Aktualizacja strony została wstrzymana

Tolerancja czy pobłażanie? – prof. Henryk Kiereś

Tolerancja (łac. tolero, -are – cierpliwie znosić, wytrzymywać) dotyczy relacji międzyludzkich, jest cnotą, czyli dzielnością moralną i niejako ukoronowaniem cnót społecznych kardynalnych: roztropności, męstwa, sprawiedliwości i umiarkowania, a polega na wyrozumiałości (wielkoduszności) wobec błędu. Dlaczego wobec błędu? Błąd się zdarza, pojawia się on w naszym poznaniu, czynności trudnej i wielorako uwarunkowanej, i jest nieświadomym wzięciem fałszu za prawdę. Tolerancja-wyrozumiałość odnosi się do błędu (nikt nie chce błądzić!), ale nie dotyczy fałszu i jego nieuniknionej konsekwencji, jaką jest zło! Nie ma tolerancji dla fałszu i zła. Tolerancja jest koniecznym składnikiem życia wspólnotowego, ale jej stosowanie nie jest łatwe. Jak każda z cnót również tolerancja może uchybić zasadzie „złotego środka” i popaść bądź w niedomiar, czyli surowość, bądź w nadmiar, czyli w pobłażliwość. Jej stosowanie wymaga mądrości, na którą składają się wiedza o istocie życia społecznego oraz doświadczenie, które rozporządza bogatym wachlarzem przykładów jej dobrego i złego użycia.

W mechanice tolerancję określa się jako tzw. dopuszczalny błąd, dzięki któremu poszczególne części mechanizmu współpracują ze sobą. Ten „błąd” nie może być ani za duży, ani za mały. Analogicznie jest w życiu społecznym, z tą wszakże różnicą, że życie to ma charakter organiczny, dzięki czemu posiada ono zdolność samonaprawy, czyli eliminacji błędu poznawczego i jego konsekwencji. W indywidualnym przypadku tolerancji towarzyszy napomnienie, dzięki któremu sprawca zła powinien zrozumieć swój błąd, ocenić swoje postępowanie jako moralnie niegodziwe, a także zadośćuczynić osobom pokrzywdzonym. Czy jego czyn podlega penalizacji – to zależy od skali wyrządzonego zła. Przedstawione wyjaśnienie problemu tolerancji stanowi dorobek poznawczy tradycji realizmu filozoficznego, leży u podstaw etycznych cywilizacji łacińskiej (personalistycznej) i kultury klasycznej. Jednakże kultura Europy – bo o nią tu chodzi – jest poważnie zainfekowana idealizmem, czego dzisiejszym wyrazem jest agresywne – jak to trafnie określono – nietolerancyjne wołanie o tolerancję. Wybrzmiewa ono dosadnie w plebejskich hasłach: „Zabrania się zabraniać!” i „Róbta, co chceta”, za którymi kryje się zwyczajny relatywizm prawdy i dobra, czyli pogląd o ich względności czy też o równosilności wszelkich poglądów na prawdę i dobro. Odnotujmy, że z tego założenia wynika, iż istotą tolerancji jest bezkrytyczna akceptacja wszelkiego poglądu, nawet jeśli jest głupi, moralnie nikczemny czy – jak w przypadku relatywizmu – absurdalny (wewnętrznie sprzeczny). O takiej tolerancji paplają nie tylko trybuni ludowi czy płynące „z duchem czasów” media, ale także nauczyciele, również z cenzusem uniwersyteckim. Do zmiany znaczenia słowa „tolerancja” z pozytywnego (wyrozumiałość wobec błędu) na negatywne (konieczność akceptacji relatywizmu) doszło za sprawą wspomnianego idealizmu. Jego dziełem jest tzw. modernizm (łac. modernus), zapoczątkowana u progu czasów nowożytnych ideologia samozbawienia się człowieka, której dewizą jest jakobińskie hasło „Wolność, równość, braterstwo albo śmierć!” (Liberté, égalité, fraternité ou la mort!). Konsekwencją tej ideologii jest „cywilizacja śmierci” realizowana przez komunizm, faszyzm, nazizm, które zatruły kulturę ateizmem oraz biologicznym i kulturowym rasizmem, dlatego jej admiratorzy proklamują dziś tzw. postmodernizm i modyfikują jakobińskie hasło na „Wolność, pluralizm, tolerancja!”. Pomijają co prawda złowrogo brzmiącą część starego hasła, są bowiem liberałami, ale z pasją walczą o tolerancję, a śmierć towarzyszy ich poczynaniom politycznym (eugenika, aborcja, eutanazja). Podobnie jak moderniści stawiają na wolność, ale pojmują ją negatywnie: jako brak jakichkolwiek zewnętrznych przeszkód w działaniu. Na straży procesu „wyzwalania wolności” ma stać tolerancja, czyli programowa i systemowa pobłażliwość wobec ataku na rodzinę, małżeństwo, religię, edukację, czyli na to wszystko, co w ich mniemaniu zagraża wolności. Odnotujmy na koniec, że nie tylko człowiek myślący dorzecznie i racjonalnie respektuje realistyczny sens tolerancji. Czyni to także „politycznie poprawny” liberał, który „oficjalnie” głosi relatywizm, ale na co dzień i „prywatnie” odróżnia prawdę od fałszu oraz dobro od zła. Mieszka w nim dwóch ludzi, a taki stan określa się w medycynie mianem schizofrenii.

Prof. Henryk Kiereś

Kierownik Katedry Filozofii Kultury KUL profesor WSKSiM

Za: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 4-5 sierpnia 2012, Nr 181 (4416) | http://www.naszdziennik.pl/wp/6452,tolerancja-czy-poblazanie.html

Skip to content