Aktualizacja strony została wstrzymana

Męczennicy Kresów

Choć ginęli w straszliwych męczarniach, nieraz przed ołtarzem w czasie Eucharystii, płacąc cenę życia za to, że nie opuścili swoich parafian w obliczu śmiertelnego zagrożenia, żaden z kresowych księży męczenników nie doczekał się jeszcze beatyfikacji.

Znawcy prawa kanonizacyjnego wskazują, że do wszczęcia rokującego nadzieje na pozytywny wynik procesu beatyfikacyjnego oprócz świadectwa męczeństwa za wiarę potrzebne są też dowody na istnienie pośmiertnego kultu.

– Szanse na wszczęcie procesów beatyfikacyjnych mamy bardzo poważne, gdyż mamy spełnienie kryteriów, które o tym decydują, a więc nienawiść nie tylko do nacji jako takiej, ale też do Kościoła – powiedział „Naszemu Dziennikowi” ks. bp Marcjan Trofimiak, ordynariusz diecezji łuckiej na Ukrainie. – Mamy tu spełnione wszystkie znamiona męczeństwa – dodał, podkreślając jednocześnie, że procedura związana z procesem beatyfikacyjnym nie jest łatwa, ale wszystko idzie w dobrym kierunku.

Podczas wczorajszego otwarcia wystawy pt. „Niedokończone Msze wołyńskie. Martyrologium duchowieństwa wołyńskiego – ofiar zbrodni nacjonalistów ukraińskich w czasie II wojny światowej” na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II ks. bp Marcjan Trofimiak zwrócił uwagę, że prześladowcy mordowali z ogromną nienawiścią, o czym świadczy sposób, w jaki dokonywali zbrodni.
Najbardziej zaawansowany jest proces beatyfikacyjny ks. Ludwika Wrodarczyka, oblata, który poniósł męczeńską śmierć z rąk ukraińskich nacjonalistów w 1943 roku.

Ojcowie Oblaci zbierający od 20 lat dokumentację zakończyli już proces na poziomie diecezji i przesłali materiały do Ośrodka Dokumentacji Kanonizacyjnej w Drohiczynie. Decyzja o włączeniu sprawy do procesu beatyfikacyjnego Męczenników Wschodu jeszcze nie zapadła. – Przedstawię to zgłoszenie biskupowi Dydyczowi, i to biskup będzie podejmował decyzję. Kiedy to nastąpi, w tym momencie nie jestem w stanie powiedzieć – przekazał „Naszemu Dziennikowi” ks. dr Zdzisław Jancewicz, postulator z Ośrodka w Drohiczynie. Zdaniem ks. dr. Jancewicza, mówiąc o Męczennikach Wschodu, można wskazywać tych, którzy zostali zamordowani przez komunistów, i tych, którzy zostali zamordowani przez banderowców. – Jednak problem polega na tym, że mamy tu do czynienia z dwoma typami prześladowców. Jedni wywodzą się z komunizmu, a drudzy z nacjonalizmu ukraińskiego – wskazuje.

Okrutne morderstwa

Ksiądz Stanisław Szczepankiewicz, proboszcz tarnopolskiej parafii Ihrowica na Podolu, został zamordowany ciosami siekiery w Wigilię 1944 roku. Gdy banderowcy wyrąbywali drzwi na plebanię, do końca dzwonił sygnaturką, co uratowało życie wielu jego parafianom. Ostrzegany wcześniej przed niebezpieczeństwem odrzucił propozycję wyjazdu, mówiąc: „Zostanę ze swymi parafianami”. – Wszyscy pozostali przy życiu ihrowiczanie zaliczają ks. Szczepankiewicza w poczet świętych kapłanów – zapewnia Jan Białowąs, który od lat zbiera relacje na temat życia i świętości swojego zamordowanego proboszcza. – To był święty kapłan, leczył chorych bez względu na narodowość, nie żądał żadnej zapłaty. Pomocy nie odmawiał nawet członkom UPA, którzy go później zamordowali – wylicza.

Doktor Leon Popek, historyk IPN, prezes Stowarzyszenia Miłośników Krzemieńca i Ziemi Wołyńsko-Podolskiej, jest przekonany o świętości ks. Stanisława Dobrzańskiego, proboszcza parafii w Ostrówkach zamordowanego w czasie masakry 30 sierpnia 1943 roku. Namawiany listownie przez ks. dziekana Stefana Jastrzębskiego do wyjazdu z zagrożonej parafii ks. Dobrzański odpisał, że „będzie trwał na posterunku do ostatniej chwili”. Księdzu najprawdopodobniej odcięto głowę siekierą.

W latach 1939-1945 na terenach diecezji łuckiej, lwowskiej i przemyskiej w sumie straciło życie co najmniej 255 osób duchownych, a najwięcej z nich, bo 56 – z rąk Ukraińców. Księży mordowano skrytobójczo lub na oczach wiernych, gdy odprawiali Msze Święte. Na wielu wręcz polowano, gdy udawali się z posługą duszpasterską, np. ze spowiedzią czy z Najświętszym Sakramentem do chorych. Wielu straciło życie w krwawą niedzielę, 11 lipca 1943 r., w kościołach z wiernymi. Tego dnia podczas porannej Mszy św. zginęli: w Zabłodźcu ks. Jan Aleksandrowicz, w Chrynowie – ks. Jan Kotwicki. W Porycku stojącego na ambonie ks. Bolesława Szawłowskiego postrzelono, a gdy okazało się, że przeżył, następnego dnia wytropiono go i dobito. Księdza Korola Barana, proboszcza parafii Korytnica w dekanacie Włodzimierz Wołyński, 12 lipca 1943 r. uprowadzono do lasu i po przywiązaniu do dwóch desek przecięto piłą.

Znamiona kultu

Jednak nawet najbardziej heroiczne męczeństwo nie wystarcza, aby rozpocząć proces beatyfikacyjny. – Nie każdego, kto zginął z rąk okupantów, banderowców czy innej maści niegodziwych ludzi, nawet gdy żył wielkimi ideałami chrześcijańskimi, włącznie z patriotyzmem, można nazwać męczennikiem w sensie prawnokanonicznym – zauważa ks. dr hab. Tomasz Kaczmarek, główny postulator w procesie beatyfikacyjnym 108 męczenników II wojny światowej. – Źeby stwierdzić, czy są to przypadki, które się kwalifikują pod kątem orzeczenia męczeństwa w sensie prawnokanonicznym, a nie ogólnym, trzeba by przeprowadzić naprawdę solidne studia historyczne, dokonać studium motywacji, zbadać, co za tym stało. A poza tym są jeszcze inne znaki z Nieba – czyli łaski. Jeżeli tego nie ma, kultu nie ma – to się zamyka sprawę.

– Gdy weryfikuję kandydatów do procesu beatyfikacyjnego, nie interesuje mnie tylko ich życiorys i chwila śmierci, ale też to, co się działo po śmierci – mówi ks. dr Zdzisław Jancewicz, postulator z Ośrodka Dokumentacji Kanonizacyjnej w Drohiczynie, zajmujący się przygotowaniem procesu beatyfikacyjnego Męczenników Wschodu, do którego wpłynęły materiały dotyczące m.in. ks. Ludwika Wrodarczyka, oblata zamordowanego przez bandę UPA w 1943 roku. – W prasie często zauważam dokładnie odwrotny tok myślenia i działania; najpierw zróbmy kogoś świętym, bo był patriotą i został zamordowany, a potem być może pojawi się kult. Nie, najpierw powinny być jakieś znamiona kultu co do takiej osoby i wtedy jest sens zastanawiać się nad wszczęciem procesu beatyfikacyjnego.
Niestety, trudno o liczne znamiona kultu w sytuacji, gdy zamordowani księża spoczywają w nieoznaczonym miejscu, a ich parafianie albo stracili życie razem z nimi, albo zostali wypędzeni z rodzinnych stron i rozproszeni po Polsce i świecie. A jednak i tak wielu kresowych księży męczenników doczekało się pewnych przejawów kultu.

Wiele wskazuje na to, że po wyniesieniu na ołtarze ofiar hitlerowców i bolszewików zbiorowy proces męczenników nacjonalizmu ukraińskiego, który był odmianą faszyzmu bardzo zbliżoną do niemieckiego nazizmu, jest tylko kwestią czasu. Aby przyszłe procesy beatyfikacyjne miały szanse powodzenia, warto zawczasu gromadzić wszystkie materiały dotyczące potencjalnych kandydatów na ołtarze. Choć wiadomo, że ze spalonych polskich kresowych wiosek niewiele ocalało, ważne, aby nie pominąć jakichkolwiek dokumentów kościelnych i świeckich. – Na razie trzeba ustalać jak najwięcej faktów, relacji, gromadzić i zachowywać dokumenty i świadectwa, bo z pewnością się przydadzą – podkreślał wczoraj w rozmowie z nami ks. prof. Stanisław Wilk, rektor KUL i historyk Kościoła. W jego opinii, nie ma zasadniczych przeszkód do wyniesienia na ołtarze męczenników zamordowanych przez nacjonalistów ukraińskich. – Jak do każdego dobrego dzieła potrzebny jest właściwy człowiek, który to poprowadzi i wtedy rozwiążą się wszystkie pojawiające się dzisiaj trudności – powiedział ksiądz rektor.

Adam Kruczek

Za: Nasz Dziennik, Wtorek, 8 listopada 2011, Nr 260 (4191) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20111108&typ=wi&id=wi03.txt

Skip to content