Aktualizacja strony została wstrzymana

Stefan Kisielewski jako publicysta i „zwierzę polityczne” – Jacek Bartyzel

[…] Naszą próbę nakreślenia sylwetki politycznej Stefana Kisielewskiego zakończymy postawieniem pytania z wielu powodów kluczowego w tym względzie, a mianowicie czy był on konserwatystą?

Tak jak w wypadku niektórych innych poprzednio podnoszonych kwestii, jest ona złożona i niejednoznaczna – chociaż autor chętnie określał się tym mianem, co jednak dla historyka idei nie może być przesądzające, posiadając jedynie walor autointerpretacji i wskazówki orientacyjnej. Wyjdźmy tu od faktu zupełnego braku odwołań w pismach i wypowiedziach Kisielewskiego do tej tradycji, którą w obrębie konserwatyzmu określić należy jako „przypadek główny” (πρός έν) tej filozofii politycznej, czyli kontrrewolucyjną doktrynę oponentów oświecenia oraz rewolucji francuskiej, jak E. Burke, J. de Maistre czy L. de Bonald. Najprawdopodobniej nie był również obeznany z nowszymi, XX-wiecznymi wersjami konserwatyzmu, jak „nacjonalizm integralny” (czyli rojalistyczny) Action Française czy decyzjonizm Carla Schmitta. Nawet polskich konserwatystów, na czele ze Stańczykami, Kisielewski znał raczej jako historyków i komentatorów politycznych, aniżeli z ich dokonań na polu teorii filozoficzno-politycznych.

Dalekie od integralnego konserwatyzmu – fundamentalnie przecież krytycznego wobec demokracji i z reguły monarchistycznego – były również poglądy (zwykle wypowiadane zaledwie mimochodem, więc nie można ich nawet określić mianem koncepcji) Kisielewskiego na kwestie ustrojowe. Jeżeli pominąć okres przedwojenny, kiedy jako osoba związana z Buntem Młodych/Polityką musiał przynajmniej nie sprzeciwiać się akceptacji przez to środowisko ustroju autorytarnego (z propozycjami niewielkich tylko korekt praktycznych) wedle zasad konstytucji kwietniowej, to wszystkie wzmianki powojenne na ten temat są jednoznacznie przychylne współczesnej zachodniej demokracji parlamentarnej, traktowanej właściwie jako oczywista i optymalna forma ustrojowa.

Ważną, choć szczegółową, przesłanką negatywną do nazywania Kisielewskiego mianem konserwatysty jest także jego prześmiewczy dystans do takiegoż samookreślania się przez wspomnianych tu już Pawła Hertza i Henryka Krzeczkowskiego:

Ci moi dwaj przyjaciele (Paweł i Henio) niestety ostatnio zwariowali zupełnie. Stworzyli sobie jakiś fantazyjny światopogląd, oparty na marzeniach i erudycji – dziwne zestawienie – wyobrażają sobie, że są dawnymi, krakowskimi konserwatystami, że są jakąś tradycyjną prawicą i przestrzegają przed mieszaniem się w „wewnętrzne porachunki” byłych marksistów, do których zaliczają też Adasia [Michnika], choć ten, urodzony w 1946, zaiste całkiem nowym jest człowiekiem. Swą niechęć do „kontestatorstwa” rozciągają też – nie wiedzieć dlaczego – na inny komitet, nie „socjalistyczny”, bo stworzony przez nacjonalistycznie raczej usposobionego Moczulskiego1 (…). Dziwna to poza i „strusiość” u Pawła i Henia – wynika ze specjalnej ich sytuacji psychofizycznej (Żydzi, pedały, literaci, wojna w Rosji) – resztki dawnej inteligencji w tym kraju duchowo zbezczeszczonym i rządzonym kłamliwie, a potajemnie przybierają sobie najdziwniejsze duchowe „kokony” i ochronne barwy, aby jakoś, choćby dziwacznie, przetrwać i coś tam niby robić2.

Opinia ta jest pod wieloma względami zadziwiająca, począwszy od „psychoanalitycznego” tłumaczenia opcji konserwatywnej „Pawła i Henia” ich poczwórną tożsamością – żydostwem, homoseksualizmem, uprawianiem literatury oraz traumatycznymi doświadczeniami wojennymi w Rosji – tak jakby te same czynniki nie mogły skłaniać (i znacznie częściej nie skłaniały) raczej do opcji zupełnie przeciwstawnej. Przede wszystkim jednak, obaj rzekomo zwariowani „marzyciele – erudyci”, wykazali się o wiele większym realizmem i przenikliwą dalekowzrocznością od samego Kisielewskiego, dostrzegając drugorzędne i przypadłościowe jedynie powody sporu dawnych dysydentów partyjnych i rewizjonistów marksizmu z aktualną ekipą – sporu uroczyście zakończonego przecież porozumieniem przy Okrągłym Stole i symbolicznie przypieczętowanego słynnym wspólnym artykułem Adama Michnika i Włodzimierza Cimoszewicza O prawdę i pojednanie.

Pomimo wszystkich tych zastrzeżeń oraz pomimo eklektyzmu sytuującego Stefana Kisielewskiego zazwyczaj w niedookreślonej sferze ogólnie pojętej prawicowości, poststańczykowskiego i postendeckiego zarazem realizmu i neopozytywizmu, wreszcie konserwatywnego liberalizmu, można wskazać wszelako jeden, fundamentalny i trwale obecny w jego myśleniu i nastawieniu życiowym, wątek konserwatywny par excellence: jest nim realizm – a mówiąc nawet mocniej: pesymizm antropologiczny i historiozoficzny. Kisielewski nie wierzył ani w naturalną dobroć człowieka, ani w możliwość urzeczywistnienia przez ludzi doskonałego porządku tu na ziemi, przez co był od zawsze impregnowany na wszelkie koncepcje utopijne, z komunizmem marksowskim na czele. Stanowisko to zawdzięczał – mimo wszelkich własnych problemów duchowych i (nieuzasadnionych) samooskarżeń o herezję manicheizmu – doktrynie katolickiej, która naucza, iż „Wszystko, co ludzkie, jest skażone (wie o tym Kościół katolicki, nie chcą wiedzieć czyści purytani[e] protestanccy), [toteż] nie sposób rządzić ludzkością czystymi rękami”3. Dystynkcja pomiędzy przekonaniem o „problematyczności” natury ludzkiej a wiarą w człowieka „z natury dobrego” stanowi przecież – jak zauważa Carl Schmitt – podstawowy wyznacznik polityczności i antypolityczności, co zresztą pozwala nazwać konserwatystami nie tylko katolików (jak Bossuet, de Maistre, Bonald czy Donoso Cortés) czy luteranów (jak Stahl), przyjmujących teologiczny dogmat grzechu pierworodnego, ale i myślicieli laickich, jak Machiavelli, Hobbes, Taine, a nawet (choć niekonsekwentnie) Fichte i Hegel, jako że postrzegają oni człowieka jako istotę „niebezpieczną”, podczas gdy cechą wyróżniającą liberałów (których koncepcja władzy i polityki jest de facto anarchistyczna, choć rzadko który się do tego przyzna) jest optymistyczna (meliorystyczna) wizja człowieka, w konsekwencji zaś – dążenie do unicestwienia polityki i państwa przez handel i (pozytywne) prawo. Mimo nieznajomości Schmitta, bardzo podobna była intuicja Kisielewskiego, odwołującego się często do jednego ze swoich maîtres de penseur – „klerka doskonałego”, Karola Irzykowskiego: „Kto powiedział, że człowiek ma być szczęśliwy? – pytał Irzykowski. Rzeczywiście – nikt tego nie powiedział! Ani Chrystus, ani Nietzsche! Nikt!”4.

Jacek Bartyzel

Całość w: Dysonanse. Twórczość Stefana Kisielewskiego (1911-1991), red. A. Hejmej, K. Hawryszków, K. Cudzich-Budziak, Wydawnictwo UJ, Kraków 2011, ss. 37-72.


1 Ta kwalifikacja to jeszcze jeden przykład tego, jak nawet tak „suwerennej jednostce”, jak Kisielewski, trudno być całkowicie niezależnym od opinii i plotek krążących „w środowisku”, do tych zaś należało ówcześnie określanie klasycznego neopiłsudczyka Moczulskiego, nie mającego zatem nic wspólnego z nacjonalizmem i endecją w szczególności, jako nacjonalistę.

2 S. Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996, s. 911 [zapis z 7 sierpnia 1977].

3 Ibidem, s. 789 [zapis z 4 sierpnia 1973].

4 Ibidem, s. 794 [zapis z 1 września 1973].

Za: Organizacja Monarchistów Polskich - legitymizm.org | http://www.legitymizm.org/stefan-kisielewski-fragment

Skip to content