Aktualizacja strony została wstrzymana

Czysty machiawelizm

Odtajnione przez Archiwa Państwowe USA dokumenty katyńskie nie tyle tłumaczą nam fakty związane z zagładą polskich jeńców, ile ogromne zakłamanie, które towarzyszyło zbrodni, w tym hipokryzję naszych sojuszników. Dotyczy to nie tylko sprawy samego Katynia, ale również wszelkich relacji, które były budowane w odniesieniu do tego problemu. Po pierwsze, wykorzystując sprawę Katynia, Sowieci zerwali stosunki dyplomatyczne z prawowitym rządem polskim, niejako później usprawiedliwiając w ten sposób zamontowanie wasalnego rządu lubelskiego. Posłużyli się w tym celu zarzutami wobec rządu emigracyjnego, oskarżając go o współpracę z Niemcami w „fałszywej” interpretacji zbrodni katyńskiej, co absolutnie było nieuprawnione. Amerykanie przyjmowali wszystko za dobrą monetę, choć wiedzieli doskonale, jak się sprawy mają. Prezydent Franklin Delano Roosevelt cały czas miał możliwości nacisku na Sowietów, przecież dostawy sprzętu wojskowego z USA utrzymywały armię sowiecką w gotowości bojowej. Wprawdzie to już był 1943 rok, po klęsce Niemców pod Stalingradem, gdy losy wojny się rozstrzygały w sensie frontowym, ale działania wojenne trwały jeszcze dwa lata. Nie da się usprawiedliwić postawy Roosevelta na konferencji w Teheranie i jego zgody na oddanie ZSRS prawie połowy terytorium Polski i włączenie naszego kraju w orbitę wpływów sowieckich, w sytuacji gdy prezydent USA znał prawdę o Katyniu i miał wiedzę, jak Sowieci traktują Polaków. Mamy tu do czynienia z bardzo cyniczną grą do końca, bo Roosevelt ostatecznie zostawił polski rząd w osamotnieniu w konfrontacji z Sowietami.

Niestety, w kręgach polskiej lewicy, często tej postkomunistycznej, jak pokazała wczorajsza wypowiedź prof. Tomasza Nałęcza, doradcy prezydenta RP ds. historii, Roosevelt jest postrzegany jako postać pozytywna. Dlaczego? Bo komuniści nigdy by nie doszli do władzy, gdyby nie bagnety Stalina, a Stalin nigdy nie byłby w stanie tak gładko przeprowadzić komunizacji w Europie Środkowej, gdyby nie postawa prezydenta USA. Fakt, że Stany Zjednoczone tak potraktowały swego najwierniejszego sojusznika, zdradzając nas bez wahania, to machiawelizm w czystej postaci, demonstracja poglądu, że w polityce moralność się nie liczy. W długim planie historycznym taka polityka była w gruncie rzeczy polityką antyamerykańską, bo niedługo później pojawiła się żelazna kurtyna, rozgorzała wojna koreańska. Potem powstała komisja Izby Reprezentantów ds. zbadania zbrodni katyńskiej, i komunizm, i Stalin okazał się wielkim złem, ale wtedy już rozstrzygnęły się losy państw w naszej części Europy. Ciekawe, gdyby Roosevelt oddał nas w podobny sposób w ręce Hitlera, drugiego totalitarnego systemu, czy dziś równie lekko mówilibyśmy: „No, taka jest polityka. Oddał nas w ręce Hitlera, bo taki był jego interes”. Na pewno podniosłoby się larum. A jeśli chodzi o Sowietów i komunizm, można sobie pozwolić na relatywizm, jakąś dwuznaczność. Brak jednoznacznej oceny historii, postawy naszych sojuszników w czasie II wojny światowej, kładzie się w jakimś sensie cieniem na wiarygodność współczesnych sojuszy, w których uczestniczymy. Któż nam bowiem zagwarantuje dzisiaj, że w sytuacji zagrożenia naszej niepodległości nasi sprzymierzeńcy nie wybiorą drogi Roosevelta? Dlatego prawdziwościowe podejście do historii ma również olbrzymie znaczenie dla współczesnej polityki, w tym polityki międzynarodowej. Przeprosiny za kłamstwo katyńskie ze strony władz amerykańskich byłyby więc zdecydowanie potrzebne.

Prof. Mieczysław Ryba

Autor jest historykiem, wykładowcą na KUL i WSKSiM.

Bez progresu w sprawie Katynia

Zgodnie z zapowiedziami ob szerny kompleks dokumentacji amerykańskiej łączącej się ze zbrodnią katyńską został odtajniony i od poniedziałku wieczorem „zawieszony” w internecie przez Archiwum Narodowe Stanów Zjednoczonych (www.archives.gov/research/foreign-policy/katyn-massacre).

Nasuwa się pytanie, dlaczego stało się to akurat teraz, dlaczego w sposób tak propagandowo nagłośniony? I to bez żadnego rocznicowego pretekstu, ponad siedemdziesiąt lat od mordu katyńskiego, sześćdziesiąt lat po raporcie Komisji Kongresu (tzw. komisji senatora Raya Maddena) powołanej do wyjaśnienia wszelkich okoliczności zbrodni katyńskiej. Komentatorzy wskazują na zasługi w tym względzie członkini Izby Reprezentantów Marcy Kaptur, która była inicjatorką i współorganizatorką tego przedsięwzięcia, wspierana przez środowiska polonijne i Ambasadę RP w Waszyngtonie. Trudno jednak uznać, że to całe wytłumaczenie. Zaryzykuję hipotezę, że rządzący Demokraci zdecydowali się na ten spektakularny gest z uwagi na nadchodzące wybory prezydenckie. W warunkach bardzo wyrównanych szans Baracka Obamy i Mitta Romneya głosy amerykańskiej Polonii mogą odegrać rolę języczka u wagi, a ta jak dotąd sprzyjała Republikanom.

Zapoznanie się z ogromnym kompleksem dokumentów obejmujących trzy kolejne prezydentury (Roosevelta, Trumana, Eisenhowera) to zadanie dla specjalistów. Jak można się wstępnie zorientować, materiały te dotyczą bardzo różnych kwestii, od agresji sowieckiej na Polskę we wrześniu 1939 r., po starcia dyplomatyczne z Sowietami w okresie prezydentury Dwighta Eisenhowera. Wiele materiałów sprawia wrażenie niekompletnych, jak np. dokumentacja dotycząca pobytu delegacji jeńców amerykańskich w Lesie Katyńskim wiosną 1943 roku. Nie ma kluczowego raportu członka tej delegacji ppłk. Johna Van Vlieta, dokumentu w swoim czasie jakoby zagubionego i następnie odtwarzanego na potrzeby komisji Kongresu w 1952 r., choć są dwie krótkie relacje z tego pobytu, złożone przez innych członków delegacji jeńców amerykańskich. Brak raportu Van Vlieta – jak się okazuje – skutecznie zniszczonego wraz ze wszystkimi kopiami jest znamienny i lepiej świadczy o cynicznej polityce prezydenta Roosevelta wobec kwestii katyńskiej, niż gdyby dokument ten został odnaleziony. Przypomnę, iż takich relacji z ekshumacji dokonywanych przez Niemców (prof. Gerharda Buhtza) i Międzynarodową Komisję Lekarzy w Lesie Katyńskim wiosną 1943 r. opublikowano wiele, m.in. Kazimierza Skarżyńskiego, Ferdynanda Goetla, Edmunda Seyfrieda, Stefana Mossora, Mariana Wodzińskiego czy Józefa Mackiewicza. Niektóre materiały prezentowane jako nowo odtajnione były już wcześniej znane, jak choćby przejęta przez Amerykanów wyjątkowo ważna dokumentacja lotnicza Luftwaffe (mapy), swego czasu opublikowana przez Wacława Godziembę-Maliszewskiego. Niektóre dokumenty, np. te dotyczące reakcji w Stanach Zjednoczonych na fałszujący prawdę o zbrodni katyńskiej oficjalny raport sowieckiej komisji specjalnej, tzw. Raport Burdenki, mają wartość więcej niż ograniczoną; ale to margines całości. Ujawniona dokumentacja jako całość zapewne nie przyczyni się do istotnego postępu badań nad zbrodnią katyńską, jej aspektami prawnymi czy dyplomatycznymi (międzynarodowymi). Ważne natomiast jest to, że dotąd rozproszone po kilku archiwach amerykańskich materiały na temat mordu katyńskiego będą funkcjonować jako jeden zespół. Bardzo ułatwi to pracę historykom oraz innym osobom zainteresowanym tematem. Skupione zostały bowiem materiały trzech resortów, kancelarii prezydenta, wywiadu wojskowego; nie tylko dokumenty drukowane, ale też filmy lotnicze, mapy, zdjęcia. Udostępniono także wiele linków internetowych odsyłających do dalszych materiałów – katalogów mikrofilmów, zespołów wydzielonych w innych archiwach, materiałów prasowych, publikacji dokumentalnych itp.

Polityka przed moralnością

A co z tzw. całą prawdą o katyńskim ludobójstwie? Ta oczywiście od poniedziałkowego wieczoru przybliżyła się o krok, choć nie jest to z pewnością krok na miarę przełomu. Dokładniejsze określenie tego postępu wymaga czasu niezbędnego dla zapoznania się z tak obszerną dokumentacją (kilka tysięcy kart, w tym ponad tysiąc dotąd utajnionych), nie mówiąc nawet o jej analizie i porównaniu z dokumentacją już funkcjonującą w obiegu naukowym.

Pozostaje aspekt szerszy. Być może gest Stanów Zjednoczonych ułatwi nasze starania o ujawnienie dotąd niedostępnych poloników katyńskich w archiwach innych państw, w szczególności Rosji i Wielkiej Brytanii. Przypomnę, iż Brytyjczycy w 2003 r. zdecydowali się wreszcie zerwać ze zmową milczenia wokół Katynia i ujawnić wcześniej utajnione materiały Foreign Office dotyczące tego mordu, zbiorczo określane jako Raport Rohana Butlera. Należy docenić ich wagę, są bowiem równoznaczne z przyznaniem się Londynu do wiedzy – niemal od początku (wiosna 1943 r.) – o prawdziwych sprawcach tego mordu. To jednak tylko wybór wskazujący na istnienie daleko szerszej dokumentacji, nie tylko dyplomatycznej (resortowej). A tak na marginesie, wciąż nie możemy doprosić się o odtajnienie materiałów dotyczących katastrofy gibraltarskiej, a to rzeczywiście byłby przełom. Nadużywane w kontekście gestu amerykańskiego owo słowo „przełom” musimy zarezerwować na wypadek, gdyby podobnie zechcieli zachować się Rosjanie, na co niestety nie zanosi się w przewidywalnym czasie. A brakuje wyjątkowo ważnych dokumentów, nie tylko symbolizującej te braki listy białoruskiej (spisu zawierającego 3870 nazwisk więźniów wymordowanych prawdopodobnie w Kuropatach) i bez mała dwudziestu dwóch tysięcy teczek personalnych jeńców wojennych i więźniów wymordowanych na podstawie ludobójczej decyzji Biura Politycznego KC WKP(b) z 5 marca 1940 roku. Za ukrywanie prawdy o zbrodni katyńskiej, próby obarczenia nią Niemców odpowiadają bezwzględnie Sowieci, w następnej kolejności serwilistyczni wobec nich przywódcy Polski „lubelskiej” (od 1952 r. PRL). O tym nie możemy zapominać. Niemniej czytając właśnie udostępnione dokumenty amerykańskie, trudno oprzeć się wrażeniu, iż jakaś część winy spoczywa też na administracji prezydenta Franklina Roosevelta, w mniejszym stopniu prezydenta Harry´ego Trumana, zainteresowanych wyłącznie przystąpieniem Związku Sowieckiego do wojny na Dalekim Wschodzie – za każdą cenę, a potem wstydliwie przemilczających swoje zaniechania. Cynizm, z jakim potraktowano Polaków, raz jeszcze uświadamia nam, iż w każdym czasie mocarstwa kierują się przede wszystkim własnymi interesami, na których ołtarzu bez wahania poświęcają sprawy żywotne państw mniejszych, niejednokrotnie depcząc przy tym racje moralne. Tak było, tak jest i tak będzie. Niestety.

Prof. Wojciech Materski

Autor jest historykiem, członkiem Polsko-Rosyjskiej Grupy do Spraw Trudnych. Specjalizuje się w historii stosunków polsko-sowieckich.

Za: Nasz Dziennik,  Środa, 12 września 2012, Nr 213 (4448)

 

Proces norymberski z cieniem hańby

Z prof. Witoldem Kuleszą, byłym dyrektorem Głównej Komisji Ścigania Zbrodnii przeciwko Narodowi Polskiemu Instytutu Pamięci Narodowej (IPN), rozmawia Izabela Kozłowska

Jak Pan ocenia opublikowane przez Archiwa Narodowe USA dokumenty dotyczące zbrodni katyńskiej?

– Dokumenty te są dla mnie w części, nie waham się użyć tego określenia, dokumentami amerykańskiej hańby! Chodzi bowiem o to, że już latem 1943 roku Amerykanie wiedzieli, że sprawcami zbrodni katyńskiej są Sowieci. Natomiast w trakcie procesu norymberskiego Amerykanie milczeli, pozwalając sowieckim prokuratorom na podjęcie próby przypisania Niemcom popełnionej przez Sowietów zbrodni katyńskiej. Przypominam, że 14 lutego 1946 roku sowiecki prokurator Jurij Pokrowski oskarżył Niemców o zamordowanie w Katyniu 11 tys. polskich oficerów.

Podczas procesu norymberskiego Zachód dobrze wiedziedział kto jest odpowiedzialny za mord polskich oficerów w Katyniu. Nikt nie powiedział tego głośno…

– Amerykańscy prokuratorzy albo nie zostali poinformowani przez swój rząd o sowieckim sprawstwie zbrodni katyńskiej albo też, jak można wywnioskować z późniejszej wypowiedzi amerykańskiego prokuratora wojskowego Telforda Taylor’a (proces norymberski zawdzięcza mu to, że w jego pamiętnikach został dokładnie opisany), który powiedział, iż w tej sprawie nie był samodzielny. Wyznał, że uzyskiwał od rządu amerykańskiego wskazania co do tego, by sprawy tej nie drążyć. Później Taylor określił w swoich wspomnieniach ową zbrodnię katyńską, jako polityczną „brodawkę” na twarzy norymberskiej Temidy. W świetle ujawnionych dokumentów to nie była żadna „brodawka”. To „liszaj” hańby!

Dlaczego milczeli?

– Dokumenty te wyraźnie wskazują, iż Amerykanie wiedzieli od swoich obywateli – jeńców wojennych – w lipcu 1943 roku o tym, że zbrodni katyńskiej dokonali Sowieci. Mimo to przemilczeli ten fakt, pozwalając na oskarżenie Niemców o ową zbrodnię. Najprawdopodobniej ku woli zachowania dobrych stosunków z Sowietami – swoim ówczesnym sojusznikiem.

W wyroku procesu norymberskiego nie poruszono sprawy mordu w Katyniu…

– Zgadza się. Została ona całkowicie przemilczana w wyroku ogłoszonym 1 października 1946 roku przez Trybunał norymberski. Tylko dlatego, że ów fałsz sowieckiego oskarżenia Niemców o dokonanie zbrodni katyńskiej, ujawnił niemiecki adwokat Otto Stahmer, który przedstawił świadków – niemieckich oficerów. Zeznali oni, że zbrodni w Katyniu dokonali Sowieci wiosną 1940 roku, a nie Niemcy zimą 1941 roku, jak głosiło sowieckie oskarżenie.

Po opublikowaniu tych dokumentów zmienia się obraz procesu norymberskiego?

– W świetle wczoraj ujawnionych dokumentów, na cały proces norymberski kładzie się cień hańby. Jeżeli ów proces miał być aktem wymiaru sprawiedliwości za zbrodnie popełnione w okresie II wojny światowej na skalę nieznaną wcześniej historii, to cynicznie Amerykanie przez przemilczenie swej wiedzy o zbrodni katyńskiej, zgodzili się na to, by była to sprawiedliwość tylko częściowa.

W jakim stopniu opublikowana dokumentacja może zmienić świadomość międzynarodową o zbrodni w Katyniu?

– Mogę powiedzieć tylko w sowim imieniu, że zbrodnia katyńska według terminologii przyjętej w akcie oskarżenia, przedłożonego Trybunałowi norymberskiemu, była nie tylko zbrodnią wojenną, ale także zbrodnią ludobójstwa. W tym stanie rzeczy, mam nadzieję, że ujawnienie owych dokumentów spowoduje refleksje w sferze światowej kultury prawnej. Amerykanie przemilczeli w trakcie procesu oczywisty fakt, że zbrodni przeciwko ludzkości, w najcięższej postaci – zbrodni ludobójstwa – dopuszczali się w czasie II wojny światowej także Sowieci. Proszę zwrócić uwagę, że ani w europejskiej ani w światowej kulturze prawnej, to stwierdzenie nie zostało sformułowane przy użyciu autorytetu rządu Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Wobec tego oczekiwałbym, że taka konstatacja pójdzie w ślad za opublikowanymi dokumentami. Ona jest ważna także dla stanowiska Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który stwierdził, iż odmowa wojskowej prokuratury rosyjskiej udostępnienia wszystkich akt śledztwa nr 159 członkom rodzin ofiar zbrodni katyńskiej, jest pogwałceniem praw człowieka. Chodzi o to, by postawić kropkę nad „i”. Jest kontynuacja tego, co Rosjanie próbowali czynić już od początku ujawnienia faktu popełnienia przez Sowietów zbrodni katyńskiej. Amerykanie wtedy milczeli, chciałbym mieć dowód na to, że dziś rząd Stanów Zjednoczonych nie przemilczy tego czym była zbrodnia katyńska, o czym wiedzieli od lipca 1943 roku.

Dziękuję za rozmowę.

_______

Prof. dr hab. Witold Kulesza – prawnik, prof. Uniwersytetu Łódzkiego: Wydział Prawa i Administracji: Katedra Prawa Karnego. W latach 2000-2006 pełnił funkcję dyrektora Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN, był także wiceprezesem Instytutu Pamięci Narodowej.

Izabela Kozłowska

Za: Nasz Dziennik,  Środa, 12 września 2012, Nr 213 (4448)

Za: Nasz Dziennik, Środa, 12 września 2012, Nr 213 (4448) | http://www.naszdziennik.pl/wp/9680,czysty-machiawelizm.html

Skip to content