Aktualizacja strony została wstrzymana

Wokół Marszu Niepodległości – wywiad z o. Krzysztofem Gołębiewskim, orionistą

Czy mógłby ksiądz opisać swe wrażenia z Marszu Niepodległości?

– Na samym Marszu nie byłem, natomiast brałem udział w tym, co miało miejsce na początku, przed Marszem. Byłem na spotkaniu w plebanii kościoła Św. Barbary w Warszawie z księdzem kanonikiem dr-em Maciejem Szymańskim, proboszczem, i uczestniczyłem w pięknej Mszy Świętej, którą celebrował. Zostałem też zaproszony do poprowadzenia roty przysięgi w obronie Krzyża, takiej, jaka miała miejsce swego czasu w parafii w Malborku, w której podówczas proboszczowałem. O samym Marszu mam informacje z pierwszej ręki od ludzi, których rzetelności i wiarygodności ufam.

Dlaczego zezwolono na obecność dwu antagonistycznych demonstracji w jednym miejscu?

– Przez media, zarówno polskojęzyczne, jak i publiczne, z najwyższym trudem przebija się informacja, że warszawski Ratusz już cztery dni wcześniej podjął decyzję, która w założeniu była próbą sprowokowania konfrontacji. Wydając zgodę na zorganizowanie w tym samym miejscu zarówno demonstracji patriotycznej, jak i – nazwanej tak jawnie od samego początku – kontrmanifestacji, pani prezydent była świadoma, iż do konfrontacji dojść musi i celowo do niej dopuściła.

Co ksiądz sądzi o pracy policji?

– Jako syn oficera Wojska Polskiego rozumiem policjantów. Są w służbach mundurowych i otrzymali polecenie, które najprawdopodobniej brzmiało: spacyfikować narodowców, bronić tych… nie wiadomo, jak ich określić, bo na usta cisną się słowa, jakie księdzu nie przystoi wypowiadać.
Z pierwszej ręki, od oficera policji wiem, że w zaproszonych do Polski (przez „antyfaszystów”) bojówkach lewackich znajdowali się dobrze wyszkoleni młodzi ludzie, ci sami, którzy rozbijali kordony policji w Hiszpanii, Niemczech czy we Włoszech. Następcy osławionych „Czerwonych Brygad”, trenowani specjalnie do walk ulicznych z policją. Ludzie ci nie rozumieją, w co się wdają, nie rozumieją słowa „faszyzm” – i nie muszą rozumieć. Są nakręcani przez innych i wystarczy, by wykonywali swoje zadania.

Czy to prawda, że uczestnicy pochodu dążyli do konfrontacji z „antyfaszystami”?

– Gdyby młodzi Polacy, których media niejednokrotnie obelżywie traktują jako „kiboli”, chcieli naprawdę zrobić zadymę, gdyby naprawdę dążyli do konfrontacji – to i z policjantów, i z zaproszonych „antyfaszystowskich” mętów doprawdy niewiele by zostało.

Media nie wspomniały nic o tym, że przed manifestacją blisko 4000 osób zgromadziło się w kościele Św. Barbary na Mszy Świętej za Polskę. Byli to ludzie młodzi, były tam rodziny z dziećmi, motocykliści z Rajdów Katyńskich, kibice Legii – nie żadni „kibole”, ale ludzie których znam osobiście. Sam jako młody chłopak przez wiele lat chodziłem na mecze Legii, zasiadając na żylecie i nie czułem się nigdy deprecjonowany, nawet przez ówczesną milicję. Dziś tych młodych ludzi się szufladkuje. [Dla niezorientowanych: „Źyleta” to potoczna nazwa wschodniej trybuny stadionu Legii Warszawa, gdzie zasiadają najzagorzalsi kibice klubu – admin].
Ksiądz proboszcz Św. Barbary wygłosił piękne kazanie, choć z oczywistych względów (wyższe władze w hierarchii Kościoła) musiało ono być dość łagodne. Atmosfera Mszy była podniosła, a zachowanie wiernych – wspaniałe. Nie było żadnych „bojówkarzy”, tylko ludzie, którzy przyszli podziękować Bogu za wolną Polskę. Inna sprawa, że V Rozbiór Polski jest już za pasem, ale to oddzielny temat.

Znienawidzeni narodowcy, nacjonaliści, oenerowcy, „faszyści” – zaczęli swój dzień od Mszy Świętej… nie od bijatyk, nie od rozrób, nie od zadym – ale od Mszy Świętej. O tym media jednak, jakby się zmówiły, milczą. Nie szukali zwady ani konfrontacji, zostali wyraźnie sprowokowani, przy czynnym współudziale władz.

Czy Msza Swięta przebiegła spokojnie?

– Sama Msza Święta nie była zakłócana, być może dlatego, iż decyzja o jej odprawieniu zapadła dwa dni wcześniej i tałatajstwo nie miało czasu by się zorganizować, nastawieni bowiem byli na zadymy na Marszałkowskiej i Placu Konstytucji.

Jakie znaczenie dla wojny z Kościołem i z krzyżem ma obecność Janusza Palikota w Sejmie?
– Każdy myślący człowiek wie, że znajdujemy się dziś w stanie ciągłego zagrożenia. Wyprowadzanie krzyża z przestrzeni społecznej narodu odbywa się już na drodze legislacyjnej. Premier Tusk będzie korzystał z usług Janusza Palikota, grającego rolę bicza na ludowców. Jeśli ludowcy staną w jakikolwiek sposób na drodze jego zamiarów, Tusk skorzysta z usług dawnego kolegi partyjnego. Ruch Palikota nie jest niczym innym, jak dodatkiem do Platformy Obywatelskiej.

Wojna o usunięcie krzyża, której przewodzi Palikot, ma dodatkowy aspekt. Krzyż w Sejmie został darowany przez matkę ks. Jerzego Popiełuszki, którego nie da się już wymazać z pamięci narodowej. Ma on, oprócz znaczenia religijnego, wyraźne znaczenie historyczne i narodowe.
Czas pokaże, co dla chłopów z PSL będzie milsze: czy trwanie przy Kościele, jak nakazuje tradycja, czy stołki w salonach władzy.

Jakie znaczenie dla Polaków może mieć przysięga na wierność Krzyżowi?

Samą przysięgę na wierność krzyżowi wypada porównać z analogiczną przysięgą składaną uprzednio w Malborku. Istnieją różnice: uroczystość w Malborku miała charakter głęboko religijny. Uroczystość w Warszawie, w kościele Św. Barbary, która odbyła się w dniu święta narodowego dużej rangi (wyrastającego zresztą również z korzeni chrześcijańskich), miała charakter bardziej narodowo-patriotyczny.

Wydaje mi się, że przysięga w obronie Krzyża, może zapoczątkować coś dobrego, jakieś przemiany w mentalności Polaków. Z tego małego coś może wyrosnąć dobro. Ludzie potraktowali ją bardzo na poważnie – z pełną świadomością, w czym uczestniczą i dlaczego to czynią.

Wróćmy jeszcze do samej demonstracji, decyzji Ratusza, pracy policji…

– Nad Warszawą w jej historii powiewały różne sztandary – carskie, niemieckie, bolszewickie. Dziś karbowi Warszawy chcą znów zmienić barwy jej sztandarów: z polskich, biało-czerwonych, na „kolorowe” sztandary tego całego tałatajstwa. Zaistniała paradoksalna sytuacja, że nasza, polska policja, staje w bronie niepolskiego sztandaru.

Tłumaczenia Ratusza, że zgodnie z prawem „nie mogli odmówić” pojawienia się dwu manifestacji w tym samym czasie i miejscu, są dziecinne. Ratusz nie musi wyrażać zgody, gdyż jest ona domniemana – natomiast zawsze może wyrazić niezgodę i skutecznie ją wyegzekwować przy pomocy straży miejskiej i policji, a nawet ochroniarzy z prywatnych firm (co zgodne z prawem nie jest, ale stosowane przecież bywa, o czym mogą zaświadczyć kupcy z Placu. Defilad).

Na wyraźne życzenie Ratusza pochód zmienił trasę, omijając zarówno kordony policji, jak i skupiska lewackich szumowin i pajaców. Pani oddelegowana przez Ratusz do kontaktów z mediami wyraźnie stwierdziła (TVP 3, 12 listopada, między godziną 12-13), iż współpraca między organizatorami marszu a władzami miasta była na tyle dobra, że nie zaistniały żadne powody do rozwiązania manifestacji (jej wypowiedż została później starannie usunięta z mediów).

Z 210 zatrzymanych osób ponad 90 osób to Niemcy. O czym my w ogóle mówimy?! Uczestnikom marszu, a także policji, należy się wielkie uznanie, że nie doszło do rozlewu krwi, o co było nietrudno. [W świetle powyższego, nawoływania „zatroskanych” o nieużywanie przemocy przez ugrupowania narodowe, bije w oczy swą obłudą – admin]. Nikt nie zginął, nie było przelewu krwi, choć sporo osób poturbowano. Czy nie widać w tym przypadkiem skutków modlitwy i ofiary złożonej przed Marszem przez jego uczestników podczas Mszy Świętej? Czy to nie ręka Opatrzności sprawiła, że wśród tłumów ludzi, znajdujących się w centrum strasznie wyglądających zadym, nie było ofiar?

[youtube hYx05BuTMfM]

Referendum jest najwyższym przejawem demokracji – decyzję podejmują nie władze, lecz naród, ludzie, którzy te władze wybrali (dlatego może jest tak znienawidzone przez zarządców Unii Europejskiej). Otóż taka przysięga, jaką złożono najpierw w Malborku, a ostatnio u Św. Barbary, jest niczym innym, niż swoistym referendum: czy opowiadasz się za obecnością krzyża w przestrzeni publicznej?

Podczas tej rozmowy ks. Gołębiowski poruszył kilka innych zagadnień, które również prezentujemy.

– Hańbą jest, że aborcjonistka Wanda Nowicka została wicemarszałkiem Sejmu – ale bodaj czy nie większą hańbą jest pojawienie się Sejmie w roli posła osobnika nie będącego ani chłopem, ani babą, którego jedyną zasługą jest „zmiana płci” oraz nienawiść do Kościoła. Osobnika, który własnemu synowi każe się zwracać do siebie per „mamo” (sic!). Jeśli nie jest to choroba psychiczna, to co nią jest?

– Ciekawe wydarzenie dotyczące pani profesor Magdaleny Środy, etyczki, wojującej antychrześcijanki, bojowniczki o „prawa kobiet” i anty-Polki. Otóż niedawno prof. Środa pochowała swego ojca, również lewaka, toczącego wojnę z Kościołem [Profesor Edward Ciupak – ojciec Magdaleny Środy. Zarejestrowany przez wywiad PRL jako kontakt informacyjny „Gabriel”. Wieloletni współpracownik Urzędu ds. Wyznań. Ateista, przez niemal całe życie zawodowe zajmował się Kościołem katolickim. Zmarł 21 pażdziernika w wieku 81 lat, pochowany 27 października 2011 – admin]. Tuż przed śmiercią zawołał księdza… i pani Magdalena Środa osobiście, własnymi rękami, podała umierającemu ojcu krzyż, aby odszedł pojednany z Bogiem. Skąd wziął się w takim domu krzyż? Został zdjęty ze ściany. Druga żona prof. Ciupaka, katoliczka, nie pozwoliła go nigdy usunąć.
Warto było by spytać o ten fakt panią Środę.
Informacja pochodzi od księdza, który spowiadał prof. Ciupaka.
Skądinąd sam Karol Marks umierając poprosił pastora do siebie, o czym oficjalna historia milczy. Również Piotr Jaroszewicz, po odejściu z polityki, wyspowiadał się u księdza Kalisiaka w Aninie. Tak samo wielu komunistycznych generałów. Więcej informacji na ten temat podać nie mogę, gdyż obowiązuje tajemnica spowiedzi.

– Dziś Palikot wściekle walczy z krzyżem, a nawet w czasach komunizmu nie pozwalano zdejmować krzyży w szpitalach; co więcej, w latach 80-tych powstało sporo kaplic szpitalnych, np. w lecznicy rządowej w Aninie, gdzie rządził przecież starszy brat w wierze, prof. Sadowski („Ja się zajmuję sercem, a pan ksiądz niech się zajmuje czym drugim”). W kaplicach pojawiali się regularnie tzw. „komuniści”… to były po prostu ich kaplice!

– Ubiegłoroczna awantura o krzyż na Krakowskim Przedmieściu była wydarzeniem gorszącym; gdybym był proboszczem Św. Anny, po prostu przyszedł bym z procesją, zabrał krzyż do kościoła – i tyle. Uniknięto by przy okazji wykorzystywania katastrofy smoleńskiej i samego krzyża do najrozmaitszych celów politycznych, a także obecności szumowin wszelkiego autoramentu, plugawiących samą swą obecnością każde miejsce, w którym się znajdują.

Bardzo dziękuję za wywiad i za poświęcony mi czas.

Gajowy Marucha

Wywiad został autoryzowany przez o. Gołębiowskiego. – admin.

Za: Dziennik gajowego Maruchy (2011-11-15) | http://marucha.wordpress.com/2011/11/15/wokol-marszu-niepodleglosci-wywiad-z-o-krzysztofem-golebiewskim-orionista/

Skip to content