Aktualizacja strony została wstrzymana

Pietro i cenzura w KAI

Dałem się nabić w butelkę, prenumerując Internetowy Dziennik Katolicki, wydawany przez Katolicką Agencję Informacyjną. Dziennik ten bowiem jest bardzo cenzurowany. Z założenia miał on przekazywać tak informacje własne, jak i przedruki z prasy na temat Kościoła katolickiego. Informacje własne są całkiem udane, ale przy przedrukach stosowana jest ideologiczna selekcja. Bardzo chętnie cytowana jest „Gazeta Wyborcza”, a także media laickie i postkomunistyczne. Nie cytowana jest natomiast kompletnie np. „Gazeta Polska”. choć na jej łamach ukazało się wiele tekstów o Kościele. Selekcja dotyczy także takich tygodników czy miesięczników jak „Nasza Polska”, „Niezależna Gazeta Polska”, „Najwyższy Czas” czy „Nowe Państwo”.

Cenzura dotknęła także „Rzeczpospolitą”. Wczoraj na przykład serwis IDK pominął kompletnie ważny arykuł Cezarego Gmyza o agencie SB o ps. „Pietro”. Zacytował natomiast bezsensowny tekst ks. infułata Ireneusza Skubisia, szefa „Niedzieli”, zachwycający się „świadectwem moralności”, które kontaktowi informacyjnemu p ps. „Cappino” wystawił ów agent.

Skąd ta cenzura? Łatwo na to sobie odpowiedzieć, gdy weźmie się pod uwagę fakt, że szefem rady programowej KAI jest arcybiskup Józef Źyciński, który podległą mu agencję przekształcił w prywatną tubę propagandową.

Poniżej ów tekst z „Rzeczpospolitej”, którego dziennikarzom IDK zauważyć nie wolno było. Zachęcam także do lektury mojego felietonu „Pajeczyna w Watykanie” w najnowszej „Gazecie Polskiej”, której nazwy podwładni TW o ps. „Filozof” boją się nawet wypowiedzieć.

 

„Pietro”, specagent w Watykanie

Cezary Gmyz 02-02-2009, ostatnia aktualizacja 02-02-2009 04:00

Edward Kotowski znał nie tylko Jana Pawła II i Benedykta XVI, ale również większość polskiego episkopatu, w tym prymasa

Edward Kotowski ps. Pietro (w garniturze) w lipcu 1988 roku zorganizował pielgrzymkę polskich kapelanów wojskowych do Katynia. Była to pierwsza katolicka msza w tym miejscu. Udało mu się to m.in. dzięki znajomości z Rosjaninem poznanym, gdy pracował w Rzymie
źródło: Rzeczpospolita
Edward Kotowski ps. Pietro (w garniturze) w lipcu 1988 roku zorganizował pielgrzymkę polskich kapelanów wojskowych do Katynia. Była to pierwsza katolicka msza w tym miejscu. Udało mu się to m.in. dzięki znajomości z Rosjaninem poznanym, gdy pracował w Rzymie
+zobacz więcej

O oficerze wywiadu Edwardzie Kotowskim, pseudonim Pietro, głośno zrobiło się w tym roku. Wyszło bowiem na jaw, że jeden z jego dawnych watykańskich rozmówców, nuncjusz apostolski w Polsce abp Józef Kowalczyk, został zarejestrowany przez SB jako kontakt informacyjny. „Rz” udało się dotrzeć do Edwarda Kotowskiego i namówić go na rozmowę.

Kotowski, oficer Służby Bezpieczeństwa rozpracowujący Kościół oraz Stolicę Apostolską, to postać, która nie odpowiada stereotypowi esbeka.

Już pochodzenie ma nietypowe jak na funkcjonariusza komunistycznych służb. Jego ojciec był podoficerem, jeńcem obozu w Kozielsku, większość kolegów stracił w Katyniu.

Edward Kotowski jest historykiem sztuki, z doktoratem dokończonym już w szeregach SB. Funkcjonariuszem został ponoć z rozpaczy, po głośnym na początku lat 70. konflikcie o freski odkryte w oranżerii biskupa Ignacego Krasickiego w Lidzbarku Warmińskim.

Kotowski pełnił wówczas obowiązki kierownika muzeum zamkowego. Pod tynkiem odkrył freski z czasów biskupa Krasickiego. O odkryciu rozpisywała się cała ówczesna prasa.

Niestety, okazało się, że zgodę na położenie tynku na freski wydał siedem lat wcześniej wojewódzki konserwator zabytków Lucjan Czubiel. W rezultacie zniszczeniu uległo aż 80 procent malowideł.

Czubiel był jednak osobą ustosunkowaną w województwie. W rezultacie Kotowski z wilczym biletem został wyrzucony z pracy. Po bezskutecznym poszukiwaniu nowego zajęcia zgłosił się do Milicji Obywatelskiej. Przyjęty został do IV Wydziału Służby Bezpieczeństwa zajmującego się Kościołem.

Mentorem nowego funkcjonariusza został kapitan Tadeusz K. „To, co mnie uderzyło, to była kwestia bezproblemowego wchodzenia kleru we współpracę i to na ogół z pobudek interesowności różnego typu. Muszę przyznać, że to mocno zachwiało moimi ocenami co do moralności duchowieństwa. Więcej, sam byłem świadkiem licznych telefonów do kapitana od agentów, którzy sami naprzykrzali się mu propozycjami zbyt częstych spotkań. Mówił, że ma tak dużo tych agentów, że nie jest w stanie z nimi się spotykać częściej niż raz w miesiącu, bo wpadłby w alkoholizm” – opisuje Kotowski we wspomnieniach początki pracy.

Szkołę oficerską w Legionowie Kotowski ukończył z najlepszą lokatą. W 1973 r. zaczął pracować w centrali SB. Głównym obszarem jego zainteresowań była kadra naukowa Akademii Teologii Katolickiej i KUL.

Pracując jako nauczyciel, długo przed wstąpieniem do SB, poznał Czesława Glempa, brata obecnego prymasa. Korzystając z protekcji, udało mu się dotrzeć do ks. Józefa Glempa. Kotowski podawał się za pracownika MSZ. Przyszłemu prymasowi wystawił pozytywną opinię, co mogło mieć znaczenie dla jego nominacji na biskupa warmińskiego.

W 1975 r. zaczął się uczyć włoskiego. 14 października 1978 r., dwa dni przed wyborem Karola Wojtyły na papieża, Kotowski otrzymał delegację do pracy w Rzymie. Wyjechał rok później.

„Pietro” twierdzi, że nikt z jego watykańskich rozmówców nie miał pojęcia, z kim naprawdę ma do czynienia

Ponownie okazał się bardzo dobrym materiałem na agenta. W czasie testów z kontrobserwacji udało mu się zidentyfikować aż 25 śledzących go równocześnie pracowników SB.

W krótkim czasie nawiązał kontakty z wieloma pracującymi w Watykanie Polakami. Znał wszystkich. Twierdzi, że żaden rozmówca nie miał pojęcia, iż spotyka się z agentem wywiadu.

Sporządzał notatki z rozmów z księżmi Adamem Bonieckim, Januszem Bolonkiem, Józefem Kowalczykiem, Konradem Hejmo, Ksawerym Sokołowskim, a także późniejszym ambasadorem w Watykanie Stefanem Frankiewiczem. Z tych osób ojciec Hejmo został zakwalifikowany jako tajny współpracownik, a obecny nuncjusz apostolski jako kontakt informacyjny. Kotowski zapewnia, że nie wie, kim jest inny kontakt informacyjny o pseudonimie Prorok, który miał dostarczać SB wielu informacji.

Ożywione kontakty utrzymywał też z obcokrajowcami. Poznał m.in. kardynała Josepha Ratzingera, obecnego papieża.

Raporty przekazywane przez „Pietro”, jak wynika z jego teczki personalnej, oceniano wysoko. Część z nich trafiała na biurka najważniejszych osób w PRL.

15 października 1983 r. „Pietro” opuścił Rzym. Dostał etat niejawny. Zatrudniono go w Urzędzie ds. Wyznań. W tym czasie władze zaczęły bardziej bać się Kościoła niż podziemnej „Solidarności”.

Jeszcze przed Okrągłym Stołem, w lipcu 1988 r., dzięki kontaktom z czasów rzymskich, udało mu się doprowadzić do wyjazdu polskich kapelanów do Katynia.

Pracował też przy ustawie o stosunku państwa do Kościoła katolickiego i wznowieniu stosunków dyplomatycznych z Watykanem, którą przyjął ostatni komunistyczny Sejm. Oznaczało to radykalny zwrot w stosunkach państwo – Kościół. Na mocy ustawy przekazano Kościołowi majątek wielomiliardowej wartości.

Kotowski ze służby odszedł w roku 1990 ze względu na stan zdrowia. Przez pewien czas pracował w firmie zajmującej się eksportem. Twierdzi, że nigdy nie miał nic wspólnego z handlem bronią, jak mówił „Rz” jego znajomy.

Dziś na emeryturze łowi ryby, maluje i się leczy. Na starość powrócił w rodzinne strony.

68-letni emerytowany funkcjonariusz mieszka w południowo-wschodniej Polsce w niewielkim 35-metrowym mieszkaniu w bloku.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autora

c.gmyz@rp.pl

Rzeczpospolita

 

Za: Blog ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego

Skip to content