Aktualizacja strony została wstrzymana

Lustracyjna bomba tyka w Sejmie

„Nasz Dziennik” ujawnia: Kopie materiałów zawierających pełną dokumentację teczki „Bolka” – w tym donosy – mogą leżeć w sejmowym archiwum. Szef Kancelarii Sejmu Lech Czapla odmawia udostępnienia akt posłom. Ich ujawnienie będzie oznaczać detonację sceny politycznej.

Dlaczego od czasu, gdy powstał Instytut Pamięci Narodowej, materiałów nie przekazano do jego archiwów i nie udostępniono ani badaczom, ani na potrzeby procesów sądowych, jakie Lech Wałęsa wytacza wszystkim, którzy choćby wspomną o podejrzeniu jego współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa?

Sprawując urząd prezydenta, Lech Wałęsa wypożyczał oryginalne dokumenty z Urzędu Ochrony Państwa. Robił to dwukrotnie. Po zwrocie stwierdzono w nich brak kilkudziesięciu kart i fachowe, choć nieudane próby fałszowania ich zawartości. Ale sprawa „Bolka” odżyła. Wszystko przez zainteresowanie sejmowym zasobem archiwalnym tzw. komisji Jerzego Ciemniewskiego, które poruszyło samego premiera Donalda Tuska. Dokumenty znajdują się w zbiorze objętym klauzulą „ściśle tajne”. Do tych materiałów w ciągu ostatnich tygodni próbował dotrzeć poseł Marek Opioła (PiS). Posiada on zezwalające mu na wgląd do tych dokumentów dopuszczenie do informacji niejawnych, tym bardziej że reprezentuje klub w sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych.

– 11 stycznia złożyłem odpowiedni wniosek o wgląd do tego zbioru, ale dostałem od szefa Kancelarii Sejmu Lecha Czapli odpowiedź odmowną – wyjaśnia poseł. Biblioteka Sejmowa, której integralną częścią jest Archiwum Sejmu, jest komórką organizacyjną Sejmu. Jej zadaniem jest m.in. „gromadzenie i trwałe przechowywanie wszystkich rodzajów dokumentów powstałych w toku działalności Sejmu”. Nadzór nad nią sprawuje właśnie szef Kancelarii Sejmu. Czapla wyjaśnił, że skierowane do niego pismo w tej sprawie „nie stanowi wniosku w rozumieniu rozporządzenia” regulującego sposób i tryb udostępniania materiałów w archiwach wyodrębnionych. Dlatego nie wyraża zgody na wgląd w dokumentację.

– Zdziwiłem się, ponieważ posiadam certyfikat dostępu do informacji niejawnej. A poza tym prośbę motywowałem pełnioną przeze mnie funkcją członka sejmowej speckomisji – podkreśla parlamentarzysta.
Po pierwszej odmowie udostępnienia zasobu sejmowego poseł Opioła ponowił wniosek, eliminując wskazane przez Czaplę błędy formalne. Od 26 stycznia czeka na odpowiedź.
Dlaczego szef Kancelarii Sejmu broni posłowi dostępu do zasobu wytworzonego przez komisję Ciemniewskiego, powołując się na błędy formalne, jakie miał zawierać wniosek, a teraz kilka tygodni zwleka z odpowiedzią?

To bardzo zastanawiające i – być może – potwierdzające informacje, że materiały zgromadzone w toku prac komisji zawierają po prostu kopie materiałów z esbeckich teczek, które w 1992 r. zdemontowały układ polityczny. I choć funkcjonuje Instytut Pamięci Narodowej i tryby procesów lustracyjnych, zasób dokumentów zalegających sejmowe archiwum jest szczelnie chroniony.
Jak napisali w przedmowie do książki „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii” jej autorzy Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk, odtajnienia i skopiowania dokumentacji wytworzonej w 1992 r. przez tzw. komisję Jerzego Ciemniewskiego odmówił w 2007 r. ówczesny marszałek Sejmu Ludwik Dorn.

Nieznalezienie zobowiązania do współpracy, jakie miał podpisać Lech Wałęsa, czy donosów tajnego współpracownika o pseudonimie „Bolek” było skutecznym pretekstem do formułowania wobec pracy Cenckiewicza i Gontarczyka zarzutów o braku fundamentalnych dowodów. A nawet o nierzetelność. Jeśli jednak zasób archiwalny komisji Ciemniewskiego zawiera choćby kilka z bezczelnie wyrwanych w latach 90. kart z teczek, w których znajdowały się materiały mające potwierdzać współpracę byłego lidera „Solidarności” z SB, z pewnością będą one miały wielkie znaczenie. Zwłaszcza w wykazaniu, że przez 20 lat za wszelką cenę manipulowano opinią publiczną, a sam Lech Wałęsa mógł po prostu kłamać, i że sądowe wyroki nakazujące przeprosiny za rzekome pomówienie i nazywanie „Bolkiem” są nieuprawnione.

W sprawie na pewno coś jednak drgnęło. W styczniu tego roku Lech Czapla poinformował posła Marka Opiołę, że na wniosek dyrektora Biblioteki Sejmowej podjął decyzję o powołaniu komisji, której zadaniem będzie ustalenie, czy dokumentacja zgromadzona w sejmowym archiwum spełnia jeszcze ustawowe przesłanki do jej ochrony. „O wyniku jej prac powiadomię pana posła niezwłocznie” – napisał w odpowiedzi szef Kancelarii Sejmu. Czy dokumenty ujrzą światło dzienne? A przede wszystkim, w jakim będą stanie? Wokół sprawy toczy się od wielu tygodni misterna gra. Wizytę w archiwum sejmowym złożyli nawet dwaj funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Pozostałość po „nocy teczek”

Dlaczego to właśnie w Sejmie mają się znajdować dokumenty komisji Ciemniewskiego? I skąd się tam wzięły? Materiały na temat współpracy i kontaktów byłego prezydenta Lecha Wałęsy z organami bezpieczeństwa PRL trafiły na Wiejską w 1992 roku. Uchwałę lustracyjną zgłosił wówczas dość niespodziewanie Janusz Korwin-Mikke (UPR). Stało się to po tym, jak Krzysztof Wyszkowski zarzucił ówczesnemu szefowi MSZ Krzysztofowi Skubiszewskiemu współpracę z wywiadem PRL (okazało się potem, że w latach 60. Skubiszewski współpracował jak TW „Kosk”). Uchwałę Sejmu wykonał ówczesny minister spraw wewnętrznych Antoni Macierewicz. Tuż po obaleniu przez koalicję strachu rządu Jana Olszewskiego postanowiono rozliczyć odpowiedzialnego za realizację lustracji ministra. Już 6 czerwca Sejm powołał tzw. komisję Ciemniewskiego, a dokładnie nadzwyczajną Komisję ds. zbadania sposobu wykonania i uchwały lustracyjnej przez ministra spraw wewnętrznych. Jej przewodniczącym został ówczesny poseł Unii Demokratycznej Jerzy Ciemniewski. W jej skład wchodzili m.in. Zbigniew Siemiątkowski, Artur Balazs, Jan Lityński, Alojzy Pietrzyk, śp. Lech Kaczyński, Jerzy Szmajdziński i Lech Próchno-Wróblewski. Komisja napiętnowała byłego premiera Olszewskiego, jego ministrów i po półtora miesiąca swoją działalność zakończyła. Jednak jej członkowie, w tym między innymi poseł Pietrzyk, mówili otwarcie, że mimo oporów jako członkowie komisji sukcesywnie zapoznawali się z dokumentami. W tym z teczką TW „Bolka”. Na razie nie wiemy, czy były to oryginały, czy też poświadczone za zgodność z oryginałem kopie dokumentacji, które wraz z archiwaliami komisyjnymi spoczęły w sejmowym archiwum.

Co się stało z oryginałami?

Jak wiadomo, oryginalne dokumenty z teczki „Bolka” zostały po prostu ukradzione. Stało się to w latach 90. Proces „czyszczenia” odbywał się zarówno w Warszawie, jak i w Gdańsku. W 1996 r. ówczesny szef MSW Zbigniew Siemiątkowski zarządził sprawdzenie pakietu dokumentów tej sprawy. Stwierdzono wówczas, że zginęły z niej w pierwszym rzędzie wszystkie znane wówczas archiwalia dotyczące „Bolka”. Funkcjonariusze UOP nie mieli jednak żadnego problemu z odtworzeniem przebiegu, w jaki archiwa wyczyszczono. Ukradziono nie tylko kartę ewidencyjną Lecha Wałęsy, „wyczyszczono” także z tomów akt operacyjnych „Arka”, „Jesień ´70”, „Klan”/”Związek”, przesłane z gdańskiej delegatury UOP do Warszawy donosy „Bolka”. Wedle sprawozdania komisji: w „tomach archiwalnych brak spisów zawartości oraz kart – w ilości: – w tomie II – 14 kart; w tomie III – 20 kart; w tomie IV – 99 kart; – w tomie V – 17 kart; – w tomie VI – 27 kart”. Jak pisał Sławomir Cenckiewicz: „usunięto wtedy także oryginalne dokumenty rejestracyjne TW „Bolek”, a ze wspomnianych spraw operacyjnych rozszywając teczki i usuwając oryginalne okładki oraz spisy zawartości akt, jak również jego donosy”.

Prezydent Lech Wałęsa wypożyczał dokumenty dwukrotnie. Najpierw we wrześniu 1992 r., a potem po dojściu SLD do władzy we wrześniu 1993 roku. Wtedy pomógł mu w tym ówczesny szef UOP Gromosław Czempiński. Po raz pierwszy Wałęsa czytał je tuż po obaleniu rządu Jana Olszewskiego w gabinecie ówczesnego szefa kontrwywiadu Konstantego Miodowicza. Wówczas zapewne wpadł na pomysł lub ktoś mu go podsunął, by czytać je w Belwederze. W tym samym roku w Gdańsku przeprowadzono jeszcze inną operację. Pod pretekstem poszukiwania substancji radioaktywnych, które miały trafić do nielegalnego obrotu, agenci UOP weszli do mieszkania byłego pracownika gdańskiego wojewódzkiego urzędu spraw wewnętrznych mjr. Jerzego Frączkowskiego. Zamiast toksycznych materiałów zabrali z niego mikrofilmy, na których sfotografowano materiały dotyczące działaczy opozycji Wybrzeża. W tym samego Lecha Wałęsy.

Nie sposób w tym miejscu nie zapytać, czy w ostatnich tygodniach w podobny sposób nie „zabezpieczono” przypadkiem kopii dokumentów wytworzonych przez Służbę Bezpieczeństwa, pozostających w zespole archiwalnym z prac komisji Ciemniewskiego.

Maciej Walaszczyk

Za: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 18-19 lutego 2012, Nr 41 (4276) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120218&typ=po&id=po03.txt

Skip to content