Aktualizacja strony została wstrzymana

Obiecanki cacanki… – Andrzej Bobola

Spędziłem wczoraj trochę czasu na to aby wysłuchać trzeciego, dla prezydenta Obamy, raportu o stanie Unii składanego w amerykańskim Kongresie. Jak zazwyczaj gremium stanowiła amerykańska elita polityczna plus kilku zaproszonych na okrasę gości. Uroczystość ta stanowi amerykańską wersję znanych nam z okresu PRLu zjazdów ogólnych PZPR. Obywało się co prawda bez skandowania „Pomożemy!” ale w trakcie poszczególnych tez przemówienia Wielkiego Czarnego Ojca popierający go członkowie zgromadzenia wstawali podczas gdy oponujący pozostawali w swoich fotelach. Dawało to wrażenie grupowych ćwiczeń gimnastycznych tak lubianych podczas nazistowskich i komunistycznych zgromadzeń. Jak widać pewne zachowania są wspólne i są praktykowane we wszystkich państwach i ustrojach.

Co więc miał nam do powiedzenia Wielki Wódz Wolnego Świata? Prawie to samo co na początku swojej kadencji. To zaś wskazuje, że w gruncie rzeczy niezbyt wiele osiągnięto w ciągu ubiegłych trzech lat. Obama mylnie uważa też, że obecny kryzys zaczął się w roku 2008 (faktycznie trwa bez przerwy od 2001 r.). Jako swoje największe osiągniecie uważa zakończenie wojny w Iraku oraz zamordowanie Ben Ladena. Czy są to istotnie zwycięstwa o to można się spierać. Irak po wycofaniu amerykańskich sił okupacyjnych wydaje się powracać do stanu anarchii i jedyną dobrą stroną II wojny irackiej jest to, że amerykańskie kompanie naftowe zapewniły sobie wyłączność w eksploatacji złóż ropy na bardzo długi (50 lat?) okres czasu. Czy ta umowa wytrzyma probę czasu tego nikt nie jest w stanie przewidzieć. Nie jest też całkiem pewne czy to istotnie Ben Laden został zamordowany w Pakistanie gdyż, jak nam oświadczono, ciało jego ani nawet głowa nie dotarła do USA dla identyfikacji. Był on pochowany „w morzu”.  Obama byłby bardziej przekonywujący gdyby mógł ową głowę pokazać w Kongresie. No ale oczywiście jesteśmy zbyt cywilizowani obecnie aby imitować ten stary obyczaj.

Prezydent wreszcie zauważył, że obniżenie się poziomu życia w USA oraz brak miejsc dobrze płatnej pracy ma jakiś, odległy związek z eksportem miejsc pracy do Azji. W związku z tym apelował do Kongresu aby przyjął on prawa ustanawiające bodźce finansowe, w postaci opodatkowania dla zmniejszenia opłacalności takich operacji.  Jest to mały krok przeciwko panującej doktrynie wolnego rynku. Krok, który zapewnie nie zostanie zrobiony przez Kongres znajdujący sie pod finansowym patronatem kompanii zainteresowanych w taniej produkcji za granicą. Innym interesującym postulatem było ulatwienie dostępu do studiów przez zmniejszenie opłaty czesnego. Ma się to odbyć drogą karania uczelni podnoszących opłaty przez odbieranie im federalnego dofinansowania w wypadku gdy te podniosą opłaty za studia. Osobiście wątpię aby był to krok w dobrym kierunku gdyż wzrost czesnego wiąże się na ogół z wzrostem kosztów prowadzenia uczelni.  Radziłbym raczej aby zmniejszać nabór na uczelnie, gdyż dla absolwentów i tak nie ma pracy, a walkę z niespłacalnym zadłużeniem studentów prowadzić drogą przyznawania bezzwrotnych stypendiów, których przyznanie byłoby jednak uwarunkowane przejściem przez trudne egzaminy kwalifikujące.

Obama dużą wiarę kładzie w rozwoju nowych technologii i produktów, które produkowane w USA miałyby pomóc w zbilansowaniu budżetu handlu zagranicznego oraz bilansu państwowego. I tu niestety nie jestem optymistą gdyż większość produktów wysokiej technologii może być równie dobrze produkowana w USA jak i za granicą. W dodatku, z wyjątkiem produktów takich jak iPhone (który zresztą też jest jak myślę produkowany w Azji) nie widzę na rynku przedmiotów powszechnego użytku, które stanowią realizację amerykańskiej myśli technicznej i jednocześnie muszą być produkowane w tym kraju. Bez aktywnej polityki cłowej nie ma najmniejszej szansy aby Ameryka stała się ponownie wytwórcą dóbr. Te nieliczne kompanie, które powróciły do „macierzy” uczyniły to dlatego, że płace w USA obniżyły się do poziomu takiego, że większa wydajność amerykańskiego robotnika oraz brak kosztów transportu uczyniły taką decyzję finansowo uzasadnioną. Ale obniżenie płac oznacza też obniżenie poziomu życia i brak chłonności rynku.

Do mniej przyjemnych perspektyw „mowy tronowej” należy też możliwość wojny z Iranem, której Obama nie wykluczył. Zmierza to do pozbawienie Iranu szansy na stanie się państwem uzbrojonym w broń jądrową. Muszę przyznać, że idea bomby atomowej czy wodorowej w rękach pogan wyznających ideę świętej wojny nie wydaje mi się atrakcyjna. Nie mniej w samej Azji Mniejszej mamy już państwa tak uzbrojone (Pakistan i Izrael) i jak dotąd nikt się specjalnie tym nie przejmuje. Jedno państwo więcej nie powinno tu zaburzyć układu. Polska byłaby brana znacznie poważniej jako państwo europejskie gdybyśmy taką bronią dysponowali. Nie dziwię się więc Persom gdy mając takich sąsiadów jakich mają chcą się chociaż trochę zabezpieczyć.

Podsumowując, uważam, że pomysły Obamy są nieco spóźnione i mają charakter mało konkretny. W swoim przemówieniu nie wspomniał on nic o programie ubezpieczeń zdrowotnych, który to program w zasadzie wniósł go do władzy. Oznacza to, że praktycznie nic na tym polu nie zostało osiągnięte.

Andrzej Bobola

Andrzej Bobola jest pseudonimem literackim profesora fizyki chemicznej, który dla odpoczynku od nieco rozrzedzonej atmosfery fizyki teoretycznej oddaje się rozważaniom na tematy humanistyczne o aktualnym znaczeniu.

Za: Bobolowisko (January 25, 2012) | http://bobolowisko.blogspot.com/2012/01/obiecanki-cacanki.html

Skip to content