Aktualizacja strony została wstrzymana

Moje krakowskie gdakanie – Leszek Długosz

Wolą piłkarskiego ludu polskiego rozstrzygnięto, że w historycznym okresie Euro 2012 będziemy zagrzewać do boju (bronić bramki i honoru) śpiewając, wołając – Koko koko, Euro spoko! OK. Kogo to bierze niech śpiewa i zagrzewa. Odkąd los czyli wybór piłkarskiej klienteli tak zadecydował, zauważyłem, że nie było chyba liczącego się medialnego forum, na którym słuszność, czy niesłuszność tego wyboru, nie była by roztrząsana. Radio, telewizja, prasa… wszystko zagdakało. Bodaj, nie odbyło się jeszcze posiedzenie Sejmu w tej kwestii. – Czy koko spoko? Czy koko to obciach?

Jako odpowiedzialny członek wspólnoty zabieram głos i ja. Choć, jak zwykł mawiać znajomy żałobnik – na rodzinnej na stypie, mnie to nie szczypie. Staram się rozumieć potrzebę i taką pasję nawet, ale mnie nie bierze dwudziestu dwóch facetów biegających po boisku za nadmuchanym kawałkiem skóry. No i to wszystko co się dookoła tego widowiska dzieje. O działalności UEFA (w Szwajcarii ) czy narodowych związków piłkarskich mam wyrobione zdanie. – Co to za struktury i jakich interesów głownie pilnują. W miarę jak radosny festiwal, to święto piłkarskie, zbliża się, tym gorliwiej dziękuję Opatrzności, że nasze miasto ominęło to wyróżnienie. Choć niewątpliwe i swego piłkarskiego szczęścia tu pod Wawelem nieźle zaznamy. Tu wtręt, znalazłem w krakowskiej prasie, że nasz reprezentant w Sejmie, poseł Platformy Jerzy Fedorowicz, zgłosił był propozycję (gdzie, na jakim forum ?) by na czas Euro, dla uświetnienia wiekopomnych tych wydarzeń, przemianować nazwy krakowskich przystanków tramwajowych i obdarować je nazwiskami wielkich gwiazd futbolu. Np. zamiast przystanek Wszystkich Świętych, niechby się ostał przystanek Dawida Becchama! Jak on się tam pisze? I w ogóle kto to? Zapytała mnie zaniepokojona sąsiadka właśnie z owego staroświeckiego Placu Wszystkich Świętych. Wytłumaczyłem jak umiałem, a na dalsze pytanie – co sądzę o tym, odrzekłem, że w pewnym sensie – ciekawa to inicjatywa społeczno. A może i kulturowa? Uzupełniłem, po głębszym zastanowieniu się… I tak ciut pogdakawszy po swojemu, indagowany dalej – a co na temat samego już Koko, czyli Zespołu Jarzębina? (Z Kocudzy na Lubelszczyźnie. To zdaje się gdzieś blisko historycznego już – w rozmaitych aspektach – coraz bardziej odgrywającego poczesną rolę i w aktualnym polskim życiu, Biłgoraja) Odpowiedziałem. – Co ja słyszę? Słyszę skrajną prościznę. Na granicy prostactwa. Jak zresztą mnogo podobnych śpiewek. I nie dlatego, że ludowe, że proste. Mógłbym tysiące innych przytoczyć „prostot”, o których ze wzruszeniem mógłbym rzec, że piękne czyste szlachetne poruszające, subtelne. Ale to Koko, to akurat prościzna łokrutna. I nic więcej. Mówią, że plagiat. Podsuwają, że i Kilar dla Zespołu Śląsk tę „ludowiznę” wykorzystał. Ale posłuchajcie, jak Kilar to obrobił! Jak przetworzył i oprawił! By nie odbiegać zbyt górnie, przywołajcie – co z oberków, kujawiaków w karczmie granych, zrobił niejaki Fryderyk Ch. Może to właśnie przetworzenie jest kunsztem? Stylem i poziomem? A Tu? Ot, surową śpiewkę drą się, pół śpiewają, prawda że z animuszem i ochoczo panie. Wypada to niekoniecznie zniewalająco. Boć Panie dysponują też środkami wyrazowymi niekoniecznie zniewalającymi. Tak bym to ujął. I tyle. Państwo zagłosowało, to znaczy, że takiemu Państwu to leży. Jak chce tak ma. Niech ta!

Jeszcze jeden problem, podchwytują inni – i to koko i to całe Euro, to zasłona dymna, by oddalić prawdziwe problemy. Więc media dymy walą, piany biją. Bo nie tyle misyjna taka ich rola, ale takie ich zobowiązania, usługi. Wobec sojuszniczych sił politycznych. I niech mi nie mydlą, że jest inaczej. Kropka. Co do mnie, nim potop ten piłkarski i do naszego miasta się wleje i zaryczy, już upatruję jakiego adresu – arki, gdzie dałoby się czas ten przeżyć. Lecz umykając przed szczęściem Euro, chciałbym zdążyć jeszcze, gdacząc na moją nutę (żółcią zaprawioną) rzucić komu by tam należało: – na miłość Boską, a nie można by tak na Gołębiej, poprawić tego rumowiska? Rozpadliny, jaką są chodniki na tej ulicy? Przecież to ścisłe centrum? Panie Prezydencie Majchrowski, czy z Magistratu na Uniwersytet już całkiem tamtędy Pan nie przechodzi? I druga szybka kwestia (odpuśćmy już te „piniadze”, odpowiedzialność i takie tam czepiania się) nie dało by się tak szybko i normalnie, rozebrać zbiornika na śmieci, czyli ową suchą z zasady swojej, piramidalną, poronioną fontannę przed Kościołem Mariackim?

Na koniec jedno pianie. Dziękczynne. Pełne uznania i wdzięczności – wszystkich zachwyconych. Zwłaszcza tych nakarmionych. Świeżo, uczciwie i przystępnie. A rzesze to pobliskiej studenterii, młodzieży zagranicznej, turystów. Kawał rzetelnej, pożytecznej (posilnej) roboty. To nasze KOKO! Knajpka, jadłodajnia na Gołębiej! Kawał solidnej, jakże przydatnej roboty w Krakowie. Medal za wkład i zasługi dla zdrowia i przyszłości narodu! Super na Gołębiej Koko! Więcej niż spoko! Amen.

Leszek Długosz

Za: Leszek Długosz blog | http://www.leszekdlugosz.pl/index.php/z-brackiej-mainmenu-40/18-z-brackiej/524-moje-krakowskie-gdakanie

Skip to content