisaniu do Unii Europejskiej podań o zapomogi.


Elektronika i chipsy

Ale dosyć już tych ogólników; przejdźmy do konkretów – jak mawiał pewien agent „wywiadu gospodarczego”. Kiedy napisałem, że podejrzewam, iż stacja telewizyjna TVN została utworzona przy udziale pieniędzy z tajnego funduszu razwiedki, niektórzy Czytelnicy zarzucili mi gołosłowność. Jest to zarzut słuszny, więc spieszę przedstawić poszlaki, na których opieram swoje podejrzenia.

Stacja ta w obecnym kształcie rozpoczęła działalność 3 października 1997 roku na podstawie koncesji Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Jest zaś własnością holdingu ITI (International Trading and Investment Holding) z siedzibą w Luksemburgu. Firma ITI powstała jednak w Polsce w roku 1984 jako spółka dwóch osób: Jana Wejcherta i Mariusza Waltera. Warto zwrócić uwagę, że w roku 1984, kiedy jeszcze obowiązuje wyższość ustroju socjalistycznego ze Związkiem Radzieckim na czele, w zasadzie powstawały spółki nomenklaturowe.

Te spółki nomenklaturowe z reguły uwłaszczały się na mieniu przedsiębiorstw państwowych. Spółka ITI zaczęła inaczej, a mianowicie od importu sprzętu elektronicznego oraz dystrybucji filmów i kaset video. Wprawdzie na mieście krążyły fałszywe pogłoski, że spółka ITI, zwyczajem spółek nomenklaturowych, przy okazji też uwłaszcza się na majątku TVP (te pogłoski pojawiły się ponownie, gdy wyszła na jaw sprawa FOZZ), ale gdyby nawet były prawdziwe, to nie było to główne źródło dochodów spółki, bo zajmowała się ona przede wszystkim importem elektroniki. W roku później rozszerzyła tę działalność na produkcję kartoflanych chipsów.


Wszystkie drogi do… Luksemburga

No dobrze, ale co to ma wspólnego z jakimś funduszem razwiedki? Nic zgoła, poza tym, że jeden z założycieli ITI Jan Wejchert budowaniem kapitalizmu zajął się jeszcze w latach 70-tych, zakładając polską filię „polonijno-zagranicznego” przedsiębiorstwa handlowego „Konsuprod” GmbH & Co z siedzibą we Frankfurcie.

Te „polonijne” przedsiębiorstwa bywały zakamuflowanymi w tej postaci ekspozyturami razwiedki, która przy okazji zarabiała sobie na boku łącząc, nieprzejednaną ideową walkę z „ustrojem kapitalistycznym” z czerpaniem z owego kapitalizmu „korzyści majątkowych”. Nazwa „Konsuprod” nie sugeruje w zasadzie nic poza tym, że coś tam się produkuje i konsumuje, ale warto w związku z tym przypomnieć, że centrala oficjalnego przedsiębiorstwa handlowego MSW nazywała się właśnie „Konsumy”.

Mariusz Walter z kolei, był zdolnym dziennikarzem telewizyjnym, któremu, z tej właśnie racji, Maciej Szczepański w latach 70-tych powierzył realizowanie sławnej „propagandy sukcesu”, z której w naszej wdzięcznej pamięci zapisały się szczególnie „turnieje miast”, prowadzone przez niezapomnianego red. Mikołajczyka.

Firma ITI robi w elektronice do początku lat 90-tych, kiedy porzuca tę branżę i powoli wkracza w inny, wspaniały świat. Wtedy właśnie do dwojga wspólników dołącza Bruno Valsangiancomo, szwajcarski bankowiec, poza tym dyrektor wielu innych firm, który „doprowadził do pozytywnego zamknięcia wiele skomplikowanych transakcji w Polsce”.

Nawet nie śmiem się domyślać, jakie to transakcje były aż tak skomplikowane, bo od razu przychodzi mi na myśl Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, który został utworzony akurat w lutym 1989 roku, kiedy to za zgodą ówczesnego premiera Mieczysława F. Rakowskiego, ówczesny minister finansów Andrzej Wróblewski powołał na stanowisko dyrektora generalnego FOZZ Grzegorza Żemka.

Grzegorz Żemek był długoletnim współpracownikiem II Zarządu Sztabu Generalnego Ludowego Wojska Polskiego, a więc właśnie razwiedki, prawdopodobnie również wtedy, kiedy występował jako finansista w Banku Handlowym International w Luksemburgu, tym samym Luksemburgu, w którym spółka ITI upodobała sobie mieć siedzibę. Nie musi to oczywiście niczego zaraz oznaczać, ale jakoś sporo tych zbiegów okoliczności.

Warto w związku z tym przypomnieć, że FOZZ był utworzony przez rząd premiera Rakowskiego nielegalnie, bo chodziło o to, by pod przykrywką rozmaitych podstawionych firm za niewielką cenę wykupywać polski dług zagraniczny. Z uwagi na tę nielegalność trzeba było unikać zostawiania jakichkolwiek śladów, toteż pośrednictwo obrotnych i mających rozległe a dyskretne kontakty finansistów było w tym bardzo pomocne.

Jeden finasista, dajmy na to, w Luksemburgu, znał innego finansistę, dajmy na to w Zurichu, który z kolei znał bardzo porządnego finansistę w Wiedniu, który znowu potrzebował mieć kuzyna w Nowym Jorku, a ten kuzyn był po imieniu ze wszystkimi finansistami w Londynie, a tak się szczęśliwie składało, że jeden z tych finansistów londyńskich przyjaźnił się z finansistą z Luksemburga. Finansiści ci, ma się rozumieć, nie wyświadczali tych przysług za darmo, a konieczność unikania dokumentowania transakcji ułatwiała proces odwrotny od tego, którzy starożytni Rzymianie określali fama crescit eundo.

O ile wieści mogą po drodze rosnąć i z reguły tak się dzieje, to pieniądze wyłożone przez polski rząd na wykupienie długów, po drodze raczej znikały. Gdzie znikały? Aaaa, tego to już nikt nie wie i pewnie nigdy się nie dowie, ale zgodnie z zasadą zachowania energii, jak forsa gdzieś znika, to tylko po to, żeby wypłynąć gdzie indziej, oczywiście już pod innym właścicielem.


Marysieńka na morzu

Więc od początku lat 90-tych grupa ITI dynamicznie się rozwija wchodząc coraz głębiej w świat polskich mediów, które – co warto podkreślić – nieubłaganie stoją na jedynie słusznym stanowisku, zawsze zgodnym z interesami razwiedki i jej agentury spod znaku okrągłego stołu, co jest szczególnie widoczne w TVN, nadającej, jak już wspomniałem, na podstawie koncesji nadanej przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji w 1997 roku.

Na ten chwalebnie dynamiczny rozwój składa się z pewnością cały szereg zagadkowych przyczyn, ale przede wszystkim jest on zasługą dyrekcji, w skład której, obok wspomnianych już trzech wspólników, wchodzą jeszcze m.in. Paweł Kosmala i Wojciech Kostrzewa. Paweł Kosmala w roku 1987 został radcą handlowym Ambasady PRL w Irlandii.

Już wtedy musiał odznaczać się wielkimi zaletami, a przede wszystkim – cieszyć się zaufaniem surowych władz stanu wojennego. Bo w przeciwnym razie nie tylko nie trafiłby na zagraniczna placówkę, ale chyba w ogóle do handlu zagranicznego, bo w tym pionie również prowadzono intensywne prace nad właściwym przygotowaniem dawnych kadr do transformacji ustrojowej.

Te właśnie zalety i przymioty sprawiły, że pan Paweł Kosmala w 1992 roku, kiedy to przestał być radcą handlowym Ambasady, która w międzyczasie przestała też być „Ludową” – został prezesem Seabridge Poland, miedzynarodowej firmy spedycyjnej z siedzibą w Warszawie przy ul. Królowej Marysieńki, na słynnym osiedlu, gdzie przed wyborem na prezydenta zamieszkiwał Aleksander Kwaśniewski i gdzie Józef Oleksy biesiadował z pułkownikiem KGB Ałganowem.

Pan Kosmala został jednym z dyrektorów Grupy ITI w 1995 roku, ale na stronie Seabridge Poland nadal (aktualizacja ze stycznia br.) nadal figuruje jako prezes tej firmy. Być może ruch kadrowy jest tam w ogóle słaby, bo wg zawartych tam informacji, ta sławna firma zatrudnia 8 osób.


Student doradza profesorowi

Ciekawą postacią w ruchu robotniczym jest również drugi z dyrektorów, pan Wojciech Kostrzewa, który „studiował prawo” na UW ale „skończył ekonomię” na Uniwersytecie Kilońskim. Musiał i tu i tam zdobyć jakieś szalenie pożyteczne umiejętności, bo już jako 29-letni absolwent, w roku 1989 został doradcą samego prof. Leszka Balcerowicza. Cóż mógł „doradzać” prof. Leszkowi Balcerowiczowi, skoro już wtedy powszechnie było wiadomo, że prof. Balcerowicz wie wszystko? Ale nie na darmo perskie przysłowie mówi, że „dobry kogut w jajku pieje”.

Toteż i pan Kostrzewa już w 1990 roku objął stanowisko prezesa Polskiego Banku Rozwoju S.A. założonego za publiczne pieniądze, a powołanego do życia przez rząd Tadeusza Mazowieckiego. Pod aktem powołującym PBR podpis złożył wicepremier prof. Leszek Balcerowicz. Wkrótce zresztą Kostrzewa opuścił to stanowisko, by przejść do BRE-Banku S.A. Przy okazji przesłuchania przed sejmową komisja śledczą badającą prywatyzację sektora bankowego okazało się, że oprócz tych wszystkich zalet ma jeszcze i tę, że jest obywatelem niemieckim.

Jak powiadam, to oczywiście nic nie musi oznaczać, ale też każda z tych okoliczności może być poszlaką wskazującą na powiązania stacji telewizyjnej TVN z razwiedką. Jeśli te poszlaki są trafne, to nie tylko rozjaśniają nieco mroki początków naszego kompradorskiego kapitalizmu, ale również rzucają snop światła na przyczyny, dla których stacja ta od samego początku porzuciła wszelkie pozory obiektywizmu w podejściu do rządu premiera Kaczyńskiego, zwłaszcza od uchwalenia przez Sejm ustawy o rozwiązaniu Wojskowych Służb Informacyjnych i dlaczego właśnie zatrudnionych w tej stacji oficerów frontu ideologicznego: Morozowskiego i Sekielskiego, zaprosiła do swojego pokoju hotelowego poślina Renata Beger, żeby ukrytą kamerą nagrali, jak będzie się przekupywała.


StanisławMichalkiewicz
  www.michalkiewicz.pl

Artykuł  ·  tygodnik „Najwyższy Czas!”  ·  7 października 2006  |  www.michalkiewicz.pl

 

Skip to content