Aktualizacja strony została wstrzymana

Klasyk w małpiarni – Stanisław Michalkiewicz

Czym różni się klasyk od człowieka kierującego się koniunkturalizmem? Pozwoliłem sobie zwrócić uwagę na tę kwestię podczas niedawnego spotkania poświęconego pamięci Stefana Kisielewskiego w 15 rocznicę jego śmierci. Wydaje się, że różnica między klasykiem, a koniunkturalistą, kierującym się tzw. „mądrością etapu” polega na tym, iż przemyślenia klasyka są aktualne zawsze, podczas gdy aktualność myśli koniunkturalisty mija wraz z „etapem”.

Znakomitym przykładem jest choćby Aleksander Fredro. Niby taki wesołek, komediopisarz, ale weźmy choćby taki wiersz „Małpa w kąpieli”: „Dalej kurki kręcić żwawo, w lewo, w prawo, z dołu z góry – aż się ukrop puścił z rury. Ciepło, miło, niebo, raj! Małpa myśli – w to mi graj! Dalej kozły, nurki, zwroty, figle, psoty – aż się wody pod nią mącą. Ale ciepła coś za wiele… Trochę nadto… Ba � gorąco! Fraszka, toć małpa nie cielę, sobie poradzi; skąd ukrop ciecze, tam palec wsadzi. Aj, gwałtu, piecze! Nie ma co czekać, trzeba uciekać!” – i tak dalej. Czyż to nie jest metafora obecnego kryzysu politycznego?

Platforma Obywatelska, na którą razwiedka, chyba nawet nie tylko tubylcza, postawiła jeszcze w ubiegłym roku, oddając do jej dyspozycji swoje merdia i uplasowaną tam agenturę, salonowców i pieniądze, zdecydowała się firmować pełzający zamach stanu. „Dalej kurki kręcić żwawo!”. Kiedy więc tylko prezes Balcerowicz zlekceważył wezwanie przed komisję śledczą, a poseł Samoobrony ostentacyjnie zagłosował przeciwko koalicyjnemu partnerowi, kiedy również Trybunał Konstytucyjny wykonał postawione przez nim zadanie i kiedy „pan Andrzej” zerwał koalicję i kiedy Renata Beger zaprosiła do swego hotelowego pokoju oficerów frontu ideologicznego: Morozowskiego i Sekielskiego, żeby ukrytą kamerą nagrali, jak się będzie korumpowała i kiedy TVN nagranie to wyemitowała – Donald Tusk w środku nocy zwołał w Sejmie konferencję prasową i zażądał ustąpienia rządu Jarosława Kaczyńskiego.

Ciepło miło, niebo, raj!”. Przez cały następny dzień wszystkim agentom i pożytecznym idiotom razwiedki merdia urządziły prawdziwy festiwal, podczas którego nawet „pan Andrzej”, nie mówiąc już o Renacie Beger, jednym susem znaleźli się w gronie autorytetów moralnych. Kto tylko chciał, mógł przywdziać togę Katona i rżnąć głupa, że to niby do aż tej pory nie wiedział, jak się dzieci rodzą.

W koturnowych deklaracjach celowali zwłaszcza najwięksi szermierze demokracji, z „drogim Bronisławem” na czele. Przy pomocy starych stalinowskich pierdzieli i za pośrednictwem krajowych starych panienek-korespondentek uruchomiono zagraniczne gazety w rodzaju „Le Soir”… „Dalej kozły, nurki, zwroty, figle, psoty” – zamęt, niczym pod małpą w wannie, zwłaszcza, że pod Sejm poczęli również ściągać zmobilizowani „obywatele”, co to „do ostatniej kropli krwi”.

Jednak ani premier, ani marszałek Jurek nie dali się zacukać samozwańczym cenzorom politycznej moralności i ani rząd nie ustąpił, ani nadzwyczajne posiedzenie Sejmu nie zostało zwołane. Razwiedczykowie nie bardzo wiedzieli, co w tej sytuacji robić dalej, tym bardziej, że tymczasem Komisja Weryfikacyjna pod przewodnictwem min. Antoniego Macierewicza właśnie zakończyła badanie prawie 3 tys. oświadczeń b. funkcjonariuszy razwiedki, którzy zgodnie z ustawą mieli opowiedzieć o tajnej współpracy z „przedsiębiorcami, nadawcami radiowymi i telewizyjnymi, redaktorami naczelnymi, dziennikarzami i wydawcami prasowymi”, a minister przedstawił rezultaty tych badań premierowi i prezydentowi.

Wkrótce w kuluarach zaczęły krążyć coraz bardziej niepokojące przecieki na temat rewelacji, jakie wkrótce zostaną ogłoszone na konferencji prasowej. Zarówno wypowiedzi rzecznika min. Macierewicza, jak i członka Komisji Weryfikacyjnej, prof. Zybertowicza tylko podsyciły zaniepokojenie kompradorskich plutokratów, merdiów i Salonu. „Ale ciepła coś za wiele. Trochę nadto, ba – gorąco!”.

Fraszka! Toć małpa nie cielę, sobie poradzi; skąd ukrop ciecze, tam palec wsadzi!”. Już w sobotę rano, 30 września radio przyniosło wypowiedź wiceprzewodniczącego Partii Demokratycznej Marcina Święcickiego, który na wszelki wypadek instruował Salon, z jakiego klucza wypada mu teraz śpiewać. Więc wypada śpiewać, że Macierewicz jest „niewiarygodny”, że raport Komisji, to „akt zemsty”, ze ewentualne rewelacje trzeba by dopiero „zbadać”, co z pewnością „nie będzie możliwe”, a jeśli nawet – to „nieprędko”, słowem – powtórzył wytyczne Jego Ekscelencji abpa Józefa Życińskiego, opracowane jeszcze na użytek sprawy prof. Jerzego Kłoczowskiego.

Warto w związku z tym podkreślić, że i pan Marcin Święcicki pochodzi wprawdzie ze świętej rodziny, ale w ostatnich chwilach PRL-u trochę się spaskudził, przyjmując korupcyjną propozycję objęcia stanowiska sekretarza KC PZPR. Co prawda, starzy ludzie powiadają, że już wcześniej teść pana Marcina, odwieczny wicepremier Eugeniusz Szyr, zadbał o świętą rodzinę Święcickich, przyznając Komitetowi Przeciwalkoholowemu, kierowanemu przez starszego pana Święcickiego dochody z „korkowego”, bodajże złotówkę od każdej butelki wódki. „Byli czasy – panietego”.

Zatem – był już poniekąd „psowany”, więc ani KC PZPR nie musiał być dlań przeżyciem traumatycznym, ani, tym bardziej, obecne „zlanie się” Partii Demokratycznej z SLD. Co innego Bronisław Komorowski: ani w PZPR, ani w żadnym KC nie był, a dzisiaj gotów jest choćby własnym ciałem utorować drogę powrotu do władzy Jerzemu Szmajdzińskiemu. Czyżby jakiś casus pascudeus przytrafił mu się podczas dwukrotnego ministrowania w MON?

Esperons, że tych pikantnych szczegółów dowiemy się z raportu Komisji Weryfikacyjnej. Inna rzecz, że skoro pan Święcicki w taką dudkę dmucha, to Salon z pewnością uchwali, że w to „nie wierzy”. Jednak niezależnie od tego, wielu dygnitarzy może nie chcieć czekać, aż dostaną wiadomość: „uciekaj, wszystko wykryte!”, tylko już pakują bagaże, liczą dolary, wyciągają urugwajskie, albo jeszcze lepiej – izraelskie paszporty i szukają najdogodniejszych połączeń lotniczych, byle jak najdalej od kraju, w którym taki „faszyzm” podnosi głowę. „Dalej w okno – brzdęk! Uciekła. Że tylko palce popiekła – nader szczęśliwa.” – kończy Fredro. No, czy to nie klasyka?

Tymczasem pogłoski, jakoby Stolica Apostolska, zdesperowana pojawianiem się coraz to nowych konfidentów SB również wśród członków Episkopatu (ostatnio JE bp Wiktor Skworc przyznał, że wprawdzie coś tam palił, ale się nie zaciągał) nosiła się z zamiarem mianowania na stanowisko Prymasa Polski JE abpa Emmanuela Milingo, na szczęście okazały się nieprawdziwe. Emmanuel Milingo został ekskomunikowany, więc chyba już nie przysługuje mu nawet tytuł Ekscelencji.


Stanisław Michalkiewicz
  www.michalkiewicz.pl

Felieton  ·  tygodnik „Najwyższy Czas!”  ·  6 października 2006  |  www.michalkiewicz.pl

 

Skip to content