Aktualizacja strony została wstrzymana

Nieomylność Kościoła katolickiego – Ks. B. Chełmiński

„…Kościół Boga żywego, filar i utwierdzenie prawdy”
I Tym 3,15

WSTĘP

Kościół katolicki był po wszystkie czasy światłem świata i stróżem prawdy, sprawie­dliwości i dobrych obyczajów. Na każdej nie­mal karcie historyi czytać można, ile to dobro­dziejstw ludzkość Kościołowi zawdzięcza. Przez wieki całe Kościół św. był jedynym krzewicielem oświaty, prawdziwej kultury i cywilizacyi. Jako kokosz kurczęta swoje pod skrzydła zgromadza, tak Kościół katolicki z iście macierzyńską pieczołowitością czuwał i czuwa nad dziećmi swemi, by żyjąc wśród świata zepsutego z przewrotnych jego nieraz nauk szkody nie poniosły. Jako nauczyciel i sędzia najwyższy w rzeczach wiary i oby­czajów czujnym On okiem śledzi i bada sto­sunki społeczne, a spostrzegłszy gdziekolwiek niezgodne z wiarą objawioną nauki lub fałsze i mrzonki niezdrowej filozofii, natychmiast w imieniu prawdy objawionej głos zabiera i wiernych przestrzega. Nic było czasu, kiedyby kłamstwo i złość ludzka nie targnęły się na prawdę odwieczną; ale podczas gdy dawniej heretycy i niedowiarkowie zaprzeczali lub fałszywie tłumaczyli poszcze­gólne dogmaty, dzisiaj Kościołowi katolickiemu wprost racyi bytu odmawiają i istnienie praw­dy objawionej wogóle zaprzeczają.

„Co to jest prawda?” pytają za Pi­łatem z uśmiechem na pół szyderczym scep­tycy nowocześni; „Ecrasez l’infame!” – zgładźcie nikczemną tj. wiarę chrześcijańską – za bezbożnym francuskim filozofem Voltairem wołają inni. Wszędy patrzymy dziś na zgubną robotę socyalistycznych agitatorów, na szerokie warstwy społeczeństwa bałamu­cone kłamliwemi obietnicami, na miliony robo­tników odwracających się od Boga i od Ko­ścioła. Cała nienawiść socyalnej demokracyi zwraca się przeciwko religii katolic­kiej; wiedzą oni bowiem bardzo dobrze, że skoro im się uda wiarę z serc ludzkich wydrzeć, łatwo im przyjdzie reszty dokonać i tak ołta­rze jak trony panujących w niwecz obrócić. Jeden z głównych przywódzców socyalistycznych, Liebknecht, wyraźnie oświadczył: „W czasach, kiedy socyalna demokracya bę­dzie panującą, Kościół katolicki będzie należał do fantastycznych bajek przeszłości”.

Ale wobec tego groźnego niebezpieczeń­stwa „nie śpi, który strzeże Izraela – non dormit, qui custodit Israel”; nie śpi, który jest filarem i utwierdzeniem prawdy, Kościół św.! Głowa jego, Papież Leon XIII pierwszy głos podnosi i w wspania­łych encyklikach swoich jasno wykazuje błędy socyalnej demokracyi i podobnych przewrot­nych teoryi, wskazując zarazem drogę prowa­dzącą do rozwiązania najtrudniejszych zaga­dnień społecznych. Nauczyciel najwyższy Ko­ścioła przemawia, a słucha go świat cały i podziwia mądrość jego. – Obok dążności i nauk przewrotnych socyalnej demokracyi i tendencyami równej masoneryi grozi nam inne najnowszego pochodzenia niebezpieczeń­stwo wśród katolików samych kierowanych urojoną jakąś gorliwością o dobro wiernych i Kościoła; jest niem prąd wśród niektórych uczonych katolickich, żądających w Kościele dziwnych jakichś reform czyli zmian dnych z zasadami zdrowej nauki Kościoła, a za­grażających w następstwach swych istocie Kościoła i wiary objawionej. Prąd ten zwie się katolicyzmem postępowym czyli zreformowanym. Jedni chcą wiary kato­lickiej bez ścisłych dogmatów czyli artykułów wiary, tylko naukowej etyki czyli moralności. Tymczasem choć nawiasem tylko wobec owej teoryi zaznaczyć wypada, iż, jak rozum wska­zuje i doświadczenie wraz z historyą potwier­dza, bez wiary najszczytniejsze nawet reguły etyczne czyli moralne niezdolne są przytłumić namiętności i pokonać bestyi w człowieku. Inni znowu z owych „postępowców” nie odrzucała dogmatów, żądają tylko, by tym dogmatom czyli artykułom wiary dano odmienne od pojmowań dawniejszych znaczenie, któreby od­powiadało więcej postępowi i badaniom nowo­czesnym filozofii. Wszystko zgoła na świecie, tak wywodzą ci nowinkarze, podlega pewnej zmianie i nieustannemu postępowi, a wiara miałaby sama z tej reguły być wyjęta? Otóż i ona winna postępować z czasem i zastosować się do wymagań ducha czasu, inaczej uważamy ją za zacofaną i niegodną, by umysł ludzki tak „jaśnie oświecony” nadal nią się zajmował. W części macie słuszność, panowie, ale tylko w części. Trzeba rozróżniać między rozwojem a istotną zmiana ”” Qui bene distinguit, bene docet! Wiara owszem się rozwija, lecz nigdy istotnie się nie zmienia.

Rozwija się Kościół i wiara się rozwija, podobnie jak drzewo z ziarnka począwszy roz­wija się i rośnie, a jednak nigdy drzewem być nie przestaje czyli istoty swej jako drzewo nie zmienia. Dogmaty czyli artykuły wiary roz­wijają się w tym sensie, iż jakkolwiek w zasa­dzie i niejako w zarodku w składzie wiary (depositum fidei) zawarte, po części z czasem dopiero ukazują się nam w świetle prawdziwem i w całej objętości, n. p. Niepokalane Po­częcie Najśw. Maryi Panny, Nieomylność Ojca św. itd. Nigdy atoli nie podlega Kościół kato­licki ani jego dogmaty zmianie istotnej, któraby miała miejsce, gdyby Kościół ogłaszał prawdy wprost nowe, w składzie wiary wcale nie zawarte lub prawdy objawione pojmował lub ich nauczał wręcz przeciwnie niż przedtem, u. p. że niema siedm sakramentów, jak uczono do­tychczas, jeno są dwa, albo że Chrystus nic był Bogiem, lecz tylko zwyczajnym człowie­kiem. Szkaradna byłaby w tem sprzeczność; nie postęp ta, ale odstęp od zasad wiary i zdro­wego rozsądku; nie byłaby to oświata, lecz co­fanie się w ciemności pogaństwa. Zaznaczyć tu wypada, iż owi reformatorzy nowocześni czyli t. zw. katolicy zreformowani, ściśle rzecz wziąwszy, sami dokładnie nie wie­dzą, co mówią i do czego właściwie dążą. Panujące w głowach ich zamieszanie uwydatnia się najlepiej w mglistych i niejasnych wy­rażeniach i wywodach. Jak zresztą u wszyst­kich niepowołanych reformatorów, tak i u nich myślą przewodnią jest ostatecznie nienawiść przeciwka Kościołowi i jego Najwyż­szej Ołowie. Stosunki takie nie uszły baczności Papieża Piusa X, który jako najwyższy nau­czyciel i pasterz Kościoła czuwać musi, by jad błędów nie szerzył zniszczenia w duszach wiernych. Dlatego ogłasza dnia 4. lipca 1907 r. nowy „Syllabus” piętnujący te prze­wrotne nowoczesne nauki.

Znany też jest inny podobny obłęd, zwany modernizmem, szerzący się w sposób zastraszający wśród niektórych uczonych ka­tolickich. Modernizm nie jest wprawdzie niczem innem jak odmówieniem znanych już zdawna a odgrzanych w innym kształcie błędów; ponieważ jednak na czele systemu tego stanęło kilku poważnych skądinąd pisarzy – Tyrell w Anglii, Loisy, Laberthonniere i Sabatier we Francyi, w Niemczech Schnitzer i inni – hasła ich znalazły posłuch u wielu nie rozumiejących może zrazu niebezpieczeństwa i całej doniosłości objawów modernizmu. By poznać istotę tej niebezpiecznej nowoczesnej herezyi, wystarczy wiedzieć, że wedle nauki modernistów rozum ludzki poznaje tylko to, co pod zmysły podpada i wskutek tego zewnętrz­nego objawienia ze strony Boga nigdy nie było i być nic może. Bóg objawia się ludziom przez uczucie; uczucie to czyli zmysł religijny ulega rozmaitym zmianom; wiara zależy od osobi­stego przeświadczenia o prawdzie, więc każda religia musi być prawdziwą. Widoczna rzecz, iż teorya ta godzi w zasadnicze pojęcia wiary, odrzuca Objawienie i powagę Kościoła. To też Pius X przeciw tym modernistom z całą sta­nowczością i surowością wystąpił; w Allo­kucyi (przemowie) swej na Konsystorzu 16 grudnia 1907 roku określa naukę nowo­czesnych niepowołanych reformato­rów świeckich i duchownych i pięt­nuje jako streszczenie wszystkich dawniejszych błędów przeciw wierze, jako truciznę, zawierającą jad wszystkich dotychczaso­wych herezyi.

W Polsce powstało w ostatnich latach pod wpływem niewiasty cierpiącej na urojenia kacerska sekta maryawitów, dla której acz początkowo groźnej i śmiałej pono już trumnę zamówiono. W każdym razie obłęd ten sprowadził w niektórych okolicach roz­dwojenie wśród ludu i niejednych zbałamucił. I tu znowu Kościół św. czuwa, a Głowa jego i najwyższy nauczyciel Papież Pius X wy­syła osobny list „Tribus circiter” do Polski dnia 5. kwietnia 1906 r., w którym wzywa biskupów do czujności i podaje wskazówki, jak złemu w zarodku zaradzić należy.

Przeciwko sekcie maryawitów i innym podobnym dążnościom warto przytoczyć trafną uwagę Ks. Jakóba Wujka, którą on robi wobec t. zw. reformatorów 16. stulecia, objaśniając słowa Pisma św. I Tym. 2, 12 „Nauczać niewieście nie dopuszczam”:

„Przeciw temu rozkazaniu czynią dzisiej­sze niewiasty, zwłaszcza te, które się Ewangeliczkami zowią, biblią szermując i o piśmie się dysputując, którym się to słusznie rzec może, co Bazyliusz św. kuchmistrzowi Cesar­skiemu, coś z pisma za Ariańską sektą przy­wodzącemu odpowiedział: Twoja rzecz, prawi, potrawy Cesarzowi gotować, a nie Ewangelią wykładać”.

Jak wobec obecnych prądów i nauk prze­wrotnych, tak zachowywał się Kościół katolicki po wszystkie czasy od pierwszych początków swego istnienia. Idźmy wstecz, przejdźmy w duchu owe blisko dwadzieścia wieków, jakie upłynęły od założenia Kościoła, zawsze On troskliwie strzegł składu wiary, by ani krzty nie uronić z przekazanej Mu nauki Chrystusowej, wolał i napominał wedle słów i zlecenia apostoła Pawia: „O Tymoteuszu, strzeż tego coć powierzono, warując się niezbożnych nowości słów i odporności fałszywie nazwanej umiejętności, którą niektórzy obiecując odpadli od wiary” (I Tym 6, 20-21). – „Miej wzór zdrowych słów, któreś odemnie słyszał w wierze i w miłości w Chrystusie Jezu­sie, Strzeż dobrej rzeczy zwierzonej przez Du­cha św., który w nas mieszka” (II Tym 1 13-14). Nie miał i nie może mieć Kościół św. względów jakichkolwiek, skoro przychodzi mu stawać w obronie praw­dy objawionej. Niech przyjdą ludzie głęboko uczeni, niech posiadają mądrość i wymowę iście anielską, niech odznaczają się znamienitą na pozór gorliwością i pobożnością, a niech nauki i teorya ich sprzeciwiają się wierze objawionej, czcza i marna będzie ich mądrość, próżna i daremna ich gorliwość: „Ale choćby my, albo Anioł z nieba przepowiadał wam mimo to, cośmy wam przepowiadali, niech będzie przeklętym”(Galat 1, 8).

Wiernych umacniać we wierze, zbłąka­nych sprowadzać na dobrą drogę prawdy i sprawiedliwości; wskazać drogę prawa i prawdy duszom błąkającym się na bezdro­żach tysiącznych błędów, świat rozdarty niezgodą i żądzą nienasyconą nowości zjednoczyć a ludom i panującym przypominać wieczne zasady Bożego prawa – otóż nadludzkie i olbrzymie iście zadanie Kościoła ka­tolickiego tu na ziemi! Zadaniu odpowia­dać muszą środki; nadludzkie zadanie nadludz­kich, boskich wymaga środków; posłannictwo to przechodzące siły ludzkie nie obędzie się bez pomocy z góry – od Boga!

Aby Kościół mógł spełnić posłannictwo swe, aby nam mógł być sternikiem pewnym i niechybnym, wyposażył go Bóg darem nadprzyrodzonym nie­omylności:

Kościół katolicki w nauce wiary i obycza­jów jest nieomylny.

 

CZʌĆ PIERWSZA.

Rzeczywistość nieomylności Kościoła.

I. Nieomylność Kościoła opiera się na jego nadprzyrodzonem pochodzeniu.

Nieomylność Kościoła nie może być nale­życie pojętą i zrozumianą przez tych, którzy w Kościele katolickim widzą li tylko instytucyę naturalną, czyli zgromadzenie i zespolenie czysto przyrodzone, nie różniące się w niczem od zwykłych stowarzyszeń i instytucyi świeckich. Jak istnienie Kościoła i cały ustrój jego jest dla nich zagadką, tak niezrozumiałą musi być w oczach ich nauka o nieomylności Ko­ścioła. Nie dziw stąd, że nieomylność Kościoła wrogom jego i niedowiarkom służyła i służy do dziś dnia za przedmiot pośmiewiska i szy­derstwa. Niechno Kościół katolicki czyli w jego imieniu najwyższy nauczyciel Ojciec św. ode­zwie się, by mocą urzędu swego bronić prawdy lub potępić błędne nauki, a wszystkie libe­ralne i masońskie dzienniki i czasopisma hur­mem nań uderzą, drwiąc z niego i mówiąc z przekąsem o „nieomylnym Papieżu”. Mądrość Boża, która przemawia przez usta Ko­ścioła, jest im zgorszeniem i głupstwem, tak iż sprawdzają się tu w pewnem znaczeniu słowa św. Pawła I. Kor. 1, 23, 24: „My prze­powiadamy Chrystusa ukrzyżowanego, Źy­dom wprawdzie zgorszeniem, a Grekom głup­stwem; lecz samym wezwanym i Żydom i Gre­kom Chrystusa mocą Bożą i mądro­ścią Bożą”. Znaczenie i cała doniosłość nieomylności Kościoła zasadza się szczególniej na tem, że Kościół katolicki jest pochodze­nia nadprzyrodzonego czyli bo­skiego.

Moderniści przeczą, jakoby Pan Jezus wogóle Kościół ustanowił; Kościół kato­licki jest wedle nich dziełem czysto ludzkiem a nadto istotnie równym od Kościoła pierwot­nego. W Francyi myśli i zdania podobne rozsiewa mianowicie Auguste Sabatier „Les religions d’autorite et la religion de l’esprit” i Loisy „L’Evangile et l’Eglise”; w Niemczech I. Schnitzer im wtóruje. Nie może być zada­niem rozprawy niniejszej i przekraczałoby zakres i cel przedmiotu, gdybyśmy chcieli teorye te obszernie przedstawić i niedorzecz­ności ich zbijać. Sam fakt, że Kościół kato­licki przez blisko dwa tysiące lat istnieje i po­mimo ciągłych strasznych burz nienawiści i prześladowań coraz to więcej się rozszerza i potężnieje, jest jasnym żadnem rozumowa­niem niezbitym dowodem jego boskiego pochodzenia. Ziszczają się na Kościele katolickim prorocze słowa Gamaliela: „Przetoż i teraz powiadam wam, odstąpcie od tych ludzi i zaniechajcie ich (tj. apostołów); albowiem jeźlić jest z ludzi ta rada albo spra­wa, rozchwieje się; lecz jeźli jest z Boga, nie będziecie mogli ich zepsować, byście snać nie naleźli się z Bogiem walczyć”(Dzieje Apost 5, 38-39). Nie wy­mysłem ludzkim jest instytucya Kościoła, ale dziełem boskiem. Nie dowcip ludzki go stworzył, lecz mądrość Boża go ustanowiła. Nie kieruje losami jego słaba siła ludzka, lecz wszechmocna ręka boża.

„Gdy w czasach spokojnych po Konstantynie Wielkim Ojcowie Kościoła przenieśli się w duchu w one trzy stulecia, w których chrześciaństwo świat zdobyło, nie mogli nie wie­dzieć, że szybkość zdobyczy tej była jasnym dowodem boskiej pomocy. W równej mierze zdumiewają się nad objawem tym hi­storycy dni naszych. Siedmdziesiąt lat po założeniu pierwszej gminy w Antyochii, tak pisze jeden z tych historyków, donosi Pliniusz Trajanowi o chrześciaństwie w odległej prowincyi Bitynii, iż jest ono wdziercą wystawia­jącym na niebezpieczeństwo stare kulty po­gańskie; siedmdziesiąt lat po Pliniuszu widzi­my, iż istnieje konfederacya kościołów, roz­ciągająca się ze środowiskiem w Rzymie, aż do Lyonu i do Edessy; znowu siedmdziesiąt lat później cesarz Decyusz oświadcza, że wolałby widzieć w Rzymie przeciwnika jako ce­sarza niźli znieść, by wakująca naonczas sto­lica biskupia na nowo była obsadzona”. Chrystus przyobiecał ustanowie­nie Kościoła, gdy mówił do Piotra: „Ja tobie powiadam, iżeś ty jest opoka, a na tej opoce zbuduję Kościół mój”. Chrystus też Koś­ciół rzeczywiście założył wybierając w tym celu apostołów (Łuk. 6, 13), którym zaraz z po­czątku zdał władzę związywania i rozwiązy­wania (Mat. 18, 18) i których wysłał później w świat, aby nauczali wszystkie narody (Mat. 28, 19). Od wiernych żąda posłuszeństwa: „Kto was słucha, mnie słucha; kto wami gardzi, mną gardzi” (Łuk. 10, 16); a innym razem: „Jeźliby kto Kościoła nie słuchał, niech ci bę­dzie jako poganin i celnik” (Mat. 18, 17). Paweł św. wyraźnie stwierdza, iż ustrój cały Kościoła i poszczególne urzędy kościelne od Chrystusa samego pochodzą; „I tenże (Chry­stus) dał niektóre Apostoły, a niektóre Proroki, a drugie Ewangelisty, a inne pasterze i doktory” (Efez 4, II). Podług rozkazu i zlecenia Chrystusa Pana apostołowie występowali nauczając i opo­wiadając Jezusa ukrzyżowanego i zmartwych­wstałego, a w Zielone Świątki wskutek kazania Piotra św. od razu przystąpiło do Kościoła „jakoby trzy tysiące dusz”.

Źe apostołowie nie samowolnie ale jako posłannicy Chrystusowi wy­stępowali, wynika z słów Chrystusa: „Nie wyście mnie obrali, alem ja was obrał i posta­nowiłem was, abyście szli i przynieśli owoc, a owocby wasz trwał.”(Jan 15, 16) Jak Jezusa posłał Ojciec, tak On ich posyła: „Jakoś ty mnie posłał na świat, i jam je posłał na świat.” (Jan 17, 18) W li­stach swoich św. Paweł wielokrotnie odwołuje się na to, iż Chrystus sam go wybrał i posłał: „Paweł apostoł nie od ludzi, ani przez człowieka, ale przez Jezusa Chry­stusa…” (Galat I, I) Św. Paweł z szczególnym przyci­skiem często powtarza, iż od Chrystusa wszelki urząd i wszelka władza w Kościele po­chodzi: „Paweł, sługa Jezusa Chrystusa, po­wołany apostoł, odłączony na ewangelią Bożą.” (Rzym I, I) Od Chrystusa apostołowie są powo­łani i Od niego wzięli łaskę i apostolstwo: „Przez którego ”” Jezusa Chrystusa Pana na­szego ”” wzięliśmy łaskę i apostolstwo ku po­słuszeństwu wiary między wszystkiemi narody dla imienia jego” (Rzym I, 5).

Boskiego więc pochodzenia jest Kościół, albowiem Syn Boży, Jezus Chry­stus go założył; boskiego i nadprzyrodzonego pochodzenia są również istotne władze i urzędy w tymże Kościele.

Skoro Kościół co do założenia swego i ca­łego ustroju jest instytucyą boską,. nadprzyrodzoną, nie może być niedo­rzecznością, że cieszy się on darami i przywi­lejami nadprzyrodzonymi. Takim da­rem nadprzyrodzonym jest między innymi szczególnie dar nieomylności. Dziwnem byłoby, gdyby jaka szkoła filozofów, które w czasach starożytnych w wielkiej liczbie ist­niały, przypisywała sobie dar nieomylności, gdyż to nie stowarzyszenia nadprzyrodzone, boskie, ale ludzkie z słabym i omylnym rozu­mem ludzkim; a jednak, choć – niesłusznie, platonizm przypisywał mistrzowi swemu Pla­tonowi boską nieomylność; u Pytagorejczyków był zwyczaj jako ostateczny nie­zbity dowód przytaczać słowa mistrza: tak mistrz powiedział – άύτός εφά. Jak niezrozu­miałem i wprost potwornem nam się to być wy­daje, iżby człowiekowi przypisywać można boską nieomylność, tak niemniej jasno fakt ten odzwierciedla głębie serca ludzkiego, które nie może nie pragnąć absolutnej prawdy i bezwarunkowej pewności co do zagadnień sięgających ponad zmysły i ponad rzeczy wi­dome. Jakżeż nam wobec tego podziwiać trzeba mądrość i dobroć Boga, który ku zaspo­kojeniu tego wrodzonego pragnienia serca ludz­kiego ustanowił Kościół swój w tym celu i z tym zadaniem, by on nam w imieniu Boga po wszystkie czasy był mistrzem i nauczycielem, nieomylnym!

 

II. Nieomylność Kościoła ze względu na jego cel i zadanie.

Nieomylność Kościoła wynika z celu i zadania, jakie wedle postanowienia Chry­stusa Pana ma tu na ziemi. Chrystus założył Kościół i wyposażył go rozmaitemi darami i łaskami, aby za jego pośrednictwem wszyscy ludzie stać się mogli uczestnikami dzieła od­kupienia i nieskończonych zasług Chrystuso­wych, a tem samem osiągnęli ostatecznie szczę­śliwość wieczną. Chrystus przyszedł na świat, aby ludziom przynieść światłość prawdy, za którą oni tęsknili przez lat tysiące. „Jam się na to narodził i na tom przyszedł na świat, abym świadectwa dał prawdzie.” (Jan 18, 37) Chce on, aby wszyscy ludzie przyszli do po­znania prawdy i przez to byli zbawieni: „Który chce, aby wszyscy ludzie byli zbawieni i przyszli ku uznaniu prawdy” (I Tym. 2, 4). Kościoła za­daniem jest, objawioną przez Chrystusa prawdę i naukę jego podawać dalszym pokoleniom, aby dzieło odkupienia trwało po wszystkie czasy: „Idąc tedy nauczajcie wszystkie na­rody… nauczając je chować wszystko, com wam kolwiek przykazał” (Mat. 28, 19-20).

Głoszenie słowa Bożego jest pierwszem i najgłówniejszem zadaniem Kościoła. Jak wiara jest „gruntem rzeczy tych, których się spodziewamy”, „a bez wiary niepodobna jest. spodobać się Bogu”, tak nauczanie wiary Chry­stusowej jest najważniejszym przedmiotem działalności Kościoła, podstawą niejako wszel­kich łask nadprzyrodzonych. Jakże mógłby Kościół sprostać temu nadludzkiemu zadaniu, jeśliby w nauce wiary miał zbłądzić? Kto chce nam być przewodnikiem na drodze do wiecz­ności, musi wprzód sam drogę tę dokładnie znać. Azali poprowadziłby nas Kościół napewno i niechybnie do celu tj. do po­znania Boga i do oglądania go kiedyś w wiecz­ności, gdyby sam zboczyć mógł z drogi praw­dziwej? Zawiódłby nas Kościół na manowce a nic do poznania i posiadania prawdy od­wiecznej, gdyby mógł się mylić i zamiast praw­dy fałsz i kłamstwo ogłaszać.

Kto pragnie dopiąć napewno celu jakiego, musi koniecznie użyć środków odpowiednich, niechybnie do celu prowadzących. Chrystus przekazał Kościołowi władzę i zadanie nau­czania i głoszenia prawd objawionych, musiał dlatego uczynić go zdolnym do tego iście bo­skiego dzieła, a więc uchronić go od błędu. Co by to był za Kościół boży, który ma i chce ludzi nauczać, a sam się myli i błądzi! Niemożliwe to przypuszczenie i niezgodne z ce­lem i zadaniem Kościoła. Kościół zdolny błędu, byłby sprzecznością samą w sobie.

P. Bóg jako wszechmocny i najmędrszy mógłby, absolutnie mówiąc, objawiać się każdemu z osobna i do każdego człowieka z osobna przemawiać, jak to po części uczynił rzeczywiście w Starym Zakonie, objawiając się Mojżeszo­wi, Patryarchom i Prorokom a w Nowym Zako­nie apostołom swoim. Nie użył Bóg środka tego, któryby zresztą niezawodnie nie odpowiadał mądrości jego, ale powierzył skarb prawd nad­przyrodzonych Kościołowi, aby w imieniu jego do nas przemawiał. Kościoła słuchać mamy pod utratą zbawienia i wierzyć bez­warunkowo i bezwzględnie wszystko zgoła, co on nam w imieniu Boga do wierzenia podaje: „Idąc na wszystek świat, opowiadajcie Ewan­gelię wszemu stworzeniu. Kto uwierzy i ochrzci się, zbawion będzie, a kto nie uwierzy, będzie potępion” (Mar. 16 15-16) Grzeszy ciężko, kto Ko­ścioła nic słucha: „Jeźliby kto Kościoła nie usłuchał, niech ci będzie jako poganin i celnik” (Mat. 18,17). Z słów tych wynika, iż obowiązek bezwzględnego posłuszeństwa wobec Kościoła odnosi się do wszystkich ludzi wszystkich czasów. Ale czyż byłby obowią­zek ten możliwy, jeśliby Kościół, któremu wierzyć mamy, mógł się mylić? Skądże mógłby Kościół rościć sobie prawo, żądać od nas posłu­szeństwa pod utratą zbawienia, gdyby zdolen był zbłądzić i fałszywie nauczać? Zmuszać nas do bezwzględnego posłuszeństwa wobec Kościoła omylnego i błądzącego, byłoby wprost niedorzecznością. Jeśli więc Chrystus nakazuje nam pod utratą zbawienia, wierzyć Kościołowi i we wszystkiem go słuchać, naj­mniejszej ulegać nie może wątpliwości, że Ko­ściół zawsze tylko prawdę mówi i głosi czyli, że jest nieomylny.

„Filozofia przemawia wprost do rozumów ludzkich dowodami, i niczego więcej nie potrze­buje, tylko żeby rozumy dowody jej oceniły – religia podaje się jako objawiona i wymaga wiary; więc, jeżeli sama się bierze na seryo, to musi wymagać wiary bezwarunko­wej we wszystko co zawiera; a oprócz tego musi ją ktoś podawać, świadczyć o tem, że jest objawioną. Bo jakżeż inaczej? Choćby Biblia w oczach ludzkich z nieba spadła, to jeszcze nie wszyscy ludzie byliby świadkiem tego spadnię­cia; ci coby byli na drugiej półkuli i ludzie na­stępnych pokoleń musieliby być o tem pouczeni od tych co widzieli, a pouczeni w jakiś obowiązujący sposób, jeżeli religia nie ma być dowolną spekulacyą, lecz objawieniem wymagającem wiary. Słowem, nie pojmuję religii objawionej bez pewnego organizmu kościelnego z wła­dzą nauczającą, która jakimś sposobem uwierzytelnia swą misyę od Bóstwa. Źe ka­tolicyzm stanął na tem stanowisku szczerze i niepołowicznie, to mi tłumaczy jego trwanie, w przeciwstawieniu do znikomości wyznań, które tego nie zrobiły” (Morawski, Wieczory nad Lemanem).

 

III. Nieomylność Kościoła warunkiem jedności jego.

Z konieczności zachowania jedności we wierze wypływa niezbędna nieo­mylność Kościoła. Jedność wiary jest cechą istotną Kościoła. Bez jedności Kościół byłby wprost niemożliwym; co więcej, bez jedności wiary, ani nawet wyobrazić go sobie nie można, jak wyobrazić sobie nie można domu bez cegieł lub kamieni ściśle z sobą zespolonych. Naocznie uwydatnia to Chrystus sam, przyrównując Ko­ściół swój do budowli: „na tej opoce zbuduję Kościół mój”. To też przy ostatniej wieczerzy modli się Chrystus, by apostołowie i wszyscy, którzy przez słowo ich w Niego uwierzą, byli jedno jako Ojciec Niebieski i Chrystus jedno są. Kiedy w Koryncie chrześcianie podzielili się na kilka stronnictw, św. Paweł napomina ich temi słowy: „Proszę was, bracia, przez imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyście toż mówili wszyscy, a iżby nie były między wami rozerwania, ale bądźcie doskonali w jednem rozumieniu i w jednej nauce(I Kor. I, 13).

Jedność ta byłaby niemożliwą bez nieomyl­ności Kościoła. „Zważywszy nieudolność umy­słu ludzkiego i trudne do pojęcia prawdy i ta­jemnice wiary, niezrozumiałość nawet Pisma św.1), nie może obyć się bez tego, by nie pow­stały nieporozumienia i spory co do objętości objawienia i znaczenia poszczególnych dogmatów, itd., jak to rzeczywiście się zdarzyło, a te­go dowodem historya dogmatów. Musi dlatego być postanowiony od Boga sędzia rozstrzyga­jący spory, aby owoce objawienia, jedność wiary, nie były na szwank wystawione… Aby zaś sędzia ten mógł sprostać wielkiemu zadaniu swemu, winien być obdarzony taką powagą, iżbyśmy w rzeczy tak ważnej, jaką jest wiara, z. zupełną pewnością wy­rokowi jego jako absolutnie prawdzi­wemu poddać się mogli i aby on spowodować mógł spierających się, by zdanie i wyrok jego przyjęli i nań się zgodzili” (Hurter, Theol. generalis 240).

Sędzią tym jest Kościół katolicki przez swój urząd nauczycielski; wyposażony jest w rzeczach wiary powagą absolutną przez Chrystusa samego, aby Kościół zdolny był, napewno wskazać i rozstrzygnąć, gdzie prawda, i tym sposobem usunąć wszelkie wątpliwości, musi on być koniecznie nieomylny. Źadne inne wyznania i tak zwane kościoły nie mają nieomylnego trybunału najwyższego, któryby sądził i rozstrzygał kwestye tyczące wiary; którego wyroki byłyby pra­womocne i obowiązujące pod utratą zba­wienia. Stąd rozdwojenie i niezgoda tak u protestantów jak w kościele schizmatyckim czyli prawosławnym. W samej cerkwi rosyjskiej jest sekt tak wiele, że ich nawet policzyć nie można; a u protestantów naliczono dotąd różnych sekt około dwieście. Wobec tego roz­dwojeniu pewien uczony protestancki powie­dział słusznie, że to, w czem się protestanci dzisiaj zgadzają, mógłby napisać na paznogciu swego palca. Udowodnioną jest rzeczą i codziennem stwierdzoną doświadczeniem, że wy­znania religijne odosobnione od Kościoła katolickiego prowadzą z czasem siłą nieugiętej lo­giki do zupełnego niedowiarstwa czyli pogań­stwa; wprzód rozdwojenie i rozkład, w końcu zniszczenie i nicość. I nic może być inaczej! Bez najwyższej powagi nieomylnej niemasz jednolitej wiary, nic może być jedności; a gdzie nie ma jedności, tam z czasem wszystko idzie w rozsypkę, wedle onej starej prawdy: „Zgoda buduje, niezgoda rujnuje ”” Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur”. Jakżeż ina­czej w Kościele katolickim! Orzeczenia i wy­roki Kościoła wierni na całej kuli ziemskiej przyjmują jako boskie i święte i wierzą w nie jednomyślnie, bo nie mogą ani na chwilę przy­puścić, iżby Kościół mógł kiedykolwiek zbłą­dzić. Przedziwna ta jedność we wszystkiem, co Kościół ogłasza i naucza, tłómaczy się jego nieomylnością, bez której jedność we wie­rze byłaby tak niemożliwą jak budowa bez fun­damentu.

„Choć Kościół jest rozproszony po całym świecie, pisze św. Ireneusz, to jednak prze­chowuje on otrzymaną od Chrystusa wiarę z największą wszędzie troskliwością tak, jak gdyby zamieszkiwał tylko jeden dom; wyznaje ją po wszystkie czasy z taką jednomyślnością, jak gdyby miał tylko jedną duszę i jedno serc; głosi ją zawsze z tak wielką zgodnością, jak gdyby miał tylko jedne usta”.

Źe jedność wiary polega na nieomylności Kościoła i że bez najwyższej absolutnej po­wagi w nauczaniu: o zgodzie i jednomyśl­ności mowy być nie może, o tem przekonać się musieli nawet t. zw. reformatorzy 16. stu­lecia. Z żalem w sercu wyznać musieli, że dzieło ich na piasku zbudowane, że bez silnej podstawy, jaką jest powaga obowiązująca, na trwałe ostać się nie może. „Za życia jeszcze pierwszych reformatorów Lutra i Kal­wina wszystko się rozpadało wskutek zniesienia powagi w rzeczach wiary. Luter pisał do Zwingli’ego, jeżeli świat jeszcze potrwa, to trzeba będzie chyba wrócić do soborów, ażeby jakąkolwiek jedność w wierze zachować. Wreszcie udało się ściągnąć głośniejszych nowatorów do Augsburga i ka­zało się im ułożyć formułę wiary; czego gdy inaczej uskutecznić nie mogli, musieli z góry pod przysięgą się zobowiązać, że się poddadzą wszystkiemu, co to zebranie postanowi, „nie wątpiąc, że niem Duch św. rządzi”. Tak pow­stała Konfesya Augsburska, pierwsza spójnia protestantyzmu, zbudowana na katolickiej za­sadzie powagi obowiązującej. Spójnia ta, wskutek sprzeczności z protestancką zasadą, wkrótce pęknąć musiała; potworzyły się oso­bne Konfesye, również za wyrokami obowią­zującymi osobnych soborków, i tak szło dalej… Kiedy idzie jedynie o postępowanie, to mogę się jeszcze kierować powagą, której tylko względną przypisuję wartość, bo mogę sobie ostatecznie powiedzieć, że usłucham, choćby mój kierownik zbłądził; ale kiedy idzie o wiarę, więc o bezwarunkowe przekona­nie, że podana nauka jest prawdziwą, to albo powaga będzie miała dla mnie wartość bez­względną, czyli będzie nieomylną, albo wcale o nią wiary oprzeć nie zdołam. Jeśli w takim razie uwierzę, to nie dla tej powagi, którąbym miał za omylną, ale dlatego, że rzecz sama mi się spodoba i trafi, jak mówią, do mego przekonania. Uwierzę więc zapewne nie wszystkiemu, co mi w tej nauce podają, ale tylko temu, co mi się spodoba; drugi zaś obok mnie, dla takiejże racyi, to właśnie odrzuci, a innym częściom tej nauki uwierzy, trzeci jeszcze innym. I tak, jeżeli wogóle wiara będzie możliwa, to przecież niemożliwa bę­dzie jedność wiary, niemożliwa spo­łeczność w wierze – i żaden wogóle Kościół istnieć nie będzie… I dochodzi się, nie do takich zaprzeczeń pojedynczych dogmatów, jakie zatrważały Lutra, ale aż do radykalnej negacyi boskości chrystyanizmu. I niema ża­dnego środka, któryby mógł ten proces znisz­czenia powstrzymać, bo on leży w samem założeniu protestantyzmu: w odrzuceniu nie­omylnej powagi w wierze” (Morawski, Wieczory nad Lemanem).

Znamiennem objawem owego rozdwojenia wśród protestantów jest ta okoliczność, że każda sekta na dowód rzekomej prawdziwości swej nauki odwołuje się na Pismo św., twier­dząc, jakoby Duch św. ją oświecił. Dziwne to zaiste musi być oświecenie, skoro każda z tych sekt wręcz przeciwne i sprzeczne z Pisma św. wywodzi nauki. Jakżeż mógłby ten sam Duch św., Duch prawdy, oświecić jednego tak a dru­giego owak? To też ku ośmieszeniu podob­nych niedorzecznych zapatrywań sekciarskich utworzono wiersz następujący:

Hic liber est, in quo quaerit sua dogmata quisque;
Invenit et pariter dogmata quisque sua.

To znaczy po polsku; Ta jest księga, w której każdy szuka i znajduje równocześnie swoje dogmaty! Nic w tem dziwnego, że w braku najwyższej powagi w protestantyzmie każdy wierzy wedle własnego osobistego ro­zumu i upodobania, „quot capita, tot sensus – ile głów, tyle myśli i zdań.”

Jednomyślność czyli jedność w wierze nie może się zatem obyć bez najwyższej i to nieomylnej powagi, jaką dla nas jest właśnie Kościół katolicki.

Są podziśdzień i byli tacy, którzy twier­dzili, że nauki i wyroki Kościoła obowiązują, tylko o tyle, o ile się zgadzają z wywodami ba­dań teologów i uczonych świeckich. Więc ostatecznie rozum ludzki byłby najwyższą instancyą i ostateczną miałby decyzyą nad prawdą boską! Ależ ten ograniczony i słaby rozum ludzki nie pojmuje nawet rzeczy przyrodzonych i stokrotnie się myli, jak dzieje ludzkości i codzienne doświadczenia uczą; jakżeż ten rozum ludzki może być sędzią najwyż­szym w tak trudnych do pojęcia prawdach nadprzyrodzonych i w tajemnicach wiary! Nie mielibyśmy wówczas pewności żadnej; by­libyśmy raczej postawieni zawsze przed pyta­nie, którego nikt dotąd nie rozwiązał: Jaka tedy nauka albo szkoła ma rozstrzygać i mieć powagę decydującą i bezwzględnie obowią­zującą?

 

IV. Nieomylność Kościoła w świetle Pisma św.

Chrystus wyraźnie do Piotra mówi, iż Kościół swój na nim zbuduje jako na opoce, „a bramy piekielne nie zwyciężą go” (Mat.16, 18). Tem samem wyklucza on wszelką mo­żliwość, jakoby Kościół mógł się mylić i odejść od prawdy objawionej. W ciągłej przeciwności stoją niejako ze sobą: kłamstwo, którego po­czątkiem i źródłem jest szatan, „kłamca od po­czątku”, a prawda, której początkiem i źród­łem jest Bóg, którego dlatego nazywamy od­wieczną Prawdą. Kościół popadłszy w błąd i fałsz stałby się w tej chwili ofiarą „kłamcy od początku”, szatana; bramy piekielne odnio­słyby zwycięstwo nad Kościołem Chrystu­sowym.

Chrystus przyobiecał Kościołowi, że go­nie opuści nigdy i że jako obrońca potężny stał będzie zawsze u boku jego: „Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody… A oto ja je­stem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mat 28, 19-20). Azali może stać się ofiarą błędu i mylnej nauki Kościół, nad którym czuwa odwieczna prawda, Syn Boży? Bez tej pomocy mógłby się Kościół mylić, gdyż składa się z ludzi omylnych i sła­bych, jak mylą się kościoły fałszywe. Nie zejdzie atoli z drogi prawej i nie zabłąka się, komu przewodnikiem jest ten, który mógł o sobie powiedzieć: „Jam jest droga i prawda, i żywot” (Jan 4, 6). Kościół wskazuje nam drogę prawdziwą i nie poprowadzi nas na bezdroża, bo Chrystus, droga prawdziwa, jest z nim; Kościół będzie nam zawsze tylko prawdę ogłaszał, bo z nim jest Chrystus, który jest prawdą. Nic może nam podawać jako pokarm duchowy trucizny i jadu błędnej nauki a tem same spowodować śmierć duszy naszej Kościół, którego zasila i pokrzepia Syn Boży, On zaś jest żywotem.

Chrystus nietylko sam jest z Kościołem po wszystkie czasy, ale nadto przyrzekł mu nie­ustanną pomoc Ducha św., Ducha prawdy: „A ja prosić będę Ojca, a innego pocieszyciela da wam, aby z wami mieszkał na wieki, Ducha prawdy…” (Jan 14, 16-17). „Gdy przyjdzie on Duch prawdy, nauczy was wszelkiej prawdy” (Jan 16, 13).

Duch św. czyli Duch prawdy ma miesz­kać z Kościołem na wieki i nauczyć go wszel­kiej prawdy. Nie może się tedy wydarzyć, by Kościół rządzony Duchem prawdy mógł kiedy­kolwiek popaść w błąd i oddalić się w czemkolwiek od prawdy. Odzie Duch prawdy mieszka, tam nie może równocześnie mieszkać duch błędu i fałszu, bo kędy światłość jest, nic może zarazem być ciemności; jedno drugie wy­klucza. Stąd wykluczony jest błąd w Kościele, w którym prawda mieszka; mylić się nie może, komu Duch prawdy jest nauczy­cielem. Słusznie dlatego apostoł Paweł widzi w Kościele Chrystusowym podwalinę prawdy, „Kościół Boga żywego, fi­lar i utwierdzenie prawdy” (I Tym. 3. 15). Jak się na filarze sklepienie opiera, a na fundamen­cie budowa cała, która stąd nie może się roz­sypać, tak prawda spoczywa na Kościele jako na mocnej i trwałej podwalinie.

„Dowody na nieomylność Kościoła z Pisma św. protestanci zaczepiają twier­dząc, że obracają się w błędnem kole. Katolicy, tak mówią, dowodzą nieomylności Kościoła z natchnionego (nieomylnego) Pisma św. a znowu natchnienia czyli inspiracyi Pisma św. z nie­omylności Kościoła. Atoli odwołując się w dowodach apologetycznych na nieomylność Kościoła na Pismo św., uważamy je przedewszystkiem za history­cznie pewny dokument i staramy się na­być z niego pewnego przekonania, czy Chry­stus Kościół założył, na czem polega jego istota i jakie są jego znamiona. Wynikiem badania tego jest fakt niezaprzeczony, że Chrystus rze­czywiście Kościół założył, który w rzeczach wiary jest nieomylny. Skoro się w ten sposób z autentycznych i wiarogodnych ksiąg Pisma św., mianowicie Nowego Zakonu, wykazało, że Kościół jest nieomylny, wolno nam na dowód inspiracyi słusznie się odwołać na nieomylność Kościoła. Dowodzenie takie nie jest, jak z ła­twością każdy widzi, bynajmniej t. zw. circulus vitiosus (błędne koło)” (Specht. Apologetyka 284).

Prawdę o nieomylności Kościoła zawartą w Piśmie św. znajdujemy niemniej jasno wyrażoną i stwierdzoną w drugiem źródle ob­jawienia tj. w ustnem podaniu Kościoła czyli w tradycyi.

 

V. Nieomylność Kościoła w świetle tradycyi.

Liczne mamy świadectwa Ojców Ko­ścioła i znakomitych pisarzy kościel­nych już z pierwszych wieków chrześciańskich, którzy pośrednio lub bezpośrednio przy­pisują Kościołowi nieomylność, nazywając go nauczycielem i wiernym tłumaczem i stróżem prawdy objawionej. Kto szuka i pragnie prawdy, nie ma wedle nich uciekać się do mędrców i filozofów tego świata ani do heretyków, ale do Kościoła Chrystuso­wego, który jest pośrednikiem i szafarzem łask boskich i nauczycielem boskiej prawdy. W przeciwstawieniu mianowicie do szerzących się błędnych nauk, Ojcowie Ko­ścioła wciąż wskazują na Kościół, który posiada prawdę. Gdzie herezya, tam tem samem jest kłamstwo i ciemność błędu, zaś gdzie Kościół, tam szczerość i światłość prawdy.

Św. Ignacy (+ 107), biskup antiocheński, mówi, że Chrystus Kościół Swój obdarzył „nieskazitelnością” tj. że nie podlega zepsuciu a tem samem żadnemu błędowi (Ep. ad Eph. c. 17). Ireneusz (+ 202), biskup lyoński, w przeciwieństwie do heretyków, którzy prawdy nie mają i mieć nie mogą, przypisuje Kościołowi posiadanie pra­wdy: „Albowiem gdzie jest Kościół, jest też duch Boży, a gdzie jest duch Boży, tam jest Kościół i wszelka łaska; Duch św. jest prawdą” (Adv. haer. III, 24. I). Kto chce widzieć i szczerze się przekonać, znajdzie w Kościele przekazaną i odziedziczoną od apostołów naukę, za którą ręczą biskupi jako prawdziwi następcy apo­stołów. Apostołowie są „dodecastylum firmamentum Ecclesiae”, fundamentem przez Chry­stusa samego założonym. My zaś mamy obowiązek słuchać prawowitych ich następ­ców, którzy nauki ich strzegą i którzy wraz z święceniem swem odebrali pewny i nie­omylny dar prawdy – „charisma veritatis certum” (Adv. haer. IV, 21; 26). Niemasz prawdy poza nauką apo­stołów, niemasz nauki apostołów poza Kościo­łem, niemasz Kościoła bez następstwa, sukcesyi biskupów. Duch św. utwierdza Kościół; jeśli nauka Kościoła stałą jest i niezmienną, po­chodzi to stąd, że duch Boży wciąż ją odnawia jako dobro drogocenne, które przechowuje się w pięknem naczyniu, a duch odnawia też na­czynie same (Adv. haer. III, 24. 1).

Klemens Alexandryjski (żył około r. 200) uwydatnia mianowicie znaczenie i stanowisko Kościoła jako nauczyciela i stróża prawdy w przeciwieństwie do herezyi, które nie mając prawdy chwiejne i zmienne są jak wiatr. „Chrystus jest oblubieńcem Kościoła, a my jesteśmy dziećmi opierającemi się wiatrom herezyi, które są pełne głupstwa; wzbraniamy się wierzyć tym, którzy inaczej nas uczą niż ojcowie nasi, a staniemy się doskonałymi, jeśli należymy do Kościoła z Chrystusem jako Głową” (Paedagog. I, 5). O Kościele jako oblubienicy Boga tak się wyraża: „Oblubienica, którą jest Ko­ściół, musi być czystą i wolną od myśli sprze­ciwiających się prawdzie, nietkniętą również i nieskażoną mniemaniami, które z zewnątrz na nią nacierają; mam tu na myśli zwolenników herezyi namawiających ją do niewierności wo­bec Boga wszechmocnego a jedynego jej oblu­bieńca (Stromata III, 12). W porównaniu więc do herezyi Ko­ściół jest prawowitą, czystą i wieczną oblubie­nicą, na którą herezye z zewnątrz nacierają. Kościół jest prawdą; herezya mniemaniem niestałem i zmiennem jak wiatr.

Jakże moglibyśmy przypuścić, woła Tertulian (+ 240), iż Chrystus dozwolił, by co­kolwiek z wiary tym było nieznane, których On jako nauczycieli ludzkości postanowił!… Azali można przypuścić, by Duch św., którego Chrystus miał przysłać jako nauczyciela pra­wdy, o Kościół się nie troszczył? Miałby On, zastępca Chrystusa, obowiązek swój zaniedbać i dozwolić, by Kościół wedle upodobania wie­rzył i wiarę inaczej pojmował niż On przez apo­stołów nauczał? (Praescr. 22. 28)

Podobnie jak Klemens Alexandryjski, na­stępca jego w nauczycielstwie przy szkole kate­chetów w Alexandryi, sławny wówczas na świat cały z głębokiej wiedzy i nauki Orige­nes (ur. się r. 185) wskazuje na Kościół, który posiada i głosi prawdę, a piętnuje heretyków jako kłamców i obłudników, jako złodzieji i cu­dzołożników: „Kościół posiada wiarę praw­dziwą”. Heretycy noszą miano chrześcian; chlubią się znajomością jakiejś prawdy, której członkowie Kościoła nie znają; w rzeczy­wistości są oni złodzieje i cudzołożnicy; zło­dzieje, którzy kradną naczynia świątyni; cudzołożnicy, którzy błędami swymi czyste i czcigodne dogmaty Kościoła kalają (Comment. in om. I, 19; II, 11).

W razie wątpliwości, mówi Origenes, ma się każdy zgłosić do tych, którzy są postano­wieni nauczycielami Kościoła. Jak uczniowie zwracają się do boskiego mistrza swego i go pytają, mamy i my podobnie czynić; w rze­czach wiary trzeba nam szukać porady i od­powiedzi na nasuwające się nam zagadnienia u tych, których Bóg uczynił nauczycielami w Kościele (Comment. in Matth. XIII, 15). Napomina też Origenes, byśmy nie zważali na tych, którzy nam Chrystusa nie pokazują w Kościele; Kościół zaś jest pełen światła prawdziwego, filarem i utwierdzeniem: prawdy (Comment. in Matth. ser. n. 46).

Św. Cyprian (+ 258) mówi: „Płynąca w Kościele czysta, zbawienna i święta woda nie może być zepsutą ani fałszowaną, jako i Ko­ściół sam nieskażony jest i czysty” (Ep. 73, 8). Rozumie on to mianowicie o czystości i nieskazitelności nauki, albowiem zboczenie od prawdy jest w oczach jego rodzajem duchowej sromoty wedle słów Pisma św. II. Kor. 4, 2: „Odrzu­camy pokrytą sromotę, nie chodząc w chy­trości ani fałszując słowa Bożego, ale okazaniem prawdy zalecając się, samych do wszel­kiego sumienia ludzi przed Bogiem.”

Św. Ambroży, biskup medyolański (+ 397),) pisze, iż Kościół zbudowany na opoce apostolskiej pozostaje niewzruszony i polega ustawicznie na fundamencie niezachwianym (Ep. 2, I). Podobnie wyraża się św. Augustyn (+ 430) przytaczając na dowód, że Kościół posiada prawdy i zbłądzić nie może, szczególniej miej­sca pisma św. Mat. l6, 18 i I Tym. 3, 15.

Piotr Kluniaceński (Petrus Venerabilis, z 12. stul.) pisze przeciwko heretykom t. zw. Petrobrussyanom: „Czyż nie trzeba wierzyć świadectwom Kościoła, z którym Duch św. nierozłącznie pozostaje nietylko tu, ale wiecznie? Czyż nie należy się wiara świa­dectwom Kościoła, który jest jeden z Ojcem i Synem, jako Ojciec w Synie a Syn w Ojcu jest? Komu dał Syn Boży chwałę, jaką od Ojca odebrał (Jan 17, 22)? Jakżeż więc mógł przez więcej niż tysiąc lat błądzić lub być w błąd wprowadzony Kościół, z którym praw­dziwy Ojciec, z którym prawda Syn, z którym Duch prawdy nieustannie pozostawał?”

 

VI. Nieomylność Kościoła w świetle historyi.

Wiara w nieomylność Kościoła jest tak dawna jak Kościół sam. Nieporozumienia i róż­ność zapatrywań co do kwestyi tyczących wiary, jeśli tedy owędy zachodziły, były przejściowe i trwały dopóty tylko, dopóki Kościół nie wydał rozstrzygającego orzeczenia i osta­tecznego wyroku. Skoro Kościół w sprawie dotąd wątpliwej głos zabrał i zawyrokował, zamilkł wszelki spór a wierni przyjmowali słowa Kościoła z taką czcią i uważali je za tak święte, prawdziwe, jakoby Bóg sam do nich był przemówił. W Dziejach Apostol­skich roz. 15. czytamy, iż powstał spór, czy poganie chcący przyjąć wiarę chrześciańską muszą się wprzód obrzezać i zachować zakon wedle zwyczaju Mojżeszowego, czy też obo­wiązku tego nie mają; zdania co do tego były podzielone. Wtedy zebrali się apostołowie na Sobór do Jeruzalem i tam uchwalili, że obrzezanie i przepisy ceremonialne wedle zwy­czaju Mojżeszowego nikogo nie zobowiązują, „albowiem zdało się Duchowi świętemu i nam, abyśmy więcej nie kładli na was ciężaru”. List z uchwałą tą posłano do mieszkańców Antyochii, „który przeczytawszy, uradowali się z pocieszenia. A Judas i Sylas, będąc i sami Proroki, wielą słów cieszyli bracią i utwier­dzili”. Kościół przemówił, a wierni przyjęli z radością wyrok jego jako świętą, nieomylną prawdę.

Źyjący w 16. stuleciu Ks. Jakób Wujek, ro­dem z Wągrowca, znany jako znakomity tłu­macz Pisma św. na język polski, w uwadze swej do rzeczonego miejsca – Dzieje Apost. 15, 31: „…uradowali się z pocieszenia” – tak się wyraża: „Wierni katolicy przyjmują z radością dekrety koncyliów jako dekrety Ducha św. Lecz uporni here­tycy, których błędy na koncyliach bywają po­tępione, jako na on czas Cheryantowie i fał­szywi apostołowie nie przyjęli tego Jerozolim­skiego, Aryanowie Niceńskiego, a Trydentskiego dzisiejsi heretykowie.”

Jak pierwsi chrześcianie za cza­sów apostolskich wierzyli w nieomylność Kościoła, tak wierni w następnych czasach niemniej przekonani byli o tej prawdzie, iż nie­możliwą jest wprost rzeczą, by Kościół w rze­czach wiary mógł kiedykolwiek zbłądzić. Źe Kościół jest wedle słów apostoła „filar i utwier­dzenie prawdy” i jako taki mylić się nie może, było dla prawdziwie wierzących katolików zawsze tak jasnem jak słońce na niebie. Dzieje Kościoła dostatecznym są dowodem tego, że wierni szli zawsze za głosem Kościoła jak trzoda idzie za głosem dobrego pasterza. Ilekrotnie Kościół się odzywał, objaśniając jaki przedmiot wiary lub też potępiając błędne nauki, wierni przyjmowali słowa jego z dziecięcem zawsze posłuszeństwem, uznając je za prawdziwe bez najmniejszych wątpliwości i jakichkolwiek zastrzeżeń. Ci zaś, którzy wy­roków Kościoła przyjąć i uznać nie chcieli, uważani byli za odszczepieńców, nie należą­cych nadal do Kościoła i nie zasługujących na miano prawowiernych chrześcian; nie wda­wano się z nimi w długie dysputy, nie pytano ich, dla jakich przyczyn oni tych lub owych orzeczeń Kościoła przyjąć i uznać za praw­dziwe nie chcą czy nie mogą, lecz fakt sam, że nie wierzą i poddać się nie chcą wyrokom Kościoła, wystarczał, by ich tem samem wy­kluczyć z społeczności prawowiernych katoli­ków. Niepojęte to na pozór i aż nadto surowe niby postępowanie wobec wszystkich, którzy Kościołowi bezwarunkowo wierzyć i poddać się nie chcą, tłómaczy się owem niezachwianem żyjącem wśród wiernych prze­świadczeniem, że przez Kościół Bóg działa i dlatego słowa Kościoła są w ostateczności zupełnie nieomylne, a jako takie nie znoszą oporu, powątpiewania lub krytyki ludzkiej. Prostaczek, który się nad nieomylnością Kościoła nigdy bliżej nie zasta­nawiał, i uczony teolog, który może z zawodu obszerne i głębokie studya o przedmiocie tym robił, każdy z nich zarówno niejako instynkto­wnie to odczuwa, że Kościół błądzący i omylny byłby taką niedorzecznością jak słońce nie da­jące światła. Bez tego wrodzonego niejako przeświadczenia żadna powaga ani żadna wła­dza, choćby najmędrsza i najpotężniejsza, nie zdołałaby wymódz na ludziach, by na jedno skinienie natychmiast słuchali i wierzyli jedno­myślnie; co więcej, iżby słuchali i wierzyli nie na zewnątrz tylko i z obawy może lub z innych względów, ale z serca i z zupełnem prze­konaniem. Szaleństwem byłoby po prostu postępowanie tylu tysięcy i milionów wiernych wszystkich czasów, którzy Kościołowi na słowo wierzyli i raczej śmierć woleli ponieść niż o prawdziwości nauk jego powątpiewać, gdyby nie byli nad wszelką wątpliwość o tem przekonani, że Kościół w imieniu Boga do ludzi przemawia i że dlatego orzeczenia jego są tak prawdziwe jak Bóg sam prawdziwy jest i nie­omylny.

Aryusz zaprzecza bóstwu Chrystusa, do­wodząc w swój sposób, iż jest on tylko stwo­rzeniem acz najwyższem ze wszech rzeczy stworzonych; Najśw. Marya Panna nie jest dla­tego Matką boską, ale matką Chrystusa czło­wieka. Kościół potępia tę naukę na pierw­szym Soborze w Nicei r. 325 i piętnuje Aryusza jako heretyka oddalającego się od objawio­nej boskiej prawdy. Prócz niektórych zwolen­ników Aryusza ogrom wiernych przyjmuje ten wyrok Kościoła jako prawdziwy, a cesarz Konstantyn Wielki zgodnie z wiarą tą oświadcza: „Co Sobór postanowił, nie jest niczem innem jak głosem Bożym, gdyż Duch św. zamiesz­kał niejako w sercach i umysłach tych godnych i szlachetnych mężów t. j. biskupów i wolę Boga im objawił.”

Pelagiusz na początku piątego stule­cia naucza, iż łaska boska do zachowania przy­kazań i do zbawienia nie jest koniecznie po­trzebna. Na kilku synodach a wreszcie przez Papieża Innocentego I. nauka ta została potę­pioną, a Augustyn św. wespół z wiernymi mógł się odezwać: „Sprawa jest ukończona; oby kiedyś zakończył się i obłęd”. Z słów tych św. Augustyna utworzyła się z czasem ta zna­mienna zasada: „Roma locuta, causa finita – Rzym orzekł, sprawa jest ukończona”. Zdanie to moglibyśmy słusznie umieścić jako napis nad całą historyą Kościoła od pierwszego so­boru apostolskiego w Jerozolimie aż do Soboru Watykańskiego i aż do dni naszych. Rzym czyli Kościół przemówił, rzecz skończona! Co za wielkość, co za potęga mieści się w krótkiem tem wyrażeniu! Któryż władzca świecki, któryż cesarz albo król potężny miał kiedykol­wiek tę władzę, by słowom jego świat cały wierzył i wyrokom jego bezwzględnie się pod­dał? Kościołowi wierzą i posłuszne są mi­liony; na słowo i niejako na jedne skinienie jego wierni całej kuli ziemskiej korzą się nie jako niewolnicy z obawy, ale jako dzieci wolne Ojca niebieskiego, który przez usta Kościoła ich poucza.

Dnia 8. grudnia 1854 ogłasza Kościół przez usta Papieża Piusa IX. dogmat o Niepokalanem Poczęciu Najśw. Ma­ryi Panny. Prócz znikającej garstki kil­kunastu przeciwników, cały świat katolicki orzeczenie to przyjmuje z przedziwną zgodą i jednomyślnością, a hymny i pienia radosne na cześć Niepokalanej rozbrzmiewają od wschodu do zachodu, od bieguna do bieguna. Czem się tłómaczy to zadziwiające zjawisko, jeśli nie mocnem przekonaniem wier­nych, że co Kościół ogłasza, to bożą nauką! Wiara w nieomylność Kościoła czyli Papieża, który w imieniu Kościoła do nas się odzywa, jedynie zdolna nam to wyjaśnić, coby inaczej było dla nas niepojętą zagadką.

Historya Kościoła pełna jest podobnych przykładów jako naocznych świadectw tej prawdy, że wiara w nieomylność Kościoła jest tak dawna jak Kościół sam i że przeświadczenie o nieomylności tej zawsze było wśród wier­nych żywe i niczem niezachwiane. Słowa i rozumowania, acz dobre i pożyteczne, w ogólności mniej dowodzą niż fakta rzeczy­wiste, które niejako w oczy bija i dlatego sil­niejsze i bardziej przekonywajace robią wra­żenie na serca i umysły ludzkie. Litery i księgi są martwe, choćby wiele mądrości zawierały; życie tylko i rzeczywistość może budzić życie i żywe przekonanie w umysłach i porywać serca. Jak okoliczność ta, że Kościół katolicki mimo najsroższych prześladowań żyje przez blisko dwa tysiące lat niezłamany i pełen siły żywotnej, naocznym jest dowodem jego bo­skiego pochodzenia, tak niemniej ustawicz­na jednomyślna i bezwarunkowa wiara w orzeczenia i wyroki Ko­ścioła, jaką napotykamy i podziwiamy u prawdziwych katolików wszystkich czasów, jest niezbitym dowodem nieomylności Kościoła katolickiego. Bo czyż mógłby Bóg do­ puścić, by wierni członkowie Kościoła Jego zawsze przyjmowali i uważali za niewątpliwą prawdę to, co w rzeczywistości jest kłamstwem i fałszem? Znaczyłoby to w ostateczności tyle, że Bóg święty i prawdziwy ustanawia Kościół swój i spokojnie znosi i dopuszcza, że prawdziwi i wierni członkowie tegoż Kościoła w ogromnej swej całości ustawicznie wierzą, co w rzeczy samej jest błędne; byłaby to sprzeczność sama w sobie. Skoro wierni są w błędzie, to i Kościół musi być fałszywy i ostatecznie Bóg sam, który go ustanowił, przestałby być świętym i prawdziwym.

 

CZʌĆ DRUGA.

Istota nieomylności Kościoła katolickiego.

I. Objaśnienie nieomylności Kościoła.

Chrystus w tym celu Kościół założył i ustanowił, by w Jego imieniu prawdę obja­wioną zachował i głosił wszystkim narodom po wszystkie dni aż do skończenia świata. Aby Kościół, składający się z słabych i omyl­nych ludzi, mógł swe iście nadludzkie zadanie spełnić, wyposażył go Chrystus równocześnie rozmaitemi łaskami i darami; darem takim nadprzyrodzonym czyli przywilejem jest nieomylność Kościoła. Nie­omylność ta polega na tem, że Kościół za szczególną pomocą boską czyli wskutek przyczynienia się bożego (assistentia divina) w nauce wiary nigdy mylić się nie może. Ta pomoc boska nie wyklucza atoli użycia środków przyrodzonych, jak mo­dlitwy, badania źródeł objawienia, a temi są Pismo św. i ustne podanie czyli tradycya i do używania tych środków przyrodzonych odnosi się owa nadprzyrodzona pomoc czyli asystencya boska.

„Nieomylność tj. wolność od błędu sama w sobie jest pierwotnie wy­łączną własnością Boga, gdy tymczasem stwo­rzenie każde a w szczególności człowiek ze siebie i z natury błędowi podlega. Stąd atoli nie wynika, jakoby Bóg daru nieomylności nie mógł również ludziom udzielić, jeśli on to w ce­lach zbawienia uważa za stosowne; tak samo jak znajomość przyszłości, którą on także tylko sam posiada, udzieloną być może innym a udzieloną rzeczywiście prorokom czasu swe­go zostało. Udzielając jednakże Bóg Kościo­łowi nauczającemu daru nieomylności, nie wy­posaża go tem samem własnością boską, nie staje się Kościół przez to wszystko wiedzącym i niejako istotnie i wszechstronnie nieomylnym, ale tylko zachowany bywa od błędu przy tej czynności i w tym przypadku, gdy nam treść i przedmiot wiary do wierzenia podaje. Jak człowiek czyniący cuda, a więc działający, co właściwie tylko Bogu się przy­należy, nie jest obdarzony własnością boskiej wszechmocy, tak Kościół czyli urząd nauczy­cielski Kościoła, ogłaszając nam nieomylnie treść wiary, nie jest tem samem obdarzony własnością boskiej wszechwiedzy” (Specht, Apologetyka 323).

Pomoc boska, która Kościół w rzeczach wiary czyni nieomylnym, jakkolwiek jest dziełem Boga w Trójcy jedynego, w szczególności przypisuje się trzeciej osobie w Bóstwie tj. Duchowi świętemu (assistentia Spiritus sancti). To też na pierwszym powszechnym Sobo­rze w Jerozolimie Piotr św. i apostoło­wie wyraźnie mówią, że to, co uradzili, posta­nowili za natchnieniem Ducha świętego: „Zdało się Duchowi świętemu i nam, abyśmy więcej nie kładli na was cię­żaru…” (Dzieje Apost. 15, 28). I w czasach następnych, ile razy Kościół, mianowicie zgromadzeni na soborze papież i biskupi rozjaśniają wątpliwości we wierze lub potępiają, błędne nauki heretyków, zawsze zapadają u chwiały zebranych przy po­mocy Ducha świętego: „zdało się Duchowi św. i nam.”

Nieomylność w nauce wiary nie jest darem osobistym, lecz przywilejem urzędowym zaliczającym się do tych łask i da­rów nadprzyrodzonych, które w pierwszym rzędzie przeznaczone są dla dobra i zbawienia innych. Różni się zatem ten dar nieomylności od tych darów i łask, jakich Bóg udziela lu­dziom ku ich dobru i zbawieniu osobistemu; taką jest n. p. łaska uświęcająca; zaś kapłań­stwo i inne łaski, jako złączone z kapłaństwem władze, przeznaczone są w pierwszym rzędzie, choć nie wyłącznie, dla dobra i zbawienia in­nych. Takiemi łaskami są np. dary proroctwa, cudów, o których czytamy w Piśmie św.; nazywają one się też „łaski darmo dane – gratiae gratis datae”: „Niemocne uzdrawiaj­cie, umarłe wskrzeszajcie, trędowate oczysz­czajcie, czarty wyrzucajcie; darmoście wzięli, darmo dawajcie” (Mat. 10, 8). Dary te noszą też nazwę charysmów czyli darów charysmatycznych. Do tego rodzaju łask zalicza się również nieomylność Kościoła, którą Sobór Watykański dlatego wyraźnie nazywa charysmem prawdy – charisma veritatis.

Pominąć tu nie można istotnej różnicy, jaka zachodzi między tym darem nieomylności a natchnieniem Bożem czyli inspiracyą. Daru nieomylności nie można stawiać na równi z inspiracyą, o ileby się przez inspiracyę czyli natchnienie rozumiało także boskie oznaj­mienie nieznanych dotąd prawd albo zdarzeń. Zadanie bowiem Kościoła nie na tem polega, by odbierał od Boga nowe objawienia i ludziom je oznajmiał, ale na tem, by z śmiercią ostatniego apostoła ukończony i zam­knięty raz na zawsze skład wiary obja­wionej zachował, ogłaszał i objaśniał.

Autorzy czyli pisarze ksiąg Pisma św. byli natchnieni przez Ducha św., wpływ ten nazy­wamy inspiracyą; w księgach więc świę­tych w pierwszym rzędzie Bóg przemawia, pi­sarz zaś sam zajmuje miejsce drugie, ale nie całkowicie podrzędne. Pisarz biblijny nie jest czysto mechanicznem narzędziem, jakoby Duch św. mu słowo w słowo dyktował a ów pisarz li tylko pisał bez własnego współdziałania du­chowego; nie jest on wprawdzie piórem tylko w ręku Boga, że się tak wyrazimy; zwykle mówią, że styl i cały układ myśli jest własno­ścią poszczególnego pisarza, istotna część czyli myśli same ostatecznie zawsze od Ducha św. pochodzą. Nie tak daleko sięga wpływ boskiej asystencyi, jakiej zażywa Kościół. Przy inspiracyi poddaje i wskazuje treść myśli Duch św., przy asystencyi zaś strzeże Duch św. tylko od błędu. Stąd to jest Pismem świętem Boga, co napisane pod wpływem nat­chnienia, natomiast to nie jest Pismem św. co napisane za przyczyną daru nieomylności, a więc orzeczenie kościelne. Jeśli więc Ko­ściół zamierza określić lub objaśnić jaki dog­mat albo powziąć ważną jaką uchwałę w rze­czach wiary lub obyczajów, użyć mu trzeba wprzód odpowiednich środków przyrodzo­nych, a tymi prócz modlitwy do Ducha św. o oświecenie, są mianowicie głębokie i su­mienne badania i studya źródeł wiary tj. Pisma św. i tradycyi jako też niemniej dokładne roz­ważanie wszelkich argumentów przeciwnych. Nadto i z tego względu mówić nie można o in­spiracyi czyli natchnieniu Kościoła, że mu przyobiecaną jest tylko pomoc czyli asystencya przy ogłaszaniu i objaśnianiu prawd już objawionych aby uchronić go od błędu, nie zaś inspiracya albo i przekazanie prawd nieobjawionych dotąd i wcale niezna­nych. Z śmiercią ostatniego apostoła św. Jana, około r. 100 p. Chr., objawienia raz na zawsze były ukończone.

Duch św. więc udziela Kościołowi swej po­mocy i chroni go od błędu; to nazywamy asystencya Ducha św. – assistentia Spir. s. Ustęp odnośny w Katechizmie Rzymskim tak opiewa: „Jak ten jeden Kościół mylić się nie może w rzeczach wiary i obyczajów, gdyż Duch św. nim rządzi, tak koniecznie stąd wy­nika, że wszystkie inne kościoły przypisujące sobie miano Kościoła, ponieważ rządzi nimi duch szatana, znajdują się niechybnie w naj­zgubniejszych błędach nauki i obyczajów”. Jak przy stworzeniu świata „Duch Boży unaszał się nad wodami”, by wszystkie rzeczy stworzone, przedstawiające pierwotnie nie­kształtną jeszcze masę czyli chaos, w przy­szłości się uporządkowały i przeistoczyły w kształt stworzeń o cudnej, zgodnej harmonii, tak ten sam Duch Boży unasza się niejako nad Kościołem Chrystusowym czyniąc go pięknym, czystym i wolnym od plam i zmazy fałszu i błę­dów. Duch prawdy go zasłania i broni: „Aby Kościół mógł Skład wiary, jaki odebrał, wiernie zachować i wszystkim narodom prawdziwą Chrystusa naukę przeka­zać; aby mógł spory w rzeczach wiary, które wskutek słabości rozumu ludzkiego powstać mogą, podług zasad prawdy rozstrzygnąć; aby mógł wreszcie zupełnego posłuszeństwa wewnętrznego, jakie się Chrystusowi samemu nau­czającemu należy, żądać: Chrystus przyobie­cał i dał Ducha prawdy, któryby jak ongi apo­stołów, tak ich następców biskupów nauczył wszelkiej prawiły; On sam również przyrzekł, iż będzie z nimi po wszystkie dni aż do skoń­czenia świata. Kościół zatem, „filar i utwier­dzenie prawdy”, w tem, co się odnosi do wiary i obyczajów ani się mylić ani żadną przemocą lub podstępem ludzi i piekła w błąd wprowa­dzony być nie może” (Conc. Prov. Col. P. I, c. 24).

 

II. Podmiot nieomylności Kościoła.

Podmiotem czyli dzierzycielem tego przywileju nieomylności czyli nieomylnego nauczania w Kościele Chrystusowym jest ustanowiony przez Chrystusa samego urząd nauczycielski. Pierwszymi zawiadow­cami tego urzędu nauczycielskiego byli wy­brani i posłani od Chrystusa aposto­łowie: „Idąc tedy nauczajcie wszystkie na­rody”; nieomylnymi w nauce wiary musieli być i byli apostołowie mając pomoc Chrystusa i Ducha św. czyli Ducha prawdy: „Oto ja je­stem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata” – „prosić będę Ojca, a innego pocieszyciela da wam, aby z wami mieszkał na wieki, Ducha prawdy…” „Gdy przyjdzie on Duch prawdy, nauczy was wszelkiej prawdy”. Nie każdy może sobie samowolnie przywłaszczyć tego urzędu nauczycielskiego i wedle upo­dobania głosić słowo Boże, ale musi być wezwan od Boga jak Aaron. Ani świątobli­wość życia ani nauka ani inne jakiekolwiek dary, choć najszczytniejsze, nie upoważniają same przez się do tej władzy nauczycielskiej w Kościele. Świętość i mądrość, choćby aniel­ska, nie daje sama przez się prawa do tego urzędu, ale jedynie wyraźne boskie po­słannictwo.

Ku należytej ocenie niepowołanych refor­matorów i głosicieli jakichś nowych, nie­znanych w Kościele nauk, z szczególnym przyciskiem zawsze powtarzać trzeba tę zasadę, że bez osobnego boskiego rozkazu czyli posłannictwa każdy mianujący się kazno­dzieją jest fałszywym prorokiem i fałszywym apostołem. Miarodajną tę i stosowaną zaw­sze regułę czyli zasadę Chrystus sam po­stanowił, kiedy powiedział do apostołów: „Jako mię posłał ojciec i ja was posyłam” (Jan 20, 21). W przypowieści o dobrym pasterzu Chrystus myśl tę szczególnie jasno i naocznie uwydatnia, kiedy mówi, że przez Niego powołany i posłany być musi, ktokolwiek chce być prawym dusz­pasterzem: „Zaprawdę, zaprawdę mówię wam: Kto nie wchodzi przezedrzwi do ow­czarni owiec, ale wchodzi inędy, ten jest złodziej i zbójca. Lecz który wchodzi przeze­drzwi, pasterzem jest owiec… jam jest drzwiami owiec. Wszyscy ile ich przyszło, złodzieje są i zbójcy i ich nie słuchały owce. Jam jest drzwiami. Przez mię jeźli kto wnijdzie, zbawion będzie”( Jan 10, i. 2 i 7-9).

Toż samo wynika z słów św. Pawła, który jako warunek niezbędny głoszenia wiary Chrystusowej stawia posłannictwo Boże, mówiąc: „A jako będą przepowia­dać, jeśliby nie byli powołani?” (Rzym. 10, 15) Nie każdego Duch św. oświeca i nie każdy wedle upodobania samowolnie może być pasterzem owiec Chrystusowych i nauczycielem w Ko­ściele, jak mylnie utrzymują protestanci i inne fałszywe wyznania religijne, albowiem wyraźnie powiada ten sam apostoł narodów: „A Bógci postanowił niektóre w Kościele, naj­przód apostoły, powtóre proroki, po trzecie nauczyciele… Iżali wszyscy apostołami? Iżali wszyscy prorokami ? Iżali wszyscy nauczycielami?” (Dzieje Apost. 1, 23-26). W miejsce Judasza obierają apostołowie Macieja, ale tak, że wy­bór ten jest ostatecznie nie ich dziełem, lecz dziełem Boga czyli Ducha świętego; Bóg wybiera i posyła Macieja: „I postanowili dwu, Józefa, którego zwano Barsabas, którego nazywano Justem, i Macieja. A modląc się mówili: Ty Panie, który znasz serca wszyst­kich, okaż, któregoś obrał z tych dwu jednego, aby wziął miejsce usługowania tego i apostol­stwa, z którego wypadł Judasz, aby odszedł na miejsce swe. I dali im losy, i padł los na Macieja i policzon jest z jedynaścią apostołów.”

Apostoł Paweł, broniąc siebie przeciwko zarzutom, jakie mu niektórzy czynili, jakoby sobie nieprawnie miano i powołanie apostoła przywłaszczał, jasno określa różnicę między prawowitym posłannikiem Chrystusowym a samozwańcem i tymi, co nie od Chrystusa, ale od ludzi są posłani: „Paweł Apostoł nie od ludzi ani przez człowieka, ale przez Jezusa Chrystusa…” (Galat. 1, 1)

Urząd więc nauczycielski i to nieomylny, apostołowie od Chrystusa samego odebrali. W przeświadczeniu o tem boskiem posłanni­ctwie swem przypisują sobie apostołowie ab­solutną powagę i domagają się bezwarun­kowego posłuszeństwa ze strony wier­nych, albowiem co opowiadają, jest nieomylną boską prawdą: „Jakośmy doświadczeni byli od Boga, żeby nam była zwierzona Ewangelia, tak mówimy… przepowiadaliśmy u was Ewan­gelią bożą. Dlatego i my dziękujemy Bogu bez przestanku, iż przyjąwszy od nas słowo słuchania Bożego, przyjęliście je n i e jako sło­wo ludzkie, ale jako jest prawdziwie sło­wo Boga…” (I Thess. 2, 4. 9. 13) W imieniu Boga nauczają, w imieniu Boga rozkazują i napominają apostołowie, a nauki i wyroki ich jako boskie i nie­omylne nie znoszą krytyki ludzkiej, lecz wyma­gają wiary pewnej i niezachwianej: „Jeźli kto zda się być prorokiem, albo duchownym, niech pozna, iż co wam piszę, są Pańskie rozkazania” (I Kor. 14, 37). – „Miasto Chrystusa po­selstwo sprawujemy, jakoby Bóg przez nas napominał.” (II Kor. 5, 20)

Następcami prawowitymi aposto­łów w właściwem i pełnem słowa tego zna­czeniu są biskupi, a jako tacy dzierżą oni tę samą co apostołowie władzę i urząd nauczy­cielski w Kościele; obdarzeni są również przy­wilejem nieomylności. Jeśli wedle słów Chry­stusa Kościół i wiara trwać mają po wszystkie czasy, to tem samem trwać musi nieustannie w Kościele przez Chrystusa ustanowiony urząd nauczycielski i złączony z nim istotnie dar nieomylności; obietnica dana apostołom przez Chrystusa, iż będzie z nimi po wszystkie dni i że Duch św., Duch prawdy mieszkać z nimi ma na wieki i nauczyć ich wszelkiej prawdy, odnosić się zatem musi rów­nież do prawowitych następców tj. biskupów. Źe biskupi są prawdziwymi następcami apo­stołów, mającymi ten sam co apostołowie obo­wiązek nauczania i zachowania wiary objawio­nej czystej i nieskażonej, wynika jasno z Pisma św.

Pierwszy biskup w Efezie, Tymoteusz, którego Paweł św. sam wyświęcił, odebrał od tegoż apostoła napomnienie: „Prze­powiadaj słowo; nalegaj w czas, nie w czas, karz, proś, łaj, z wszelaką cierpliwością i nauką. Albowiem będzie czas, gdy zdrowej nauki nie ścierpią, ale według swoich pożądliwości na­gromadzą sobie uczycielów mając świerzbące uszy; a prawdyć słuchania odwrócą, a ku ba­śniom się obrócą” (II Tym. 4, 2-4). Do Tytusa, którego apostoł Paweł ustanowił biskupem na wys­pie Krecie, pisze tenże apostoł: „A ty mów, co przystoi zdrowej nauce… To mów i napo­minaj i strofuj, z wszelką powagą. Źaden tobą niech nie gardzi” (Tyt. 1, 5. 9). Oboje odbierają równo­cześnie od apostoła zlecenie, by obierali sobie współpracowników, następców, mężów, którzyby nauczali tych. co nic mają i nie znają prawdy: „Dlaczegom cię zostawił w Kre­cie, abyś to czego niedostawa naprawił i posta­nowił kapłany po miastach, jako i ja tobie roz­rządził… Trzymający się tej, która jest wedle nauki, wiernej mowy, iżby mógł napominać przez zdrową naukę i tych, którzy się sprzeci­wiają, przekonać” (Tyt. 2, 1. 15).

Biskupów uważano zawsze za prawdzi­wych następców apostołów i jako nauczy­cieli i stróżów wiary prawdziwej; oni są też dziedzicami urzędu i władzy apostolskiej. Dowodem tego jest prócz Pisma św. także nauka Ojców Ko­ścioła i historya Kościoła. Św. Hieronim pisze: „U nas miejsce apostołów zajmują biskupi”. – „Byli, o Kościele, apo­stołowie ojcami twymi! gdyż sami cię zrodzili; teraz: atoli, kiedy oni świat opuścili, masz za­miast ich biskupów jako synów” (Hieron. ep. 42 n. 3 i in ps. 44. 17). Augu­styn św. w uwadze swej do ps. 44. 17. mówi: „W miejsce apostołów ustanowieni są biskupi. Kościół sam ojcami ich nazywa, on sam ich zrodził, i on sam ich ustanowił na stolicach oj­ców t. j. apostołów”. Wedle Ireneusza apostołowie pozostawili biskupów jako następ­ców i przekazali im obowiązki urzędu nauczy­cielskiego w Kościele.( Adv. haer. 1.3 c.3. n.1) Cypryan tak się wyraża: „Wiedzieć ci trzeba, że biskup w Ko­ściele jest a Kościół w biskupie” (Ep. 66 n. 8).

Co Pismo św. i tradycya czyli nauka Oj­ców Kościoła głosi, stwierdza również histo­rya Kościoła. Według historyi kwestye sporne przedkładano biskupom, którzy je roz­strzygali. Na soborach tylko biskupi mieli zawsze głos decydujący i podpi­sywali powzięte uchwały. Zwyczajni kapłani zaś mieli na soborach tylko głos doradczy, ale nigdy decydujący; chyba że kapłan zwyczajny jako zastępca biskupa i w jego imieniu głos od­dawał.

o do daru czyli przywileju nieomylności zachodzi jednakże znaczna różnica między apostołami a biskupami. Dar nie­omylności wskutek natchnienia Bożego posiadał każdy apostoł z osobna; poszczególny zaś bis­kup nie cieszy się przywilejem tym z osobna, tem mniej posiada dar inspiracyi; tylko bis­kupi razem jako kolegium czyli całość w jedności z Papieżem są nieomylni, gdyż wszyscy razem – pomijamy chwilowo przy­wileje Papieża jako następcy św. Piotra, są dziedzicami władzy nauczycielskiej apostołów. Różnica ta tłómaczy nam niejedno zajście w dziejach Kościoła, które inaczej byłoby nie­zrozumiałe. Dość wspomnieć tu św. Cypryana, biskupa Kartagińskiego, który był mylnego zdania, jakoby chrzcić ważnie mogli tylko pra­wowierni. W piątem stuleciu Nestoryusz, bis­kup Konstantynopolski, a w siedmnastem stule­ciu biskup Ypernski, Janseniusz, głosili wprost heretyckie nauki. Poszczególny więc biskup nie posiada przywileju nieomylności. Nigdy atoli mylić się nie mogą biskupi jako całość przedstawiająca powszechny nau­czycielski urząd Kościoła. Cokolwiek zatem biskupi razem w jedności z Ojcem św. w rze­czach wiary lub obyczajów ogłaszają i nau­czają, jest zawsze nieomylną boską prawdą. Nieomylność Kościoła w, najszerszem słowa tego znaczeniu odnosi się do wszyst­kich wiernych w ogóle jako ściśle węzłem jednolitej wiary zespolonych członków jednego widzialnego zgromadzenia kościelnego. Wy­nika to stąd, że Kościół jest ciałem Chrystusowem, którego Głową jest Chrystus sam a wier­ni członkami jego. Z tego punktu widzenia nie­omylność Kościoła w dwojakiem znaczeniu poj­mować trzeba: Nieomylność w nauczaniu (in docendo) i nieomylność w wierzeniu (in creden­do); pierwsza jest przywilejem Kościoła nau­czającego czyli urzędu nauczycielskiego, (eccl. docens), ostatnia odnosi się do Kościoła całego (eccl. audiens). Nieomylność Kościoła słuchającego (eccl. audiens) wypływa z nieomylności Kościoła nauczającego. Wierząc w to, co Kościół nauczający nieomylnie do wie­rzenia podaje, wierni tem samem zachowani są od błędu i dlatego zachowują prawdę nieska­żoną.

 

III. Wykonywanie nauczycielstwa nieomyl­nego w Kościele.

Według Soboru Watykańskiego Kościół sprawuje swój nieomylny urząd nauczycielski w sposób dwojaki: W sposób nadzwy­czajny orzeczeniem uroczystem czyli solennem i w sposób zwyczajny t. j. zwykłem i powszechnem wygłasza­niem prawd objawionych. Sposób nadzwy­czajny na tem polega, że Papież razem z biskupami jaką prawdę objawioną ogła­sza lub objaśnia albo błędną jaką naukę potępia, lub też że Papież sam jako najwyższy nau­czyciel i jako Głowa Kościoła coś orzeka i wyrok w rzeczach wiary wydaje. Ustawiczne zaś i zwykłe wygłaszanie Słowa Bo­żego przez biskupów i poddanych im kapłanów nazywamy zwyczajnym sposobem dzia­łalności nieomylnego urzędu nauczycielskiego w Kościele. Wszystko zatem, co Kościół czy to w sposób nadzwyczajny czy zwyczajny ogłasza i do wierzenia podaje, jest nieomylną boską prawdą.

1. Sposób nadzwyczajny.

Określając bliżej nadzwyczajny spo­sób działalności nieomylnego nauczycielskiego urzędu, rozróżniać możemy wogóle trzy spo­soby uroczystego orzeczenia lub określenia dogmatu jakiego czy też potępienia jakiej fał­szywej nauki albo wydania wyroku w rzeczach wiary; dziać się to może: a) Przez sobór pow­szechny tj. przez Papieża razem z biskupami na soborze zgromadzonymi; b) Przez Papieża razem z biskupami na całym świecie rozpro­szonymi; c) Przez Papieża samego, o czem obszernie mówić będziemy w części trzeciej: „Nieomylność Papieża.”

a) Sobór powszechny. Przykładem i wzorem wszystkich soborów jest sobór apostolski w Jerozolimie, o którym czy­tamy w Dziejach Apostolskich; apostołowie z Piotrem św. na czele po długich badaniach i rozprawach nad pytaniem, które chcieli roz­strzygnąć, jednomyślnie powzięli uchwałę, że zakon Mojżeszowy co do obrzędów starozakonnych nikogo więcej nie obowiązuje; wyraźnie w uchwale tej mówią, że wyrok ostateczny wy­dali za przyczyną i pomocą Ducha św.: „Zdało się Duchowi świętemu i nam, abyśmy więcej nie kładli na was ciężaru…” (Dzieje Apost. 15, 28) Podobnie Ko­ściół w następnych czasach na soborach obra­duje i wyroki wydaje wedle najsumienniejszych badań a zawsze z pomocą Ducha świętego.

Wogóle liczymy dotychczas 20 soborów powszechnych. Pierwszy sobór powszechny odbył się w Nicei w Małej Azyi r. 325; ostatni w Rzymie w kościele św. Piotra, tak zwany Sobór Watykański od r. 1869-1870, odroczony. Nieomylność soboru powszechne­go stąd wynika, że na nim zgromadzony jest co do istoty nauczający Kościół cały czyli przedstawiciele nieomylnego jego urzędu nauczycielskiego w całości i jedności z Głową Kościoła tj. biskupi w łączności z Papieżem. To też orzeczenia i wyroki soborów powszech­nych zawsze uważano za nieomylne i bezwa­runkowo obowiązujące wszystkich wiernych na całym świecie. Sobór atoli tylko w tym razie jest powszechny a uchwały jego prawomocne i obowiązujące, jeśli potwierdzony jest przez Głowę Kościoła czyli Papieża; bez tego potwierdzenia ani sobór sam ani uchwały jego nie są ważne. Tak samo winien sobór, by był ważny, zwołany być w imieniu Papieża albo przynajmniej za jego poprzedniem zezwo­leniem, odnośnie następnem zatwierdzeniem.

Koniecznym warunkiem ważności soboru pow­szechnego jest również i to, by soborowi prze­wodniczył Papież lub jego upoważniony zastępca czyli legat. Go do biskupów koniecznem jest, by wszyscy na sobór byli za­proszeni i aby chociaż nie wszyscy, przynaj­mniej tyle ich się na sobór stawiło, iżby zgro­madzenie ich uważać można słusznie za re­prezentacyę Kościoła nauczają­cego. Zdarzyć się może, że przy obradach zdania członków soboru są podzielone. Nie­omylność soborowi jako takiemu w całości, nie zaś każdemu członkowi z osobna przynależy. Różność zdań trwać może nawet przez całą sesyę aż do ostatniego głosowania włącznie, tak iż ostateczna uchwała powziętą być może przeciwko głosom mniej lub więcej znacznej mniejszości członków soboru. Jednomyślność więc nie jest konieczna, by uchwały były ważne i pełnomocne; i tak np. na Soborze Watykań­skim przyjęty został dogmat o nieomylności Papieża 533 głosami przeciw dwom, a na So­borze Trydenckim nawet 50 Ojców Kościoła głosowało przeciw ustawie oznaczającej „mał­żeństwa tajemne” za nieważne. Byłoby nawet możliwem, aczkolwiek nigdy w rzeczywistości nie zaszło, że Papież przyłączy się nie do zda­nia większości, ale do mniejszości, albowiem w każdym razie miarodajny i rozstrzygający jest ostatecznie glos i wyrok Papieża. „Jako przewodniczący czyli prezes soboru musi Pa­pież głosy liczyć”, – mówi kardynał Bellarmin – ale jako Głowa Kościoła mógłby w danym razie rządzony Duchem św. przy­łączyć się do mniejszości” (Bellarm., de eccles. milit. I. 18).

Uchwały i orzeczenia Soborów powszechnych jako zupełnie nieomylne są nieodwołalne i niezmienne. Znieść lub istotnie zmienić nie może ich żaden Papież ani żaden sobór następny; prosta rzecz, że co dziś jest uznane za boską nieomylną pra­wdę – a sobory tylko prawdę ogłaszać mogą nic może się stać kiedykolwiek nieprawdą. Natomiast może sobór następny uchwały so­boru jakiego poprzedniego uzupełnić; tak np. Sobór Watykański uzupełnił i bliżej okre­ślił dekret Soboru Trydenckiego o natchnieniu Bożem Pisma św.

Niezależne są też uchwały sobo­rów powszechnych od przyzwolenia i przyję­cia wiernych, jak mylnie nauczali janseniści a i poniekąd protestanci. Sprzeciwiałoby się to istocie nieomylności Kościoła oraz ogólnie przy­jętemu i zawsze przestrzeganemu zwyczajowi, wedle którego uchwały soborów od soboru apo­stolskiego w Jeruzalem począwszy, zawsze uwa­żano za nieomylne i prawomocne same przez się, niezależnie zupełnie od przyjęcia następnego i zatwierdzenia ze strony wiernych. To też już na pierwszym soborze apostolskim w Jero­zolimie apostołowie zawyrokowali nie pytając. czy to wiernym się będzie podobało, „zdało się Duchowi świętemu i nam…” A św. Paweł, przechodząc przez Syryę i Cylicyę i inne prowincye, nie pytał wiernych, azali się zgadzają z tem, co apostołowie uchwalili, ale bez wszys­tkiego wprost im nakazuje, uchwały apostołów w wierze i posłuszeństwie przyjąć i wiernie je zachowywać: „Obchodził (Paweł) Syryą i Cylicyą, utwierdzając kościoły, rozkazując cho­wać przykazania apostołów i starszych” (Dzieje Apost. 15, 40). – „A gdy chodzili po mieściech, podawali im ku chowaniu nauki, które były postanowione od apostołów i starszych, którzy byli w Jeruza­lem.” (Dzieje Apost. 16, 4)

Dekrety i uchwały soborów party­kularnych lub synodów prowincyalnych nic są same przez się nieomylne i prawomocne; stają się nimi dopiero, skoro albo Kościół cały nietylko pewna prowincya lub dyecezya je przyjmie albo Papież uroczyście jako naukę całego Kościoła zatwier­dzi. Przeciw Pelagiuszowi na początku piątego stulecia odbyły się dwa sobory partykularne; powzięte uchwały posłano do Papieża Innocen­tego I. i dopiero gdy tenże je zatwierdził, stały się prawomocnemi i nieodwołalnemi na zawsze, tak iż św. Augustyn mógł powiedzieć: „Sprawa jest ukończona – Causa finita est.”

b) Drugi sposób nadzwyczajny działalno­ści nieomylnego urzędu nauczycielskiego na tem polega, że biskupi, nie zgromadzeni na soborze, ale rozproszeni na całym świecie w jedności z Ojcem św. dogmat jaki ogłaszają lub sprawę jaką, tyczącą wiary czy też obyczajów, rozstrzygają. Wedle przyjętego wyrażenia teologicznego czyli kościelnego mó­wi się wtedy o Kościele rozproszo­nym (ecclesia dispersa) w odróżnieniu od Ko­ścioła zgromadzonego na soborze (ecclesia congregata).

Co więc biskupi rozproszeni na całym świecie jednomyślnie wygłaszają jako prawdę objawioną, jest zawsze nieomylną prawdą. Przyczyna tego jest ta, że jak na so­borach i tutaj biskupi jako jednolita całość przedstawicielami są Kościoła całego czyli nie­omylnego nauczycielskiego urzędu, jaki odzie­dziczyli i przyjęli w całej pełni od apostołów; rozumie się, że warunkiem niezbędnym nie­omylności biskupów wszędzie i zawsze jest je­dność z Papieżem.

Częstokroć, jak uczą dzieje Kościoła, bi­skupi potępiali i przytłumiali powstające herezye, tak iż nie było potrzeba zwoływać nau­myślnie w tym celu soboru. Sobory wogóle nie są same przez się ani koniecznym ani istotnym objawieni Kościoła nauczają­cego; wiadoma bowiem rzecz, że Kościół przez całe stulecia istniał bez; soborów; w pierwszych trzech stuleciach chrześciańskich – prócz so­boru apostolskiego w Jerozolimie około r. 50 – soborów powszechnych wogóle nie było, a przecież mimo to Kościół istniał. Zwołanie soboru powszechnego dzieje się stosunkowo rzadko i tylko z nadzwyczajnie ważnych przy­czyn. Bo i zresztą dziwne byłoby to wyma­ganie, by Kościół gwoli jakiej marnej herezyi każdą rażą sobór miał zwoływać. Uwydatnia to mianowicie św. Augustyn przeciwko he­rezyi Pelagiusza: „Czyż było potrzeba zwo­łania synodu, by tę jawną zgubną naukę potę­pić? Jakoby żadna herezya bez synodu (so­boru) potępioną być nie mogła! Zarozumiałość i pycha heretyków tych – Pelagianów – jest tak wielka, że domagają się, by gwoli nich Sobór Wschodu i Zachodu się zgromadził.”

2. Sposób zwyczajny.

Jak przy uroczystych swych orzeczeniach, bądź na soborach bądź przez zgodną naukę bi­skupów, Kościół jest nieomylny, tak niemniej wszystko, co się opowiada i wygłasza wier­nym w sposób zwyczajny, a więc nieustannem codziennem głoszeniem Słowa Bożego, niemniej nieomylną jest prawdą i dlatego również przedmiotem wiary. Co więc biskupi słowem czy pismem w swych dyece­zyach w jedności z Papieżem a kapłani upo­ważnieni w posłuszeństwie i jedności z swym biskupem w kazaniach, naukach katechizmo­wych itd. nauczają i wiernym do wierzenia podają, jest tak prawdziwe i pewne jak praw­dziwe i nad wszelkie wątpliwości pewne są uroczyste orzeczenie i wyroki Kościoła.

I nie może być inaczej! Skoro się bowiem przypuści, że kapłani w swych kazaniach i nau­kach katechizmowych a biskupi w swych listach pasterskich i t. p. w rzeczach wiary lub oby­czajów błędnie nauczać by mogli, większa część wiernych, wskazana li tylko na żywe słowo swoich kapłanów, odnośnie biskupów, nigdy nie mogłaby być absolutnie pewną, że to, co im się głosi, jest rzeczywiście i niewątpliwie słowem Bożem. Cóż dopiero powiedzieć o prostaczkach, o dzieciach, wogóle o ludziach, nie umiejących n,i czytać ni pisać! Im wystar­cza i musi wystarczyć żywe słowo kapłana, które jest dla nich tak święte i prawdziwe jak Bóg sam, który do nich przez usta kapłana mówi, świętym jest i prawdziwym. Jeśli przy­puścimy, że jeden kapłan co do istotnych rzeczy wiary, czy to w kazaniach czy w innych naukach, błądzić i mylić się może, to konsekwentnie powiedzieć to możemy tem samem prawem i o drugim, dziesiątym itd. bez końca, tak iż ostatecznie nigdzie i nigdy nie byłoby dla wiernych pewności absolutnej; co więcej, Kościół cały stałby się, skoro pierwszą możliwość przypuścimy, instytucyą niepewną i zachwianą a w dalszych następstwach cała nauka objawiona byłaby daremną. Rozumie się, że mówi się li tylko o kapłanach upoważ­nionych do głoszenia Słowa Bożego przez swych biskupów i nauczających w jedność i z biskupem; nie można też mówić, jakoby ka­płan przez biskupa posłany i upoważniony posiadał dar nieomylności w rzeczach wiary, on tylko uczestniczy niejako w tym darze o tyle, o ile jest posłannikiem prawowitym Kościoła.

To samo zastosować można także do misyonarzy, którzy poganom światło wiary przynoszą; oni tak samo, skoro są upoważnieni do nauczania, uczestniczą poniekąd w nie­omylności Kościoła. Nie rozumie się to jedna­kowoż tak, jakoby kapłani czy misyonarze, głosząc Słowo Boże żadną miarą mylnie nauczać nie mogli; twierdzenie nasze rozumieć trzeba tak, że jeśliby wyjątkowo kapłan lub misyonarz nauczał sprzecznie z nauką Kościoła, z czasem, choć nie koniecznie zaraz, nie mogło by to ujść baczności przełożonych, strzegą­cych czystości wiary; przecież w poszczegól­nych dyecezyach biskupi mają zadanie czuwać nad tem, by Słowo Boże wszędy głoszono zgodnie z nauką Kościoła.

Źe zwykłe, codzienne i nieustanne opowiadania Słowa Bożego w dyecezyach i parafiach całego świata tak samo jest nieomylne i bezwarunkowo obowiązujące jak uroczyste orzeczenia i wyroki Kościoła, orzekł wyraźnie Sobór Watykański, Sess. 3. cap. 3.

3. Kongregacye rzymskie.

Kongregacye rzymskie, mianowi­cie kongregacya św. oficyum czyli inkwizycyi (Congregatio sancti Officii seu Inquisitionis) strzegącej czystości wiary i kongregacya in­deksu (Congregatio Indicis) czuwająca nad pi­smami szkodliwemi co do wiary lub obycza­jów, nie są same przez się nieomylne. Dekrety ich stają się dopiero nieomylnymi, skoro Pa­pież w sposób uroczysty je zatwierdza i niedwuznacznie daje poznać, że w dekretach tych chce wydać ostateczny wyrok co do wiary lub obyczajów.

 

IV. Przedmiot nieomylności Kościoła.

l. Nauka wiary i obyczajów „skład wiary.”

Przedmiot czyli, objętość nieomyl­ności określa się i wynika z celu Kościoła. Celem Kościoła i jego zadaniem jest uczyć ludzi prawd wiary, prowadzić ich do poznania Boga i ostatecznie do zbawienia wiecznego. Wszyst­ko zatem, co do osiągnięcia celu tego istotnie i koniecznie jest potrzebne, stanowi przedmiot nieomylności Kościoła. Jak odpowiedzieliśmy powyżej na pytanie: Kto jest nieomylny i w jaki sposób nieomylność Kościoła się obja­wia?, tak teraz odpowiedzieć nam trzeba na pytanie: W czem Kościół jest nieomylny czyli do jakich przedmiotów i prawd nieomyl­ność Kościoła się odnosi albo co ona obejmuje ? Wszystko zgoła, co bezpośrednio w koniecz­nym stoi związku z celem i zadaniem Kościoła, musi być przedmiotem jego nieomylności. W nauczaniu wszystkich bez wyjątku prawd objawionych nadprzyrodzonych, a i niemniej w rzeczach czy naukach przyrodzonych, ściśle związanych z prawdami wiary, Kościół musi być nieomylny, inaczej nie zdołałby posłan­nictwa swego spełnić.

Co jest przedmiotem wiary, musi być także przedmiotem nieomylności Kościoła. Przed­miotem wiary jest wszystko zgoła, co Chrystus objawił i czego nauczał; objawienie całe Jezusa Chrystusa jest przedmiotem wiary a więc i przedmiotem nieomylności Kościoła. Chrystus objawił i kazał nauczać, co wie­rzyć i co czynić mamy, zatem Kościół jest nieomylny w nauce wiary i obyczajów: „Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody chrzcąc je w imię Ojca i Syna i Ducha świę­tego. Nauczając je chować wszystko, com wam kolwiek przykazał” (Mat. 28, 19. 20). Nadmienić tu trzeba, że gwoli krótkiego wyrażenia się mówi się często o nieomylności Kościoła we wierze tj. we wierze w szerszem słowa znaczeniu, lecz się tem samem włącza także obyczaje czyli naukę moralności; bo jak „wiara bez uczynków martwa” jest, tak nauka wiary nie­możliwą jest bez nauki moralności. Aby jednak wykluczyć wszelkie niedokładne pojęcia i wąt­pliwości, mówi się poprawnie, że Kościół jest nieomylny w rzeczach wiary i obyczajów.

Chrystus wyraźnie mówi, dając rozkaz apostołom, nie o tej lub owej prawdzie, ale o wszelkiej prawdzie, „gdy przyjdzie on Duch prawdy, nauczy was wszelkiej prawdy”; wedle rozkazu i zlecenia, jakie apostołowie od Chrystusa odebrali a Kościół po apostołach przejął, mają ludzie zachowywać nie to lub owe tytko przykazanie, ale wszystkie przykazania i rozkazy Chrystusowe, „nauczając je chować wszystko, com wam kolwiek przykazał.” (Mat. 28).

Ewangelię tj. słowo Boże nie wedle upo­dobania i w części tylko, ale w całości mają apostołowie opowiadać: „Idąc na wszystek świat, opowiadajcie Ewangelię wszemu stwo­rzeniu” (Mar. 16, 15). Równocześnie Chrystus zapewnia apostołów, że będzie zawsze przy nich i że Duch św. wszystko im przypomni i wszystkiego ich nauczy: „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mat. 28, 20) – „Pocieszyciel Duch święty, którego Ojciec pośle w imię moje, on was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, comkolwiek wam po­wiedział” (Jan 14, 26).

Rozkaz nauczania wszystkich prawd obja­wionych i pomoc Chrystusa jako też Ducha św. z apostołów przeszła na Kościół, stąd Kościół jest nieomylny we wszystkiem, co się tyczy wiary objawionej.

Przekazane Kościołowi prawdy objawione nazywamy składem wiary (depositum fidei). To tylko, co w składzie wiary, z śmier­cią ostatniego apostoła św. Jana raz na zawsze ukończonym i zamkniętym, jest zawarte, może być przedmiotem jak nauki tak nieomylności Kościoła. Nauki Kościoła są chociażby pośre­dnio apostolskie czyli pochodzenia apostol­skiego. Źadna z nauk objawionych nie powstała w późniejszym poapostolskim czasie. Te tylko objawienia, które apostołowie od Chrystusa odebrali, zawarte są W składzie wiary i mogą być przedmiotem nauki i nieomylności Kościoła.

Objawienia jakiekolwiek późniejsze osobiste czyli prywatne, nie są przedmiotem wiary ani nieomylności i nie obowiązują nikogo pod utratą zbawienia, jak obowiązują objawienia, które apostołowie odebrali. I tak np. objawienia prywatne błogosławionej Małgorzaty Alacoque o czci Najśw. Serca Jezusowego, lub inne podobne, chociaż uznane są za wiarogodne, nigdy przecież nie są przedmiotem wiary i dlatego ni­kogo nie obowiązują. Istotna więc zachodzi różnica między objawieniami prywatnemi a ob­jawieniami, które apostołowie odebrali. W tem przeświadczeniu zawsze Kościół działał i orze­czenia swe wydawał. Nigdy i nigdzie Kościół nie mówi, jakoby odbierał i ogłaszał prawdy i objawienia nowe; przeciwnie jasno i niedwu­znacznie oświadcza, że celem i zadaniem jego jest przekazane dawne apostolskie objawienia tłómaczyć i bliżej określać. I tak np. Sobór Watykański swe orzeczenie o wierze rozpoczyna temi słowy: „Postano­wiliśmy ogłosić i objaśnić Chrystusa zbawienną naukę, opierając się na słowie Bożem w Piśmie i w ustnem podaniu, jakośmy je odebrali od Kościoła katolickiego, który je wiernie przechowuje i według prawdy objaśnia”. Sobór Trydencki tak się wyraża: „Świę­ty, powszechny (ekumeniczny) Synod usta­wicznie ma ten cel przed oczyma, by czystą zachować Ewangelię, którą Syn Boży wprzód sam własnemi ustami opowiadał i apo­stołom swoim, by ją światu całemu głosili, przekazał, jako źródło wszelakiej zbawiennej prawdy i nauki obyczajów. Prawda ta i nauka obyczajów zawarta jest w księgach pisanych i w podaniach niespisanych, które apostołowie albo od Chrystusa samego odebrali albo od Du­cha św. objawione otrzymali i które tym spo­sobem niejako z ręki do ręki na nas przeszły.”

Skład wiary obejmuje objawione prawdy, których źródłem jest Pismo św. i ustne podanie czyli tradycya. Stąd wynika, iż Kościół, który ma nauczać nieomylnie wszystkich prawd obja­wionych, nieomylnym być musi w uzna­niu i objaśnianiu źródeł objawienia, jakiemi są: Pismo św. i tradycya. Gdyby Kościół mógł się mylić co do źródeł objawienia, mógłby się tem samem mylić co do prawd ob­jawionych wogóle, które z źródeł tych wypły­wają. Nieomylnym jest zatem Kościół w orzeczeniach swych tyczących treści ksiąg Pi­sma św. i zrozumienia ich, tak samo wzglę­dem tradycyi czyli ustnego podania.

Nie nowe objawienia, nie nowe jakie nauki, a chociażby na pozór najlepsze, są przedmio­tem wiary i nieomylności Kościoła, ale przeka­zane od apostołów i w składzie wiary zawarte. Dlatego nie jest i nie może być zadaniem Ko­ścioła, wdawać się w dysputy i szerokie rozprawy z tymi, których naucza, a którym pra­wdy objawione głosi, ale fakt sam, że Kościół tak a nie inaczej naucza, jest dowodem tego, że to, co orzeka czy objaśnia, jest rzeczywistą dawną i przekazaną objawioną boską prawdą.

Apostoł Paweł nie rozwodzi się długo i szeroko nad tem, dlaczego właśnie tak a nie inaczej naucza; nie zwraca się długiemi argu­mentacyami do rozumu słuchaczy, ale wprost oświadcza, iż nauczając głosi, czego sam się nauczył, a ci, którzy słowom jego wierzą, mają tak samo wszystko wierzyć i zachować tak, jak ich nauczono: „Oznajmuję wam, bra­cia, Ewangelię, którąm wam powiedział, któ­rąście też przyjęli i w której stoicie; przez którą też zbawienia dostępujecie, jeźli pa­miętacie, jakim obyczajem przepowia­dałem wam…” (I Kor. 15, I. 2) Skład wiary jest tem samem przez św. Pawła w zasadzie określony. Tymo­teusz ma wedle napomnienia apostoła Pawła zawsze trzymać się powierzonego składu wiary a wystrzegać się nauk nowych: „O Tymote­uszu, strzeż tego coć powierzono, warując się niezbożnych nowości słów i odporności fałszywie nazwanej umiejętności, którą nie­którzy obiecując odpadli od wiary”(I Tym. 6, 20).

2. Konkluzye teologiczne.

Przedmiot nieomylności Kościoła prócz składu wiary tj. prócz prawd wprost i bez­pośrednio objawionych, stanowią także wszyst­kie prawdy stojące z objawieniem i życiem chrześciańskiem w tak ścisłym związku, że Kościół co do nich również musi być nieomylny; w przeciwnym razie Kościół nie zdołałby ani składu wiary objaśniać i wiernie przecho­wywać ani prawd w nim zawartych przeciw błędnym naukom i herezyom należycie bronić. Prawdami takiemi, związanemi ściśle z obja­wieniem, są mianowicie t. zw. Konkluzye czyli wnioski teologiczne, które nie­jako wypływają, wynikają z prawd wyraź­nie objawionych. Rozróżnia się bowiem prawdy jasno i wyraźnie objawione a prawdy, pierwotnie niejako ukryte i w za­rodku tylko w składzie wiary zawarte; jak w ziarnku spoczywa pierwiastek kłosu a w żo­łądzi przyszły dąb, tak prawdy te spo­czywają jakoby ukryte pierwiastkowo w skła­dzie wiary i z czasem dopiero rozwijają się i wychodzą na jaw, ukazując się nam w właściwem świetle i w całej pełni. Tak np. dogmat o Niepokalanem Poczęciu Najśw. Maryi Panny polega na konkluzyi czyli na wniosku teolo­gicznym; znaczy to, że dogmat ten nie jest wprost tak jasno i wyraźnie zawarty w skła­dzie wiary jak np. bóstwo Chrystusa; że jednak z tego, co jest wyraźnie objawione, siłą logicznego rozwoju i wywodu koniecznie wynika. Co bowiem ani bezpośrednio i wyraźnie w składzie wiary nie jest zawarte ani pośrednio drogą logicznego wywodzenia z niego nie wy­nika, nigdy nie może być przedmiotem wiary ani nieomylności Kościoła. Cokolwiek zaś, czy wprost jasno i wyraźnie, czy pierwiastkowa w zarodku niejako w składzie wiary jest za­warte, musi być koniecznie przedmiotem wiary i podlegać nieomylności Kościoła. Na tej pod­stawie opierają się też t. z. prawdy katolickie.

3. Sprzeczne z wiarą objawioną nauki przyrodzone, filozofii itd.

Z powyższych przyczyn jest Kościół także nieomylny w zwalczaniu i potępianiu błęd­nych nauk filozofii, o ile się sprzeci­wiają prawdom objawionym, w składzie wiary zawartym, wedle tego, co mówi św. Paweł: „Patrzcie, by kto was nie oszukał przez filo­zofią i próżne omamienie wedle ustawy ludzkiej, podług elementów świata, a nie według Chry­stusa”( Koloss. 2, 8). Błędne dlatego jest zdanie tych, któ­rzy twierdzą i głoszą, że w naukach przyro­dzonych i badaniach filozoficznych, historycz­nych itd. panuje samowola bez granic i zu­pełna niezależność od prawd objawionych. Wiedza i umiejętność ludzka o tyle tylko jest swobodna i niezawisła od powagi i nauki Ko­ścioła, o ile czy to w zasadach czy dalszych wywodach nie sprzeciwia się prawdom obja­wionym. Póki myśliciel jaki czy uczony w badaniach swych nie przekracza granic prawdą objawioną zakreślonych, Kościół nigdy nie bę­dzie mu przeszkadzał ani się w sprawy jego mieszał. W przeciwnym razie Kościół z urzędu i obowiązku musi wkroczyć i wiernych prze­strzegać, bo przestałby być „filarem i utwier­dzeniem prawdy.” (I. Tym. 3, 15).

Trafnie to wyraża Synod Koloński (concilium Coloniense a. 1860): „Niewątpliwie Kościołowi, aczkolwiek naukami przyrodzonemu się nie zajmuje, jako stróżowi prawd objawio­nych przysługuje prawo potępiania nauk filo­zofii, które albo wprost się sprzeciwiają praw­dzie objawionej, albo zdolne są zachwiać wier­nych we wierze czy też wiarę w sercach znisz­czyć.”

Rozum ludzki, słaby i ograniczony, a w ba­daniach i wnioskach swych omyłkom i błędom podlegający, poddać się winien wyższej, od Boga ustanowionej powadze, wedle tego, co mówi św. Paweł: „…w niewolę podbijając wszelki rozum pod posłuszeństwo Chrystusa” (II Kor.10, 5). Podobnie myśl tę czyli zasadę przedstawia Sobór Watykański: „Kościół, który wraz z urzędem nauczycielskim odebrał rozkaz, strzedz składu wiary, ma również prawo i obo­wiązek przekazany od Boga, fałszywą naukę potępiać, by kto nie był oszukany przez filozo­fią i próżne omamienie”. (Koloss. 2, 8). Dla­tego też wszystkim prawowiernym chrześcianom zabrania się tego rodzaju zdań, które są uznane jako sprzeczne z nauką wiary, miano­wicie jeśli przez Kościół są odrzucone, jako wywody poprawne wiedzy podtrzymywać, przeciwnie zobowiązani są bezwzględnie uwa­żać je raczej za błędy noszące zgubny pozór prawdy” (Sess. 3. cap. 4. „de fide et ratione”). A dalej ten sam Sobór Watykański orzeka: „Jeśliby kto mówił, że nauki ludzkie z tą uprawiane być mogą wolnością, iż twier­dzenia ich, chociażby sprzeciwiały się nauce objawionej, możnaby przyjmować za praw­dziwe, i że przez Kościół nie mogłyby być po­tępione, A. S. ”” niech będzie wyklęty!” (Can. 2. „de fide et ratione”)

4. Kanonizacya Świętych.

Przyjętą jest ogólnie nauka teologów, że nieomylność Kościoła odnosi się także do Kanonizacji Świętych, gdyż byłoby szkaradną niedorzecznością przypuścić, że Kościół zdolen jest ogłosić świętym i postawić jako wzór do naśladowania człowieka, który albo nie jest świętym albo może jest potępio­nym. Co do karności czyli dyscypliny ko­ścielnej i co do obrządków kościelnych czyli liturgicznych, Kościół o tyle jest nieomyl­nym, że niemożliwem jest, aby mógł wydać kiedykolwiek rozporządzenia sprzeciwiające się wierze i obyczajom.

 

CZʌĆ TRZECIA.

Nieomylność Papieża.

I. Rzeczywistość nieomylności papieskiej.

1. Nieomylność papieska w świetle Pisma św.

Czytamy w ewangelii według św. Mateu­sza, jak Chrystus w sposób uroczysty odzywa się do apostoła Piotra św.: „Ja tobie powiadani, iżeś ty jest opoka, a na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne nie zwyciężą go” (Mat. 16, 18). Piotr zatem przyrównany jest do opoki, do skały twardej i mocnej; ma on być silną podwaliną czyli fundamentem, na którym spo­czywać ma wspaniała budowa Kościoła Chry­stusowego. Cały Kościół Chrystusowy i boskie jego prawdy opierać się mają na Piotrze, który ma być fundamentem jak skała twar­dym i tak trwałym, iż piekło całe niezdoła go wzruszyć, a tem mniej obalić. Prawda objawioną spoczywa na Piotrze! Ale cóż się stanie, gdy ten Piotr sam chwiać się pocznie? Czy może prawda napewno i niechybnie opierać się na człowieku, który sam się myli i błądzi? Skoro więc Piotr ma być fundamentem prawdy objawionej i Kościoła, musi w sprawach wiary zachowany być od błędu. Zapadłby kościół Chrystusowy, zniszczałaby prawda obja­wiona i zostałaby ofiarą mocy piekielnych, je­śliby możliwem było, iżby podstawa Kościoła i wiary chwiać się poczęła. Skoro Kościół Chrystusowy trwać ma po wszystkie czasy, muszą słowa wystosowane do Piotra św. od­nosić się także do jego prawowitych następców. Następcą prawdziwym Piotra ś w. jest Papież czyli Ojciec św. A zatem i do Pa­pieża każdego stosuje się obietnica dana Pio­trowi św. Papież jest tak samo silną opoką, na której pewno i bezpiecznie spoczywa prawda objawiona. Wedle wyraźnej obietnicy Chry­stusa musi Papież podobnie jak ongi Piotr św. w rzeczach wiary zachowany być od błędu czyli musi być nieomylnym. W przeciwnym ra­zie słowa Chrystusa byłyby czczą obietnicą, a nie poważnem, uroczystem oświadczeniem, jakiem były w rzeczywistości.

Doniosłość obietnicy Chrystusowej uwy­datnia się tem, co Chrystus dalej mówi: „I tobie dam klucze królestwa nie­bieskiego”( Mat. 16, 19). Do miejsca tego robi Ks. Jakób Wujek w swym polskim przekładzie Pisma św. następującą trafną uwagę: „Przez te klucze rozumie się najwyższa zwierzchność i przeło­żeństwo dane Piotrowi nad wszystkim Kościo­łem, to jest moc rozsądzania nauk, jeźli są praw­dziwe albo fałszywe i prawo stanowienia… i moc szafowania dobry kościelnemi, tak duchownemi jako i świeckiemi. Albowiem taką moc i zwierzchność Pismo św. na wielu miejscach wyraża przez klucze… Jako przełożonemu miej­skiemu i gospodarzowi domowemu daniem klu­czy zwierzchność nad miastem albo nad domem zlecają… A tak temi słowy, jako św. Grzegorz i św. Chryzostom piszą, poruczył Pan Piotrowi wszystek świat, i uczynił go pasterzem i głową Kościoła wszystkiego.”

Piotr mianowany najwyższym zwierzchni­kiem Kościoła, zarządzcą i szafarzem wszyst­kich łask i prawd w Kościele tym złożonych! Zarządzać więc i rozkazywać ma Piotr, gdyż dane mu są klucze królestwa niebieskiego tj. Kościoła tu na ziemi a w dalszym znaczeniu królestwa wiecznego, do którego nikt przyjść nie może bez pośrednictwa Kościoła widzial­nego. Nawet jeden z najwybitniejszych nowo­czesnych teologów protestanckich, Pfleiderer wyznać musiał prawdę wynikającą koniecznie z obietnicy danej Piotrowi św.. W dziele swem „Chrześciaństwo pierwotne, str. 518” wyraźnie mówi: „Wobec wszystkich przeciwnych usi­łowań protestanckich powątpiewać o tem nie można, że miejsce to (Mat. 16) zawiera uroczystą proklamacyę prymatu Piotra tj. uro­czyste mianowanie go Głową Kościoła; nazywa on się fundamentem Kościoła, dzierzy­cielem kluczy, a więc zawiadowcą czyli gospo­darzem domu w królestwie Bożem i prawo­dawcą najwyższym, którego rozkazy i wyroki posiadają siłę obowiązującą praw boskich.” Wyroki zatem Piotra św. a tem samem prawo­witego jego następcy, Papieża, muszą być nie­omylne, skoro Kościół cały nie ma być w błąd uprowadzony. Jeśli więc Papież jako Głowa Kościoła wydaje rozporządzenia i wyroki w rzeczach wiary lub obyczajów, które nas mają bezwarunkowo obowiązywać; powiadać musimy pewność absolutną, że są prawdziwe. Gdy głowa źle i opacznie myśli i fałszywie kieruje, ciało całe i człowiek cały narażony jest na niebezpieczeństwo i na zgubę. Bez nieomylności Głowy Kościoła, Kościół cały byłby zachwiany i wystawiony na zniszczenie.

Niemniej jasno wypływa nauka o nieomyl­ności Papieża z słów, któremi Chrystus po Ostatniej Wieczerzy a więc krótko przed męką swą, do Piotra św. się odezwał: „Symonie, Symonie, oto szatan pożądał was, aby przesiał jako pszenicę; alem ja prosił za tobą, aby nie ustała wiara twoja, a ty niekiedy nawró­ciwszy się potwierdzaj bracią twoje” (Łuk. 22, 31. 32). Chrystus zwraca uwagę apostołów na niebezpieczeństwa, jakie im grozić będą ze strony szatana, dodaje im zarazem otuchy, by się nie przelękli i nie zachwiali, gdyż On Pio­tra a przez niego wszystkich wiernych umacniać będzie we wierze. Piotr, wzmocniony łaską Chrystusa i modlitwą Jego, ma innych utwier­dzać, by mimo udręczeń i prześladowań, jakie ich czekają, wiarę zachowali. Jakżeż mógłby Piotr to zadanie spełnić i wiernych we wierze umacniać, gdyby mógłby był sam się zachwiać? Modlitwa Chrystusa strzeże go od błędu, tak iż się nie zachwieje we wierze i nie zbłądzi. Papież jako następca Piotra św. mając ten sam urząd i te same co on obowiązki, nauczania i utwierdzania ludzi we wierze, musi, chcąc sprostać zadaniu swemu, tak samo modlitwą Chrystusa być wzmocniony we wierze i zacho­wany od błędu.

Inną razą Chrystus krótko przed odejściem swojem powiedział do Piotra św.: „Paś baranki moje”; powtórzył Chrystus słowa te „Paś baranki moje” i dodał: „ Paś owce moje” (Jan 21, 15-17). Piotr zatem ma po odejściu Chry­stusa paść całą trzodę jego tj. wszystkich wiernych. Wszyscy wierni chrześcianie mają za nim postępować. Paść znaczy tyle co kar­mić pokarmem duchowym, nadprzyrodzonym czyli Słowem Bożem, nauczać prawd wiary. Jeśli Piotr ma wszystkich wiernych nauczać i prowadzić, jako dobry pasterz prowadzi trzodę swoją, musi sam znać dokładnie prawdy objawione i drogę prawdziwą, wiodącą niechy­bnie do zbawienia. Niech pasterz zboczy z drogi prawej a cała trzoda idąca za nim za­błąka się na manowce i bezdroża. Jeśli więc Chrystus chciał wiernych uchronić od nauk zdrożnych i błędnych, musiał zarazem starać się o to, by przewodnik ich na drodze do wiecz­ności wolny był od błędu, czyli aby się nie mógł mylić. Co o Piotrze św., to powiedzieć trzeba również o jego następcach, Papieżach.

Albowiem Chrystusa Kościół nie miał tylko istnieć za życia Piotra, a potem zniknąć, ma trwać po wszystkie czasy i dla wszystkich narodów. Źe zatem Papież jako następca Pio­tra św. jest Głową Kościoła i jego Najwyższym Pasterzem, a jako taki równie jak Piotr w rze­czach wiary nieomylnym, to było zawsze prze­konaniem prawowiernych chrześcian i nauką Ojców Kościoła pierwszych wieków jako też znamienitych teologów wszys­tkich czasów. Jakkolwiek nie wszyscy zawsze i bezpośrednio mówią, że Papież jest nieomylny, to jednak z nauki ich o Kościele w ogólności i o stolicy Apostolskiej w Rzymie w szczegól­ności wypływa naoczne ich przeświadczenie o nieomylności tego, który jest Głową i naj­wyższym Pasterzem Kościoła.

2. Nieomylność papieska w świetle tradycyi.

Ojcowie Kościoła nie mówią zaw­sze wprost o nieomylności Papieża, ale tłómacząc i objaśniając przytoczone wyżej miej­sca Pisma św., w których nauka o nieomylno­ści Papieża jest zawarta, jasno wiarę swą w nieomylność papieską uwydatniają. Przypi­sują bowiem Kościołowi, na Piotrze jakoby na opoce zbudowanemu, niezachwianą stałość we wierze, wskazując równocześnie z szcze­gólnym przyciskiem na konieczność zgodnej jedności z wiarą Kościoła rzymskiego, który apostolską naukę zawsze nieskażoną zachowywał (Specht, Apologetyka 338).

Odnośnie do Mat. 16, 18 mówi Origenes (In Matth. n. 12): „Mniemam, iż bramy pie­kielne ani opoki, na której Chrystus Kościół zbudował, ani Kościoła nie zwyciężą”. Au­gustyn św. o stolicy Piotrowej tak się wy­raża: „Jest ona tą opoką, której nie zwyciężą zuchwałe bramy piekielne”.

W objaśnieniu swem miejsca z Pisma św. Łuk. 22, 32. Papież Leon Wielki (+ 461) wyraźnie powiada, iż słowa te „a ty niekiedy nawróciwszy się potwierdzaj bracią twoje” odnoszą się także do wszystkich następców Piotra św., gdyż biskup rzymski zajmuje to same stanowisko, co Piotr św.

Podobnie wyraża się Cyryl Alexandryjsk i i św. Chryzostom.

Uczeń apostolski św. Ignacy (+ około r. 107) mówi o Kościele rzymskim jako tym, „który w Rzymie przewodniczy i pierwsze zajmuje miejsce” jako o przełożonym w związ­ku miłości”.

Ireneusz (t 202), biskup Lyoński, po­wiada, iż z Kościołem w Rzymie jako założo­nym właśnie przez największych apostołów Piotra i Pawła, gwoli jego pierwszeństwa zgo­dne być winny inne kościoły t. j. wszyscy wierni, albowiem w Kościele tym zawsze za­chowywała się tradycya, która od apostołów pochodzi.

Św. Hieronim (t 420) pisze do Pa­pieża Damazego. „Jestem z świątobliwością twoją tj. z stolicą Piotra w jedności złączony. Na tej opoce jest Kościół zbudowany”.

3. Nieomylność papieska w świetle historyi.

Jak uczą dzieje Kościoła, nieomyl­ność Papieża w rzeczywistości i w praktyce zawsze była uznawaną, acz nie była formal­nym dogmatem, bo jako taki ogłoszoną została dopiero na Soborze Watykańskim. Papieże sami zawsze przypisywali sobie prawo i uwa­żali za swój obowiązek, strzedz prawd wiary, herezye potępiać i w sprawach spornych ty­czących wiary ostatecznie rozstrzygać; wierni zaś zawsze w posłuszeństwie i zgodnej je­dności wyrokom Papieża się poddawali, przyj­mowali je jako prawdziwe i nieomylne. Gdy Papież Innocenty I. na początku piątego stulecia ostatecznie potępił herezyę Pelagiusza, biskup Augustyn św. zaraz potem w kościele swym wobec wiernych oświadczył: „Sprawa ukończona, skorośmy odebrali od­powiedź od Stolicy Apostolskiej; oby także obłęd wnet się skończył!” Niedługo potem pojawiła się herezya Eutychesa, który twierdził, że w Chrystusie jest tylko jedna na­tura. Papież Leon I. wystosował do biskupa Flawiana pismo, w którem naukę Pisma św. o dwóch naturach w jednej osobie Chrystusa objaśnia. Pismo to dogmatyczne przeczytali le­gaci papiescy na soborze Chalcedońskim r. 451 wobec zgromadzonych biskupów, którzy jedno­myślnie zawołali: „Ta jest wiara ojców naszych, ta jest wiara Apostołów. Wszyscy się zgadzamy. Wykluczony niech będzie z Kościoła, ktokol­wiek w tę prawdę nie wierzy. Piotr przemó­wił przez Leona”. Słusznie wielki uczony kardynał Bellarmin (+ 1621), który między innymi w dziele swem „de controversiis fidei christianae” prawdziwość Kościoła katolickiego jasno udowadnia, mógł się wobec t. zw. refor­matorów odwołać na przyjętą oddawna naukę, iż niemożliwą jest rzeczą, by Papież mógł błędnie i fałszywie nauczać.

 

II. Istota nieomylności Papieża.

1. Objaśnienie nieomylności papieskiej.

Ody Papież Pius IX. zwołał biskupów ca­łego świata na sobór powszechny, który się rozpoczął dnia 8. grudnia r. 1869 w bazylice Watykańskiej św. Piotra, wyrażono ży­czenie, aby sobór ten dawną naukę o nieomyl­ności papieskiej uznał za wyraźny dogmat czyli, artykuł wiary. Jak na soborze ongi apostolskim w Jerozolimie początkowo zdania były podzie­lone, tak na Soborze Watykańskim Ojcowie Kościoła zrazu podzielili się na dwa stron­nictwa. Większość z góry była za przyjęciem przedłożonego orzeczenia, uważając je wprost za konieczne, mniejszość była temu przeciwna. Po długich rokowaniach przyszło wreszcie dnia 18. lipca w czwartej sesyi do ostatecznego głosowania; wynik był ten, że z 535 obecnych Ojców Kościoła dwóch tylko przeciw wnio­skowi głosowało, poczerni Pius IX. prze­czytał Konstytucyę „Pastor aeter­nus”, której czwarty rozdział nieomylność Ojca św. określa temi słowy: „Zgodnie z świę­tym Soborem nauczamy i uznajemy za dogmat od Boga objawiony, że Papież Rzymski, jeśli przemawia „ex cathedra” tj. jeśli sprawując swój urząd jako pasterz i nauczyciel wszystkich chrześcian mocą swej najwyższej apostolskiej władzy naukę dotyczącą wiary lub obyczajów jako obowiązującą Ko­ściół cały określa: za pomocą boskiej, w Piotrze św. mu obiecanej przyczyny, tą obdarzony jest nieomylnością, którą boski Zbawiciel Kościół swój w nauce odnoszącej się do wiary lub obyczajów chciał obdarzyć; że też dlatego tego rodzaju orzeczenia Papieża Rzymskiego same ze siebie, nie zaś wskutek przyzwolenia Kościoła są nieodmienne”.

Ustęp ten: „ze siebie, nie zaś w sku­tek przyzwolenia Kościoła są nie­odmienne – ex sese, non autem ex consensu Ecclesiae, irreformabiles” jest najważ­niejszy w Watykańskim dekrecie. Albowiem już przed Soborem Watykańskim ogólnie przy­jętą była nauka, że Papież ma prawo i obo­wiązek, czuwać nad zachowaniem czystości wiary w Kościele i błędne nauki potępiać; że nadto papieskie wyroki i orzeczenia wszyst­kich wiernych do posłuszeństwa obowiązują. Co do pytania zaś, czy orzeczenia i wyroki te już same ze siebie są nieomylne i nieodmienne lub czy też dopiero wskutek następnego przy­zwolenia Kościoła, zdania teologów były po­dzielone. Sobór Watykański orzekł więc, że orzeczenia i wyroki Papieża nieomylne i nie­odmienne są same ze siebie a nie są nimi dopiero wskutek przyzwolenia Kościoła. Wszyscy biskupi bez wyjątku, również dwaj pierwotnie przeciwni, po ostatecznej uchwale Soboru naukę o nieomylności papieskiej jedno­myślnie przyjęli jako prawdę od Boga obja­wioną, jako dogmat który tak samo jak inne artykuły wiary w posłuszeństwie i wierze nie­zachwianej przyjąć i wyznawać winni wszyscy wierni. Wobec całego świata katolickiego uznającego orzeczenie to Soboru Watykań­skiego za objawioną boską prawdę, protest małej zbyt garstki t. zw. „starokatolików”, których zresztą na palcach policzyćby można, wcale nie wchodzi w rachubę.

Wedle Soboru Watykańskiego zatem Pa­pież przemawiając „ex cathedra” tj. jeśli jako najwyższy pasterz i nauczyciel całego Kościoła w rzeczach wiary i oby­czajów jaki wyrok wydaje, wskutek obiecanej mu w Piotrze św. pomocy boskiej mylić się n i e może. Orzeczenia i wyroki jego są dla­tego w tem znaczeniu nieomylne i nieod­mienne same ze siebie i jako takie nieza­leżne od następnego przyzwolenia Kościoła.

2. Przedmiot nieomylności papieskiej.

Co się powiedziało o nieomylności Kościoła wogóle, odnosi się tak samo do nieomylności Papieża; wynika to z wyraźnego określenia Soboru Watykańskiego, że Papież tą obda­rzony jest nieomylnością, którą boski Zbawi­ciel Kościół swój w nauce wiary i obyczajów obdarzył. Obejmuje zatem nieomylność Pa­pieża wszystko zgoła, cośmy o przedmiocie nieomylności Kościoła czyli nauczycielskiego urzędu kościelnego wogóle powiedzieli.

3. Podmiot nieomylności papieskiej.

Podmiotem czyli dzierżycie­lem nieomylności jest Papież jako Głowa Kościoła czyli jako dzierzyciel najwyższej władzy nad całym Kościołem; a zatem nie jako biskup rzymski a tem mniej jako osoba prywatna. Nieomylność Papieża jest urzędowa tj. z urzędem złączona, a nie osobista. Jako osoba prywatna, zwłaszcza w rzeczach i naukach przyrodzonych, Papież mylić się może jak każdy inny człowiek. Papież nie cieszy się również nadprzyrodzonym darem nieomylności, jeśli mówi lub pisze o jakim przedmiocie religijnym jako teolog, jako uczony słowem: kiedy mówi i działa li tylko jako osoba prywatna.

4. Sposób sprawowania nieomylności.

Sposób, jakim się nieomylność Papieża objawia czyli wyraża, nazywa się orzeczeniem czyli wyrokiem „ex cathedra”. Przyjęte jest to wyrażenie krótkie i treściwe: „jeśli prze­mawia czyli naucza ex cathedra”; wyraz łaciński cathedra oznacza krzesło, tron, stolicę. Wyrażenia tego nie trzeba brać w dosłownem, jeno w przenośnem, obrazowem znaczeniu. Jeśli Papież jako nauczyciel i sę­dzia najwyższy Kościoła w rzeczach wiary lub obyczajów kwestyę jaką rozstrzyga, dogmat określa lub herezyę i fałszywą jaką naukę po­tępia, a wszystkich wiernych do przyjęcia swe­go wyroku i bezwarunkowo posłuszeństwa obowiązuje, wtedy żadną miarą mylić się nie może. Niezależne są orzeczenia papieskie od jakichś formalności lub pewnych przepisanych reguł. Wystarcza raczej, jeśli Papież w ten lub ów sposób niedwuznacznie daje poznać swój zamiar, że wydaje ostateczny wyrok i że obowiązuje wszystkich wiernych.

Najbardziej uroczysty sposób jest pismo papieskie – bula, konstytucya, okól­nik czyli encyklika, – wystosowane do Kościoła całego, np. Bula Piusa IX. z dnia 8. grudnia 1854 r. „Ineffabilis”, w której ogła­sza dogmat o Niepokalanem Poczęciu Najśw. Maryi Panny; albo encyklika Piusa IX. z dnia 8. grudnia r. 1864 „Quanta cura”, w której po­tępia mnóstwo nowoczesnych błędnych nauk, zwanych w streszczeniu „nowoczesnym libe­ralizmem”.

Orzeczenia i wyroki „ex cathedra” mogą być wystosowane zasadniczo do pojedynczej nawet osoby, jak n. p. pismo dogmatyczne Pa­pieża Leona I. do arcybiskupa Flawiana w Kon­stantynopolu. W piśmie tem potępia Papież herezyę Eutychesa. W jakikolwiek sposób Papież coś ogłasza, w każdym razie musi nie­dwuznacznie dać poznać, że ma zamiar, wydać wyrok ostateczny i że pismo jego, acz wystosowane pierwotnie tylko do jednej lub do więcej osób, ma obowiązywać Kościół cały. Inny sposób orzeczenia czy wyroku „ex cathedra” jest Alokucya czyli przemó­wienie w Konsystorzu. Nie wynika z tego wszakże, aby każda bula, encyklika, alokucya papieska zawierała dogmatyczne orzeczenia; w każdym razie zawsze tego rodzaju wynu­rzenia Stolicy apostolskiej powinny być wska­zówkami dla wiernych miarodawczemi.

Zaznaczamy, że Papież nie cieszy się da­rem inspiracyi czyli natchnienia przez Ducha św., ale tylko asystencyą czyli pomocą Ducha ś w. Nie objawia mu Duch święty prawd nowych, lecz strzeże go tylko od błędu. Najwyższy nauczyciel Kościoła nie jest dlatego zwolniony od sumiennej pracy. Prócz mo­dlitwy do Ducha św. o oświecenie będzie mu trzeba zwykle zasięgnąć rady wybitnych teo­logów, kardynałów, biskupów i innych uczo­nych mężów; nie pominie też szczegółowych studyów i badań nad źródłami wiary tj. Pismem św. i tradycyą. Orzeczenie „ex cathe­dra” będzie zazwyczaj wymagało wiele czasu i pracy. I tak n. p. ostatnie przygotowania uformulowania dogmatu o Niepokalanem Po­częciu Najśw. Maryi Panny trwały pięć lat.

Sposób więc, w jaki Papież wydaje swe wyroki i orzeczenia ogłasza, może być roz­maity. „Papieże rzymscy”, mówi Sobór Wa­tykański, „wedle czasu i okoliczności zwoły­wali to powszechne sobory to w inny sposób starali się poznać przekonanie Kościoła roz­powszechnionego na całej kuli ziemskiej; nadto używali synodów partykularnych lub innych środków, jakie Opatrzność im podawała; i tak postanowili, co za przyczyną (asystencyą) boską uznali za zgodne z Pismem św. i z poda­niami apostolskiemi. Albowiem Duch św. obie­cany jest następcom Piotra św., nie aby wskutek odebranego przezeń objawienia głosili naukę nową, ale aby za jego przyczyną sumiennie przechowywali i wiernie wykładali odzie­dziczone, od apostołów przekazane prawdy wiary.”

5. Rzekome herezye Papieży.

Co się tyczy rzekomych błędów i herezyi, w jakie rzekomo popaść mieli niejedni Papieże, z góry śmiało powiedzieć można, iż pomimo usiłowań przeciwników nikomu dotąd nie udało się tego udowodnić; żaden Papież nie błądził ani pomylił się w rzeczach wiary wówczas, kiedy orzekał lub ostateczny wyrok wydawał ex cathedra! Przesąd, zła wola, lub niedo­stateczne pojmowanie nauki o nieomylności papieskiej są przyczyną, że nawet bardzo światli i uczeni skądinąd ludzie w podobne bajki wierzą. Częstokroć winna jest temu ta okoliczność, że nie rozróżnia się należycie osoby od urzędu, Papieża jako osoby prywatnej a Papieża występującego jako Głowa: Kościoła, a więc jako Najwyższego Pasterza całego Kościoła.

Mianowicie podczas Soboru Watykań­skiego przeciwnicy nieomylności Papieża wszelkimi sposobami usiłowali wydobyć i ze­brać z historyi wydarzenia rozmaite dowodzące rzekomo, że kilku Papieży popadło w błędy i herezye. I tak między innymi przytacza się ze strony wrogów Kościoła katolickiego jako przy­kład i dowód, podobno niezbity, Papieża Ho­noryusza z siódmego stulecia. Tymczasem wedle najnowszych badań historycznych Pa­pież ten w właściwą herezyę i błędną naukę nigdy nie popadł; tyle jedynie można mu za­rzucić, że przeciw herezyi monoteletyzmu nie dość stanowczo wystąpił i przez swe niejasne wyrażenia w liście do patryarchy Sergiusza w Konstantynopolu o tyle zawinił, iż błąd monoteletów nie od razu przytłumiony został. Nie fałszywą nauką, ale zbytnią uległością i nie dość stanowczem wystąpieniem przeciw monotelizmowi Papież Honoryusz zasłużył w prawdzie na naganę Papieża Leona II.

Niesłychaną więc i niebywałą w historyi Kościoła jest rzeczą, by Papież jaki, gdy prze­mawia czyli naucza ex cathedra tj. jako naj­wyższy nauczyciel całego Kościoła, kiedykol­wiek mylnie i błędnie nauczał.

Nierozum a także złość ludzka prze­kręca nieraz tak jasną i dla każdego katolika zrozumiałą naukę o nieomylności Papieża. Przeciwnicy czynią z niej karykaturę, zarzu­cając nam, że Papież to już chyba istny „bo­żek”, bo przecież Bóg sam jedynie jest nie­omylny. Wobec podobnych, niczem nieuza­sadnionych zarzutów godzi się nam przy­toczyć, co nawet protestant o jasnych i sprawiedliwych poglądach sądzi na korzyść nauki katolickiej. Otóż teolog protestancki Monrad pisze do swego kolegi Martensen’a (Nr. 18 „li­stów politycznych”) dosłownie: „Czy dogmat o nieomylności czyni papieża rzeczywiście„bożkiem”? Przeczę temu, gdyż nieomylność odnosi się tylko do jego wyroków jako papieża, następcy Piotra, jako najwyższego przedstawi­ciela Kościoła katolickiego a żadną miarą do jego przymiotów jako człowieka. Katolik żaden nie twierdzi, jakoby Papież pod jakimkolwiek względem prócz w wyrokach swych jako Pa­pież nie podlegał ułomnościom i słabościom ludzkim. Skądże tedy nazywać go „bożkiem” ? Znaczy to być wiernym „prawdzie w mi­łości”?

Łaciński pisarz kościelny Prudencyusz powiada o św. Hipolicie, męczenniku, że gdy go zapytano o schyzmę Nowata w czwartem stu­leciu, tę dał odpowiedź:

Fugite, o miseri, exsecranda Novati Schismata: 
catholicis reddite vos populis. 
Una fides vigeat, prisca quae condita templo est;
Quam Paulus retinet quamque cathedra Petri.

W przekładzie polskim:

Niecnych Nowata rozdwojeń, nieszczęśni wy, pilnie się strzeżcie,
Zaś z katolickim też ludem w jedności bra­terskiej się łączcie;
Kwitnąć ma jedna wciąż wiara, od dawna w Kościele złożona,
Paweł statecznie ją chowa i Piotra świętego Stolica.

 

ZAKOŃCZENIE.

„Kościół Boga żywego” (I Tym. 3, 15) musi być tylko żywym organizmem, którym żywa rządzi powaga. Kościół katolicki jest tym żywym organizmem czyli wedle słów apostoła Ciałem Chrystusowem, którego Gło­wą jest Chrystus sam a my członkami jego. Jako taki nie jest i nie może być ten Kościół Chrystusowy, jak sekciarze różni twierdzili mylnie i twierdzą do dziś dnia, li duchowem zespoleniem o indywidualnej samowoli co do myśli i wiary; przeciwnie jest on jednolitem, ży­wem i widzialnem zgromadzeniem; zgromadze­nia czyli społeczności widzialne rządzone być mogą li powagą żywą i to bezwarunkową; pi­sane lub przekazane prawo bez autorytetu ży­wego musi prowadzić do sporów i rozdwojenia. Przyznać to muszą, bo i nie mogą inaczej, na­wet ci, którzy nie z przekonania, ale z niena­wiści przeciw wspaniałej organizacyi Kościoła katolickiego wciąż marzą i piszą o czysto du­chowym kościele, nie krępującym żadnymi dogmatami nienaruszalnej osobistej wolności człowieka; stąd ów żywy autorytet uznaje również Harnack (Historya dogmatów I. 4, 416) za niezbędny:

„Widzialna społeczność nie może być rzą­dzona przekazanem i pisanem słowem, ale tylko przez osoby; litera bowiem sama zawsze będzie rozdwajała i rozłączała.”

Apostołowie byli w pierwszych czasach chrześcijańskich, kiedy wszystko spoczywało na słowie żywem – Pismo św. Nowego Zakonu powoli powstawało – tem słowem au­tentycznem i wiarogodnem. Aposto­łowie nie przypisywali sobie tylko, ale zażywali powagi bezwzględnej tak dalece, iż bez tej ab­solutnej powagi żywej powstanie Nowego Te­stamentu byłoby zagadką niepojętą, tak samo jak idea składu wiary (depositum fidei), reguły wiary, tradycyi, urzędu nauczycielskiego i ca­łej hierarchii kościelnej (Cfr. Batiffol – Seppelt 55. 56). „Dlatego i my dzię­kujemy Bogu bez przestanku, iż przyjąwszy od nas słowo słuchania Bożego, przyjęliście je nie jako słowo ludzkie, ale słowo Boga…”( I Thess. 2, 13) „…aleście posłuszni byli z serca tego sposobu nauki, do którego podani jesteście” (Rzym. 6, 17).

Ani apostołowie ani ich następcy nie by­liby zdolni zjednać sobie u wiernych tego zaufa­nia bez granic, tego bezwzględnego posłuszeń­stwa i tej silnej, niczem niezachwianej wiary w to, co głoszą i czego nauczają, gdyby nie żyło w sercach tych tysięcy i milionów ludzi przeświadczenie o zupełnej, absolutnej prawdziwości wszystkiego zgoła, co im Kościół przez usta posłanników swych do wie­rzenia podaje. Kościół, to nie szkoła filozofów, w której się dysputuje i rozprawia, jak się to działo w owych szkołach starożytnych filozo­fów; skoro filozof jaki się nie podobał, obierano sobie innego wedle upodobania. Kościół nie dysputuje i nie przemawia argumentacyami mądrości ludzkiej, ale żywem słowem Bożem, jako dzierżący powagę i władzę abso­lutną od Boga mu daną. W tem siła i potęga niespożyta Kościoła katolickiego i jego wszech­potężny wpływ na jednostki i cale narody! Naucza on bowiem i działa z rozkazu i w imie­niu Chrystusa, o którym czytamy wyraźnie w Piśmie św.: „I zdumiewali się na naukę jego, albowiem je uczył jako władzę mający, a nie jako Doktorowie” (Mar. I, 22).

Zdumiewał się Pliniusz za panowania ce­sarza Trajana, zdumiewał się cesarz Decyusz, zdumiewają się również po dziś dzień myśliciele i uczeni nad tą niesłychaną powagą, jakiej Kościół u wiernych zażywa, nad jego wzrostem i wpływem; w oczach ich – i to słusznie – Kościół katolicki jest dziś pierwszą potęgą na całym świecie. Jeden z profesorów uniwer­sytetu berlińskiego Ferdynand Schmidt, po­mimo że sam jest protestantem, tak pisze (cfr. Civita cattolica 1904 III. str. 248): „Z podzi­wem patrzymy dzisiaj, jak w czasach, gdy nasza literatura klasyczna tak zakwitła, a wiel­cy nasi filozofowie uprawiali filozofię, katoli­cyzm zyskał na sile i stał się najważniejszym czynnikiem w naszem życiu politycznem i umysłowem; i jakkolwiek fakt ten może się nie podobać nam protestantom, w każdym razie przeczyć mu nie można. Doszliśmy do tego, że patrzymy, jak protestantyzm musi się cofać poza katolicyzm. Więcej powiem: dzisiaj katolicyzm, a nie protestantyzm, stał się środowiskiem i obrońcą kultury, bo tylko Kościół rzymski zachował żywe po­czucie potęgi, jaką posiada myśl, idea, jednem słowem duchowy pierwiastek w życiu. Pro­testantyzm zasnął, a katolicyzm ostał się jako jedyna ożywcza potęga du­chowa.”

My wiemy, co jest tą „ożywczą potęgą duchową” w Kościele katolickim, nad którą świat się zdumiewa i której pojąć nie chce. Chrystus, który ten Kościół sarn zbudował, dał nam już dawno odpowiedź na to pytanie, kiedy do Apostołów powiedział: „A ja prosić będę Ojca, a innego pocieszyciela da wam, aby z wami mieszkał na wieki, Ducha prawdy, którego świat przyjąć nie może, bo go nie widzi ani go zna. Lecz wy poznacie go, iż u was mieszkać będzie i w was będzie.” (Jan 14, 16, 17).

KONIEC.

 

Za: Święty Krzyż

 

Skip to content