Nie jest niczym złym, że zamiast przypadkowych stosunków między mężczyznami, ludzie wchodzą w związki bardziej stabilne. Państwo może uznawać takie związki.
Czyje to słowa? Nie, nie Roberta Biedronia! Palikota też nie. Wypowiedział je duchowny. Szymon Niemiec to żaden duchowny. Padły one z ust kardynała Carlo Martiniego.
W swojej pracy „Credere e conoscere” kard. Martini jasno i wyraźnie stwierdza, że nie zgadza się katolicką nauką. Powyższe słowa są tego żywym przykładem. Dodaje jeszcze, że „nie można dyskryminować innych (niż heteroseksualne – przyp. M.O) typów związków.” I to pisze książę Kościoła.
Nasuwa się kilka wniosków:
- Trudno teraz odmówić racji o. Gabrielowi Amorthowi – egzorcyście papieskiemu, który stwierdził, iż „w Kościele czuć swąd szatana” a nawet wśród kardynałów są sataniści.
- Trudno teraz odmówić racji ks. Tadeuszowi Isakowiczowi-Zaleskiemu, który stwierdził, iż „w Kościele jest wielkie lobby homoseksualne”.
- Trzeba zapłakać nad faktem, iż kard. Martini jest papabile (kandydatem na stanowisko papieża) dla wielu katolickich modernistów (wciąż zastanawiam się czy to nie jest aby oksymoron) typu miłośnicy neokatechumenatu.
- Kardynał Martini – w odróżnieniu od przeprzydłych (TFU!) lefebrystów – jest w „pełnej łączności”, więc mało prawdopodobne, żeby musiał się ze swoich idiotycznych wypowiedzi tłumaczyć.
- Nie pozostaje nam nic innego jak chwycić za różańce i pomodlić się za kard. Martiniego – coby przed swoim spotkaniem z pierwszym papieżem zdążył się nawrócić i odbyć pokutę.
Całe szczęście Kościół to opoka, której bramy piekielne nie przemogą.
Mateusz Ochman