Aktualizacja strony została wstrzymana

Tak jakby Stalin umarł wczoraj

Rosja i Polska to jeden wielki bardzo tragiczny temat. Przestępstwa dokonywane wobec Polaków były najstraszniejsze. Przede wszystkim rozstrzeliwania w 1940 r., czyli zbrodnia katyńska – mówił w Białymstoku rosyjski historyk Nikita Pietrow.

Około stu osób wysłuchało wczoraj w siedzibie białostockiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej wykładu prof. Nikity Pietrowa, zastępcy przewodniczącego rosyjskiego stowarzyszenia Memoriał. Gość z Moskwy stał się znany w Polsce po publikacji książki „Według scenariusza Stalina” o działaniach sowieckiego aparatu represji w krajach podbitych przez ZSRS. Ujawnił w niej nieznany dokument organów sowieckiego kontrwywiadu wojskowego zawierający plan rozstrzeliwań 592 członków Armii Krajowej, aresztowanych w rejonie Augustowa. To pierwsza informacja o losie tych Polaków, potwierdzająca to, czego się od lat spodziewano – tzw. obława augustowska zakończyła się masowymi mordami. Władze rosyjskie mimo polskich wniosków o pomoc prawną konsekwentnie odmawiają jakiejkolwiek informacji, twierdząc, że żadnych dokumentów o losie zatrzymanych nie posiadają.

Według Pietrowa, rosyjskie władze mają jeszcze dużo faktów i dokumentów do ujawnienia. – Gdy władza mówi, że ujawniono wszystko, to jest to po prostu nieprawda. Tak jest z Katyniem, gdzie ukryto postanowienie z uzasadnieniem. Tak samo z innymi zbrodniami. Prokuratura zna sprawców, ale „nie może” ich zakwalifikować jako zbrodnię wojenną. Stąd odkładanie, zamilczanie i utajnianie – stwierdził. Dotyczy to także obławy augustowskiej.

Mordy z 1945 r. były prawdopodobnie największą zbrodnią na polskim Narodzie po zakończeniu wojny. W wystąpieniu, któremu przysłuchiwało się wielu historyków, prawników i przedstawicieli kombatantów, Pietrow opowiedział szczegółowo historię odnalezienia dokumentu na temat obławy augustowskiej oraz o aktualnym stanie badań na jej temat i ich dalszych perspektywach. Sam historyk wiąże obławę augustowską z planowanym przejazdem Stalina pociągiem specjalnym przez Polskę na trasie Moskwa – Berlin, co nasiliło działania NKWD i Armii Czerwonej przeciwko polskiemu podziemiu niepodległościowemu.

Pietrow, który na początku lat 90. miał dostęp do archiwów sowieckich służb specjalnych, nie przypuszczał, że plan rozstrzelania kilkuset polskich więźniów został naprawdę zrealizowany. – Czytając ten dokument, nie przywiązywałem do niego aż takiej wagi, nie budził emocji. Nie wyobrażałem sobie wtedy, że to, co się zdarzyło w 1940 r. (zbrodnia katyńska), mogło też dokonywać się w roku 1945. Poza tym podobnych dokumentów w archiwach specsłużb było bardzo dużo – relacjonował. Pietrow zrobił jedynie szczegółowy wypis z dokumentu. Później zajął się szerszymi badaniami na temat działań sowieckich organów bezpieczeństwa w państwach pod sowiecką dominacją. Badał między innymi dokumenty dotyczące fałszowania wyborów w Polsce w 1946 roku.

Naukowiec zastanawia się, dlaczego na początku lat 90., gdy łatwiej było ujawniać takie sprawy i powszechnie przeprowadzano rehabilitacje, nie zdecydowano się na upublicznienie także zbrodni augustowskiej ani jej potępienie. Jego zdaniem, już wówczas Federacja Rosyjska przyjęła politykę unikania przyznawania się do jakichkolwiek zbrodni przeciwko obcokrajowcom. – A zatem proces fałszowania historii zaczął się już wtedy, około 1993 roku. To wtedy też nie chciano przyznać, że Katyń był zbrodnią wojenną – komentuje Pietrow.

Urwane kartoteki

Podczas swojego wykładu rosyjski historyk wskazał dokładnie konkretne rosyjskie archiwa, w których na pewno znajdują się dokumenty na temat zbrodni z 1945 roku. Są to m.in. archiwa ministerstwa obrony i archiwum FSB. – Wszystkie one, z wyjątkiem FSB, są teoretycznie otwarte. Ale niekoniecznie dokumenty na interesujący nas temat muszą być odtajnione. Tak więc wiedzieć, że coś jest, to nie to samo, co mieć dostęp. Jest na przykład archiwum, w którym znajduje się cała dokumentacja działań Stalina. Ale jest ciągle niejawna. Tak jakby Stalin umarł wczoraj – mówi Pietrow. Zgodnie z prawem rosyjskim wszystkie dokumenty powinny być odtajnione po 30 latach od ich wytworzenia. – Ale prawo i praktyka to różne sprawy – podsumowuje.

Rosyjski historyk zauważa, że z punktu widzenia bliskich ofiar głównym celem badań powinno być ustalenie dokładnej listy zamordowanych i miejsca ich pochówku. Dla rodzin może to być nawet ważniejsze niż inne problemy badane przez historyków. Wśród nich jest na przykład kwestia określenia osobistej roli Stalina w podjęciu decyzji o dokonaniu mordów, odtworzenie całej ścieżki decyzyjnej, obiegu pism. Nic nie wiadomo także o szczegółach egzekucji i ich wykonawcach. Pietrow ma nawet pomysł, jak odnaleźć nazwiska katów augustowskich. Wystarczy przejrzeć listy funkcjonariuszy wyznaczanych do nagród. Co do możliwości łatwego stwierdzenia miejsca pogrzebania ofiar historyk jest jednak pesymistą. Sowieci dane te notowali w protokołach dość niedokładnie.
Pietrow zwraca uwagę na wyjątkowość sprawy zatrzymanych w obławie augustowskiej. Dokumenty spraw karnych członków Armii Krajowej zawierają protokoły zatrzymania, przesłuchań itd. Ale na tym się kończą. Nie ma ani decyzji o oddaniu sprawy pod sąd, ani o wypuszczeniu, ani niczego innego. Po prostu urywają się. Jest to sytuacja wyjątkowa, nawet jak na standardy sowieckie. Z jednaj strony – zdaniem wiceszefa Memoriału – powinno to ułatwiać rehabilitację. – Ale rosyjska prokuratura wojskowa zrobi prawdopodobnie wszystko, żeby tego uniknąć. Właśnie pretekstem może być dziwne zakończenie „spraw” – zastrzega.

Pietrow na początku swojego wykładu mówił także o historii Memoriału. – Był okres, kiedy władze w Moskwie rzeczywiście chciały otwierać się na prawdę. To były lata 1988-1989. Wydawało się wtedy, że wystarczy otworzyć archiwa i może to stać się szybko. Okazuje się jednak, że ten proces trwa aż do dzisiaj – podsumowywał. Pietrow wspomina, że w czasach Gorbaczowa „nie było chęci zamilczenia trudnej przeszłości”. Istniały nawet zajmujące się tym państwowe komisje. Działo się to jednak wyłącznie na wewnętrzne potrzeby władzy. Nie było możliwości prowadzenia badań niezależnych. Stowarzyszenie Memoriał powstało więc jako inicjatywa prywatna. Pasjonaci starali się prowadzić badania na własną rękę, w oparciu o archiwa prywatne i świadectwa pokrzywdzonych. Ten okres pomógł nabrać doświadczenia, zgromadzić dużą wiedzę, którą wykorzystano po rozpadzie ZSRS, gdy nagle wszystko się zmieniło. – Jelcyn otworzył nawet archiwa biura politycznego i służb specjalnych. Specjalna komisja zajęła się ich udostępnieniem wszystkim zainteresowanym – wspomina Pietrow, który sam należał do grupy, która miała dowieść przestępczego charakteru władzy KPZS.

Ale sprawa przestępczego charakteru partii bolszewickiej zakończyła się „na niczym” w 1992 r., zaś archiwa zamknięto w 1993 roku. – Rosyjska biurokracja zaczęła tworzyć na nowo system rządzenia państwem na wzór totalitarny. Zresztą mało było historyków o nastawieniu nieprosowieckim. I taka jest nadal oficjalna nauka w Rosji. Ideologiczną próżnię wypełniono treściami nacjonalistycznymi i propaństwowymi. W Rosji myśli się o ZSRS i Federacji Rosyjskiej jako kolejnych formach kontynuacji imperium carskiego – wyjaśnia Pietrow.

Trudno zatem konsekwentnie badać zbrodnie systemu sowieckiego. – Władza przyznaje ogólnikowo, że były zbrodnie, ale zaraz dodaje się, że były sukcesy. Jest dążenie do zamknięcia pamięci. Mówi się, że „Rosja musi już podnieść się z kolan” – komentuje naukowiec. Tym bardziej owo „zamilczenie” dotyka spraw o wydźwięku międzynarodowym. – Nie ma mowy o przestępstwach przeciw obywatelom innych państw, bo to rzekomo psuje obecne kontakty z tymi krajami. To sytuacja bez wyjścia, bo przez to rosyjscy historycy zaczynają mieć wyobrażenia sprzeczne z ustaleniami historyków z wszystkich sąsiednich państw – zauważa historyk. Jako przykład podaje stanowisko ministerstwa spraw zagranicznych, dla którego nie do przyjęcia jest analogia między Niemcami hitlerowskimi a ZSRS.

W historii Memoriału jedne z pierwszych przedsięwzięć to sprawy odkrycia prawdy o wydarzeniach związanych z Polską. – Mieliśmy ludzi, którzy nie tylko sami kochali Polskę, ale naprawdę chcieli poznać historię relacji sowiecko-polskich – stwierdza historyk. Ale to niełatwy temat. Rząd ma zupełnie inne priorytety w polityce historycznej. – Fakty o zbrodniach przemilcza się. Uważa się, że patriotów nie należy wychowywać w takim duchu. O Katyniu jest jedynie kilka książek w języku rosyjskim. To są naukowe zbiory dokumentów. A popularnych książek rewizjonistów podważających sowieckie autorstwo zbrodni mamy mnóstwo – zauważa Pietrow.

Wskazuje, że władze rosyjskie z jednej strony gotowe są na poziomie politycznym przyznawać, iż były zbrodnie tzw. stalinowskie, ale unikają jakichkolwiek tego konsekwencji, przede wszystkim prawnych. – Tak samo będzie i z Augustowem. Rząd oczywiście przyzna się, gdy będzie trzeba. Ale dokumentów nie ujawnią i nie pomogą badającym to historykom. Może nawet prokuratura rozpocznie sprawę, ale pesymistycznie przewiduję, że trwać będzie długo i zostanie utajnione – stwierdza historyk. – Naszym celem jest udostępnienie prawdy i przywrócenie ofiarom ich godności. Jeśli to się stanie, to uznamy nasze zadanie za wykonane. Do tego jest jednak daleko – zakończył swój wykład rosyjski historyk. Na dziś zaplanowano powtórzenie wykładu w jednym z augustowskich liceów i spotkanie Pietrowa z rodzinami ofiar obławy.

Piotr Falkowski
Białystok

Za: Nasz Dziennik, Czwartek, 13 października 2011, Nr 239 (4170) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20111013&typ=po&id=po31.txt

Skip to content