Aktualizacja strony została wstrzymana

USA: Święto Pracy i 120 lat Encykliki Rerum novarum

Pierwszy poniedziałek września (w tym roku 5 b.m.) jest obchodzony w Stanach Zjednoczonych jako Święto Pracy (Labor Day). Sytuacja, w jakiej jest ono obchodzone w tym roku, zdaniem biskupów amerykańskich skłania bardziej do refleksji i podjęcia działań uzdrawiających chaos ekonomiczny, niż do świętowania. W dorocznym oświadczeniu wydawanym na tę okazję biskupi porównali dzisiejsze trudności z tymi, z jakimi borykali się pracownicy, którzy zainspirowali papieża Leona XIII do napisania encykliki Rerum novarum. Biskupi nazwali dokument „kamieniem węgielnym” katolickiego nauczania o pracy.

„Ponad 9 proc. Amerykanów nie może znaleźć pracy. Inni boją się jej utraty. Wskaźnik bezrobocia jest wyższy pośród Amerykanów czarnoskórych i pochodzenia latynoskiego. Wzrost stawek nie podąża za wzrostem cen” – napisał bp Stephen E. Blaire, przewodniczący komisji episkopatu ds. sprawiedliwości krajowej i rozwoju człowieka.

W swym oświadczeniu hierarcha stwierdził również, że większość Amerykanów obawia się, iż gospodarka podąża w złym kierunku. Ludzie pracy słusznie martwią się o codzienność, a troska o przyszłości napawa ich lękiem. „Potrzebują oni pracy nie tylko po to, aby płacić swoje rachunki, kupić jedzenie, czy móc spłacać kredyty wzięte na zakup domów, ale także by wyrażać swoją godność i wspomagać lokalne wspólnoty” – napisał bp Blaire.

Wskazując na podobieństwa pomiędzy aktualną sytuacją, a tą z czasów Leona XIII przewodniczący komisji episkopatu USA ds. sprawiedliwości krajowej i rozwoju człowieka stwierdził, że Papież przedstawił problem ludzi pracy jako kluczowe moralne wyzwanie tamtych czasów.

Encyklika Rerum novarum wskazywała też na rolę związków pracowniczych w obronie praw ludzi pracy. „Nasz Kościół kontynuuje naukę, że związki zawodowe są efektywnym narzędziem obrony godności pracowników. Jednakże związki, jak każde inne ludzkie instytucje, bywają skorumpowane”. To jednak zdaniem hierarchy nie powinno powstrzymywać Kościoła od dalszych działań na rzecz ludzi pracy.

A. Pożywio, Chicago

 

OJCIEC ŚW. LEON XIII

ENCYKLIKA RERUM NOVARUM

O KWESTII SOCJALNEJ

 

Wydawnictwo Apostolstwa Modlitwy Księża Jezuici – Kraków, Kopernika 26

 

Można drukować:

Kraków, dnia 15 marca 1939.

Ks. Władysław Lohn SI. Prowincjał Małopolski

L. 2136/39

Pozwalamy drukować:

z Książęco-metropolitalnej Kurii

Kraków, dnia 17 marca 1939 r.

L. S.

+Adam Stefan

Ks. Stefan Mazanek Kanclerz

 

Drukarnia Wydawnictwa Apostolstwa Modlitwy

 

 

Wszystkim czcigodnym Braciom Pa­triarchom, Prymasom, Arcybiskupom i Bi­skupom świata katolickiego, łaskę i spo­łeczność ze Stolicą Apostolską mającym

 

LEON XIII PAPIEŹ

Czcigodni Bracia! Pozdrowienie i Apo­stolskie błogosławieństwo!

 

CZʌĆ I

l. Ojciec Św. tłumaczy, jak po­wstała kwestia socjalna i omawia jej znaczenie.

Gorączkowa żądza nowości, która od dawna powoduje wstrząśnienia w pań­stwach, z biegiem czasu musiała przedo­stać się z dziedziny polityki i na sąsiednie pole ekonomii społecznej. – I w rzeczy samej znaczne postępy w przemyśle i no­wy sposób produkcji, zmiana stosunków między zarobkującym a pracodawcą, nie­pomierny przyrost dostatków u szczupłej liczby osób, ubóstwo zaś ogółu, większe zaufanie w siły własne u robotników i ści­ślejsza między sobą łączność, i zepsucie coraz większe, wszystko to sprawiło, że walka zawrzała. Trwożliwe oczekiwanie przyszłości najlepiej dowodzi, jak wiel­kiej wagi jest ten zatarg. Wszędzie nim zajmują się: w kołach mężów uczonych, na kongresach ludzi zawodowych, na lu­dowych zebraniach i w radzie książąt, tak iż nie ma innej sprawy, która by z podobną gwałtownością zajmowała umysły ludzkie.

2. Ojciec Św. wykłada, jakich zasad trzymać się należy w rozwiązaniu kwestii socjalnej, a mianowicie zasad: prawdy i sprawiedliwości oraz omawia trudność tej kwestii.

Przeto – jak dawniej mając na uwa­dze potrzeby Kościoła i wymagania dobra powszechnego, w listach do Was, Czci­godni Bracia, pisanych o powadze władzy państwowej, o wolności, o urządzeniu państw chrześcijańskich i innych przed­miotach, wypowiedzieliśmy to, co nada­wało się odpowiednim do odparcia błę­dów zwodniczych, tak samo i dzisiaj dla tych samych przyczyn uznaliśmy za do­bre głos zabrać w kwestii robotniczej. Wprawdzie nieraz już, przy nadarzonej sposobności, dotykaliśmy tego przedmio­tu, atoli świadomość obowiązków nało­żonych przez urząd Nasz Apostolski, ka­że przystąpić do szczegółowego omówie­nia w piśmie niniejszym całej kwestii, aby uwidocznić zasady, których zastoso­wanie rozwiązuje ją podług wymagań prawdy i sprawiedliwości. Kwestia ta jest bez wątpienia trudną i pełną niebezpie­czeństw; trudną, ponieważ trudnym zaiste jest zadaniem odmierzyć prawa i obowiązki wzajemne bogatych a ubogich, ka­pitału a pracy. – Zadanie to jest pełne niebezpieczeństw, gdyż zręczni wichrzy­ciele zbyt często wypaczają zdrowy sąd ludu, aby szerzyć wzburzenie i pobudzać do buntu tłumy niezadowolone.

3. Ojciec Św. uznaje, że warstwom po­trzebującym trzeba przyjść z pomocą.

Bądź co bądź uznajemy dobrze i na to godzą się wszyscy, iż warstwom najniż­szym trzeba podać pomoc rychłą a sku­teczną, gdyż wskutek nieszczęśliwych stosunków bardzo wielka część ludzi wie­dzie żywot istotnie nędzny i nieszczęśli­wy, niegodny człowieka. W ubiegłym stu­leciu usunięto dawne cechy rzemieślni­cze, a nie zastąpiono ich niczym nowym; w miarę zaś jak ustawy i urządzenia pu­bliczne wyzbywały się ducha chrześcijań­skiego, rękodzielnicy szli na pastwę nie­ludzkich kapitalistów i współzawodników, niepohamowanych w chciwości. – Sto­sunki pogorszyła nienasycona lichwa po­tępiona niejednokrotnie wyrokiem Kościo­ła, która jednak choć pod coraz inną wy­stępuje postacią, uprawiana bywa przez ludzi chciwych i żądnych zysku. Produk­cja i handel stały się niemal monopolem niewielu, a w ten sposób garstka bogaczy nałożyła jarzmo prawie niewolnicze stanowi pracującemu.

4. Kwestia socjalna nie może być roz­wiązana na drodze, którą wskazują so­cjaliści. Jaką drogę oni wskazują?

Aby naprawić złe, socjaliści podbu­rzają ubogich przeciw bogatym i twier­dzą, że znieść trzeba wszelkie prywatne posiadanie, a ustanowić własność wspól­ną, której zarząd winni objąć przedstawi­ciele gmin lub naczelnicy państwa. Sądzą oni, że przez takie przeniesienie własności z jednostek na ogół zaradzić potrafią nie­domaganiem społecznym, byleby docho­dy i korzyści równomiernie rozdzielono między członków społeczeństwa. Zamiar ten jednakże nie jest odpowiedni do roz­wiązania tego sporu; owszem: A) szkodzi on samym klasom pracującym; B) jest też bardzo niesprawiedliwy, gdyż gwałci pra­wa prawnych właścicieli; C) wreszcie sprzeciwia się porządkowi państwowemu, a nawet grozi państwom zupełnym roz­przężeniem.

A. Program socjalistów szkodzi samym kla­som robotniczym:

Przede wszystkim jasną jest rzeczą, że przyczyną i zamiarem, który kieruje robotnikiem przy podjęciu pracy w jakim zawodzie, nie jest co innego, jeno to, aby za pomocą zarobku dojść do jakiegokol­wiek posiadania i osobistej własności. Ro­botnik bowiem użyczając sił i pracy swej drugiemu, chce nabyć to, co mu jest ko­niecznym do życia i dla własnej jego po­trzeby, i przez to nabywa istotnego i peł­nego prawa nie tylko do zapłaty, lecz także do swobodnego jej użycia i rozpo­rządzania. Gdy więc przez ograniczenie swych wydatków i oszczędność coś zao­szczędził i dla zabezpieczenia owoców swej oszczędności użył tego na zakup gruntu, to grunt ten jest wynagrodzeniem jego pracy, tylko w innej formie; i dlate­go grunt ten pozostaje w jego mocy i jego rozporządzeniu, niemniej, jak zapracowa­na zapłata. A właśnie na tym polega, jak każdy łatwo pojmie, prawo własności, tak ruchomej jak i nieruchomej. – Socjaliści więc dążąc do tego, aby wszel­ką prywatną własność zamienić na wspól­ną, gorszym czynią położenie klas pracu­jących; odbierając im bowiem wolność dowolnego użycia zarobku, przez to samo odbierają im widoki i możność pomnożenia majątku i poprawy losu.

B. Program socjalistów sprzeciwia się spra­wiedliwości: bo

a) sprzeciwia się naturalnemu prawu posia­dania, jakie człowiek ma z natury, będąc obda­rzony rozumem i wolną wolą:

Ważniejszą jednak jest rzeczą to, że środek zalecany społeczeństwu sprzeci­wia się niewątpliwie sprawiedliwo­ści; albowiem prawo do posiadania prywatnej własności otrzymał czło­wiek od natury. Jak w innych rzeczach, tak i tutaj, występuje na jaw istotna róż­nica między człowiekiem a zwierzęciem. Zwierzę nie postanawia samo o sobie, lecz kierują nim dwa wrodzone instyn­kty. Jeden z tych instynktów skłania zwierzę do zachowania życia, drugi zaś do mnożenia swego rodzaju. Oba te cele osiąga łatwo przez zużytkowanie rzeczy w danej chwili dostępnych. Całkiem inna jest natura człowieka. W nim znajduje się wprawdzie w całej pełni i doskona­łości natura zwierzęcia, ale natura zwie­rzęca, choćby najbardziej udoskonalona, nie mieści w sobie natury ludzkiej, prze­ciwnie, jest od niej znacznie niższą i prze­znaczoną do uległości i posłuszeństwa względem człowieka. Co w nas góruje i nas wyszczególnia, co człowieka czyni człowiekiem i jestestwem rodzajowo zupełnie różnym od zwierzęcia, to umysł, czyli rozum. Właśnie dlatego że człowiek jest obdarzony rozumem, nie wystarczy mu jak zwierzęciu, proste używanie dóbr doczesnych, lecz nadto potrzebne mu jest prawo własności stałej i trwa­łej, nie tylko do rzeczy, które niszczeją przy ich użyciu, lecz i do takich, które po użyciu pozostają.

Głębsze badanie natury człowieka do­wodzi tego wyraźnie. Stąd wynika, że musi człowiek mieć prawo nie tylko do nabywania płodów ziemi, lecz także do posiadania ziemi samej.

b) Człowiek wykonywał zawsze to prawo na­tury co do posiadania:

Nie ma też przyczyny, aby żądać ogól­nej opieki państwa. Człowiek bowiem jest starszym od państwa i posiadał prawo do zachowania swego życia cielesnego, za­nim jeszcze istniało państwo. A że Bóg, Pan ziemi, oddał całemu rodzajowi ludz­kiemu ziemię do użytku, to się nie sprze­ciwia bynajmniej własności jednostek. Pan Bóg bowiem nie oddał ziemi ogółowi w tym znaczeniu, iżby wszyscy bez róż­nicy byli jej panami, lecz w ten sposób, iż sam żadnemu człowiekowi nie przezna­czając jakiejś osobnej części do posiadania, pozostawił zapobiegliwości ludzkiej i urządzeniom ludów określenie granic i rozdzielenie własności prywatnej. – Zresztą ziemia, jakkolwiek podzielona między jednostki, nie przestaje służyć ogółowi, nie ma bowiem człowieka, któ­ry by nie żył z jej płodów. Kto jest bez własności, ten ma za to pracę, i można po­wiedzieć, że powszechnym środkiem do zaspokojenia potrzeb życiowych jest pra­ca, bądź to wykonywana na roli własnej, bądź poświęcona innemu mozolnemu za­wodowi, którego zapłata pochodzi jedy­nie z owocu ziemi i zamienia się znowu za owoc ziemi.

Z tego wynika znowu, że istnienie wła­sności osobistej nie sprzeciwia się wcale prawu natury. Ziemia wprawdzie dostar­cza w wielkiej obfitości wszystkiego, co potrzebne do życia i jego pełności, lecz nie może dostarczać tego wszystkiego sa­ma z siebie, to jest bez uprawy i stara­nia ze strony człowieka. Gdy zaś czło­wiek wyczerpuje zasoby ducha i siły ciała wytęża przy uprawianiu ziemi, przy­swaja sobie tym samym uprawioną czą­stkę; spoczywa na niej – że się tak wy­razimy – pieczęć jej uprawiacza. Odpo­wiada to najzupełniej wymaganiom spra­wiedliwości, aby ta część ziemi stała się jego własnością i aby nikomu nie było wolno naruszać tego prawa.

Te wywody tak przemawiają do prze­konania, iż dziwić się wypada, że ina­czej sądzą pewnych przestarzałych mnie­mań wskrzesiciele, którzy przyznają czło­wiekowi używanie gruntu i rozmaite po­żytki z roli, lecz stanowczo przeczą, iżby miał prawo tytułem własności posiadać grunt, który zabudował, lub rolę, którą uprawił. Nie widzą tego, że chcą ograbić człowieka z rzeczy nabytych własnym tru­dem. Ziemia bowiem obrabiana umiejętną pracą rolnika, znacznie się zmienia: z ja­łowego pustkowia staje się żyzną i płodną. To zaś, co ulepszyło ją, w ten sposób z zie­mią się zrosło i zmieszało, że pospolicie nie może być od ziemi oddzielone. A czyż pozwala sprawiedliwość na to, aby na swój użytek zabrać to, nad czym ktoś inny pracował w pocie czoła? Jak skutek na­leży do przyczyny, która mu dała począ­tek, tak samo owoc pracy sprawiedliwie przynależy temu, kto pracy dokonał.

c) Człowiek ma prawo do prywatnego posia­dania i własności. Uznaje to cała ludzkość, pra­wa państwowe i prawo Boże.

Słusznie przeto ogół rodzaju ludzkie­go (nie troszcząc się bynajmniej o zdania sprzeczne niektórych marzycieli, lecz pilnie naturę śledząc), już w prawie samej natury widział podstawę do podziału dóbr i obyczajem odwiecznym uświęcił własność osobistą, ponieważ najlepiej odpowiada naturze człowieka i spokój za­pewnia światu.

Ustawy zaś państwowe, które z przepi­sów natury biorą moc obowiązującą, jeśli są sprawiedliwe, prawo to, o którym mo­wa, zatwierdzają i bronią ustanowieniem środków przymusowych.

Za prawem własności prywatnej obsta­je również powaga zakonu Bożego, który zabrania nawet pożądania rzeczy cudzej: „Nie pożądaj żony bliźniego twojego, ani domu, ani roli, ani wołu, ani osła, ani słu­gi, ani służebnicy, ani żadnej rzeczy, która jego jest” (Pwt 5, 21).

d) Człowiek ma prawo do posiadania ze wzglę­du na rodzinę. Program socjalistów sprzeciwia się prawom rodziny i prawom ojcowskim:

Jeżeli znowu przypatrzymy się czło­wiekowi jako istocie towarzyskiej i uwzglę­dnimy jego stosunek do rodziny, to tym dobitniej okaże się nam prawo jego do własności osobistej. – W wyborze stanu niewątpliwie wolno człowiekowi albo pójść za radą dziewictwa, poleconą przez Pana Jezusa, albo wstąpić w związek małżeń­ski. A żadna ustawa ludzka nie może odjąć człowiekowi naturalnego i pierwotne­go prawa do zawarcia małżeństwa ani ścieśnić głównego celu, który od stworze­nia świata powaga boska wytknęła mał­żeństwu. „Rośnijcie i mnóżcie się” (Rdz l, 28). Na tej zasadzie powstaje rodzina, czyli domowa społeczność, maluchna wprawdzie, lecz rzeczywista społeczność, i to starsza od każdego ustroju państwo­wego, której z tego powodu przysługują prawa i obowiązki, niezależne od woli państwowej. – Gdy więc człowiekowi każdemu czy jednostce, natura nadała prawo do nabywania własności, tym sa­mym prawo to posiadać musi czło­wiek jako głowa rodziny, co więcej, prawo to nabiera u człowieka będącego głową rodziny większej daleko siły, po­nieważ przez założenie kółka rodzinnego, osoba ludzka więcej obejmuje jednostek.

Władza ojcowska nie może być obalo­ną ani zagarniętą przez państwo, bo z ży­ciem ludzkim ma wspólne źródło. Dzieci są poniekąd cząstką ojca i jakoby ro­zwojem jego osobowości. Ściśle mówiąc, wchodzą one w skład społeczności pań­stwowej nie same przez się, lecz przez ro­dzinę, w której na świat przyszły. I z te­go właśnie powodu, iż dzieci z natury są częścią ojca, pod opieką pozostają rodzicielską, zanim potrafią używać wolno­ści woli[1]. – Socjaliści więc stawiając powszechną opiekę państwa w miejsce opieki rodzicielskiej, wykraczają przeciw sprawiedliwości naturalnej i rozprzęgają węzły rodzinne.

C. Program socjalistów sprowadza zamiesza­nie w całe społeczeństwo ludzkie:

Ale pominąwszy nawet niesprawiedli­wość, to jawne są do zbytku nieszczęsne następstwa tego systemu: zamieszanie we wszystkich warstwach społeczeństwa, ciężka niewola i zawisłość nieznośna od państwa; wrota na oścież otwarte zazdro­ści, niezadowoleniu i niezgodzie; brak bodźca dla talentu i pilności, więc zata­mowanie źródła, z którego płynie boga­ctwo; wreszcie zamiast wymarzonej rów­ności, jednakowy u wszystkich niedosta­tek i jednakowa nędza.

 

STRESZCZENIE I ZAKOŃCZENIE CZĘŚCI I

Z tego wszystkiego pokazuje się, że odrzucić i odepchnąć należy zasadę socja­listyczną, wedle której państwo powinno zagarnąć wszelką własność prywatną, i za­mienić ją w dobra publiczne. Ta teoria szkodzi tym samym, których trzeba ratować – sprzeciwia się naturalnym pra­wom każdego człowieka, wykrzywia po­wołanie państwa i godzi w spokój i bez­pieczeństwo publiczne. Niechże stanie na tym, że pierwszą podstawą, na której oprzeć należy dobrobyt ludu, jest niety­kalności własności osobistej.

 

CZʌĆ II

Gdzie i jak szukać zaradzenia złemu? Sprawy tej nie można rozwiązać bez po­mocy i współdziałania Kościoła, państwa, pracodawców i innych ludzi wpływowych, a nawet i samych robotników.

To zaznaczywszy okażemy, gdzie zna­leźć środki zaradcze, tak poszukiwane.

Mając niezaprzeczalne prawo do tego, przystępujemy śmiało do podjętego zada­nia, gdyż idzie o sprawę, której skutecz­nie załatwić nie podobna, bez zawezwania religii i Kościoła na pomoc. Źe zaś straż religii i rozporządzanie środkami, które wchodzą w zakres Kościoła, do Nas głów­nie należą – milczenie więc nasze wyda­wałoby się zaniechaniem powinności. To pewne, że dla tak ważnej sprawy inne także czynniki współdziałać i trudzić się muszą: mamy tutaj na myśli zwierzchni­ków państwa, pracodawców i ludzi za­możnych, wreszcie tych, w których obro­nie toczy się walka, to jest samych robot­ników; to jednak twierdzimy bez wahania, że wszelkie wysiłki ludzkie płonne będą, jeśli się Kościoła nie dopuści do udziału w tej pracy.

I. Pomoc i współdziałanie Kościoła

l. Kościół pomaga do tego swą nau­ką – wykazując, że nauka Pana Jezusa jest prze­ciwną błędnym naukom socjalistów co do wza­jemnego stosunku pracodawców i robotników.

Kościół z Ewangelii czerpie nauki, któ­rych wpływ albo potrafi kres położyć walce, albo przynajmniej ująć jej szor­stkości i złagodzić ją; Kościół nie tylko poucza umysły, lecz także przepisami swymi urządza życie i obyczaje każdej jednostki; Kościół stan robotników pole­psza przez założenie niejednej pożytecz­nej instytucji; Kościół chce i gorąco pra­gnie, aby wszystkie warstwy zespoliły swe chęci i siły dla załatwienia sprawy robotniczej w sposób, jak można najsto­sowniejszy; Kościół też sądzi, że ustawy i władze państwowe winny się przyczynić do uzyskania tego celu, z zachowaniem oczywiście rozumnej miary.

a) Nauka Kościoła co do rzekomej równości wszystkich łudzi:

To przede wszystkim za pierwszą za­sadę powinno być postawione: że trzeba w cierpliwości znosić los swój i dolę ludz­ką; nie podobna, aby w społeczeństwie ludzkim wszyscy byli równi, aby najniżsi zrównali się we wszystkim z najwyższy­mi. Prawda, dążą do tego socjaliści, lecz nadaremna jest walka przeciw na­turze rzeczy. Istnieją między ludźmi od urodzenia różnice znaczne i liczne; nie wszyscy równi są zdolnością, ochotą do pracy, zdrowiem, siłą; w ślad za tą nie­równością konieczną idzie rozmaitość sta­nu i powodzenia doczesnego. A wychodzi to na pożytek tak jednostek jak ogółu; życie społeczne bowiem potrzebuje róż­norodnego uzdolnienia do pracy i czyn­ności różnorakich, a do podjęcia tych czynności, skłania ludzi przeważnie nie­równość majątkowa.

b) Co do pracy:

Pod względem pracy fizycznej, już w stanie niewinności (tj. przed grzechem pierworodnym) nie miał być człowiek zu­pełnie bezczynnym; tę pracę jednak, któ­rą dobrowolnie, dla przyjemności wła­snej byłaby wybrała jego wola ”” póź­niej konieczność kazała wykonywać dla ukarania winy nie bez uczucia przykro­ści. „Przeklęta będzie ziemia w dziele twoim; w pracach jeść z niej będziesz po wszystkie dni żywota twego” (Rdz 3, 17).

c) Co do cierpień i utrapień:

Podobnie i innym utrapieniom nie bę­dzie końca na ziemi; bo złe grzechu na­stępstwa przykre są do ponoszenia, twar­de i trudne, i muszą towarzyszyć człowie­kowi aż do ostatniego tchnienia. Cierpieć i to cierpieć bez przerwy, to jest rzecz ludzka (związana z naturą ludzką), i choć­by ludzie nie wiedzieć czego próbowali, to przecież uprzątnąć tych niedogodności żadną siłą ni sztuką nie zdołają. Jeśli mo­że niektórzy mówią, że to uczynić potra­fią, jeżeli biednemu ludowi przyrze­kają żywot wolny od cierpień i tru­du, opływający w spokój i bezustan­ne rozkosze – to zaprawdę tacy oszuku­ją lud i stawiają mu podstępne zasadzki, w których kryją się przyszłe klęski, okropniejsze niż obecne. Najlepszym z tego, co uczynić można, jest patrzeć na rzeczy ludzkie i widzieć je takimi, jakie są, a skutecznej ulgi w niewygodach szu­kać gdzie indziej.

d) Jaki powinien być wzajemny stosunek pracodawców i robotników?

Co do sprawy omawianej, główny błąd tkwi w tym mylnym zapatrywaniu, że dwa różne stany (bogatych i biednych) z natu­ry są sobie wrogie, jak gdyby to natura zaprawiała bogatych i ubogich do orężne­go ścierania się w uporczywej walce. Jest to wręcz przeciwne rozumowi i prawdzie. Jak w ciele zgadzają się z sobą rozmaite członki tak, że istnieje we wzajemnym stosunku kształtów prawidłowość i miara, symetrią nazywana, podobnie każe natu­ra, aby w społeczeństwie obie owe war­stwy zgodnie przystawały do siebie i odpowiednio równoważyły się nawza­jem. Bynajmniej nie obędzie się jedno bez drugiego: nie może istnieć kapitał bez pra­cy ani praca bez kapitału. Ze zgody ro­dzi się piękność rzeczy i porządek, prze­ciwnie z walki ustawicznej pochodzą za­mieszki i potworne zdziczenie.

2. Kościół poucza pracodawców i robotników o wzajemnych obowiązkach wynikających ze sprawiedliwości:

Owóż nauka chrześcijańska posiada dziwną a wieloraką zdolność do stłumiania waśni społecznych w samym zarodku. – I tak naprzód ogół prawd religijnych, któ­rych tłumaczem i stróżem jest Kościół, wielce się przydaje do pogodzenia i zje­dnoczenia bogatych z ubogimi, mianowi­cie przez nawoływanie obu stanów do wy­pełniania obowiązków wzajemnych, tych szczególnie, które wywodzą się ze spra­wiedliwości.

a) Obowiązki ubogich robotników:

Z tych obowiązków ciążą na ubogim robotniku następujące: w całości i wier­nie dostarczać pracy, do jakiej się zobo­wiązano przez dobrowolny i słuszny układ; nie krzywdzić pracodawcy ani w majątku, ani w osobie; w samej obro­nie praw swoich zaniechać gwałtów i ni­gdy nie posługiwać się buntem; unikać lu­dzi przewrotnych, zmyślnie czyniących nadzieje przesadne i wielkie przyrzecze­nia, które zazwyczaj kończą się rozczaro­waniem niewczesnym i utratą mienia.

b) Obowiązki bogatych i pracodawców:

Bogaci zaś pracodawcy i panowie ma­ją te obowiązki; nie wolno im obchodzić się z robotnikiem jak z niewolnikiem; trzeba uszanować w nim, co słuszne, go­dność ludzką, uzacnioną przez znamię chrześcijanina.

Wedle światła rozumu i filozofii chrze­ścijańskiej praca ręczna nie poniża czło­wieka, lecz owszem przynosi mu zaszczyt, bo dostarcza godziwych środków do utrzy­mania życia. Hańbą za to i nieludzkością jest, nadużywać ludzi jakby rzeczy jakiejś dla zysku i oceniać ich tylko według wartości, jaką przedstawiają ich mięśnie i ich siły! Nadto przykazuje chrześcijaństwo, aby mieć wzgląd na potrzeby religijne ro­botników i dobro ich duszy. Pracodawcy powinni dbać o to, aby robotnicy mieli czas odpowiedni na swoje ćwiczenia na­bożne; nie powinni ich wystawiać na po­kusy uwodzicieli i na ponęty do grzechu; nie powinni żadną miarą odwodzić ich od obowiązków domowych i zamiłowania oszczędności. Tak samo nie wolno obar­czać podwładnych pracą nadmierną lub nieodpowiednią ich płci lub wiekowi. Wśród innych głównych obowiązków, ja­kie mają panowie i chlebodawcy, najważ­niejszym atoli jest obowiązek oddania każdemu, co się mu sprawiedliwie należy. Aby oznaczyć słuszną miarę za­płaty, wiele okoliczności zaiste trzeba wziąć pod rozwagę; w ogóle jednak nie­chaj bogaci i pracodawcy pamiętają, że ani boskie, ani ludzkie prawa nie pozwa­lają uciskać potrzebujących i nędzarzy dla osobistej korzyści, i zyski ciągnąć z cu­dzego niedostatku. Pozbawiać zaś kogo­kolwiek zapłaty zasłużonej, zbrodnią jest do nieba wołającą o pomstę! – „Oto za­płata robotników, którzy żęli pola wasze, która jest zatrzymana od was, woła: i wo­łanie ich weszło do uszu Pana Zastępów” (Jk 5, 4). – W końcu bogaci sumiennie tego wystrzegać się winni, żeby przemo­cą, podstępem lub lichwiarskimi prakty­kami nie zabierali ubogim tego, co sobie zaoszczędzili, zwłaszcza że oni nie dość są zabezpieczeni od krzywdy i bezprawia, a mienie ich, im jest szczuplejsze, tym bardziej szanowanym być powinno.

3. W jaki sposób Kościół doskonalej jeszcze zbliża do siebie pracodawców i robotników?

Czyż słuchanie tych praw nie wystar­czyłoby samo, aby usunąć rozdwojenie i jego przyczyny? Kościół święty jednakże mając Jezusa Chrystusa za Mistrza i Prze­wodnika, do wyższych zmierza celów, bo przedkłada doskonalsze jeszcze nauki, w zamiarze bezpośredniego zbliżenia ku sobie obu stanów i połączenia ich węzłem przyjaźni.

a) Kościół przypomina cel życia ludzkiego: życie wieczne po śmierci.

Zrozumieć i zgodnie z prawdą ocenić doczesnych stosunków nie możemy, jeśli nie obrócimy oczu na żywot drugi a nie­śmiertelny; gdyby ten skasować, wnet znikłaby istota moralności i prawdziwe jej pojęcie, co więcej, cały świat stał­by się niedocieczoną i niedostępną tajem­nicą.

Gdy rozstaniemy się z tym życiem, wówczas naprawdę żyć poczniemy; to zdanie wyraża prawdę stwierdzoną przez rozum, jest zarazem dogmatem wiary chrześcijańskiej, na którym opiera się, jak na podstawie najprzedniejszej, cała religia i cały jej ustrój!

Nie, Bóg nie stworzył nas dla szczęścia błahego i znikomego; ziemię wyznaczył nam na miejsce wygnania, nie zaś na sta­ły pobyt. Czy posiadasz lub nie posiadasz bogactwa i to, co na ziemi uchodzi za do­bro, to rzecz dla szczęśliwości obojętna, na tym zaś najbardziej zależy, jaki zro­bisz użytek z darów otrzymanych. Jezus Chrystus przenajobfitszym odkupieniem swoim bynajmniej nie zgładził rozlicz­nych przykrości (które omal że nie sta­nowią całego wątku życia ziemskiego), lecz przeobraził je w pobudki i zachęty do cnót i przyczynę zasług; tak, iż zgoła nikt ze śmiertelnych nie może ręki pod­nieść po nagrodę wieczną, jeśli nie postę­puje krwawymi śladami Jezusa Chrystu­sa! „Jeśli ucierpimy, spół też królować będziemy” (2 Tm 2). Pan nasz dobro­wolnie podejmując trudy i mękę, dziwnie złagodził nasze męki i trudy, nie tylko przykładem, lecz także łaską swoją i uka­zaniem zapłaty wiekuistej, brzemię cierpień lżejszym uczynił: „Albowiem to, któ­re teraz jest prędziutko przemijające i lek­kie nasze utrapienie, nader na wysokości wagę chwały wiekuistej w nas sprawuje” (2 Kor 4, 17).

b) Kościół podaje naukę prawdziwą co do war­tości rzeczywistej bogactwa i ubóstwa i co do ich używania.

Ci, którym dobrze się wiedzie na zie­mi, otrzymują zatem przestrogę, że bogac­twa nie uwalniają od cierpień, a do szczę­śliwości żywota wiecznego nie tylko nie przyczyniają się w niczym, lecz owszem zawadę stanowią[2], że bogaczy trwożyć powinny groźby, niezwykłe w ustach Je­zusa Chrystusa[3], że kiedyś przed sądem Bożym przyjdzie im zdać nader surowy rachunek z używania swego majątku! O należytym używaniu bogactw jest to nauka wzniosła i nadzwyczajnie ważna, którą filozofia pogańska podała w pierwszym swym zarysie, a Kościół ją rozwinął i uzupełnił, i nie tylko w umysłach, lecz także w obyczajach trwale zaszczepił. Tej nauki podstawę stanowi: że trzeba roz­różnić między sprawiedliwym posiada­niem majątku a sprawiedliwym majątku używaniem. – Jak już przedtem widzie­liśmy, człowiek ma prawo do własności osobistej już z samego prawa natury; uży­wanie tego prawa nie tylko jest dozwo­lone, lecz zgoła niezbędne człowiekowi, zwłaszcza gdy żyje w społeczeństwie. „Wolno jest człowiekowi posiadać wła­sność. A jest to także do życia ludzkiego potrzebne” – naucza św. Tomasz.

Na pytanie zaś: jak używać majątku, Kościół bez wahania odpowiada znów sło­wami św. Tomasza: „Pod tym względem człowiek nie powinien rzeczy zewnętrz­nych mieć za zupełną własność swoją, lecz za wspólną, tak iżby w potrzebie cu­dzej łatwo ich udzielał. Dlatego Apostoł mówi: Bogatym tego świata rozkazuj… łatwo dawać, używać[4]. Nikomu z pew­nością nie nakazuje się obracać na wspar­cia drugich tego, co mu potrzebne dla sie­bie lub rodziny, ani nawet tego się nie żą­da, aby dawali innym to, czego sam po­trzebuje dla zachowania odpowiedniego swojemu stanowi stanowiska: „Nikt nie jest zobowiązany żyć niestosownie” – mó­wi św. Tomasz. Wszakże gdy uczyniono zadość potrzebie i przyzwoitości, tam obo­wiązek się zjawia obdarowania ubogich z tego, co pozostało, mówi Pan Jezus: „Co zbywa, dajcie jałmużnę” (Łk 11, 14). Wyjąwszy jednak przypadek, gdy we­sprzeć potrzeba zostającego w ostatniej potrzebie, nie jest obowiązek ten obo­wiązkiem sprawiedliwości, lecz tylko mi­łości, do którego spełnienia w drodze prawnej nikogo przymuszać nie można. Lecz nad prawami i sądami tylko ludzki­mi, jest jeszcze prawo i sąd Chrystusa, Bo­ga naszego, który w rozmaity sposób zale­ca nam jałmużnę: „Szczęśliwsza jest da­wać, niżeli brać” (Dz Ap) i który sądzić będzie miłosierdzie ubogim okazane lub odmówione tak, jakby tu Jemu samemu było okazane lub odmówione. „Pókiście uczynili jednemu z tych braci mojej naj­mniejszych, mnieście uczynili” (Mt 25, 44).

Wyłuszczona co dopiero nauka streścić się da w słowach następujących: Kto z ła­ski Boga otrzymał większą obfitość dóbr, czy takowe odnoszą się do ciała (dobra zewnętrzne), czy do duszy, otrzymał je na to, aby z nich korzystał ku udoskonaleniu własnemu, a zarazem też jako sza­farz Opatrzności Boskiej ku pożytkowi drugich. – „Jeżeli więc ma zdolności, niech się zbyt nie lubuje w milczeniu; je­żeli opływa w dostatkach, niechaj w czy­nieniu miłosierdzia nie ustaje; jeżeli po­siada sztukę rządzenia, niechaj jej korzy­ściami dzieli się z bliźnim” – mówi św. Grzegorz Wielki.

Tych znowu, którzy nie posiadają ma­jątku, uczy Kościół święty, że sądząc po Bożemu, nie można uważać ubóstwa za sromotę i wstydzić się zarabiania na chleb powszedni. Przykładem swoim stwierdził to Pan nasz, Jezus Chrystus, bo „stał się ubogim będąc bogatym” (2 Kor 8, 9), a chociaż był Synem Bożym i Bogiem sa­mym, uchodzić chciał za syna cieśli i zna­czną część życia na rzemiośle strawił. „Izali ten nie jest rzemieślnik, syn Ma­ryi?” (Mk 6, 3). Na ten wzór Boski pa­trząc łatwo się pojmie, że godność i wyż­szość człowieka polega na obyczajach, czyli cnocie, a cnota wspólnym jest do­brem śmiertelnych, zarówno dostępnym dla wszystkich najniżej czy najwyżej po­łożonych, bogatych czy ubogich; i nic in­nego nie uzyska zapłaty szczęśliwości wiecznej, jeno cnota i zasługa, u kogokol­wiek by się znajdowały. Owszem, ku nieszczęśliwym Bóg większą przychylność mieć się zdaje; Chrystus Pan błogosławio­nymi zowie ubogich (Mt 5, 3); słodko przyzywa do siebie i ochłodzić przyrzeka tych, co pracują i są obciążeni (Mt 11, 28); maluczkich i pokrzywdzonych otacza osobliwą miłością. Poznawszy te prawdy ”” szczęśliwi poskromią bez wątpienia swoją wyniosłość, nieszczęśliwi zaś dźwi­gną się na duchu; jedni skłonią się do czynności, drudzy do skłonności umiarko­wania. Tak ubędzie przedziału, pożądane­go pysze, i wtedy bez trudności oba stany podadzą sobie przyjazne dłonie do zgody.

c) Kościół wskazuje nam miłość bliźniego, że­śmy wzajemnie dziećmi jednego Ojca w niebie, a pomiędzy sobą braćmi.

Jeżeli wszyscy zastosują się zupełnie do przepisów religii chrześcijańskiej, to nie poprzestaną tylko na przyjaźni, lecz dojdą nawet do miłości braterskiej. Uczują bowiem i zrozumieją, że wszyscy bez wyjątku ludzie od Boga, jako wspólnego Ojca, pochodzą; że wszyscy za wspólny cel mają Boga, który sam jeden aniołów i ludzi uszczęśliwić zdoła szczęśliwością pełną i bezwzględną; że wszystkich zaró­wno odkupił Jezus Chrystus i przywrócił do godności synów Bożych; że zatem łą­czy ich węzeł prawdziwego braterstwa i między sobą i z Chrystusem Panem, którego dla tej przyczyny Pismo św. nazywa „pierworodnym między wielą braci” (Rz 8, 29); że wreszcie tak dobra natu­ry, jak dary łaski należą wspólnie i bez różnicy do całego rodzaju ludzkiego, a wszyscy po społu, z wyjątkiem niegod­nych, są dziedzicami Królestwa Bożego. „Jeślić synami, tedyć i dziedzicami, dzie­dzicami Bożymi, a współdziedzicami Chry­stusowymi (Rz 7, 17).

Oto wierny wyraz obowiązków i praw, których uczy filozofia chrześcijańska. Gdyby ta na społeczeństwo wywierała wpływ swój zbawienny, czyżby wnet nie ucichły spory?

4. Kościół wskazuje i daje lekarstwo na ule­czenie chorób moralnych. – Kościół pracuje nad wychowaniem i prawdziwą oświatą.

Kościół święty nie przestaje na wska­zaniu drogi wiodącej do zdrowia, lecz nad­to sam własną ręką podaje lekarstwo. Z całym wytężeniem pracuje on nad oświeceniem ludzi i wychowaniem w du­chu owych zasad, których ożywcze stru­mienie łożyskiem, o ile można najszer­szym, przez biskupów i kapłanów popro­wadzić usiłuje. Dalej stara się do wnętrza dusz wcisnąć i nagiąć wolę do posłuszeń­stwa i poddania się przepisom Bożym.

Otóż w tym względzie głównym i nie­zmiernie ważnym, bo rozstrzygającym o pożytku zabiegów, tj. w tym oddziały­waniu na dusze ludzkie, objawia się cała potęga Kościoła. Te środki bowiem, któ­rych Kościół używa do poruszenia dusz, udzielone mu zostały od Chrystusa Pana właśnie w tym celu, i mają dzielność i sku­teczność swoją od Boga sobie daną. Te środki same umieją trafić do wewnętrznych tajników serca i człowieka ponaglić do te­go, aby spełniał obowiązki swoje, aby na­miętności poskramiał, Boga i bliźniego ko­chał miłością doskonałą i mężnie pokony­wał wszystkie trudności, które przeszka­dzają postępowi w cnotach.

Aby poprzeć twierdzenie przykładem, dość cofnąć się w przeszłość na chwilę. Rzeczy i fakty przypominamy, których nikt nie podaje w wątpliwość; że miano­wicie zasady chrześcijańskie odmieniły z gruntu społeczność świecką, że skutkiem tego odrodzenia świat nie tylko postąpił naprzód, lecz ze śmierci powrócił do ży­cia, i doszedł do takiej doskonałości, że nie było większej nigdy przedtem i nie będzie w wiekach następnych; że wreszcie Jezus Chrystus jest tych dobrodziejstw przyczyną i celem; jak od Niego wszystko pochodzi, tak wszystko do Niego odnosić się powinno. – Skoro ród ludzki oświe­cony światłem Ewangelii św. poznał wiel­ką tajemnicę wcielenia Słowa i odkupie­nia ludzi, wówczas duch Jezusa Chrystu­sa przeniknął społeczeństwo; przesiąkło ono na wskroś Jego wiarą, rozkazami i prawami!

Jeżeli przeto w ogóle społeczeństwo ludzkie będzie uzdrowione, to jedynie uzdrowi je powrót do życia i zasad chrze­ścijańskich! Społeczeństwom bowiem roz­kładającym się słusznie to się poleca, aby wróciły do swego początku, jeśli chcą być naprawione, gdyż doskonałość wszelkie­go stworzenia polega na dążeniu i osią­gnięciu celu, dla jakiego zostało ustano­wione, tak iżby prądy i dzieła życia spo­łecznego ta sama wywoływała przyczyna, która dała początek stowarzyszeniu. To­też zboczenie od celu jest upadkiem – powrót do celu, uzdrowieniem.

To, co tutaj twierdzimy o całym ustro­ju społecznym, odnosi się też najzupeł­niej do tej klasy obywateli, która żyje z pracy i stanowi przeważną większość.

Nie należy mniemać, iż Kościół tak wy­łącznie oddaje się uświątobliwianiu dusz, że zaniedbuje wszystko, co śmiertelne i ziemskie. – Co do klas roboczych, usilnie pragnie tego, aby dźwignęły się z nędzy i zyskały byt pomyślniejszy.

1. Kościół dopomaga do tego naprzód zachę­ceniem do życia prawdziwie chrześcijańskiego i cnotliwego.

Niemało przyczynia się do tego przez samo już nauczanie i wzywanie ludzi do cnoty. Obyczaje bowiem chrześcijań­skie przestrzegane całkowicie, w pewnej mierze dopomagają koniecznie do dobro­bytu: bo jednają łaskę u Boga, tego po­czątku i źródła wszelkiego dobra; bo pow­ściągają nadmierne pragnienie bogactw i pożądanie rozkoszy, tych dwóch plag, które zbyt często czynią człowieka nędza­rzem wśród dostatków i przepychu[5]; oby­czaje chrześcijańskie poprzestając na skromnym urządzeniu całego życia, uzu­pełniają dochody oszczędnością; strzegą wreszcie od występków, które mszczą nie tylko małe gałązki, lecz także wielkie po­siadłości i bogate ojcowizny.

2. Czynny współudział Kościoła w polepszeniu losu robotników.

Oprócz tego Kościół przysparza korzy­ści klasom upośledzonym przez zakładanie instytucji, które za odpowiednie uważa dla złagodzenia niedostatku. W tym ro­dzaju dobrodziejstw Kościół tak dalece odznaczał się zawsze, że właśni jego nie­przyjaciele nie szczędzili mu w tym wzglę­dzie pochwał.

W pierwszych chrześcijanach taka pa­nowała potęga wzajemnej miłości, że czę­sto wyzbywali się swych dostatków na rzecz ubogich, stąd „żadnego między nimi nie było niedostatecznego” (Dz Ap 4). Diakonom, których osobno ustanowiono i wyświęcono w tym celu, Apostołowie po­wierzyli rozdzielanie jałmużny codziennie, a sam św. Paweł, jakkolwiek zajęty mocno troską o wszystkie kościoły, nie wahał się przedsiębrać licznych podróży, aby osobi­ście nieść zapomogę chrześcijanom będą­cym w potrzebie. Tertulian mówi o skład­kach dobrowolnych na każdym zebraniu chrześcijan i nazywa je „depozytem miło­ści” (deposita pietatis), ponieważ używano ich „na utrzymanie i grzebanie ubogich”. – Stąd powstał powoli majątek kościelny, którego Kościół strzegł zawsze z świętą pieczołowitością, jako ojcowizny ubogich. Co więcej: zdobywał wsparcie dla nędzy przezwyciężając wstyd połączony z wy­ciąganiem ręki.

Kościół, jako matka wspólna bogatych i ubogich, roznieciwszy miłość w stopniu nader wysokim, ustanowił stowarzyszenia zakonne i rozmaitym zakładom pożytecz­nym dał początek, aby przy ich pomocy żaden rodzaj nędzy nie był pozbawiony pociechy.

Wprawdzie wielu dziś, tak samo jak niegdyś poganie, czyni Kościołowi zarzut z tej wspaniałej miłości, a na jej miejscu chcieliby postawić dobroczynność zakre­śloną ustawami państwowymi. Lecz nie znajdzie się sposobu na zastąpienie tej miłości chrześcijańskiej, która by wylewa­ła się cała na cudze pożytki. Sam Kościół jedynie posiada tajemnicę miłości, bo marna jest każda miłość, która nie płynie z najsłodszego Serca Jezusa Chrystusa! – a błąka się i oddala od Chrystusa Pana ten, kto się odłącza od Kościoła”.

II. Oprócz Kościoła wszyscy powinni współdziałać i pomagać do polepszenia doli robotników, a przede wszystkim państwo.

Niewątpliwą wszelako jest rzeczą, że dla dopięcia zamierzonego celu użyć tak­że potrzeba środków ludzkich. Ci, któ­rych ta sprawa dotyczy, wszyscy bez wyjątku współdziałać winni, każdy w cząstce nań przypadającej. Będzie to po­niekąd odwzorowaniem rządzącej w świecie Opatrzności. Widzimy bowiem, że wy­padki, które od różnych przyczyn zależą, są zbiorowym wynikiem zgodnego działa­nia przyczyn.

l. Ustawy państwowe powinny mieć na celu poprawę stosunków społecznych, losu robotnika i zabezpieczenie jego bytu i jego praw.

W jakiejże więc części od władzy pań­stwowej spodziewać się możemy naprawy stosunków społecznych?

Przez władzę państwową tutaj rozumie­my nie tę lub ową formę rządów w tym lub owym narodzie, lecz w ogóle władzę państwową taką, jakiej na mocy prawa przyrodzonego domaga się zdrowy rozum i jakiej żądają te wyroki mądrości Bożej, które przywiedliśmy i wyjaśnili w Naszej encyklice o chrześcijańskim urządzeniu państw[6].

Owóż ci, co państwem kierują, przede wszystkim przyczynią się, jak powinni, do pomyślnego rozwiązania tej kwestii, jeżeli w ogólności przez ustawy i zlecenia swoje to sprawią, iż z samego ukształto­wania i urządzenia państwa bez trudno­ści wykwitnie dobrobyt publiczny i pry­watny. Na tym zaiste zależy zadanie roz­tropności politycznej i obowiązek przeło­żonych.

Do dobrobytu państw przyczyniają się przede wszystkim najbardziej: czystość obyczajów, porządek i prawidłowość w stosunkach rodzinnych, poszanowanie religii i sprawiedliwości, umiarkowane nakładanie i słuszny rozdział ciężarów i podatków, wzrost przemysłu i handlu, rozkwit gospodarstwa rolnego i inne rze­czy podobne. Im więcej będzie tutaj po­stępu, tym lepszy i szczęśliwszy żywot mieć będą obywatele. – Za pomocą środ­ków wskazanych mogą kierownicy pań­stwa i stanom innym przymnożyć pożytku i znacznie poprawić los robotników, a nie przekroczą przez to zakresu ścisłych praw swoich i nie popadną w podejrzenie natrę­tnego wdzierania się w sprawy cudze, bo na podstawie urzędu swojego winna wła­dza mieć staranie o dobro pospolite. Im większa znowu obfitość korzyści wypłynie z tej opieki, tym mniej szukać będzie po­trzeba osobnych dróg dla ratowania ro­botników.

Lecz ten wzgląd także (bliżej związany z przedmiotem naszym) winno się wziąć pod rozwagę, że państwo jest zarówno dla dobra tak wielkich, jak i małych. Ubodzy nie inaczej niż bogaci, z prawa natury są obywatelami, to znaczy: cząstkami praw­dziwymi i żyjącymi, z których za pośred­nictwem rodzin składa się całość państwa, a trzeba pamiętać i o tym, że w każdym państwie mają przewagę liczebną. Ponie­waż zaś byłoby rzeczą niedorzeczną tro­szczyć się o jedną część obywateli, a dru­gą zaniedbywać, przeto władza publiczna powinna poczynić kroki potrzebne ku ochronie klasy robotniczej i jej in­teresów. Tego nie czyniąc narusza pań­stwo sprawiedliwość, która nakazuje od­dać każdemu, co mu się należy. Mądrze tę prawdę wypowiada św. Tomasz w tych słowach – „Jako część a całość poniekąd jedno są, tak co należy do całości, należy poniekąd do części[7]. A zatem między obowiązkami licznymi a ciężkimi panują­cych, dbałych o dobro ludu, ten obowią­zek jest na pierwszym miejscu, iżby każ­dy stan otaczali opieką równomierną, czyli przestrzegali tej sprawiedliwości, która zowie się „rozdzielającą”, tj. któ­ra oddaje każdemu to, co mu się należy i co się mu oddać powinno.

Jakkolwiek wszyscy obywatele bez wy­jątku powinni przyczyniać się do dobra powszechnego, które znowu naturalnym zwrotem rozdziela się między jednostki, to przecież nie mogą tego uskutecznić wszyscy w jednakowej mierze. Jakimkol­wiek zmianom uległyby formy rządu, zawsze wśród obywateli znajdzie się różnica stanów, bez której społeczeństwo ani istnieć, ani nawet pomyślane być nie mo­że. Muszą być koniecznie tacy, którzy pra­wa stanowią, którzy wymierzają sprawie­dliwość, którzy wreszcie radą i powagą swoją wpływają na przebieg spraw, już wewnętrznych, już wojennych. Źe ci lu­dzie muszą mieć pierwszeństwo i za­jąć najpocześniejsze miejsce w każdym społeczeństwie, o tym nikt nie wątpi; wszakżeż oni pracują bezpośrednio około dobra publicznego i to w sposób wybitny. Przeciwnie ludzie, którzy się zajmują przemysłem, nie mogą przykładać się do dobra publicznego ani w takim samym stopniu, ani w ten sam sposób; jednak oni także, chociaż pośrednio, służą interesom społeczeństwa. Ponieważ dobro społeczeń­stwa i pomyślność społeczna powinny uzacniać i udoskonalać ludzi, więc też po­winny mieć na celu głównie umoralnienie społeczeństwa i cnotę. Do obowiązku je­dnak społeczeństwa, urządzonego należy­cie, należy też dostarczenie dostatecznych dóbr cielesnych i zewnętrznych, jak mó­wi św. Tomasz – „których używanie po­trzebne jest do wykonywania cnoty[8].

Otóż w przysparzaniu tych dóbr najbar­dziej jest skuteczną i potrzebną praca ro­botników czy to na polu, czy w fabry­kach. Co więcej, w tym względzie praca ich jest tak płodną i dzielną, że najprawdziwiej twierdzić można, iż ona jest źródłem jedynym, z którego wypływa bogactwo państwa. Słuszność zatem nakazuje państwu zająć się robotnikiem, iżby z tego, czego dostarcza społeczeń­stwu, i on także coś otrzymał, aby miał gdzie mieszkać i czym się przyodziać, i aby tak, będąc zdrowym, lżej dźwigał brzemię żywota. Stąd wynika, że popierać się godzi wszystko, co jakkolwiek przy­czynić się może do polepszenia doli robo­tników. Takie postępowanie nikomu usz­czerbku nie czyni, owszem, przynosi ko­rzyść wszystkim, bo nader ważną dla pań­stwa jest rzeczą, aby nie byli w nędzy i nieszczęśliwymi ci właśnie, którzy najniezbędniejsze dobra wytwarzają.

Jak już powiedzieliśmy, nie powinno państwo pochłaniać i słusznej samodziel­ności pozbawiać ani jednostki, ani rodzi­ny. Sprawiedliwe jest, aby jedno i drugie miało swobodę działania dopóty, dopóki to dzieje się bez niczyjej szkody. Jednak­że obowiązkiem panujących jest czuwa­nie nad ogółem i jego częściami: nad ogółem, ponieważ wedle porządku natury opieka nad nim należy do władzy naczel­nej tak dalece, iż dobro pospolite jest nie tylko prawem najwyższym, lecz jest nad­to całą przyczyną i celem władzy; nad cząstkami, ponieważ z prawa przyrodzo­nego rząd nie powinien mieć na oku inte­resu tych, co dzierżą władzę, lecz dobro tych, co są jej poddani. Taką jest nauka i filozofii i wiary chrześcijańskiej. Zre­sztą władza od Boga pochodzi i jest ucze­stniczeniem w Jego najwyższej władzy monarszej; ci zatem, którzy są jej piastunami, powinni ją sprawować na wzór Boga samego, którego ojcowskiej opieki doznaje zarówno tak każda jednostka z osobna jak i ogół. Jeżeli więc czy to in­teresy ogółu, czy stosunki poszczegól­nych stanów zostaną naruszone lub tylko zagrożone, a nie podobna temu zaradzić w inny sposób, wówczas wkroczenie wła­dzy publicznej jest niezbędne.

Dobro powszechne i jednostek wielce zaś zależy od tego, iżby porządek i pokój panował wszędzie; iżby całe urządzenie życia domowego stosowało się do przy­kazań Bożych i zasad prawa przyrodzone­go; iżby religię szanowano i wykonywa­no jej przepisy; iżby kwitły obyczaje tak w życiu publicznym jak i w prywatnym; iżby święcie przestrzegano spra­wiedliwości, a nikt drugiego bezkarnie nie krzywdził; izby wzrastały zdrowe pokole­nia ku podporze ojczyzny, a w razie po­trzeby i ku jej obronie. ”” Dlatego też je­żeli się zdarza, iż zmowa robotników opu­szczających lub zawieszających pracę ugo­dzoną, zagraża spokojowi publicznemu, że naturalne węzły rodzinne rozluźniają się wśród ubogiej ludności, że religijność ro­botników cierpi na tym, iż nie daje się im dostatecznej sposobności do wypełniania obowiązków względem Boga, że przeby­wanie obojga płci we fabrykach i inne zgubne ponęty wystawiają moralność na niebezpieczeństwo, że przedsiębiorcy obar­czają robotnika niesprawiedliwymi cięża­rami albo ubliżają jego godności ludzkiej warunkami hańbiącymi, że szkodę się wy­rządza zdrowiu pracą nadmierną, ani do wieku, ani do płci nie zastosowaną: to w każdym z tych przypadków należy użyć koniecznie, w pewnych granicach, siły zniewalającej i powagi ustaw. A granice owe zakreśla ta sama przyczyna, która wywołała pomoc ustawową; przeto usta­wom nie wolno przedsiębrać nic więcej i nie wolno iść dalej, niż wymaga koniecz­ność zaradzenia nadużyciom lub usunięcia niebezpieczeństw.

Wprawdzie prawa każdej osoby powin­ny być święcie uszanowane, a państwo winno spokojne ich posiadanie obwaro­wać zapobiegając krzywdom i karząc je; lecz w obronie praw osobistych należy szczególnie uwzględniać najniż­szych i ubogich. Bogaci bowiem, dostat­kami jakoby wałem ochronnym otoczeni, nie tyle potrzebują opieki władz; przeciw­nie gmin ubogi pozbawiony tego zabez­pieczenia, jakie daje majątek, głównie skazany jest na pomoc państwową. Z tej przyczyny powinno państwo osobliwszą mieć pieczę i staranie o zarobnikach, gdyż należą do znacznej liczby niezamożnych!

2. Do czego szczegółowo powinno się prawo­dawstwo państwa odnosić?

a) Państwo winno swym prawodawstwem osło­nić własność osobistą.

Nie od rzeczy będzie poruszyć tutaj kilka szczegółów wielkiej doniosłości. – Nasamprzód rząd i ustawodawstwo po­winny bezpieczeństwem prawnym osłonić własność osobistą. Wobec rozpasanej chci­wości bardzo potrzeba utrzymywać gmin w karbach obowiązku, bo chociaż wol­no jest dążyć do lepszego bytu, o ile nie sprzeciwia się temu sprawiedliwość, to ta sama sprawiedliwość zabrania i wzgląd na dobro powszechne nie dopuszcza uszczuplenia obcej własności lub napadania na cudze majątki pod po­zorem przeprowadzenia niedorzecz­nej równości! Oczywiście, znaczna część robotników woli poprawić położe­nie swoje bez niczyjej krzywdy, niemało jednak jest takich, którzy przesiąknięci zdrożnymi zasadami i chciwi nowości wszelkie poruszają sprężyny, by wywołać zamieszania i pociągnąć innych do gwał­tów. Niechajże w te nieporządki wda się powaga władzy, a nałożywszy wędzidło wichrzycielom, niechaj zachowa robotni­ków od zwodniczych podszeptów, a wła­ścicieli od niebezpieczeństwa rabunku!

b) Państwo ma czuwać nad przyczynami bezro­bocia (strajków) i je zawczasu usuwać.

Nierzadko praca przydłuższa lub mo­zolniejsza i zapłata uważana za zbyt niską, są powodem, że robotnicy skutkiem zmo­wy (strajku) zaprzestają pracy i zaprowa­dzają dobrowolnie bezrobocie. Władzy publicznej obowiązkiem jest zaradzić tej często przydarzającej się a ciężkiej niedo­godności, bo owa bezczynność (strajk) nie samym przedsiębiorcom tylko, lecz także robotnikom szkodę przynosi, a handel i dobro powszechne o straty przyprawia; gdy zaś zazwyczaj strajk łączy się z gwałtami i rozruchami, więc podaje często spo­kój publiczny w niebezpieczeństwo. Tutaj będzie skuteczniejszą i zbawienniejszą rze­czą powagą ustaw zawczasu usunąć przy­czyny zatargów między przedsiębiorcami a robotnikami, a tym sposobem uprzedzić złe i nie dać mu wybuchnąć.

c) Państwo powinno opieką swą otoczyć do­bra duchowe robotników.

U robotnika należy podobnie otoczyć opieką państwową wiele rzeczy, a prze­de wszystkim dobra duchowe. Źycie cia­ła, jakkolwiek drogocenne i pożądane, nie jest przecież ostatecznym celem naszego istnienia, lecz drogą i środkiem do udo­skonalenia życia duchowego, przez pozna­nie prawdy i miłość dobra.

Dusza ma wyryty na sobie obraz i po­dobieństwo Boże i jest siedliskiem owej władzy zwierzchniej, dla której rozka­zano człowiekowi panować nad tworami niższymi, i dla pożytku własnego na usłu­gi swe obracać wszystkie kraje i morza. „Napełniajcie ziemię i czyńcie ją sobie poddaną: i panujcie nad rybami morskimi i nad ptactwem powietrznym i nad zwierzęty, które się ruszają na ziemi”(Rdz l, 28). W tym względzie wszyscy ludzie są sobie równi i nie różnią się zgoła boga­ci od ubogich, panowie od sług, książęta od poddanych, „bo tenże Pan wszystkich” (Rz 10, 12). Nikomu nie wolno naru­szać bezkarnie godności człowieka, któ­rym sam Bóg z wielką czcią rozporządza, i nie godzi się przeszkadzać mu w dążeniu do tej doskonałości, która drogę toruje do żywota wiekuistego w niebie. Co wię­cej, człowiek nie może nawet z własnego popędu prawnie przyzwolić na to, iżby postępowano z nim niestosownie do jego natury i wzięto w niewolę ducha, bo nie idzie tu o prawa, którymi człowiek zawiaduje dowolnie, lecz o powinności względem Boga, które trzeba świę­cie dochować.

Stąd wypływa potrzeba wstrzymania się od zajęć i pracy w dni Pańskie. Nie mamy tu na myśli zażywania zgniłej bez­czynności, a tym mniej owego próżnowa­nia, jakiego wielu pragnie, które występ­kom sprzyja i popiera marnotrawienie grosza, lecz mówimy wyłącznie o wypo­czynku po pracy uświęconym przez reli­gię. W połączeniu z religią wypoczynek odwodzi człowieka od spraw i kłopotów życia codziennego na to, aby go przy­wieść do rozpamiętywania dóbr niebie­skich i do złożenia hołdu powinnego Przedwiecznej Istocie. To stanowi właści­wą istotę i cel wypoczynku w dni święte, który Bóg i prawem osobnym w Starym Zakonie przykazał. „Pamiętaj, abyś dzień sobotni święcił” (Wj 20, 8) – i polecił własnym przykładem, bo pełnym znacze­nia, tajemniczym owym spoczynkiem, któremu się oddał tuż po stworzeniu czło­wieka: „odpoczął w dzień siódmy od wszelkiego dzieła, które sprawił” (Wj 3, 3).

d) Państwo ma strzec robotników przed wy­zyskiem pracodawców.

Stając w obronie dóbr cielesnych i zewnętrznych, powinna władza publi­czna nasamprzód uwolnić robotników od ucisku owych chciwców, którzy żadnej miary nie znając, w celach samolubnych wyzyskują ich, jakoby rzeczy martwe a nie ludzi. Ani sprawiedliwość, ani ludzkość nie pozwalają na to, aby wymagać pracy w takiej ilości, iżby duch tępiał, a ciało upadało ze znużenia. Jak wszystko w czło­wieku, tak i siła jego robocza ma granice ściśle zakreślone, których nie może prze­kroczyć. Wzmaga się ona wprawdzie przez ćwiczenie i wprawę, lecz pod tym warunkiem, że w porę zaniecha pracy i wypocznie. Baczyć więc na to należy, aby dzień roboczy nie obejmował więcej godzin, niż siły pozwalają. Jak długie zaś być powinny przerwy w pracy codziennej, o tym wyrokować należy z uwzględnie­niem rozmaitego rodzaju zajęć, okoliczno­ści, czasów i miejsc i samego zdrowia ro­botników. Górnicy i robotnicy zatrudnie­ni w kopalniach mają zajęcie uciążliwsze i szkodliwsze zdrowiu od innych, więc ciężka praca ich powinna być zrównowa­żona odpowiednim skróceniem czasu ro­boty. A zważać też trzeba na pory roku, bo temu samemu rodzajowi pracy często podołać można łatwo w jednym czasie, w innym zaś albo z największą trudno­ścią tylko, albo zgoła podołać nie można.

e) Państwo powinno otoczyć swą opieką prace dzieci i niewiast.

Zresztą tego by żądano niesłusznie od kobiety lub dziecka, co tylko z wytę­żeniem sił może wykonać mężczyzna zdro­wy i w wieku dojrzałym. Owszem, bardzo tego pilnować należy, iżby dzieci nie wstępowały do fabryk przed tym wiekiem, w którym ciało wraz z duchem dostatecz­nie już zmężniało. Siły bowiem kiełkujące w latach dziecięcych, skutkiem przedwcze­snego wysilenia wiednieją jak wiotkie rośliny, a gdy to nastąpi, wówczas prze­padł cały rozwój następny dziecka. Po­dobnie niestosowne są niektóre zatrudnie­nia dla kobiet, urodzonych do zajęć do­mowych. Te zajęcia z natury swojej służą ku obronie godności niewieściej, uła­twiają wychowanie dzieci i przyczyniają pomyślności rodzicom.

f) Państwo powinno postarać się o odpoczy­nek potrzebny dla robotników.

W ogóle robotnikom przyznać należy tyle wytchnienia, ile potrzeba dla odzy­skania sił strawionych pracą, boć celem wypoczynku jest odświeżenie zużytych sił. Prawo do przerwy w pracy codziennej i do zupełnego jej zaniechania w dni Pań­skie, jest wyraźnym lub domyślnym wa­runkiem wszelkich układów między przed­siębiorcą a robotnikiem; inaczej umowa nie byłaby godziwą, ponieważ nikt nie może żądać lub przyrzekać pogwałcenia obowiązków, jakie człowiek ma wzglę­dem Boga albo siebie samego.

g) Państwo powinno czuwać nad wysokością słusznie należącej się zapłaty, aby ta zapłata nie była tak niską, iżby nie wystarczała na utrzyma­nie.

Przechodzimy teraz do rzeczy niema­łego znaczenia, która musi być dobrze zrozumiana, aby się nie skrzywdziło je­dnej lub drugiej strony. Wysokość płacy oznacza się za zgodą obopólną; więc wy­dawałoby się, że skoro kapitalista wypła­cił umówione wynagrodzenie, uiścił się w słowie i nie jest obowiązany do niczego, i że wtenczas tylko byłaby pogwałco­na sprawiedliwość, gdyby albo ten, co bie­rze pracę, wytrącił coś z zapłaty, albo gdyby robotnik wzbraniał się dostarczyć pracy całkowitej; i że w tym razie jedy­nie, a w żadnym innym, usprawiedliwione jest wmieszanie się władzy państwowej, aby nikt nie został skrzywdzony w swym prawie. ”” Na to rozumowanie jednak nie zgodzi się bez zastrzeżeń żaden sprawie­dliwy znawca stosunków, gdyż nie jest ono zupełne, brakuje mu ogniwa wielce ważnego. – Pracować bowiem, to znaczy trudzić się w celu uzyskania środków słu­żących do zaspokojenia potrzeb, a miano­wicie do zachowania życia. „W pocie obli­cza twego będziesz pożywał chleba” (Rdz 3, 19). Dwojaką bowiem cechę ma w sobie wrodzoną praca: jest ona oso­bistą, ponieważ siła dokonująca pra­cy przywiązana jest do osoby i do tejże osoby z prawa natury należy jako wła­sność użytkowa; jest ona potrzebną, po­nieważ bez jej owoców nie obędzie się człowiek, jeśli chce życie zachować, a za­chować życie nakazuje to prawo przyro­dzone, które ma pierwszeństwo przed każ­dym innym. Jeżeli w pracy na to jedynie patrzymy, że jest osobistą, to nie zacho­dzi żadna wątpliwość, iż wolno jest robotnikowi zniżyć wysokość umówionej zapłaty; jako bowiem z własnej woli oddaje pracę, tak też dobrowolnie może poprze­stać na drobnym wynagrodzeniu lub zrzec się go zupełnie. – Lecz inaczej sądzić wypadnie, jeżeli wraz z przymiotem oso­bistości weźmiemy pod rozwagę przy­miot potrzeby, który można odłączyć w myśli, nie zaś w rzeczywistości. W rze­czy samej zachowanie życia jest powin­nością obowiązującą każdego i nie moż­na jej uchybić bez popełnienia występku. Z tej powinności nieodzownie wyłania się prawo do skutecznego poszukiwania środ­ków podtrzymujących życie, a tych środ­ków całej warstwie społeczeństwa najniż­szej dostarcza wyłącznie płaca uzyskana za pracę. Przypuściwszy tedy, że robotnik i przedsiębiorca dobrowolną zawarli umo­wę, a mianowicie zgodzili się obopólnie na wysokość i wymiar płacy – to ponad ich wolą istnieje jeszcze przyrodzone pra­wo sprawiedliwości, wyższe i dawniejsze, które wymaga, iżby płaca wystarczyła ro­botnikowi oszczędnemu i moralnemu na koszty utrzymania. Jeżeli robotnik znaglony koniecznością lub skłoniony obawą przed gorszym nieszczęściem przyjmuje warunki trudne, które choćby nie chciał, przyjąć musi, bo narzuca je pracodawca lub jego pośrednik, to dzieje się bezpra­wie, przeciw któremu głos podnosi spra­wiedliwość. – W tych jednak i podob­nych im sprawach, gdy np. przyjdzie oznaczyć czas, przez który trwać ma ro­bota w rozmaitych zawodach, lub obmyśleć środki ochronne dla zdrowia, we fa­brykach osobliwie – państwowa władza łatwo mogłaby postąpić niestosownie, zwłaszcza że różnorodne są okoliczności przedmiotu, czasów i miejsc; bezpieczniej zatem będzie odstąpić te rzeczy do zbada­nia i załatwienia osobnym izbom, czyli ra­dom, o których niżej, lub inną obrać dro­gę, którą by doszli robotnicy do praw swo­ich, za poparciem państwa, gdyby się te­go okazała potrzeba.

Robotnik pobierający płacę dość wyso­ką, by starczyła na zaspokojenie potrzeb osobistych i rodziny, żony i dzieci, jeśli jest rozsądny, będzie się starał być oszczędnym, usłucha rady, którą widocz­nie mu daje sama natura, aby gdy ograni­czy swe wydatki, coś mu jeszcze pozosta­ło, i aby tak oszczędnością przyjść do skromnego majątku.

h) Państwo ma ułatwiać biedniejszym naby­cie własności. Korzyści z tego płynące.

Widzieliśmy, że kwestia społeczna ko­rzystnie rozwiązaną być nie może inaczej, jeno przez stwierdzenie i uznanie tej prawdy, iż własność prywatna jest pra­wowita i nietykalna. Nie dosyć na tym; władza powinna w ustawodawstwie sprzy­jać temu prawu, a przez stosowne zarzą­dzenia zmierzać do tego, iżby jak najlicz­niejsza część ludności pragnęła uzy­skać i zachować własność. Jeżeli to się uda, świetne stąd wynikną korzyści, a przed innymi słuszniejszy będzie roz­dział dóbr doczesnych. W następstwie bo­wiem zmian dokonanych w życiu spo­łecznym, ludność miast rozpadła się na dwie klasy przedzielone głęboką przepa­ścią. Z jednej strony grupa nadzwyczaj potężna, bo nadzwyczaj bogata, która za­garnęła cały przemysł i handel, w lot chwyta każdą sposobność wzbogacenia się i na swoją korzyść obraca, a nawet wpły­wa niemało na zarząd państwa – z dru­giej strony słaba i uboga masa narodu rozjątrzona i skora do zaburzeń. Już zaś gdy lud poweźmie nadzieję nabycia ziem­skiej posiadłości, zwolna oba stany zbliżą się do siebie po usunięciu różnicy między wielkim bogactwem a ostatnią nędzą. Nad­to uzyska się większą obfitość w płodach ziemi. Ludzie bowiem z większą ochotą i usilnością biorą się do pracy, gdy widzą, że pracują na własnym zagonie, a nawet sercem lgną i przywiązują się do roli, wła­snymi uprawionej rękoma, bo wyczekują od niej nie tylko zaspokojenia głodu, lecz także względnej zamożności dla siebie i dla swoich. Któż zaś nie przyzna, że ta ochoczość ducha znacznie podniesie uro­dzajność ziemi i bogactwo społeczne? Stąd znowu ta trzecia wyniknie korzyść, że obywateli łatwo będzie zatrzymać w tym państwie, w którym ujrzeli światło dzienne, bo ludzie dla obcych krajów nie porzucaliby ojczyzny, gdyby ojczyzna da­wała im możność życia.

i) Państwo nie powinno obciążać poddanych nadmiernymi podatkami.

Te korzyści jednak uzyskać można pod tym warunkiem jedynie, że majątku prywatnego nie obciąży się nad siły wygórowanymi podatkami i dani­nami. Nie ustawa ludzka, lecz natura da­ła człowiekowi prawo własności osobistej władza publiczna nie może go zatem usu­nąć, lecz tylko może używanie jego ogra­niczać i godzić z wymogami dobra pow­szechnego. Państwo działa przeto wbrew sprawiedliwości i ludzkości, jeżeli tytu­łem podatków z dóbr prywatnych więcej zabiera niż to słuszne.

III. Współudział pracodawców i robotni­ków w rozwiązaniu kwestii socjalnej. Jak sobie pomagać mają?

Wreszcie pracodawcy i sami robotni­cy wiele w tej sprawie mogą zdziałać, a to osobliwie przez przystąpienie do takich instytucji, które niosą i stosowną pomoc ubogim i zbliżają do siebie oba stany. Tu należą: towarzystwa wzajemnej pomocy; spółki, staraniem osób prywatnych zało­żone w celu ubezpieczenia robotników, ich wdów i sierót na wypadek nagłego nieszczęścia, choroby lub śmierci; stowa­rzyszenia dla rozszerzenia dobroczynnej opieki nad dziećmi obojga płci, nad mło­dzieżą, a także nad dorosłymi.

l. Katolickie stowarzyszenia robotnicze.

Atoli pierwsze miejsce zajmują zwią­zki robotnicze, których zadanie rozciąga się na wszystkie prawie wymienione po­trzeby. Za przodków naszych cechy rze­mieślnicze przez długi czas trzymały się dobrze, bo w istocie i rzemieślnikom świadczyły nieocenione przysługi i same­mu przemysłowi – jak to stwierdzają mnogie świadectwa – przysporzyły świet­ności i wzrostu. Teraz gdy postąpiła oświata, gdy zwyczaje się zmieniły i wzmogły potrzeby codziennego życia, oczywista zachodzi potrzeba zastosowania owych związków do warunków obecnych. Z przyjemnością spostrzegamy, że coraz więcej powstaje tego rodzaju stowarzy­szeń: czy to samych robotników, czy przedstawicieli obu stanów, a życzyć tyl­ko wypada, aby rosły w liczbę i siły. Cho­ciaż mówiliśmy o nich już nieraz, to jed­nak i na tym miejscu chcemy okazać, że bardzo są na czasie i mają prawo istnie­nia, a oraz napomkniemy o ich organi­zacji i zadaniu.

Niedostateczność sił własnych pozna­na z doświadczenia, skłania człowieka i po­budza do tego, by łączył się z innymi i szu­kał u nich pomocy. Pismo św. powiada, że „lepiej dwiema być społem niż jedne­mu, albowiem mają pożytek ze swego to­warzystwa; jeśli jeden upadnie, drugi go podeprze. Biada samemu, jeśli upadnie, nie ma, kto by go podniósł” (Koh 4, 9). A na innym miejscu mówi, że „brat, który by­wa wspomagań od brata, jako miasto mo­cne” (Prz 18, 19). Folgując tej skłonno­ści wrodzonej staje się człowiek człon­kiem społeczności państwowej; oprócz te­go zaś chętnie się łączy ze współobywate­lami węzłem innych jeszcze stowarzy­szeń. Odmienność celów najbliższych znaczną stwarza różnicę między tymi związkami a wielką ową społecznością. Cel bowiem wytknięty państwu dotyczy wszystkich obywateli, bo jest nim dobro powszechne, w którym uczestniczyć ma­ją prawo wszyscy razem i każdy z oso­bna, w części odpowiedniej. Stąd państwo zowie się rzeczą pospolitą, ponieważ łączy ludzi dla dobra pospolitego[9]. Przeciwnie uchodzą za prywatne i są pry­watnymi te stowarzyszenia, które w jego obrębie powstają, ponieważ celem ich naj­bliższym jest korzyść prywatna, przypada­jąca samym tylko stowarzyszonym. „To jest bowiem stowarzyszenie prywatne – jak uczy św. Tomasz – które powstaje dla załatwienia sprawy prywatnej, np. gdy dwóch lub trzech wchodzi w spółkę dla prowadzenia handlu[10]. A chociaż stowarzyszenia prywatne istnieją w państwie i jego są częściami, to przecież w ogóle mówiąc, państwo nie ma prawa zabronić ich istnienia. Wszakże prawo natury po­zwala człowiekowi tworzyć stowarzysze­nia, a państwo ustanowione jest dla ochrony prawa natury, nie zaś dla jego zagłady; gdyby zatem państwo zakazywa­ło obywatelom łączyć się w stowarzyszenia, wówczas popadłoby w sprzeczność ze sobą samym, bo jak związkom prywat­nym, tak i państwu początek dała jedna i ta sama przyczyna, a mianowicie popęd wrodzony do życia towarzyskiego. – By­wają niekiedy czasy, w których państwo słusznie może wystąpić przeciw ta­kim stowarzyszeniom; dzieje się to szczególnie wtedy, gdy zakładają sobie cele widocznie niezgodne z uczciwością, sprawiedliwością i dobrem powszechnym. W takich przypadkach państwo sprawie­dliwie powinno przeszkodzić temu, iżby stowarzyszenie powstało, a już istniejące rozwiąże; wielkiej atoli dołoży oględności, by nie ściągnąć na się zarzutu ukró­cania swobód obywatelskich, ani też, by pod pozorem dobra powszechnego nie postanowić czegoś, czego rozum nie po­chwala. O tyle bowiem należy się posłu­szeństwo ustawom, o ile zgadzają się ze zdrowym rozumem, a zatem i z odwiecz­nym prawem Bożym![11]

2. Prawo stowarzyszeń przysługuje także sto­warzyszeniom religijnym i zakonnym.

Tutaj mamy na myśli te bractwa, sto­warzyszenia i zgromadzenia zakonne, któ­re żywot swój zawdzięczają powadze Ko­ścioła i ofiarności wiernych. Jakie z nich pożytki odniósł rodzaj ludzki, o tym po na­sze czasy świadczy historia. Jeżeli do gło­su przyjdzie rozum, to zawyrokuje, że owe stowarzyszenia powstały z godziwych przyczyn, więc byt swój na podstawie prawa przyrodzonego opierają, pod wzglę­dem zaś swego stosunku do religii nie podlegają innej kontroli, jeno kościelnej. Przeto władza państwowa nie może do nich żadnych praw rościć sobie ani brać zarząd ich w swe ręce; przeciwnie, z obo­wiązku swego powinien rząd szanować je, zachowywać i bronić od krzywdy, jeśli tego będzie potrzeba. Źe dziać się zwykło inaczej, to widzimy w naszym zwłaszcza wieku. W wielu miejscach państwo tego rodzaju stowarzyszeniom krzywdę wyrzą­dziło i to wieloraką: skrępowało je pętami ustaw politycznych, pozbawiło przywile­jów osoby prawnej, wyzuło z majątku! A przecie prawo do tego majątku miał Kościół, mieli poszczególni członkowie, mieli zapisodawcy, mieli wreszcie ci, dla których korzyści i ulgi był majątek przeznaczony! Stąd nie możemy pohamować boleści Naszej spowodowanej tak nie­sprawiedliwą i zgubną grabieżą, tym bar­dziej iż widzimy, że stowarzyszeniom mę­żów katolickich, spokojnym i ze wszech miar pożytecznym zamyka się drogę, a równocześnie twierdzi się, że ustawy pozwalają stowarzyszać się. I w istocie tę wolność hojną ręką daje się ludziom żywiącym zamiary zgubne dla religii i państwa!

3. Stowarzyszenia katolickich robotników są bardzo odpowiednie i na czasie.

W żadnym innym czasie nie istniała z pewnością taka mnogość jak dziś stowa­rzyszeń wszelkiego rodzaju, a szczególnie robotniczych. Nie mamy zamiaru zasta­nawiać się na tym miejscu nad tym, skąd się wzięły, dokąd dążą, jakimi idą droga­mi. Takie jest jednak mniemanie pow­szechne, stwierdzone faktami, że po naj­większej części na czele ich stoją przy­wódcy tajni, a rządzą w duchu nieprzy­jaznym dla chrześcijaństwa i dobra po­spolitego; narzucając się zaś na kierowni­ków całego stanu robotniczego to spra­wiają, iż za karę oporu niedostatek znosić muszą ci, którzy nie chcą z nimi się łą­czyć. – W tym stanie rzeczy zostaje ro­botnikom chrześcijańskim do wyboru jedno z dwojga: albo przystać do związków, w których religia narażona jest na niebez­pieczeństwo, albo osobne tworzyć stowa­rzyszenia i jednoczyć siły w tym celu, by można było oprzeć się przytłaczającemu i nieznośnemu naciskowi. Źe tej drugiej rzeczy trzeba życzyć sobie, czy może choćby na chwilę wątpić o tym, ktokol­wiek nie chce największego dobra ludz­kiego wystawić na oczywiste niebezpie­czeństwo?

Na gorące uznanie zasługują ci liczni mężowie nasi, którzy zrozumiawszy po­trzeby czasu, szukają i doświadczają go­dziwych sposobów polepszenia robotni­kom doli. Zająwszy się ich obroną usiłują podnieść dobrobyt rodzin i jednostek, upo­rządkować w duchu słuszności wzajemne stosunki między robotnikami i chlebodaw­cami, ożywić wreszcie i wzmocnić w obu stanach poczucie obowiązku i zachowywa­nie przepisów ewangelicznych, które od­ciągając człowieka od nieumiarkowania, każą zachować się w słusznych granicach i wśród największych różnic w stanowi­skach i w stanie majątkowym, podtrzy­mują zgodę i ład w społeczeństwie. Wi­dzimy, że dla tej przyczyny częstokroć znakomici mężowie odbywają zgromadze­nia, aby wymienić swe zdania, zespolić siły i obmyśleć środki najbezpieczniej wio­dące do celu. Inni znów różnych ręko­dzielników łączą w odpowiednie stowarzy­szenia, wspierają radą i czynem, zaopatru­ją w uczciwą a korzystną pracę. Biskupi dodają zachęty i udzielają opieki, za ich upoważnieniem wielu z kleru świeckiego i zakonnego pracuje troskliwie nad dobrem duchowym stowarzyszonych. W końcu nie brak także katolików, wła­ścicieli znacznych majątków, którzy do­browolnie stając niejako w rzędzie robot­ników, zakładają i uposażają bogato spółki przeróżne, aby za ich pomocą mógł robotnik nie tylko bieżące potrzeby zaspo­koić z łatwością, lecz także przy pracy ze­brać zapas na przyzwoite utrzymanie w wieku późniejszym. Nie trzeba szeroko rozwodzić się nad tym, gdyż nadto są zna­ne przysługi, które oddała społeczeństwu ta wszechstronna i gorliwa czynność. Stąd też i na przyszłość żywimy jak najlepsze nadzieje, byleby te stowarzyszenia wy­trwale krzewiły się, a rozumne miały kie­rownictwo. Niechże państwo zaopiekuje się tymi związkami opartymi na prawie, niech się jednak nie wdziera w ich we­wnętrzne sprawy; życie bowiem tryska z wewnętrznych źródeł, a łatwo zamiera pod działaniem wpływów postronnych.

4. Jak powinny katolickie stowarzyszenia ro­botnicze być urządzone i prowadzone?

Stowarzyszeniom potrzeba oczywiście porządku i roztropnej karności, aby panowała zgoda w działaniu i jedność w dążnościach.

Jeżeli przeto niezależnie od państwa, obywatele mają prawo stowarzyszania się, a mają je w istocie, to muszą mieć także prawo do układania dla swych związków statutów i regulaminów, jakie uznają za najodpowiedniejsze dla celu.

Nie można, zdaniem naszym, określić z góry i ująć w stałe prawidła szczegółów tej organizacji, gdyż orzeka o nich duch każdego narodu, doświadczenie nabyte próbami, rodzaj i skuteczność zajść, roz­ległość stosunków, a w końcu inne jeszcze okoliczności rzeczy i czasów, które wypa­da brać roztropnie w rachubę.

Dojście do celu drogą najkrótszą i naj­prostszą powinno być tutaj głównym pra­wem i postanowieniem zasadniczym, cel zaś na tym polega, iżby każdemu ze sto­warzyszonych przybyło jak najwięcej dóbr, odnoszących się do ciała, duszy i majątku.

Jasnym i oczywistym jest, że za naj­ważniejszą sprawę trzeba uważać wzrost pobożności i dobrych obyczajów; ten wzgląd przed wszystkimi innymi przeja­wiać się powinien w całym urządzeniu stowarzyszeń. Inaczej zwyrodniałyby i nie o wiele przewyższyłyby te związki, w któ­rych o religię nie dbają wcale. Wreszcie cóż pomoże robotnikowi, że za pomocą stowarzyszenia dorobi się dostatku ziem­skiego, jeżeli dla braku strawy duchowej zbawienie jego będzie w niebezpieczeń­stwie? „Cóż pomoże człowiekowi, jeśliby wszystek świat zyskał, a na duszy swej szkodę poniósł!?” (Mt 16, 26). Cechę, wyróżniającą chrześcijanina od poganina, Chrystus Pan podaje w następujących sło­wach: „Tego wszystkiego poganie pilnie szukają… Szukajcież tedy naprzód króle­stwa Bożego i sprawiedliwości jego, a to wszystko będzie wam przydano” (Mt 6, 32). Poczynając zatem od Boga, niech za­rząd miejsce naczelne wyznaczy trosce o wykształcenie religijne, by każdy z członków poznał obowiązki swoje wzglę­dem Boga; by dokładnie wiedział, w co wierzyć, czego się spodziewać i co czy­nić dla szczęśliwości wiecznej, by zdołał się ustrzec krążących błędów i różnora­kiego zepsucia. Niechaj robotnik przywy­knie czcić Boga, pielęgnować uczucia po­bożności, a w szczególności święcić dni święte. Niechaj nauczy się wspólną matkę wiernych, Kościół św., szanować i za­chowywać jego przykazania, a także przyjmować sakramenty św., które z usta­nowienia Bożego gładzą winy grzechowe, a duszę czynią świętą.

Gdy religia za podstawę służyć będzie wszystkim przepisom obowiązującym sto­warzyszenia, to już łatwo przyjdzie tak ułożyć stosunki wzajemne członków, iż się pożyciu wspólnemu zapewni spokój i powodzenie.

Urzędy trzeba rozdzielać z ustawicznym uwzględnianiem dobra wspólnego i tak, iżby skutkiem nierówności nie ucierpiała zgoda. Wielce ważną jest rzeczą, by urzędy rozdawano roztropnie i każdemu przepisano dokładnie zakres działania, bo w ten sposób zapobiega się krzywdom.

Majątkiem wspólnym trzeba zarządzać sumiennie, a miarę pomocy niech stanowi potrzeba każdego ze stowarzyszonych; niechaj też będzie harmonia między pra­wami i obowiązkami pracodawców a pra­wami i obowiązkami robotników.

Ponieważ jedni lub drudzy mogą nie­kiedy czuć się pokrzywdzonymi, więc po­żądaną jest rzeczą, iżby ustawy towarzy­stwa nakazywały wybrać w tym przy­padku z członków stowarzyszenia mężów roztropnych a nieposzlakowanych, by są­dem polubownym spór się zakończył.

I tego również bardzo pilnować należy, iżby robotnikom nie brakło pracy i żeby istniał fundusz, z którego można by udzie­lać zapomóg członkom, i to nie tylko w czasie nie przewidzianego przesilenia i zastoju w przemyśle, lecz także wtedy, gdy ich przyciśnie choroba, wiek sędzi­wy lub jakiekolwiek nieszczęście.

5. Korzyści ze stowarzyszeń robotników ka­tolickich.

a) Korzyści materialne.

Postanowienia te wystarczą ku pora­towaniu uboższych, byleby ich przestrze­gano chętnie; stowarzyszenia zaś katolic­kie w wysokim stopniu przyczynią pomy­ślności całemu społeczeństwu.

Z przeszłości snujemy śmiało wnioski na przyszłość. Jeden wiek mija po dru­gim, lecz zdarzenia dziejowe dziwnie są podobne do siebie, bo włada nimi Opatrz­ność Boża, i dalsze koleje rzeczy nawraca do tegoż celu, który im wyznaczyła na po­czątku, przy stworzeniu człowieka. Uczy nas historia, że za hańbę poczytywano chrześcijanom pierwszych czasów, iż naj­większa ich część z jałmużny żyła lub z dziennego zarobku. A przecież ci ludzie bez majątku, bez znaczenia zdobyli sobie z czasem względy u bogatych i opiekę u możnych. Okazywali się pilnymi, pra­cowitymi, spokojnymi, godnymi naślado­wania w niezachwianym obstawaniu przy sprawiedliwości i miłości bratniej. Wobec tego widowiska cnót znikło uprzedzenie, zamilkła potwarz złośliwych oszczerców, a przesądy i zabobony zwolna ustąpiły miejsca prawdzie chrześcijańskiej.

b) Załagodzenie sporów między pracodawcami a robotnikami.

Położenie robotników jest dzisiaj przy­czyną sporów; czy zostaną rozstrzygnięte zgodnie ze zdrowym rozsądkiem, czy na przekór rozsądkowi ”” to na każdy spo­sób nie jest sprawą obojętną dla państwa. W zgodzie zaś z rozsądkiem i bez trudno­ści rozstrzygną je robotnicy chrześcijań­scy, jeżeli połączeni węzłami stowarzy­szeń, pod wodzą mężów roztropnych tę samą obiorą drogę, której z dobrem wła­snym i powszechnym trzymali się wspom­niani przodkowie. Chociaż bowiem wiel­ką moc nad człowiekiem mają uprzedze­nia i żądze, to przecież jeśli uczuć moral­nych nie stępi wola przewrotna, współ­obywatele z własnego popędu życzliwo­ścią swoją obdarzają tych, których obaczą pilnymi przy pracy, umiarkowanymi w wymaganiach, przekładającymi spra­wiedliwość nad zyski, a świętość obowią­zku nad wszystko.

c) Nawrócenie i poprawa błądzących.

Z tych stowarzyszeń i ta korzyść wy­niknie, że odzyskają nadzieję i możność ratowania się owi robotnicy, którzy albo wzgardzili wiarą chrześcijańską, albo oby­czajami kłam zadają swej wierze. Rozu­mieją oni częstokroć, że zwodnicze żywią nadzieje i że dają się mamić pozorami. Czują, że z jednej strony chciwi praco­dawcy niegodnie z nimi postępują i nie cenią ich wyżej, niż zasługuje zysk pobra­ny z ich pracy; że znowu z drugiej stro­ny sami uwikłali się w stowarzyszenia, gdzie zamiast miłości i wzajemnego przy­wiązania istnieją wewnętrzne niesnaski, nieodstępne towarzyszki tych ubogich, którzy pozbyli się czci i wiary. Złamani na duchu, wycieńczeni na ciele, pragną usil­nie wyzwolić się z jarzma tak upokarza­jącego, ale nie śmieją, bo trzyma ich na uwięzi bądź to wstyd przed ludźmi, bądź obawa niedostatku. Otóż tym wszystkim udzielić mogą pomocy wielce skutecznej stowarzyszenia katolickie, jeżeli chwiej­nych dla poprawy losu zaproszą do sie­bie, a troskliwej opieki użyczą tym, co się opamiętali.

 

ZAKOŃCZENIE I STRESZCZENIE CAŁEJ ENCYKLIKI

Ojciec Św. upomina wszystkich powołanych do rozwiązania kwestii socjalnej, aby bez­zwłocznie przyłożyli rękę do pracy!

Wiecie, Czcigodni Bracia, komu i w ja­ki sposób zająć się należy tą sprawą nie­zwykle trudną. Trzeba, by każdy zabrał się do swego zadania i to jak najrychlej, bo inaczej dla zwłoki w leczeniu, choroba nieuleczalną się stanie.

Panujący niechaj spieszą z ratunkiem przez ustawy i zarządzenia swoje.

Bogaci, pracodawcy niech pamię­tają o swoich obowiązkach.

Robotnicy niech praw swoich docho­dzą sposobem godziwym; gdy zaś jak po­wiedzieliśmy na wstępie, religia jedna może złe wykorzenić i wytępić doszczęt­nie, niechaj wszyscy pamiętają o tym, że najpierw trzeba wskrzesić obyczaje chrze­ścijańskie, ponieważ bez nich nie na wie­le się zdadzą wynalazki roztropności czysto ludzkiej, choćby się wydawały bardzo stosowne.

Co się tyczy Kościoła, to nigdy i w ża­dnym kierunku nie będzie się ociągał z pomocą, a praca jego tym obfitsze zro­dzi owoce, im większą swobodę będzie miał Kościół; niechaj to zrozumieją ci osobliwie, którzy z urzędu swego czuwają nad dobrem pospolitym. Niech słudzy ołtarza wytężą siły swoje i zdwoją gorli­wość; niech za Waszym, Czcigodni Bra­cia, przewodem i przykładem bezustannie ludziom wszystkich stanów na pamięć przywodzą zasady życia zaczerpnięte z Ewangelii; niech z poświęceniem pracu­ją nad zbawieniem narodów, a najbar­dziej niech tego doglądają, iżby panią i królowę cnót innych, miłość świętą, i sami zachowywali, i rozniecili w innych, tak wielkich jak i maluczkich.

Upragnionego ratunku dla społeczeń­stwa głównie wyczekiwać należy od mi­łości, szeroko rozlanej; mówimy o miłości chrześcijańskiej,  cnocie streszczającej w sobie wszystkie przepisy ewangeliczne, zawsze gotowej do poświęceń dla cudze­go dobra, najpewniejszym lekarstwie na pychę i samolubstwo. Opisał jej części składowe i znamiona boskie Paweł św. w słowach następujących: „Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest, nie szuka swego, wszystko znosi, wszystko wytrwa” (1 Kor 13, 4).

W zadatku błogosławieństwa Bożego i na dowód życzliwości Naszej Wam wszystkim, Czcigodni Bracia, duchowień­stwu i ludowi Waszemu udzielamy z ca­łego serca apostolskiego błogosławień­stwa.

Dan w Rzymie, u św. Piotra, dnia 15 ma­ja 1891 r., w roku czternastym Naszego papiestwa.

 

LEON XIII PAPIEŹ.

 


[1] Św. Tomasz, II-II q 10 a 12.

 

[2]Zaprawdę powiadam wam, iż bogaty trudno wnijdzie do królestwa niebieskiego… Łatwiej jest wielbłądowi przez dziurkę igielną przejść, niż boga­temu wnijść do królestwa niebieskiego!” (Mt 19, 23).

3Biada wam bogaczom, bo macie pociechę wa­szą! Biada wam, którzyście się nasycili, albowiem łaknąć będziecie! Biada wam, którzy się teraz śmie­jecie, bo będziecie narzekać i płakać!” (Łk 6, 24, 25).

[4] Tamże, q 65 a 2.

 

[5]Korzeń wszego złego jest chciwość” (1 Tm 6, 10).

 

[6] Immortale Dei, 1885.

[7] II-II q 61 a 1 ad 2.

[8] Św. Tomasz, De reg. princip. I, c. 15.

[9] Św. Tomasz, Contra impugnantes Dei cultum et religionem, cap. 2.

[10] Tamże.

[11]Ustawa ludzka o tyle ma charakter istotnego prawa, o ile zgadza się ze zdrowym rozumem; wte­dy widocznie wywodzi swój początek z prawa od­wiecznego. Gdy zaś od rozumu odbiega, zowie się niesprawiedliwością; ma charakter nie prawa, lecz raczej jakowegoś gwałtu” – św. Tomasz, I-II q 13 c 3.

Za: http://www.iphils.uj.edu.pl/~karas/Archiwum/Leon_XIII_Rerum_novarum.htm

 

Za: Radio Watykańskie (05/09/2011) | http://www.oecumene.radiovaticana.org/POL/articolo.asp?c=518157 | USA: Święto Pracy i 120 lat Rerum novarum

Skip to content